Światło na Północy - rozdział 4 - Davos

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Davos nigdy nie doświadczył takiego chłodu, jaki czuł w Winterfell. Mróz wydawał się być większy niż na Murze. Mimo to, albo może właśnie z tego powodu codziennie rano odwiedzał Boży Gaj. Uważał miejsce za epicentrum spokoju i harmonii, co sprawiało, że czasami zastanawiał się, czy tak naprawdę to nie byli jego prawdziwi bogowie.
Tego ranka zauważył, że pod Drzewem Sercem siedzą dwie osoby. Szczęśliwie była to Księżniczka Sansa w towarzystwie małej Lady Mormont. Szczerze uwielbiał dziewczynkę, więc bardzo cieszył się z powodu jej dobrej relacji z królewską siostrą. Zaczynał słyszeć o czym rozmawiają.
- Księżniczko, czy udamy się na południe? - zapytała mała niedźwiedzica.
- To nie jest dobre rozwiązanie dla mnie, czy nawet Jona. Jego miłość podejmie jednak decyzję samodzielnie - rzekła - Panowie i Damy z Północy muszą na to wyrazić zgodę. Zima nadeszła i nie mamy czasu na południowe wojny.
-  Oczywiście, wojna na dwa fronty nie ma sensu - Czy chciałabyś kiedykolwiek wrócić do Królewskiej Przystani, wasza miłość?
- Umrę szczęśliwa, w swoim łożu. Na Północy. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie dane mi tam wrócić - jej twarz posmutniała nagle.
- Czyż nie lubiłaś ciepła, słońca, jedzenia i pięknych sukien? Czy damy nie powinny lubić pięknych sukien? - mała niedźwiedzica kontynuowała.
- Lubiłam to wszystko kiedyś, lady Mormont. Byłam małą, głupią dziewuchą. Obawiam się, że nie polubiłabyś dawniejszej mnie.
- I już ich nie lubisz? - Lyanna obrzuciła ją sceptycznym spojrzeniem.
- Teraz... W porządku, ciągle lubię ładne suknie - Sansa roześmiała się - Ale uważam, że powinnam spędzać więcej czasu na końskim grzbiecie, czy chociaż postarać się zadbać o umiejętność posługiwania się jakąkolwiek bronią. Tak jak moja siostra, Arya. Wyszłoby mi to na lepiej.
- Oh, Księżniczko. Jeździsz i jeździłaś konno wystarczająco dobrze, żeby przywieść rycerzy Doliny. Niektóre starcia wymagają delikatniejszej ręki - Starkówna uśmiechnęła się - Proszę o wybaczenie mi zakłócania spokoju szanownych dam. Chciałem życzyć Ci dobrego losu i udać się w drogę.
- Lordzie Davosie, cieszy mnie Twój widok - odezwała się niedźwiedzica - Obawiam się jednak, że muszę opuścić Księżniczkę Sansę. Moje poranne lekcje zaczną się wkrótce, a ani miecz ani księga na mnie nie zaczeka - ukłoniła się i wybiegła radosnym krokiem z leśnej świątyni.
- Widzę, że mała dama sympatyzuje z waszą wysokością - rzekł siadając na głazie obok.
- Nie jestem pewna. Muszę jednak przyznać, że lubuję się w jej towarzystwie mimo, że ona moje jedynie toleruje. Przypomina mi Aryę.
- Nie dotarło ani słowo o Twojej siostrze?
- Nie - westchnęła - Nie wiemy nawet, gdzie zacząć szukać. Lord Baelish utrzymuje jednak, że widział ją żywą, służącą jako podczaszy Tywinowi Lannisterowi. W Harrenhall, w przebraniu chłopca. Brienne utrzymuje, że widziała ją w Dolnie, niedaleko Orlego Gniazda. Z Ogarem.
- Jestem pewny, że Księżniczka Arya jest żywa, moja Pani. Wieści o odbiciu zamku rozchodzą się po świecie, prędzej czy później dotrą do niej. A ona wtedy przybędzie do domu.
Sansa zmarszczyła brwi, jednak ciągle uśmiechała się do niego. Siedzieli jeszcze chwilę rozmawiając o północnych lordach, pozwalając osiąść płatkom śniegu na ich ciepłych płaszczach. Dziewczyna rozważała jak utrzymać poparcie wasali. Nad nimi latała swobodnie śnieżna sowa, zlewająca się z białym puchem pokrywającym drzewa strażnicze. Piękny ptak przebywał w Winterfell, jakoby jej towarzyszył. Nie opuszczał jej odkąd po raz pierwszy zobaczyła go w obozowisku.
- Wasza lordowska mość, wspominałeś o nauce z młodą księżniczką... zanim odeszła.
- Tak, wspominałem, Księżniczko - odpowiedział rycerz. Jego serce stało się ciężkie na wspomnienie o ukochanej Shireen - uczyła mnie czytać. Nie interesowała się, że byłem jedynie przemytnikiem z Zapchlonego Tyłka.
- Czy byłbyś w stanie dalej się uczyć? Wiem, że wiele ksiąg zostało zniszczonych.
- Tak, spróbuję kiedy znajdę czas. Mam parę tomów z bibliotek Czarnego Zamku, które podarował mi jego miłość. Nie mam jednak nauczyciela.
Davos widział, jak oczy księżniczki rozszerzają się.
- Może mogę Ci pomóc, panie. Ja mogłabym być Twoim nauczycielem.
- Księżniczko, to niezwykle miłe z Twojej strony, lecz jestem pewien, że jesteś zajęta zarządzaniem swoją ziemią.
- Nie sądzę, panie. Zima nadeszła i paradoksalnie zakres moich obowiązków się zawężył. 
- To dla mnie wielki honor. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie będę nazbyt dobrym uczniem, wasza miłość.
- Oh, nie wierzę, że tak będzie. Każdy uczeń po prostu potrzebuje dobrego nauczyciela. Nie byłam specjalnie dobra w obliczeniach jako dziewczynka. Prawdopodobnie ciągle nie jestem specjalnie dobra.
- Ah, obliczenia. Każdy przemytnik musi się na nich znać, jeśli chce nim pozostać - powiedział - jeśli zechciałabyś, mógłbym Ci pomóc. Władca musi się na nich znać, jeśli chce nim pozostać.
- To świetnie, lordzie Davosie. Nauka z Tobą będzie przyjemnością.
- Więc to już pewne.
- Tak, zaczniemy jutrzejszego ranka. Późnego ranka.
- Jak moja księżniczka sobie życzy. Opuszczę Cię jednak teraz, nie zwykłem do takich chłodów. Jak bardzo bym chciał, tak bardzo nie potrafię siedzieć na mrozie tak długo jak Ty, czy jego miłość.
Rycerz podniósł się i zapowiedział jeszcze, że przybędzie później na naradę zarządzoną przez Jona, który to robił niemal każdego dnia.
- Wasza lordowska mość, jesteś prawdziwym przyjacielem jego miłości i moim.
- Mam nadzieję, że okażę się warty tej przyjaźni.
- Jestem pewna, że tak będzie - uśmiechnęła się miło do niego.
Odchodząc, pomyślał o cichej sile młodej księżniczki. Silę, która w niej była mimo tego wszystkiego, co sprawiło, że jej ród upadł. Był pewien, że stanie się wielkim władcą, a razem z Jonem jego wojennym doświadczeniem, ustanowią potężną parę. Piękną również. Wilki, biały i czerwony, jak ich zwą. Jon szczupły i silny. Sansa wysoka i olśniewająco piękna. Widziałem, jak wiele mężczyzn się na nią patrzy, ale nigdy kiedy jego miłość jest blisko. Jak gdyby wiedzieli, że ona należy do niego. Większość ludzi patrzyła się na nich jak na kochanków, nie ważne czy nimi byli czy nie. Rozmyślał jeszcze, czy to nie prawda o pochodzeniu Jona sprawiła, że zaczęli być tacy nieostrożni. Davos przewidywał, że więcej niż jedna osoba będzie próbowała ich rozbić. Jeśli jego podejrzenia się sprawdzą, to nie będzie trudne zadanie.
Król uśmiechał się jedynie w obecności Sansy. Jadali razem śniadania, znacznie wcześniej niż reszta zamku. Pewnego dnia, gdy Davos przemierzał korytarze wiodące obok komnat lordowskich, usłyszał stłumiony śmiech i był pewien, że to byli oni. Z kolei gdy tego ranka wchodził do wielkiej komnaty, siedzieli nieprzyzwoicie blisko siebie, ze złączonymi pod stołem dłońmi. Oczywiście, natychmiast się odsunęli, kiedy uświadomili sobie, że nie są sami. Gdyby tego jeszcze nie było mało, zasłyszał o czym dyskutują służące. Ćwierkały o Królu, który znalazł drogę nie tylko do serca Księżniczki, ale i jej łoża. Mówiły, że wymyka się każdego ranka, zanim obudzą się inni.
Księżniczka mogła utrzymywać, że to nocne mary sprawiają, że dzieli łoże z bratem, jednak ludzie wkrótce i tak zaczną pytać, dlaczego nie wezwała służącej. Nikt nie odważył się jeszcze tego zrobić, jednak Davos wiedział, że nieprzychylni ludzie niedługo zaczną ich porównywać z Lannisterami. Bał się, że młodzi kochankowie będą poczynać zbyt śmiało, kiedy zbyt wiele sekretów nie zostało zdradzone światu. Mrucząc pod nosem wracał do warowni.
Szare, popołudniowe światło wpadało leniwie do komnaty, gdy wszedł do lordowskiej samotni, w celu dyskusji z Jonem, Sansą i Littlefingerem. Dzisiaj dołączy do niż również Lady Mormont. Dziewczynka przejawiała duże umiejętności taktyczne. Król na Północy zebrał dziwną radę. Radę, która nie była nawet ze sobą zgodna. Jon interesował się Północą i walką z Innymi. Littlefinger interesował się Południem, w celu wzmocnienia Starków i swojej pozycji siłą rzeczy. Davos wątpił, że Lorda Baelisha interesowało wzmocnienie pozycji któregokolwiek z dziedziców Starków, jeśli on sam nie wyciągnąłby z tego dużych korzyści. Sansa chciała, żeby zostali w Winterfell i wzmacniali fortyfikacje. Nie miało sensu udawanie się na Południe, więc kobieta miała rację. Przynajmniej dopóty zima nie puści. Mimo tego widział, jak wahała się. Była uwięziona pomiędzy mężczyzną, którym gardziła a tym, w którym zakochiwała się co raz bardziej.
- Matka Smoków prawdopodobnie będzie nacierać na Królewską Przystań. Mówią, że wzięła Smoczą Skałę z łatwością - powiedział Baelish - Cersei nie wytrzyma długo.
- Nie wytrzyma? - Sansa była sceptyczna - ona nie ma nic do stracenia. Ucieknie do Casterly Rock, jeżeli będzie musiała. Tyrellowie stracili wszystkich dziedziców, wątpię że dadzą radę ją zatrzymać.
- Będziemy negocjować pokój z kimkolwiek, kto wygra. Nie chcemy Południa - zadeklarował Król na Północy, marszcząc brwi.
- Chcemy niezależnej Północy - przypomniała Lady Mormont.
- Tak, to to czego chcemy - rudowłosa przytaknęła - Cersei nam jej nie da. Nie wiemy też, czego chce ta Mereeńska Królowa. Czy jeśli wygra, każe nam ugiąć kolan?
- Jest Królową z rodu Targaryenów. Smoczą, nie Mereeńską - Littlefinger uśmiechnął się z przekąsem. Skromnym zdaniem Davosa, komentarz ten nie wniósł tego, co miał.
- Matka Smoków, Szalona Królowa... Ktokolwiek wygra, będzie zbyt osłabiony żeby spojrzeć się na odległą Północ. A kiedy się spojrzy, będzie środek zimy.
- Dokładnie, Davosie. Wtedy będziemy mieć inne zmartwienia.
- A czy z Cytadeli przyszły jakieś nowe wiadomości? - Sansa ryzykowała tym pytaniem, biorąc pod uwagę, że tuż obok niej, za blisko jak na gusta zarówno Jona jak i Davosa, stał Littlefinger. Z kolejnymi dniami co raz bardziej obawiała się Innych, pragnęła ponad wszystko dowiedzieć się, jak z nimi walczyć. W jego obecności wielokrotnie dyskutowała o tym z Jonem. Jeśli Davos zorientował się, że to było ryzykowne w obecności Baelisha, sam zainteresowany, znacznie sprytniejszy od niego, z pewnością również zwrócił na to uwagę.
- Tak. Musimy znaleźć więcej smoczego szkła.
Konwersacja zwróciła się ku potencjalnych miejsc, gdzie znajdowały się jego rudy oraz jak robić z niego strzały. Protektor Doliny zdawał się być tym faktem zirytowany. Wkrótce opuścił pomieszczenie, a mała niedźwiedzica zrobiła to niedługo potem. Mówiła o lekcjach posługiwania się mieczem. Sam również planował wyjść, jednak jego król poprosił go, aby został razem z nim i jego siostrą.
- Słyszeliśmy więcej z Cytadeli, lordzie Davosie - Jon zaczął. Spojrzał się na Sansę, zanim zamknął drzwi.
- Zdaje się, że mój ojciec... Znaczy Lord Stark wysłał kogoś, aby do Cytadeli dotarła informacja o moich narodzinach. Znaleźliśmy maesterów, którzy się tym zajęli. Nie wiem, ile trzeba było im ofiarować złota, aby to tak zagrzebali. W każdym razie, nagrobek nie kłamie. Jestem synem Rhaegara Targaryena i Lyanny Stark - wbił wzrok w biurko, na którym leżał pergamin.
- Septon udzielił im ślubu mimo... Jego innego ślubu.
Cebulowy Rycerz widział, jak bardzo mu to ciążyło i się nie dziwił. Był nie tylko synem Rhaegara, ale również jego prawowitym dziedzicem, jeśli jego drugi mariaż zostanie uznany za ważny. Ned Stark musiał naprawdę wierzyć, że Robert go zabije, żeby okraść go z tej wiedzy.
- Czy planujesz zgłaszać swoje pretensje do Żelaznego Tronu, wasza miłość? Jeśli ta Matka Smoków jest ostatnim Targaryenem, masz każde prawo...
- Nie! Niech diabli wezmą całe Południe. Jeśli Daenerys chce tego żelastwa, to niech je weźmie. Musimy chronić Północ.
- Tak, wasza miłość. Ale mimo wszystko będziemy potrzebować do tego pomocy Południa.
Młodzi władcy wymienili spojrzenia. Jon jęknął wiedząc, że były przemytnik ma rację. Wiedział również, że jego Księżniczka i Lordowie będą nastawieni przeciwko wszystkiemu, co ogranicza ich niepodległość. Davos nie zazdrościł mu wątpliwej przyjemności piastowania urzędu.
- Stannis cenił sobie moje zdanie, bo mówiłem bez ogródek, wasze miłości - rzekł.
- Tak jak robimy to my, wasza lordowska mość - dodała księżniczka - nie jest łatwo o dobrą i prawdziwą radę w obecnych czasach.
- Dziękujemy, panie. Księżniczka i ja będziemy mieli o czym myśleć.
- Oczywiście. Zostawiam wasze miłości same.
Davos ukłonił się i opuścił ich. Odkąd odkrył nagrobek w kryptach, młody Snow wydawał się być co raz bardziej spięty i zmęczony, mimo że zawsze był nieco ponury. Tak jak każdy Stark według Littlefingera. Biorąc pod uwagę wszystko, co wiedział na temat Neda Starka, trudno było uwierzyć, że nie jest jego naturalnym synem. Lyanna musiała być do niego bardzo podobna. Może jednak to Rhaegar i Ned nie byli tacy inni? Lyanna nie byłaby pierwszą kobietą na świecie, która zakochałaby się w mężczyźnie podobnym to kogoś z jej rodziny. Podobnym do ukochanego ojca albo brata. Tego samego dnia dołączył do Jona, Sansy i Littlefingera w Wielkiej Sali. Był to czas popołudniowego posiłku, na który składała się potrawka i świeży chleb. Baelish zdawał się czuć niekomfortowo, że Jon i Sansa wymykają mu się spoza kontroli.
- Moi przyjaciele z Królewskiej Przystani mówią, że Cersei jest równie słaba jak jej wojska. Smocza Królowa przejmie stolicę z łatwością - zadeklarował. Littlefinger mówiąc to wydawał się być jeszcze bardziej przebiegły oraz przekonany swego, że Davos mógł przysiąść na każdych bogów, że coś się święci.
- I co mamy w związku z tym zrobić, Lordzie Baelish? - głos Jona sugerował, że sama obecność jegomościa go denerwuje.
- Zawiązać sojusz - odpowiedział bez ogródek. Jon i Sansa spojrzeli się na siebie.
- Czy rycerze Doliny uformują ten sojusz?
- Ah, nie mogę podejmować takich decyzji. Młody Lord Arryn musi to zrobić. Jestem pewien, że to zrobi. Szczególnie, jeśli będzie mógł iść w ślad za swoją kuzynką - zwrócił się ku Sansie - jest coś więcej.
- Więcej? - spytała.
- Tak, bo widzisz, Smocza Królowa jest niezwykle chętna na zawiązanie mocnej współpracy z potężnym rodem.
- Co masz na myśli? - Jon zadał pytanie.
- Mówię o sojuszu poprzez związek małżeński, wasza miłość. Straszna szkoda, gdyż Słodki Robbin jest zbyt chorowity. Niezwykle chciałby zobaczyć smoki.
- Jestem pewna, że ta królowa będzie miała wielu zalotników w całym Westeros. Słyszałam, że jest piękna - rzekła księżniczka.
- Ma hordę Dothraków oraz armię nieskalanych, statki Greyjoyów, rycerzy Reach i Dornijskich wojowników. Tacy wojowie każdą królową uczynią piękną i atrakcyjną - spojrzał się na Jona - ciągle mówisz o wojnie z Innymi. Będziesz potrzebował takiej armii, wasza miłość.
Jon przekręcił się nerwowo. Davos uznał, że to jego kolej na zabranie głosu. Nie mógł pozwolić temu robakowi na rozdzielanie Króla i Księżniczki.
- Dothrakowie zamarzną zanim dotrą do Przesmyku. Poza tym, po walce z przeklętą Cersei Lannister, siły Targaryenki będą bardzo osłabione. Lord Baelish nie jest jednakże pozbawiony racji, wasze miłości. Nie wiem zbyt dużo o prowadzeniu kampanii wojennej z Innymi, aczkolwiek to może być dobre wyjście.
Davos obserwował całą trójkę. Jon pozostał cicho, a Sansa pociągnęła długi łyk wina z pucharu. Łypnęła wzrokiem na Littlefingera, który wydawał się być w ogóle nie wzruszony.
- Kiedy armie Lannisterów zostaną pokonane, należy zwrócić się ku Dorzeczu. Wiadomo już, że Lord Frey nie żyje, jednak mój wuj Edmure przetrwał. Z wideł Tridentu docierają coraz to nowe wieści.
- A kto pokona te armie? - spytał Lord Protektor Doliny - Myślisz, że Matka Smoków zechcę pomóc Północy, jeśli ona nie pomoże jej?
- Udaj się na Południe, utrzymaj Bliźniaki i odbij Riverrun - kontynuował - a co najważniejsze, sprzymierz się z Matką Smoków. Małżeństwo Króla na Północy i Daenerys Targaryen.
Davos czuł, jaki chłód bił od Sansy, gdy patrzyła się na Baelisha.
- Nie potrzebujemy małżeństw. Jestem pewien, że poradzimy sobie inaczej.
- Jak inaczej? Jedynie przez ożenek możesz pozostać Królem na Północy - twierdził w zaparte Baelish.
Davos wiedział, że powinien się odezwać, aby załagodzić sytuację. Nie mógł jednak jakkolwiek podważyć logiki Littlefingera bez zdradzania tajemnic królewskiej rodziny. Gdyby to się wydało, Król by potrzebował na gwałt tego sojuszu. Jednak nie z żadną Targaryeńską Królową, a z Północną Księżniczką.
- Wyciągasz wiele nieprawidłowych wniosków, Lordzie Baelish - Sansa odezwała się w końcu, jednak ciągle nie była ani trochę cieplejsza w odbiorze.
- Moja Księżniczko, doradzam Królowi najlepiej jak mogę - odpowiedział - Czyż to nie jest dobra partia? Twój poprzedni mąż to jej namiestnik. Możesz do niego napisać, aby poparł sprawę Jona.
Davos zadrżał, zaskoczony jak śmiele Littlefinger sobie poczyna. Definitywnie chciał ich rozdzielić, ale po co? Czy celem jego działań była ręka Sansy Stark? Na wspomnienie jej poprzedniego męża, Jon widocznie się zdenerwował. Niespodziewanie, Sansa walnęła pięśćmi w blat.
- Lordzie Baelish, nie będę pisać listów do żadnego Lannistera, nieważne o co chodzi. Na za dużo sobie pozwalasz! - podniosła głos, co było rzadkością. Davos nigdy nie widział jej w takiej furii. Musi być jednak ostrożna, bo ciągle potrzebowali poparcia Doliny.
- Kochana Sanso, wybacz, wasza miłość. Nie miałem zamiaru Cię obrazić - przeprosił nieszczerze - Oboje potrzebujecie tego sojuszu. Księżniczka powinna odnowić mariaż z Lordem Tyrionem, a potem ty wziąć za żonę Daenerys Targaryen.
Rycerz był zaszokowany. Baelish posuwał się co raz dalej w swojej bezczelności. Jon drżał z gniewu.
- To bardzo śmiałe, Lordzie Baelish - rzekł Davos, desperacko próbując wesprzeć swoich ukochanych władców - nie wydaje mi się, że jej miłość życzy sobie przypominania nieważnego, wymuszonego ożenku. 
- Czy wasze miłości mają coś przeciwko takiej formie? Czy coś nie zostało powiedziane?
- Ostrożnie, wasza lordowska mość.
- Moja Księżniczko, wybacz mi tak niedelikatną mowę. Jestem pewien, że to jest wierutne kłamstwo, jednak służące ćwierkają o bracie i siostrze, którzy są za blisko siebie. Być może pewna księżniczka zbyt długo towarzyszyła Cersei Lannister - rzekł, patrząc prosto na Sansę. Davos modlił się gorąco, żeby Sansa nie wybuchła gniewem.
- Co insynuujesz? - ledwo trzymała emocje na wodzy.
- Naprawdę? Nie wydaje mi się, żeby właściwie było zajmować się jakąś nieprawdziwą plotką - dodał Davos.
- Wystarczająco! - krzyknął Jon. Wbił nóż w kawałek mięsa z takim impetem, że nieskruszenie się talerza było cudem.
- Wasza miłość, powinieneś się zastanowić nad tym, co powiedziałem - powiedział jeszcze lord z paluchów, żeby mieć ostatnie zdanie.
- Powiedziałem wystarczająco! I to się tyczy was wszystkich. Sam zdecyduję i nie życzę sobie słyszeć ani słowa więcej na ten temat!
Sansa wstała i zacisnęła dłonie. Gniew malujący się na jej twarzy był wystarczającym dowodem dla rycerza, że Littlefinger gorzko pożałuje swoich słów. Wyszła z hukiem z komnaty, a Jon podążył za nią. Davos sam zdenerwował się niepojęcie, gdy ujrzał wyraz satysfakcji na twarzy Baelisha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro