29. Bal

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z wiadomych powodów nie mogłam zostać eskortowana przez Dante. Ojciec nie chciał upubliczniać sprawy naszych ponownych zaręczyn, dopóki jego przyszły zięć nie zrobi porządku z plotkami, iż widuje się z Aleyną. W dodatku miał wspomóc mnie przy Reginie. Z tym nie byłam taka pewna, ale tata zagroził Dante, że jeśli jego matka dalej będzie mnie źle traktować, to nawet skandal z dzieckiem nie pomoże mu w zdobyciu mojej ręki. Był na tyle poważny w tej kwestii, że nie śmiałam mu wątpić.

Tak czy siak wiedziałam jedno. Nie wszyscy członkowie arystokracji byli głupi. Byłam pewna, że któryś z nich domyśli się tego, co się działo i pojawią się kolejne plotki. Wręcz liczyłam na to. Dzięki temu Alina nie będzie dalej się puszyć, przynajmniej przez jakiś czas, ze względu na przeżyty szok. Później pewnie coś wymyśli, aby uwaga była ponownie skierowana na nią, choć to będzie już trudniejsze. Raczej wszyscy skupią się na nas - mnie i Dante - i naszej historii. To, jednak było dla mnie mało istotne.

Rozejrzałam się po olbrzymiej sali balowej w pałacu cesarskim. Było zbyt wiele ludzi zgromadzonych w środku, by udało mi się znaleźć w tłumie Dante. Albo choćby jego rodzeństwo. Musiałabym przeszukać każdy kąt, a nie było wiadomo czy mężczyzna nie robiłby tego samego w tym samym czasie. Wtedy zmarnowalibyśmy cenne minuty na bezskuteczne poszukiwania, zamiast delektowanie się sobą.

Ojciec chrząknął z zadowoleniem ciągnąc nas do swoich przyjaciół i ich synów. Uznał zapewne, że to rozwiąże jego problem z moim "zauroczeniem", jak to zwykł nazywać. Zupełnie, jak gdybym miała od razu zakochać się w kimś, kogo przede mną postawi.

Oczywiście zbyt problematyczne byłoby tłumaczenie ojcu, że to nie będzie aż takie proste. Zresztą matka zapewniała mnie, iż pomoże we wszystkim, bo bardzo cieszyło ją to, co usłyszała ode mnie. Zachowywała się zupełnie, jak markiz West, który z przyjemnością odwiedzał nas z Dante byleby poznać swoją przyszłą synową.

- Skarbie - matka pociągnęła mnie za rękę - przynieś mi wody, dobrze?

- Źle się czujesz? - spytałam ze zmartwieniem.

Matka od rana wydawała się czymś strapiona. Wciąż marszczyła czoło, zupełnie jak teraz. Nawet jej czarne włosy zdawały się odzwierciedlać jej zachowanie, wijąc się niczym spragnione ofiary węże.

- Muszę się napić - zbyła mnie.

Wzdychając ruszyłam w stronę bufetu, gdzie musiały znajdować się szklanki z wodą. Trochę mi zajęło dostanie się na miejsce przez tłum okupujący parkiet przy stolikach, jako że było to idealne miejsce do dłuższej rozmowy, której nie udałoby się przerwać dzięki obecności napojów.

Chwyciłam szklankę, po czym wzdrygnęłam się, kiedy ktoś niespodziewanie mnie dotknął. Koło mnie stała Regina West, mocno przytrzymując się mojego łokcia, jakby była to jej ostatnia deska ratunku. Nie tylko to wydawało się dziwne. Markiza była ubrana skromnie w jasnobrązową sukienkę bez ozdób, jednolitą aż po szyję, nadgarstki i kostki. Ciemnoblond włosy związała zwykłą tasiemką w połowie długości włosów. Na szyi miała cieniutki łańcuszek ze złota, zaś na ustach niepewny uśmiech. Wszystko to sprawiło, że powstrzymałam się przed odepchnięciem kobiety. Także to, że wydawała się bledsza niż zazwyczaj.

- Och - wyszeptałam, już chcąc dygnąć, ale i to powstrzymała Regina. - Ma...

- Pewnie to nieodpowiednie miejsce na tego typu rozmowę, ale nie mamy innego wyjścia - wtrąciła przymykając oczy. Kiedy je ponownie otworzyła, wbiły się w moje z determinacją, która rozjaśniła jasnobrązowe tęczówki. - Meridian chciałabym cię przeprosić za swoje karygodne zachowanie. Dante wszystko mi wyjaśnił, przyjmując rolę, którą powinnam wykazać się ja. Jednak oślepiła mnie wściekłość i złość na to, co zrobiłaś jeszcze jako dziecko, przez co skrzywdziłam was oboje. Gdybym dopuściła się kolejnych błędów, prawdopodobnie unieszczęśliwiłabym was oboje do końca życia, czego bardzo żałuję.

- Pani...

- Pewnie mi nie wybaczysz, co jest całkowicie zrozumiałe - kontynuowała nerwowo, zachowując się podobnie do mnie w sytuacjach stresowych. - Mimo to, będę starać się poprawić naszą relację, byście byli szczęśliwi. Prócz tego postaram się cię poznać, bo wszyscy opowiadali mi, jak wspaniałą osobą jesteś, więc sama stałam się ciekawa.

- Pani West - przerwałam kobiecie, podając Reginie trzymaną szklankę wody. Zdawała się jej potrzebować. - Nie musi pani tego wszystkiego robić. Rozumiem dlaczego stało się to, co się stało. Jestem pewna, że postąpiłabym podobnie na markizy miejscu. Mogłam być dzieckiem, ale to wcale nie znaczyło, że nie odróżniałam poprawnego zachowania, od tego złego. Dlatego pani nie winię. Mówię szczerze - poklepałam kobietę po ramienia, pilnując by wypiła zawartość szklanki.

Poważnie zaczynałam się martwić o stan zdrowia markizy. Regina była blada, zaś jej oczy zrobiły się szkliste, zupełnie jak gdyby miała zamiar się rozpłakać. W dodatku kobieta mocniej chwyciła mój łokieć, przytrzymując się mnie. Jednak zanim udało mi się ją podeprzeć, ktoś wcisnął się miedzy nas dwie.

Po mocnym zapachu poznałam Alinę, nawet nie potrzebując się na nią patrzeć. Tym razem spięła pospolicie wyglądające, rude włosy w wysoką fryzurę, która za nic nie pasowała do jasnozielonej sukienki pełnej ozdób. Śmiało można było przyrównać mojego wroga do dekoracji świątecznych, których było zdecydowanie za dużo. Prócz tego były zbytnio pstrokate, o czym właścicielka zdawała się być nieświadoma.

- Panno Meridian! - zawołała z zatroskaniem - Proszę zważać na zdrowie markizy West! Jak mogłaś zaatakować tę zacną kobietę? Może panna być zdruzgotana i sfrustrowana z powodu zerwanych zaręczyn, ale żeby od razu mścić się na markizie za własne błędy?

Głos Aliny dość słabo przebijał się przez ogólny gwar, wobec czego niewiele osób zwróciło na nas uwagę. Pomimo tego, dziewczyna zdawała się zadowolona z rezultatów, jakby samym tym miała wpaść w czyjeś łaski.

W tym wypadku Alina popełniła kilka kluczowych błędów. Po pierwsze było widać, ze robi to ze względu na potrzebę uwagi. Po drugie - Regina nie była osobą, którą należało bronić w taki sposób, a prócz tego kimś, kogo można było dotknąć, bo się tego chciało. Ostatnim błędem było to, że nie wzięła pod uwagi możliwości przegranej. Z tego powodu, gdy Regina odepchnęła rękę Aliny z odrazą na twarzy i przysunęła się z powrotem ku mnie, na twarzy panny pojawiło się wiele uczuć. Większość dotyczyła zaskoczenia, zażenowania i potrzeby znalezienia czegoś, co mogłoby ją uratować. W tym zebrany tłum raczej nie pomagał, a jedynie zawadzał, bo zaczynał już szeptać. Alina zwyczajnie ośmieszyła samą siebie, zapominając o użyciu głowy, choć raz na jakiś czas na przyjęciach.

- Nie jestem pewna o czym panna mówi - obruszyła się Regina. - Ani Meridian mnie nie zaatakowała, ani nie prosiłam o ratunek. Dlaczego miałabym zostać skrzywdzona lub uciekać przed przyszłą synową? Nie wiedziałam, że to zbrodnia chcieć porozmawiać z osobą, której się szukało w tym celu!

- S- synowa? - spytała Alina słabo. Niebieskie oczy skakały to z mojej zadowolonej twarzy, to na marszczące się czoło Reginy. - Markiza powiedziała...?

- Tak. Meridian zostanie moją synową - pani West wypięła dumnie klatkę piersiową, całkowicie mnie zaskakując. - Byłoby miło, gdyby panna odeszła, dając mi dokończyć naszą rozmowę.

Przez te słowa, zażenowana i zaczerwieniona Alina odeszła, przyznając się do porażki. Mogłam cieszyć się z tego zwycięstwa. Jednocześnie będąc pewna, że to nie był koniec. Alina będzie chciała odpłacić się za to upokorzenie w sposób, który znajdzie dzięki swoim popleczniczką posiadającym mózg.

Regina odwróciła się ku mnie, podtrzymując mojego ramienia. Zdawała się powierzać mojej opiece, jakby była pewna, że jej nie zawiodę.

- Ulżyło mi po twoich słowach, Meridian - wyznała starając się uśmiechnąć. - Dante jest na balkonie - wskazała drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie od nas. - Czeka na ciebie - zerknęła w stronę szklanek z wodą. - Pozwól mi zanieść twojej mamie coś do picia.

Uśmiechnęłam się, przytulając szybko do kobiety, która z zaskoczenia pisnęła. Dopiero wtedy przebiłam się pośpiesznie przez tłum w stronę wskazanego balkonu. Przez cały tydzień nie mogłam zobaczyć się z Dante z powodu ojca. Nawet listów od niego nie dostałam przez nadopiekuńczego rodzica, który starał się nas odgrodzić od siebie. W tym celu nasłał na mnie również przyjaciółki. Te zamiast załagodzić sprawę, śmiały się z nas i dokuczały mi na przeróżne sposoby. Dobrze się przy tym bawiąc.

Z tego powodu, dziś, zamierzałam je ignorować zajmując się własnym życiem miłosnym. Zresztą potrzebowałam spotkać się z Dante bardziej niż z tymi wrednymi babami, które wykorzystywały mnie byleby poprawić sobie humor i zdobyć cenne informacje co do biznesu Malty, która poważnie rozważała swoje opcje. Wydawało się, że już niedługo uwolni się od swojego obojętnego męża i zacznie żyć dla siebie.

Jednak to nie było teraz ważne!

Pośpiesznie weszłam na balkon, zamykając za sobą drzwi. Zaraz potem na chwilę straciłam wzrok przez ciemność panującą na zewnątrz. Mimo to od razu rozpoznałam znajome ramiona obejmujące mnie od tyłu. Dante mógł doskonale widzieć w tej ciemności, gdyż był tu już od jakiegoś czasu. Wobec czego korzystał z sytuacji póki mógł.

- Tęskniłem - wyszeptał mi do ucha, pozwalając mi się odwrócić do niego przodem. - Bardzo - poskarżył się.

- Ja za tobą też - przyznałam przytulając się do mężczyzny. - Trzeba, więc znaleźć sposób, by się spotykać bez wiedzy ojca.

- Ale w ten sposób się do mnie nie przekona - jęknął cierpiętniczo w moje włosy. - A chcę żeby mnie polubił!

Dante podprowadził nas do ściany, o którą się oparł dalej tuląc mnie do siebie. W ten sposób nie byliśmy aż tak zauważalni z innych balkonów. Było to wspaniałe miejsce do robienia tego na co miało się ochotę.

Stanęłam na palcach gotowa pocałować Dante, którego twarz już widziałam, ale nam przeszkodzono. Na balkon wleciał Wiktor, kompletnie nie przejmując się zasłoniętymi kotarami. Na nasz widok nawet się nie zawahał, jakby jego etap bania się mnie przeminął.

- Przepraszam za najście - powiedział, choć w jego głosie nie dało się wyczuć ani nutki przeprosin - ale na zewnątrz czeka wielu dżentelmenów. Chcą z tobą, Dante, porozmawiać w sprawie nowej inwestycji. Teraz.

- Daj nam chwilkę - rzucił Dante, ciężko wzdychając na słowa swojego asystenta, który od razu pokręcił głową dalej nam przeszkadzając.

- Nie mogę - zaprzeczył.

- Jesteśmy zajęci - wtrąciłam się mrużąc groźnie oczy. - Nie widzisz, że zamierzaliśmy się całować? Pary chcą się sobą delektować, wiesz? Więc lepiej wyjdź, zanim... kto wie co się stanie? - zaśmiałam się niczym wiedźma. - Wiedziałeś, że jedna z moich sióstr magicznie pojawiła się po jednym z balów? Zapewne możesz się domyślić w jaki sposób i gdzie.

Wiktorowi upadł notes na ziemię, którego zauważyłam dopiero teraz. Zaraz potem mężczyzna pochylił się, szybko zbierając go z ziemi i uciekając z balkonu. Niewątpliwie z zaczerwienionymi policzkami.

Przytuliłam się ponownie do Dante z zadowoleniem. Było miło wiedzieć, że w tak łatwy sposób mogło się pozbyć asystenta.

- Poważnie? - spytał Dante z zainteresowaniem.

- Tak słyszałam - przytaknęłam nie wspominając, że wiem o tym przez sprawdzone źródło. To jedynie, by go rozgniewało, czego teraz nie potrzebowałam.

Mężczyzna chętnie odpowiedział na mój pocałunek, całując mnie z dużym entuzjazmem. Po chwili Dante obrócił nas tak, abym to ja opierała się plecami o ścianę. Jedną rękę oparł o nią, tuż przy mojej głowie, zaś drugą - na moim policzku, lekko go gładząc.

- Kocham cię, Mer - wyszeptał do mojego ucha, całując i je. Na co zachichotałam.

- Ja ciebie też, Dan - wymamrotałam przyglądając się jego zielono- niebieskim oczom z czułością. - Kocham cię.

Dante uśmiechnął się ponownie mnie całując, lecz tylko na moment. Zaraz potem zdawało się, że sobie coś przypomniał. Mężczyzna zachichotał opierając swoje czoło o moje.

- Cóż za słodka zemsta - mruknął przymykając oczy. - Jako dziecko chciałem cię mieć przy sobie, bo byłaś moim wszystkim. Latałem za tobą wszędzie. Potem cię znienawidziłem z powodu skradzionego pocałunku na oczach tłumu, chociaż sam zamierzałem to zrobić, gdy bylibyśmy sami - otworzył oczy wbijając wzrok we mnie. - Wyjechałem i właśnie ta rozłąka była istnym cierpieniem. Cały czas myślałem jedynie o tobie, zastanawiając się, jak by cię tu dopaść, a teraz? Teraz latasz za mną, zupełnie jak ja za tobą w młodości. Oczy ci się skrzą, kiedy na mnie patrzysz. I nie potrafisz odmówić mi absolutnie niczego - zaśmiał się czule gładząc mnie po policzku. Jego wzrok opadł na moje usta, które w odpowiedzi zamrowiły. - Cóż za wspaniała zemsta. Oboje za sobą latamy.

- Słodka zemsta - przytaknęłam całując wnętrze dłoni Dante i jego nadgarstek, wciąż mu się przyglądając. Mężczyzna drgnął z trudem przełykając ślinę. - Chcesz się dalej mścić?

- Haha! Będziesz wtedy krzyczeć niczym opętaniec, że mnie kochasz? Tam na sali?

- A mam? - spytałam z żartobliwym uśmieszkiem. Przysunęłam twarz bliżej Dante. - Chcesz?

West zamrugał, zaraz potem uśmiechnął się całując mnie w czoło. Sama pocałowałam go w policzek, kącik ust, a na koniec w usta. Dante miał rację. Niczego bym mu nie odmówiła. Nie teraz, kiedy tak bardzo go kochałam.

- Chcesz? - spytałam ponownie, stając na palcach wyszeptałam do jego ucha. - Kocham cię do szaleństwa, Dan. Kochałam i uwielbiałam cię jako dziecko - cmoknęłam go w ucho, następnie kontynuując - i kocham, uwielbiam cię teraz.

Dante opuścił głowę na moje ramię, mocno obejmując mnie w pasie. Zdawał się przed czymś powstrzymywać, wręcz tocząc walkę z samym sobą.

- Co ty ze mną robisz, Mer? - wymamrotał z trudem się rozluźniając - Jeśli tak dalej pójdzie zostaniesz moją kobietą nawet bez błogosławieństwa hrabi Evans.

- To taaaakie straszne - wyszeptałam żartobliwie.

- Dość! - zadecydował, poprawiając mi sukienkę oraz włosy - Wracamy, nim stanie się coś niewłaściwego.

Następnie pociągnął mnie z powrotem do sali balowej. Ku parkietowi, gdzie zamierzał zademonstrować swoje umiejętności taneczne. A cała arystokracja na nas patrzyła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro