12. Wyczekiwana odpowiedź

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyczekiwałam odpowiedzi od rana. Wysłany rycerz, obiecał czekać i męczyć Dante aż ten cokolwiek odpisze, wobec czego wiedziałam, że coś musi przynieść. Taką nadzieję żywiłam od wieczora do ranka. W połowie śpiąc, ale jednak wierząc, że wreszcie dostanę odpowiedź.

- Sara?

- Tak, panienko? - spytała dziewczyna czesząc moje włosy.

- Przygotowałaś podarek dla wracającego rycerza? - dopytywałam.

- Oczywiście panienko. Przygotowałam wszystko zgodnie z twoimi wytycznymi.

- Doskonale - spojrzałam na okrągłą twarz swojej pokojówki z radością. - Nie mogę się doczekać!

W odbiciu lustra zobaczyłam szeroki uśmiech Sary, która wyczuła moje podekscytowanie. Nigdy wcześniej czegoś tak nie wyczekiwałam, jak listu od Dante. Było to doprawdy zaskakujące, lecz wcale nie dziwne. Czułam się, jak podrostek oczekujący spotkania z tym ważnym kimś.

Spojrzałam w dół na swoje ręce, które nerwowo zaciskałam ze sobą. To wyczekiwanie było przyjemną rzeczą, ale moja cierpliwość i spokojne siedzenie w miejscu, powoli się kończyły. Miałam ochotę podejść do okna w korytarzu, wypatrując jakiegokolwiek znaku nadjeżdżającego rycerza. To z tego powodu wstałam prawie o świcie i także dlatego nie mogłam usiedzieć przy toaletce.

Było to zadziwiające, ale po tak długim czasie sprzeczania się z Dante, tęskniłam za nim. Szczególnie teraz, kiedy matka uparcie wyciągała mnie na różne przyjęcia. Zwłaszcza po wieści, że ten zdradziecki chłopak wraca do stolicy po brylowaniu wśród kobiet na wsiach. Na pewno będą z nim kłopoty, na które musiałam się przyszykować. Oraz na atak Aliny. Byłam pewna, że zacznie coś knuć, gdy ta zakała człowieka pojawi się na jakimkolwiek balu lub przyjęciu. Tym bardziej, że chce dopaść Dante, ponieważ był obecnie mój, z kolei jego pozycja niewątpliwie jej się spodobała.

- Ześle go na mnie - mruknęłam pod nosem, drapiąc się w dłonie.

Znałam ją. Właśnie to zrobi, żeby pozbyć się mnie. Kolejnym krokiem będzie pojawienie się plotek tak niekorzystnych, jak to tylko możliwe. By się mnie pozbyć, ponieważ dla niej liczyło się zwycięstwo. Nie interesowało jej czy Dante będzie chciał zmienić narzeczoną. Jeśli będzie musiała - zmusi go do tego. Gdy jej nie wyjdzie, dopadnie jego rodzinę. A dalej - zszarga moją opinię tak bardzo, że wyjdzie niemal za świętą.

Ale nią łatwo było się zająć. W końcu znałam i ją, i jej sztuczki. Alina nie była takim znowu trudnym przeciwnikiem. Co innego... ten facet. Nie było go tu od lat, po skandalu, którego dopuścił się z Aliną. Oczywiście jej rodzice zatuszowali fakt, że to była ona, lecz to nie zmieniało tego, że była sprawczynią.

Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanęła blada niania. Zdyszana, wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogła dowierzać temu, co właśnie się wydarzyło.

- Jest problem panienko - wysapała opierając się o drzwi. - Wielki.

- Rodzice znów wyjechali? - spytałam próbując się uspokoić.

Z jakiegoś powodu serce podeszło mi do gardła. Coś w jej minie mówiło mi, że to nie jest takie proste. Miałam wrażenie, że zaraz stanie się tragedia, która pociągnie nas na dno rozpaczy.

- Nie. Jest znacznie gorzej - wyjąkała. - Ten drań tu przyjechał i urządza scenę w holu.

Tylko jednego człowieka na ziemi niania mogła nazwać "draniem". Mojego zdradzieckiego chłopaka, którego imienia i nazwiska zapomniałam przez złamane serce. Obiecałam sobie o nim całkowicie zapomnieć, udawać że zginął tragicznie, a w związku z tym wymazać jego istnienie. W dodatku jego imię zostało zakazane w posiadłości, wobec czego łatwo było o nim zapomnieć.

Niemniej teraz się zjawia?

- Chodźmy - zadecydowałam, wstając. - Zobaczmy czego chce.

Już przy schodach prowadzących na piętro i parter było słychać krzyki służby i męski wrzask. Trudno było rozszyfrować znaczenie słów, ale było pewne, że niania miała rację. Wyglądało na to, że mężczyzna robił scenę specjalnie. Z jakiegoś powodu...

Zaś odpowiedź mogła być tylko jedna. Jego kara - pieniężna, listowna i ziemna - przestała mieć znaczenie. Więc łatwo było odgadnąć co go nagle skłoniło do odwiedzin.

Alina.

Zapewne uznała, że samotnie sobie nie poradzi, wobec czego sprowadziła kogoś w kim się zakochałam lata temu. Pewnie ponownie go otumaniła w celu otrzymania nagrody w postaci Dante. To jej przekonanie, że go dopadnie, było doprawdy rozczulające. Szczególnie przyprowadzenie tu drania, przez którego miałam złamane serce.

Pośpiesznie zeszłam na dół. Na parterze służba i rycerze powstrzymywali jednego mężczyznę przed wejściem do rezydencji. Pomimo tego, ten się darł, krzycząc, że będę chciała go widzieć, więc muszą mnie wpuścić. Samym tym mogłam domyślić się, że ani trochę się nie zmienił. Dalej pozostał zapatrzonym w siebie dupkiem, który pragnął dostawać, być wielbiony i kochany przez wszystkich.

- Meridian! - krzyknął wreszcie mnie dostrzegając, gdy zatrzymałam się pięć stopni przed podłogą parteru.

Jego wygląd również pozostał ten sam. Stylowo zaczesane blond włosy, połyskujące w słońcu i błękitne oczy, zwodzące każdą napotkaną pannę. Prócz tego zadbane, umięśnione ciało, takie jedynie na pokaz - jego dłonie ani razu nie dźwignęły miecza. Dbał jedynie o wygląd, na co szło więcej pieniędzy niż można byłoby się tego spodziewać. Dla większości wydawał się przystojny, ale dla mnie, która została przez niego zdradzona w tak okrutny sposób, widziałam coś zupełnie innego. Był zadufanym w sobie, wystrojonym na pokaz, zepsutym od środka mężczyzną. Jego widok budził we mnie wstręt i obrzydzenie. Co więcej niemal błagałam w myślach, żeby pojawił się tu Dante, który w życiu nie zrobiłby takiego paskudztwa co ten człowiek.

- Dla ciebie panna Evans - poprawiłam go chłodno, opierając się biodrem o barierkę.

- Słucham? - wyciągnął ręce w moim kierunku, uśmiechając się spokojnie. - Daj spokój!

- Słyszałam, że niektórzy pozostają tacy sami przez całe życie, ale dotąd nie sądziłam, że była to prawda - kontynuowałam ku prychnięciom i rozbawieniu służby, kpiąco wpatrującej się w mężczyznę przed nimi. - Świat potrafi zadziwiać, nie sądzisz panie... - zmarszczyłam brwi. - Mógłbyś przypomnieć swoje nazwisko? Zdaje się, że zapomniałam, jak brzmiało.

Rozległa się seria parsknięć, zaś policzki mężczyzny nabrały czerwonej barwy, zupełnie jakbym właśnie obraziła go w najgorszy możliwy sposób. Było to dość zabawne, chociaż i tak wolałabym go nie widzieć.

- Makary, mam na imię Makary - syknął.

- Och. W takim razie pozostaniemy przy "panie" - oznajmiłam zupełnie, jak gdybym nie usłyszała. - Przyznam, że twoja wizyta jest niefortunna. Nie mam czasu na spotkanie, panie. Czekam na list od narzeczonego - kontynuowałam wpatrując się w otwarte drzwi. - Prócz tego posiadam mało czasu na wizyty nieproszonych gości, jeśli rozumiesz co mam na myśli, panie.

- Panienko! - niania chwyciła mnie za rękę. W pierwszej chwili pomyślała, że chce mnie upomnieć, ale zaraz potem zauważyłam, że coś wskazuje. - Proszę spojrzeć!

- To posłaniec! - wykrzyknęła entuzjastycznie Sara.

- Panno Evans! - zawołał Makary ponownie próbując się do mnie dostać. - Proszę do niego napisać o zakończeniu waszej znajomości! Nie mogę patrzeć na twoje cierpienie przy jego boku!

Zamarłam. Skupiłam wzrok na Makarym, nie mogąc dojść do siebie. Każdy zrobił to samo, chociaż ich miny wyrażały wściekłość. Ponieważ był doprawdy bezczelny.

Dopiero teraz rozpoznałam misję Makarego. Alina wysłała go tu, żeby mnie zwiódł. Liczyła na ponowne zaiskrzenie uczuć między nami. Chciała, aby zmusił mnie do zerwania zaręczyn i omamił na tyle bym znów patrzyła jedynie na niego. Potem zapewne ponownie, by go sobie zabrała. Dopiero wtedy, kiedy zostałaby żoną przyszłego markiza, posiadając kochanka przy boku. Ja w tym czasie zostałabym całkowicie porzucona, samotna i wyśmiewana.

Pasowali do siebie.

- Och jejku! - dotknęłam dłonią policzka ze zmartwieniem. - Obawiam się, że nie mogę. Ręka mi zasłabła - zamachałam prawą dłonią, która luźno opadła. - To wszystko przez ciągłe wysyłanie listów między mną, a moim kochanym Dante. Tak za sobą tęsknimy, że wysyłamy kilka razy dziennie, więc obawiam się, że nie mogę spełnić twojej prośby, panie.

- Co? - wymsknęło się Makaremu, gdy przestał szarżować na tłum służących. Wbił we mnie spojrzenie, jakby było to coś, czego się nie spodziewał.

- Jestem całkiem szczęśliwa, że mój narzeczony się o mnie troszczy.

Więc idź i zanieś te wieści Alinie. Niech wrzeszczy ze złości. Niech próbuje wymyślić coś lepszego z tym jej ograniczonym mózgiem.

- Już tyle dni minęło od naszej rozłąki, więc to oczywiste, że piszemy do siebie w każdej wolnej chwili. Dla zabicia czasu. Dla zapomnienia o tym ile nas teraz dzieli - mówiłam z rozmarzonym uśmiechem. - Poprzez jego listy - mojego wspaniałego Dante - czuję się szczęśliwa. Pomimo rozłąki, dalej do mnie pisze tak rozlewnie, opisując wszystko. Jestem taka szczęśliwa!

Służba starała się na mnie nie patrzeć, by nie pokazać po sobie, że znają prawdę. I ona różniła się od tego, co mówiłam. Zresztą mój ton głosu, słowa oraz gesty musiały być dość zabawne. Grałam kogoś, kim zdecydowanie nie byłam, wobec czego było to oczywiste, że mogę jedynie ich rozbawić. Cóż za kompetentni ludzie!

- Oczekuję, że to rozumiesz, panie - rzuciłam rozmasowując razem z Sarą prawą rękę. Niania w tym czasie podtrzymała mnie z kamienną miną. - Dante i ja jesteśmy sobie pisani!

- Moja pani! - krzyknął rycerz, pędząc w moją stronę z wyciągniętym przed siebie listem - Odpowiedź od West'a!

Bez trudu przebił się przez tłum, ignorując zamieszanie i dopadł mnie całkiem zdyszany. Sara od razu zabrała go ze sobą, kierując się w miejsce, gdzie dostać miał swoją nagrodę. Potrzebował również odpocząć po tej wyczerpującej misji.

Dałam znak Sarze, by dała mu więcej. Zasługiwał na dodatek. Pojawił się w tak idealnym momencie, że lepiej być nie mogło. W dodatku wyglądał, jak gdyby jeździł w tę i z powrotem kilka razy, więc łatwo było zmylić Makarego, który zaczynał powoli rozumieć sytuację. Wątpiłam, żeby tak łatwo się poddał, niemniej był to pewien krok ku sukcesowi.

- Proszę wyprowadzić gościa - powiedziałam wpatrując się w trzymaną kopertę. Odwróciłam się, wchodząc po schodach, jednocześnie otwierając z podekscytowaniem list. - Jestem zajęta. Ach, niech mi już nigdy nie przeszkadza! - dodałam, pozwalając służbie oraz rycerzom zrozumieć to po swojemu.

- Panienko, nie uważam żeby kłamstwo było skutecznym środkiem - oznajmiła niania karcąco.

- W tym wypadku jest - parsknęłam wsadzając kopertę do kieszeni sukni. Wpatrywałam się w starannie złożoną kartkę, pośpiesznie wdrapując się po schodach. - Sama chyba rozumiesz.

- Tak, panienko. Tym razem - westchnęła, po czym zniknęła na piętrze. Musiała coś wypatrzeć, inaczej nie zdecydowałaby się zostawić mnie samej.

Wykorzystałam okazję, wbiegając po schodach na górę. W pokoju, pośpiesznie rozłożyłam kartę, pełna oczekiwań.

- Co? - moja mina od razu zrzedła.

"Droga Meridian,

nie masz się czego martwić.

Tak.

Bądź zdrowa,

Dante West"

- Co to ma znaczyć?! Jakie "tak"?! Odpowiadasz, na które pytanie?! - krzyknęłam wpatrując się w kartkę. - Chyba sobie żartujesz! Ha... naprawdę.

Sięgnęłam po kartkę, opadając na fotel. Błyskawicznie zaczynając pisać.

"Kochany Dante,

to mój kolejny, długi list. Oczywiście czuj się najbardziej chętny do nie odpisywania. O ile zamierzasz wysilać się jedynie na tyle słów. Wolałabym mieć pewność na co mi odpisujesz. Zwykłe "tak" niewiele mi mówi, szczególnie że moje listy bywają długie.

Rozumiem, że zajmujesz się ważnymi rzeczami, ale raz (chociażby raz!) napisz mi porządny list! Chciałabym wiedzieć czy nic ci nie jest. Być pewna, że idzie ci dobrze. Jestem naprawdę zmartwiona o twoje życie. Mogę cię nie znosić, bo bywasz specyficzny, ale to nie zmienia faktu, że ta sytuacja, w której się znalazłeś jest groźna. Zaś ja jestem twoją narzeczoną (innym razem wrogiem - pewnie właśnie to wolałbyś usłyszeć).

I to nie ja muszę być zdrowa! Tylko Ty!

Trzymaj się,

Meridian."

Wsunęłam list w kopertę, na której wypisałam potrzebne informacje. Następnie dopadłam wolną pokojówkę, która od razu wykonała moje polecenie, biegnąc do pobliskiego punktu listowego. Lub do kamerdynera.

***

Po kilku kolejnych dniach, straciłam nadzieję na otrzymanie jakiegokolwiek listu, dlatego razem z dziewczynami zgromadziłyśmy się w moim pokoju, próbując sobie nawzajem pomóc. Szczególnie, że Makary przeszkadzał każdej z nas, razem z Aliną tracącą cierpliwość.

Elmira westchnęła rozwalając się na kanapie. Zupełnie jak Kira na wybranym fotelu, przyglądając mi się z zainteresowaniem. Wyglądała, jakby chciała zapytać czy wygodnie mi było siedzieć na podłodze obłożonym miękkim dywanem z głową ułożoną na stoliku.

Malta jako jedyna zachowała się niczym prawdziwa dama, siedząc na kanapie niedaleko mnie. Jej godna postawa była czymś, czego nie uzyskałabym nigdy. Ta gracja musiała być jej wrodzonym talentem. Szkoda tylko, że jej mąż nie mógł tego zauważyć.

- Dziecko byłoby dobrym rozwiązaniem - oznajmiła popijając herbatę. - Słyszałam, że rzeczywiście daje najwięcej korzyści. Jednakże ciężko je stworzyć bez współpracy partnera.

- Dlatego ci się to dalej nie udało - jęknęła Elmira. - Właśnie z tego powodu nie zamierzam wychodzić za mąż.

- Wiesz... twój ojciec raczej będzie mieć inne plany - zauważyła delikatnie Kira.

- Chrzanić go! - Ela wyrzuciła pięść w powietrze - Cały jego dom, jego, jego synów i moją matkę, która zgrywa biedną. Oni i tak mnie tam nie chcą - dodała smętnie. - Też... nie zamierzam kończyć w związku podobnym do tego Malty. Bez urazy.

- Och, całkowicie cię rozumiem - powiedziała kobieta odkładając filiżankę na stolik. - Żadnej z was tego nie życzę. Ale też... nie mamy większego wyboru. Dopóki coś się nie zmieni, będziemy zdane na wolę mężczyzn.

- Musisz to zmienić - parsknęłam w stronę Kiry.

- Gdyby jeszcze było to takie proste!

Westchnęłyśmy smętnie. Brakowało nam pomysłów i wiedzy do...

Wiedzy! Otóż to! Potrzebowałyśmy dowiedzieć się w jaki sposób "zrobić" dziecko, ponieważ właśnie to pomijano w nauce dziewcząt. Skoro tak, musiał istnieć ktoś, kto...

Elmira westchnęła.

- Może zapytamy Konrada? - spytała wyraźnie myśląc o tym samym co ja.

- Właśnie! - ucieszyłam się, podnosząc głowę - On musi coś wiedzieć! Przeszedł tę edukację, by zostać głową rodziny, więc jest naszą szansą.

- Tak. Dowiedzmy się czegoś użytecznego - przytaknęła Kira.

- Zawołam kogoś - przytaknęła chętnie Malta, wstając ze swojego miejsca.

Wszystkie odzyskałyśmy energię, gotowe dowiedzieć się wiedzy, dotąd nam zakazanej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro