13. Tajemnicza książka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Umówiliśmy się na drugi dzień, ponieważ Konrad mógł przyjechać dopiero jutro. Zresztą nasze małe przyjęcie herbaciane skończyło się również z powodu innych spraw. Otóż otrzymałam dwa listy, jeden od Dante, zaś drugi od jego matki. Przyjaciółki zadecydowały się przeczytać je razem ze mną, przez co rozstałyśmy się z wściekłością widoczną na naszych twarzach. Nawet Malta przestała nad sobą panować i z wyklinała ich oboje (matkę i syna).

Oba listy nie były długie, ale kończyły się jedną konkluzją. Przyszła teściowa napisała, że "...nie idź tą ścieżką, mam większą władzę niż sobie wyobrażasz. Jeśli jeszcze raz zdecydujesz się na głupi ruch (inaczej nie da się tego nazwać), to zrobisz sobie ze mnie wroga, Meridian Evans. Na to cię nie stać. To ostrzeżenie". Podejrzewałam, że chodziło o uciszeniu jej plotek, ale kto tam ją wie.

Z kolei Dante - "Meridian nie mam na to czasu. Z tego, co napisałaś, dobrze o tym wiesz. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystasz tę wiedzę. Zajmij się czymś porządnym, nie przeszkadzaj mi i przeproś matkę. Pisała, że byłaś bardzo niemiła, choć nie wiem co się dokładnie stało. Tak czy siak masz ją przeprosić".

Oni są dokładnie tacy sami!

Z tych listów wynikało, że mam siedzieć w jednym miejscu, wpisując się w ich wyobrażenia tego, co powinnam robić. Miałam zwyczajnie siedzieć cicho. I chociaż wytłumaczyłam to ojcu, on zbył to i powiedział, że sobie jakoś poradzę z tą sytuacją. Ale co miałam zrobić?

To była iście patowa sytuacja. Nie dało się ruszyć ani w tę, ani we w tę. Z jego strony nie było żadnej współpracy (choć wydawało się, że coś ruszyło do przodu), mimo że znajdowałam się w tak beznadziejnym położeniu, cała zdesperowana!

Dlaczego mi to robił? Co mu takiego zrobiłam?!

Zmrużyłam oczy zsuwając się w wannie. W końcu zanurzyłam się cała w ciepłej wodzie. Na szczęście wanna była na tyle duża, by mogła wykorzystać to, ukrywając się pod wodą. Przymknęłam oczy.

Widziałam jedno, jedyne wyjście. Jedno! I on też musiał je widzieć, a mimo to Dante zostawił mnie samą sobie. Co za bezdusznik.

Choć mogło być to rodzinne. Jego matka- tyran, zachowywała się dość podobnie. Właśnie dlatego potrzebowałam współpracy Dante. Jako narzeczona i przyszła żona, bo przecież nie mogłam zerwać zaręczyn. Nie, kiedy ojciec wyraził się na ich temat w tak zaangażowany sposób. I na pewno mając na względzie dziewczynki oraz ich przyszłość.

Z tego powodu potrzebowałam dziecka. Nie jako kwintesencji naszej miłości (o ile jakaś istniała) i nie dlatego, że obudził się we mnie instynkt macierzyński. Tylko z jednego powodu - bez dziecka, a konkretniej syna, moja władza w domu przyszłego męża będzie równać się zeru. Nawet z pomocą Bastiana West'a. Ponieważ ten tyran nie pozwoli mi na nic. Będzie starała się trzymać mnie w ryzach. Ale, gdybym urodziła syna... szala przechyliłaby się w drugą stronę. Miałabym faktyczną władzę, posłuch i wszystko czego bym zapragnęła bez kiwnięcia palcem.

Problem w tym, że Dante zdawał się bardzo mnie nie lubić. Ach, nie, było znacznie gorzej. Z jakiegoś nieznanego mi powodu mnie zwyczajnie nie cierpiał. Wszystko co robiłam, mówiłam i wprowadzałam w życie, było traktowane gorzej od śmiecia. Można spojrzeć jak potraktował moje listy, chociaż sam powiedział że mogę pisać. Obiecał odpisać! Co się stało, że nagle zmienił zdanie?! Przypomniał sobie coś o mnie, czy jak?!

Potrzebowałam pomocy. Realnej pomocy kogoś, kto wiedział co zrobić, by mężczyzna przynajmniej przez kilka minut robił dokładnie to, czego się od niego wymagało. W tym przypadku współpracy przy tworzeniu nowego życia. Jednak kogo o to zapytać? Raczej nie mogłam udać się do domu rozpusty o parę porad!

Ugh!

Wyłoniłam się spod wody, by zaczerpnąć powietrza. Zaraz potem znów zniknęłam pod nią, ku niezadowoleniu pokojówek.

Dlaczego Dante zdawał się mnie nie lubić? Wystarczyło wymówić przy nim dwa znaczące słowa, by zwyczajnie pogorszyć sytuację. Dwa słowa! "Meridian Evans". Moje imię, na litość boską!

Nie było ważne, że arystokracja nazywała mnie "Lady Wschodzące Słońce". Co było zaszczytem samym w sobie. Nie, wszystko bladło i nabierało okropnej barwy, kiedy wybrzmiało moje nazwisko przy nim.

Właśnie w takich chwilach (kiedy widziałam jego minę oraz byłam w tak beznadziejnej sytuacji) przypominał mi się mój pierwszy skandal. Głównie z powodu, że jego dwukolorowe zielono- niebieskie oczy nabierały tego konkretnego wyrazu, w pewnych momentach, jak tamten uroczy chłopiec. Chłopiec, którego pomocy użyłam w najbardziej kluczowej minucie moich dwunastych urodzin, gdy irytujący chłopcy wykazali mi niezdrową atencję, zaś on był inny.

Hm, teraz jak tak o tym myślę, to on też chyba miał dwukolorowe oczy. Był, jednak milszy. Przynajmniej nim go pocałowałam na oczach wszystkich, kradnąc jego pierwszy pocałunek. To spowodowało skandal i moją miesięczną karę - zamknięcie w rezydencji w pokoju.

Zamarłam, łykając wody. Krztusząc się wyłoniłam spod wody. Wbiłam wzrok w ściankę wanny, szybko oddychając i ignorując zaniepokojone pokojówki.

Co jeśli...? Co jeśli to on?! To wyjaśniałoby tą jego złość na mój widok.

Nie. Nawet, gdyby raczej nie nosiłby urazy przez te lata, jedynie z tego powodu, prawda? Zresztą nie miałam pewności, czy to był rzeczywiście on. Nie mogłam sobie przypomnieć twarzy ani imienia tego chłopca.

Rozkaszlałam się, błagając w myślach, żeby to nie był Dante.

Mimo to po raz pierwszy w życiu żałowałam swojej decyzji. Może, gdybym nie pocałowała tego kogoś, moje życie byłoby inne? Zaś jeśli to on, to może łatwiej byłoby się dogadać, unikając tej strasznej decyzji? Łatwiej byłoby też wciągnąć go do łóżka? Może, ale tylko może - nie brzydziłby się moim istnieniem i zwyczajnie - po skonsumowaniu małżeństwa, dałby mi dziecko?

Ale! Prosiłam jedynie o dziecko! Jeśli to on... Właśnie to nie było jeszcze takie pewne. Mógł istnieć inny powód.

- Nianiu - jęknęłam, przyjmując ręcznik - myślę, że schrzaniłam.

- Panienko!

Zdecydowanie. Tak czy siak mogłam zepsuć komuś życie. Jeśli był to rzeczywiście Dante, to miałam wielki, wręcz olbrzymi problem.

******

Rano czułam się niczym skończony śmieć. Nie mogłam pojąć z jakiego powodu moja dwunastoletnia wersja dokonała czegoś tak karygodnego. To była naprawdę bardzo zła decyzja, choć niewątpliwie, na tamten czas, wydawała się doskonała.

- Hej! - Malta zamachała ręką przed moją twarzą próbując wybudzić z zamyślenia.

Posłałam jej zbolałe spojrzenie. W tej chwili naprawdę nie miałam ochoty zajmować się kwestią poczęcia dziecka oraz czułam, że trudno będzie mi się skupić na wykładzie Konrada. Kuzyn, jak zwykle się spóźniał, przez co miałam za dużo czasu na użalanie się nad sobą i obwinianie o własną sytuację. Zupełnie jakby był to wyłącznie mój błąd. Oczywiście był nim, ale niewątpliwie również tych uporczywych chłopców, przez których zdecydowałam się pocałować niewinnego, uroczego przyjaciela.

- Co ci? - spytała Elmira, przekrzywiając głowę na lewo.

- Nic - chrząknęłam odwracając wzrok. Wolałam nie wypowiedzieć na głos własnych myśli. Elmira i Kira mogły wykorzystać to przeciwko mnie. - To nieważne.

- Gdyby tak było, udałoby ci się zauważyć, że caaały czas do ciebie mówimy, a ty jedynie kiwałaś głową - zauważyła Kira przyglądając się swoim paznokciom.

- To akurat było zabawne. I urocze - zachichotała Malta.

Wykrzywiłam usta w uśmiechu, przyglądając się zainteresowanym koleżankom. Z jakiegoś tajemniczego powodu zapragnęłam im wszystko powiedzieć, wyżalić się oraz sobie ulżyć. Na szczęście w tym samym momencie do pokoju wszedł zdyszany Konrad z przepraszającym wyrazem twarzy, który zaraz znikł. Z przerażeniem dostrzegł nie mnie samą, ale mnie w towarzystwie trzech innych kobiet. W dodatku były to moje bliskie koleżanki, te trzy istoty będące równie straszne co ja. Przynajmniej dla niego. Z tego powodu zawahał się, niestety kamerdyner zdążył zamknąć drzwi, nim ten zdołał się cofnąć.

- Ha... Haha - zaśmiał się nerwowo, przesuwając wzrok po naszych twarzach i jednakowych, luźnych, srebrnych sukienkach bez większych ozdób. Było to coś, co nosiłyśmy w swoim towarzystwie, gdy nie zamierzałyśmy męczyć się w wyszukanych strojach. - Rozumiem, że to grupowa konwersacja.

Mężczyzna przywarł do drzwi, nerwowo poprawiając lnianą, fiołkową koszulę. Był ubrany luźno, jakby miał dziś odpocząć od pracy, chociaż treningowe, czarne spodnie mogły mylić. Prócz tego wydawał się przybrać na masie ciała - stał się bardziej atletycznie zbudowany, przez co chętniej się na niego patrzyło. Jednak nic więcej się nie zmieniło. Jego ciemnobrązowe włosy dalej żyły własnym życiem. Można było je porównać do poskręcanego buszu. Nadawały mu uroczego wyglądu, ale również można byłoby się zastanawiać, czy widział kiedykolwiek szczotkę do włosów.

- Mamy do ciebie pytanie - oznajmiłam klepiąc miejsce przy sobie. Fiołkowe oczy przeskoczyły na mnie. - Chodź, wytłumaczę ci sytuację.

- Mogłem tu nie przychodzić - wymamrotał z trudem odrywając się od drzwi. - Wiedziałem, że to złe przeczucie bierze się z jakiegoś powodu.

- Chodź, chodź - ponaglała Ela. - Zobaczysz, będzie zabawnie!

******

- Więc... - Konrad zaśmiał się nerwowo, przeczesując włosy dłonią. Jego wzrok stał się poważny, idealnie przeczący zaczerwienionym policzkom. - Pytacie mnie o coś takiego? Wszystkie cztery?

- Tak - przytaknęła Kira z zainteresowaniem przyglądając się mojemu skrępowanemu kuzynowi. Zrobiło mi się go nawet żal. Nasza czwórka była zbyt ciekawska, żeby panować nad sobą na tyle, by nie pochylać się do przodu z iskrzącymi oczami.

- Ha... - dwudziestoletni mężczyzna przesunął dłońmi po twarzy. - Wydaje mi się, że lepiej będzie wam pokazać niż wyjaśnić w teorii - zerknął na Maltę, wcale nie dziwiąc się jej brakowi wiedzy w tym aspekcie. - Jednak musicie siedzieć cicho. Ten temat jest zakazany dla kobiet, więc lepiej żebyście mnie nie zdradziły - przeczekał aż pokiwamy zgodnie głowami, nim zaczął tłumaczyć. - W bibliotece jest pewien regał. Ukryty regał z numerem setnym z odwróconą jedynką. Idźcie do niego i poczekajcie, niczego nie dotykając. Ja muszę jeszcze coś szybko załatwić, ale przyjdę zaraz potem.

Po tych słowach wstał i wyszedł, zaś my poszłyśmy w jego ślady. Przy czym doskonale wiedziałyśmy, że wcale nie zamierzałyśmy czekać aż Konrad wskaże nam odpowiednią książkę. Lepiej było żebyśmy same spenetrowały cały regał, nim przyjdzie i dokładnie wszystko wyjaśni.

Z tego powodu chwyciłyśmy swoje sukienki, podnosząc je ku górze i ruszyłyśmy biegiem w stronę biblioteki. Jednocześnie chichotałyśmy z podekscytowania, strasząc przechodzącą korytarzem służbę. Odskakiwali, piszczeli z zaskoczenia, schodząc nam z drogi, dzięki czemu miałyśmy łatwy sposób dotarcia do celu bez większych przeszkód.

Wleciałyśmy do biblioteki. Pokierowałam zdyszane przyjaciółki w odpowiednią stronę, byśmy dotarły tam tak szybko jak się dało. W ten sposób oszczędzałyśmy czas na przejrzenie spokojnie książek przed dotarciem kuzyna.

- To tu - wskazała regał Kira.

- To ten? - spytała Malta spoglądając na numer sto pierwszy z odwróconą ostatnią jedynką. Miała powątpiewający wyraz twarzy, jakby pamiętała coś zupełnie innego, ale nie była do końca pewna.

- Chyba tak - przytaknęłam z wahaniem. Zapomniałam numerka zaraz po tym, jak wybiegłyśmy z pokoju. - Zobaczmy - wysunęłam dowolną książkę, która okazała się kluczem.

Regał odrobinę się odsunął, na tyle by dało się wejść do środka, który z jakichś powodów był całkiem jasny. Weszłyśmy do małego, ukrytego pomieszczenia, który zawalony był przeróżnymi przedmiotami. Okazały się nimi stare magiczne przedmioty. Zakurzone i zniszczone, a przynajmniej niektóre z nich. Po jednej stronie znajdował się mały regalik z książkami, do którego podeszła Kira. Wysunęła stamtąd książkę, która musiała ją jakoś zainteresować. Wszystkie ostrożnie do niej podeszłyśmy i zajrzałyśmy przez jej ramię.

Przekartkowała książkę z zaskoczeniem.

- Hm? Jest pusta - zauważyła Elmira.

Zaraz potem zamarłyśmy. Jedna ze stron zaczęła się zapełniać. Przedstawiała rysunek, na którym znajdowałyśmy się my pochylające nad książką. Przestraszone, ale też zaciekawione obróciłyśmy stronę, a tam ukazały się słowa:

"Ta, która coś ważnego skradła,

Ta, która w mroku się skryła,

Ta, która we wrogu się zadurzyła,

Ta, która bardzo czegoś pragnęła.

Ich dzieci wielkich czynów dokonają.

I ta przepowiednia prawdą się stanie.

Choć lata czekać spełnienia może,

Raz rozpoczęta, do końca zmierzać będzie.

Dzieci tych bohaterek przed upadkiem wielkich królestw zaradzą".

Słowa zniknęły, gdy skończyłyśmy je czytać, lecz były wyraźnie widoczne w naszej pamięci. Co samo w sobie wydawało się przerażające. Zupełnie jakby rzucili na nas zaklęcie, przez co spojrzałyśmy na siebie z przestrachem.

I właśnie w tym momencie rozległ się za nami głos:

- Co wy tu robicie?

Wrzasnęłyśmy podskakując jednocześnie. Kira upuściła książkę, która upadła na ziemię, zamykając się.

Błyskawicznie się obejrzałyśmy. Za nami stał Konrad, wpatrując się w naszą czwórkę z niedowierzaniem. Zupełnie, jak gdybyśmy znalazły się w miejscu, w którym nie powinno nas być.

- Nie powinnyście tu nigdy wchodzić!

- A- ale... - zająknęła się Elmira.

- Miał być to sto pierwszy regał z odwróconą jedynką - zauważyłam drgając nerwowo pod wpływem spojrzenia kuzyna.

- Regał setny! Tu nie możecie wchodzić! - wrzasnął wyciągając nas z ukrytego pomieszczenia. - Te stare magiczne przedmioty są zepsute. Mogą zrobić wam krzywdę! - denerwował się.

- Tam było coś zapisane - wyszeptała Malta, gdy regał się zamknął. - W tej książce.

- To niemożliwe - zbył ją Konrad popychając nas w odpowiednim kierunku. - Przeglądałem te książki z wujem, więc wiem, że nic tam nie ma. Musiało wam się wydawać.

Jednak obracałyśmy się za siebie doskonale pamiętając słowa pojawiające się w tajemniczej książce. Były niczym zły omen i pewnego rodzaju nadzieja, której nie potrafiłam wytłumaczyć. Coś we mnie mówiło mi, że to jest bardzo ważne i nigdy nie mogę zapomnieć o tym wydarzeniu. I, że te linijki tekstu odnosiły się do nas.

Spojrzałyśmy po sobie, nie bardzo wiedząc, jak to odebrać.

- To tu - wtrącił Konrad wyrywając nas z zamyślenia i wskazując odpowiedni regał, koło którego wcześniej przeszłyśmy. - Polecam wam dwie książki, które będą dla was najodpowiedniejsze. Ale nie możecie ich wynieść. Poradzić wam mogę, byście razem je przeczytały. Powinny odpowiedzieć na wasze pytania, ale jeśli miałybyście jakieś dodatkowe, napiszcie do mnie - westchnął cierpiętniczo. - Nie wierzę, że o tym mówię, ale postaram się rozwiać wasze wątpliwości, jakie by one nie były.

Kira wzięła książki, na których skupiłyśmy spojrzenia. To mogło być idealne odwrócenie uwagi, przy dodatkowym dowiedzeniu się tego, czego tak potrzebowałyśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro