14. Lady Wschodzące Słońce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy byłam dzieckiem czułam dumę ilekroć moją matkę nazywano "Lady Wschodzące Słońce". Był to tytuł, o którym marzyłam, bo - w tamtym czasie - wydawał się czymś wymarzonym i cudownym. Wszystkie kobiety patrzyły na matkę z zazdrością, podziwem lub lekceważeniem, ponieważ właśnie tyle emocji wzbudzały te trzy słowa. Zresztą dawały znacznie więcej - zapewniały nieograniczony dostęp do bibliotek, zaszczyt uczęszczania do najsławniejszych miejsc, pewnego rodzaju pierwszeństwo oraz przekazywanie tytułu dalej. To ostatnie wiązało się ze zgodą pewnego grona osób, ale to właśnie matka miała w tym aspekcie najwięcej do powiedzenia.

Żeby dostać tytuł należało wykazać się błyskotliwością, inteligencją, wiedzą, umiejętnościami, manierami i tym czymś. Tym czymś, co pokaże, że tak zwyczajnie nie odda się tytułu z błahego powodu. Lady Wschodzące Słońce nie mogła być głupia, ani wykazywać się nieczystymi zagrywkami.

Do dziś nie wiem co przekonało inteligentne, wspaniałe kobiety do pozwolenia podarowania mi tytułu. Byłam i zawsze będę raczej kimś nieokrzesanym, prącym uparcie na przód. Więc daleko było mi do majestatycznej matki, mimo to w dniu szesnastych urodzin matka przekazała mi swój tytuł. Byłam z tego taka dumna, uznałam nawet to za szczyt możliwości i najlepszy prezent urodzinowy. Wtedy byłam tym tak zachwycona. Przez kolejne lata starałam się dopasować do posłyszanych "wytycznych" osoby będącej Lady Wschodzące Słońce. Unikałam tego, co powinnam. Zachowywałam się tak, jak należało. Wszystko po to, by przynieść dumę rodzinie i zadbać o to, żeby tytuł pozostał przy mnie do czasu, kiedy zdecyduję się przekazać go dalej. Na przykład swojej córce, która podziwiałaby mnie dokładnie tak samo, jak ja podziwiałam swoją matkę.

Niemniej dziś (tydzień po doświadczeniu "nauk" Konrada i odwiedzeniu sekretnego pokoju) miałam ochotę rzucić to, zachowując się dokładnie jak mi się podobało. Głównie przez wzgląd na Alinę. Chodziła dumnie po sali balowej, udając biedną, zbolałą istotkę. Nawet śmiała rozpowiadać, że wreszcie mogę zjednoczyć się z miłością mojego życia.

Te brudne zagrywki mogła odegrać jedynie "Lady Zachodzące Słońce". Te kobiety z tym tytułem były dokładnie takie same jak Alina. Nadawały się jedynie do ożenku i wprowadzaniu zamętu w życie swoich rywalek. Nie należały do zbyt inteligentnych, ani błyskotliwych, choć wykazywały się drobnymi manierami, ale ich głównym talentem były właśnie nieczyste zagrywki, którymi chciały umazać swoje rywalki.

Dziś - tak samo, jak kilka przyjęć wcześniej - nie udało jej się wywołać skandalu w postaci zastania mnie sam na sam z Makarym. Starała się mnie rozdzielić, zsyłając w to samo miejsce mężczyznę, by później zwołać tam ludzi i w ten prosty sposób wkurzyć moją przyszłą teściową. Problem w tym, że Malta, Elmira i Kira chodziły na te same przyjęcia co ja, i tak samo nie lubiły Aliny. Z tego powodu trzymałyśmy się uparcie razem do samego końca. Jednakże...

Po tygodniu wysłuchiwania bredni rozpowiadanych przez Alinę miałam serdecznie dość. Pragnęłam ją zmiażdżyć, zapominając przy tym, że Lady Wschodzące Słońce powinna dawać innym dobry przykład. Dlatego gdybym była na tym balu sama, pilnowana jedynie przez Konrada (który dalej był skrępowany po całym zdarzeniu), zapewne rzuciłabym w Alinę rękawiczką. Prosto w twarz.

Na szczęście przy mnie były trzy silne kobiety, pałające tą samą wściekłością, skierowaną w tą samą osobę. Z tego powodu powstrzymywałyśmy siebie nawzajem, decydując się dopaść ją przy lepszej okazji. Takiej kompromitującej, jeśli by się dało.

- Ha... - odetchnęła Malta ubrana w śliczną, kremową sukienkę rozkloszowaną w naszyte, drobne, jasnobrązowe gwiazdki. Wyglądała w niej olśniewająco, co potwierdzały męskie spojrzenia ulokowane akurat w niej.

Malta poprawiła gruby warkocz ułożony na jej prawym ramieniu. Blond włosy zajaśniały w świetle świec, błyszcząc ozdobami. Śmiało można było porównać ją do anioła, na którego patrzyłoby się z podziwem i zazdrością. Dokładnie w takich wypadkach dostrzegało się najbardziej, jak ładną kobietą się stała.

- Szkoda, że nie możemy napuścić na nią tego idiotę - oznajmiła Elmira wskazując podbródkiem Makarego. Założyła ręce na piersi, dzięki czemu luźna sukienka opięła się na jej talii.

Ubrała granatową sukienkę bez szczególnych ozdób. W zasadzie ich nie potrzebowała, aby przyciągać spojrzenia. Jej rude włosy oraz to charakterystyczne spojrzenie szarych oczu, robiło wszystko co trzeba. W dodatku ta niewymuszona gracja w ruchach...

Jedynie księżniczka wbijała wzrok w trzymany przez siebie kieliszek z winem. Wydawała się zamyślona, kompletnie ignorując wszystkich, którzy składali jej swoje pozdrowienia i adorowali z ukrycia. Wręcz lśniła w swojej drogiej, złotej sukni, ozdobionej srebrnym, wyszywanym ręcznie smokiem ziejącym pomarańczowym ogniem. Był to niemal ubiór wojenny, choć zachwycał i przerażał jednocześnie. Zachowanie Kiry dodatkowo utwierdzało ludzi w przekonaniu, że lepiej było trzymać się z daleka. Jej na co dzień proste włosy zostały skręcone we wściekłe wiry, przyozdobione złotymi klejnotami.

Przy niej anielska Malta zdawała się próbować łagodzić wizerunek przyjaciółki. Zaś Ela była neutralna.

Moja sukienka była zabarwiona na najciemniejszy czarny jaki był możliwy. W świetle świec wydawał się lśnić granatem oraz fioletem, który połyskiwał również w czarnych kamieniach szlachetnych, wszytych w sukienkę. Moje czarne włosy zostały przyozdobione zielono- niebieskimi tasiemkami, nim pokojówki stworzyły wymyślną fryzurę mi na głowie, spinając wszystkie kosmyki na czubku. Z tego powodu zdawałam się ni to łagodzić, ni to dopingować Kirze.

- Myślę, że ta wścibska arystokracja nie będzie nam przeszkadzać - rzuciła nagle Kira. Wyciągnęła z torebki list, który mi następnie podała. - Przekaż go proszę, Konradowi. Interesuje mnie pewna kwestia, a nie chcę, żeby pewien... typ dowiedział się czegokolwiek. Odpowiedź prześlij pod swoim imieniem, jeśli będziesz mogła.

- Och, oczywiście - przytaknęłam z rozbawieniem.

Zażenowanie Konrada będzie trwać dłużej, jeśli otrzyma pytanie zaraz po balu. Już nie mogłam się doczekać przekazania mu listu i żartowania z jego zaczerwienionej twarzy. Oczywiście jednocześnie wolałabym nie być na jego miejscu. Samo postawienie się w butach kuzyna, powodowało dreszcze na moim ciele. Niemniej wolałam - dla rozładowania napięcia - pośmiać się właśnie z niego.

- To teraz porozmawiajmy o tych słowach z księgi - kontynuowała księżniczka, marszcząc czoło. - Nie dają mi spokoju, bo nie wiem, która z linijek odnosiłaby się do mnie.

- Hm - zamruczałam odwracając na chwilę wzrok. - Pierwsza część oznacza, że jesteśmy złodziejkami. "Ta, która coś ważnego skradła" - może odnosić się do wszystkiego, od przedmiotów, po uczucia, do ludzi.

- Nie do wszystkich, ale do jednej z nas - zauważyła Kira. - Jedna z nas jest złodziejką.

- W takim razie to jedna z was - oznajmiła Malta z żartobliwym uśmieszkiem. - Ta linijka na pewno nie odnosi się do mnie.

- Ani do mnie - wtrąciła Elmira poważnie. - "Ta, która w mroku się skryła" to ja. Widzicie... Jest coś o czym wam nie powiedziałam - panna przegryzła wargę, nim kontynuowała. - Nie mam szczęśliwej rodziny. Ojciec trzyma mnie blisko jedynie przez wzgląd na to, że przyjaźnię się z księżniczką. W innym wypadku, już dawno próbowałby wydać mnie za mąż. A wszystko przez to, że po - jeśli można to tak streścić - porodzie, matka nie powróciła do dawnego zdrowia. Więc jestem trzymana tylko po to, aby później móc mnie komuś opchnąć - Ela przymknęła oczy. Wydawała się obojętna na własną sytuację. - Nie jestem ani kochana, ani specjalnie dobrze traktowana. Dlatego terroryzuję wszystkich, by móc jakoś spokojnie żyć w... tamtym domu. Także po to, żeby bracia zostawili mnie w spokoju.

- Och... - wymsknęło się Malcie.

- Tak mi przykro - wyszeptałam.

- Także ta część ma już właściciela - zażartowała tarmosząc włosy.

Spojrzałyśmy na ziemię, zastanawiając się co teraz powinnyśmy zrobić. Każda z nas miała swoje własne trudności i starałyśmy się sobie pomóc, ale nie wszystko było tak piękne. Czasami zostawiałyśmy pewną część w całości dla siebie. Z lęku przed utratą przyjaźni lub zdystansowaniem się od siebie. Właśnie, dlatego teraz nie wiedziałyśmy co zrobić. Problem Elmiry był większy, niż ten mój.

Jej sytuację można było niemal porównać do sytuacji Malty.

- "Ta, która bardzo czegoś pragnęła" - odezwała się Malta, przerywając zakłopotaną ciszę. - Wydaje mi się, że to ja. Chcę rozwodu. Bardzo. Teraz jest ku temu najlepsza okazja, bo Hunter wyjechał i prawdopodobnie nie wróci przez dwa lata. Więc szukam sposobu na rozwód. Bo chcę, tak bardzo chcę lepszego życia.

- W takim razie to musisz być ty - przytaknęła Kira odkładając kieliszek. - Pragniesz rozwodu. I zapewne dużo więcej.

- Tak - Malta uśmiechnęła się, rozumiejąc że księżniczka już wie wszystko co powinna. - Właśnie tak.

- Pozostałyście wy i dwie linijki - spostrzegła Ela posyłając nam poważne spojrzenie. - Złodziejka i "Ta, która we wrogi się zadurzyła".

- Em... - zawahałam się, zerkając na Kirę, która się zadumała. - Jeśli mogę... To nie uważam nikogo za wroga. Prócz Aliny.

- Nawet Dante?! - zdziwiła się Malta.

- To on uważa mnie za wroga. Oczywiście denerwuje mnie i czasami naprawdę mam go dość, ale to nie tak, że oznaczyłam Dante jako swojego wroga. Próbuję jakoś do niego dotrzeć i zrozumieć co mu zrobiłam, że tak mnie traktuje. Może... może rzeczywiście coś mu ukradłam nawet o tym nie wiedząc?

Malta i Elmira pokiwały głowami, następnie we trzy zamarłyśmy. Powoli odwróciłyśmy się do oniemiałej, mrugającej pośpiesznie Kiry, która łączyła ze sobą fakty. Chociaż w jej wypadku był to prawdziwy kataklizm. Kira Alma Daves miała kilkunastu wrogów płci męskiej. W tym swojego przyrodniego brata, którego tak desperacko próbowała się pozbyć. Ale z wiadomych przyczyn nie wchodził on w grę.

- Och - wyszeptała Kira, krzywiąc się. - Aż jestem ciekawa, który z nich będzie tym właściwym - zachichotała z rozbawieniem. - Tyle ich jest!

- Mnie to mówisz? - zaśmiałyśmy się jednocześnie.

- Ej! Meridian będzie mieć najprościej! - zbulwersowała się Elmira - Ma narzeczonego...

- Ale to nie takie pewne, że to będzie jego dziecko - zauważyła rezolutnie Malta.

- To nie taki wielki problem - spostrzegłam marszcząc brwi. - Nie było tam napisane z kim ma być to dziecko. Tylko, że mamy je urodzić z kimś konkretnym.

- Właśnie. Zresztą, kto wie, czy ta "przepowiednia" była prawdziwa - przytaknęła Kira, chichocząc. - Konrad twierdził, że te przedmioty były uszkodzone.

- Ale ciekawie jest domniemywać! - parsknęła Malta.

******

Chichoczące kobiety obserwowała zakapturzona postać przyglądająca im się z obrazu. Koło niej stała inna, także używając oczu namalowanych na obrazie, by móc przyglądać się czterem kobietom. Pomimo ich młodego wieku, oboje wiedzieli czego one oraz ich dzieci mogą dokonać. Były nadzieją na spokojne lata, chociaż pewnie nie zdawały sobie z tego sprawy.

Magowie widzieli ich dzieci jako tych zaradzającym wojnom, które mogłyby zniszczyć świat i zabić wielu niewinnych acz znaczących i użytecznych istot. Nie mogli do tego dopuścić. Musieli coś zrobić, żeby temu zaradzić, a jedynym wyjściem było przekazanie im przepowiedni. Przepowiedni, która popchnie ich losy na odpowiednie miejsca. W ten sposób te konkretne dzieci się narodzą i ich zmartwienia znikną.

- Ależ jestem ciekawa - zagadnął kobiecy głos wyglądający na salę balową z innego obrazu. - Zapowiada się doprawdy wyśmienicie!

- Prawda? - parsknął męski głos.

- Chciałbym zauważyć, że to wcale nie jest zabawa - prychnął starczy, kobiecy głos. - Dalej należy rozstrzygnąć dwa problemy.

- Dalej twarz ojca dziecka Malty Thomas jest zamazany - zauważył męski głos. - A także panny Elmiry Sliver. Musimy ich znaleźć.

- Wszystko potoczy się dobrze. Są nakierowane - oznajmił młodzieńczy, męski głos nonszalancko. - Patrzcie i podziwiajcie. Nasze bohaterki same dadzą sobie radę.

- Trochę wiary - przytaknęła kobieta.

Ale magowie chcieli wiedzieć, zaspokoić swoją ciekawość. I w razie potrzeby pomóc popchnąć losy ku błyskotliwej przyszłości. Takiej, w której nie giną. To liczyło się dla nich w takim samym stopniu jak uniknięcie wojen. W końcu byli istotami ludzkimi, więc bali się śmierci. Zaś te cztery nie do końca normalne kobiety, mogły temu zaradzić.

Cała dziesiątka zdumiała się, ale ostatecznie nie udało im się wymyślić sposobu odnalezienia pozostałych dwóch mężczyzn.

- Los wskaże - sapnął mężczyzna.

- Intuicja kobiety - parsknęła staruszka.

*****

Zmarszczyłam brwi, dostając dreszczy. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje, ale mógł być to praktycznie każdy. Na balu nie było sposobu odnalezienia właściwej osoby, choć to dziwne przeczucie... niosło ze sobą jakieś wrażenie. Tak jakby ktoś miał wobec nas istotne plany.

Potrząsnęłam głową, pozbywając się tej absurdalnej myśli i posłałam równie rozkojarzonym przyjaciółkom uśmiech.

- Pomimo wszystkiego będziemy trzymać się razem?

- Zawsze - przytaknęła Elmira.

- Po grób - zgodziła się Malta.

- Dopóki nasze interesy pozostaną niezmienne - oznajmiła Kira.

Wybuchnęłyśmy śmiechem, który nikomu nie mógł się spodobać. Był zbyt otwarty i głośny, dlatego wiele matron posłało nam nieprzychylne spojrzenia, na które machnęłyśmy lekceważąco ręką. W obecnej chwili było nam wszystko jedno. Ciążyła nad nami dziwna przepowiednia oraz nieustanne spojrzenia Aliny. Dlatego postanowiłyśmy się cieszyć. Przynajmniej dopóki nie dorwie nas rzeczywistość. Lub poważne problemy.

Warto było korzystać z chwili odpoczynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro