20. Obojętność i wściekłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potrzebowałam się wypłakać i wyspać, leżąc do południa w łóżku, by w miarę dojść do siebie. Czułam się dużo lepiej, choć swoimi ramionami otaczała mnie obojętność. Było mi wszystko jedno, co działo się ze mną, jakie plotki się pojawiły oraz co działo się na zewnątrz (poza rezydencją). Chociaż podejrzewałam, że Regina triumfowała, zastanawiając się nad kolejnym krokiem, który zbliży do siebie Dante z księżniczką Aleyną. Pewnie przekona też opinię publiczną na swoją stronę, by mnie całkowicie zdyskredytować.

Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi na balkon w moim pokoju. Na zewnątrz świeciło słońce ogrzewające ludzi pracujących w ogrodzie. Można by powiedzieć, że miałam doskonały widok z okna - wprost na ogród, który tak bardzo uwielbiała matka. Zazwyczaj jego urodzajność i kolory, poprawiały mi humor, lecz nie dziś.

Martwiłam się o to, co to wszystko zrobi z moimi małymi siostrzyczkami. Cokolwiek, by nie było narażałam ich opinię, mogąc jednocześnie zagrozić ich przyszłym planom.

- Jestem paskudną starszą siostrą - wymamrotałam przyciskając mocniej koc do ciała.

Przeniosłam spojrzenie ku białemu biurku, na którym leżały puste kartki, koperty i pióra. Zapewne powinnam napisać do Elmiry i Malty. Obie musiały się o mnie martwić, zastanawiając się co planuję zrobić z tym, co się działo. Elmira mogła przez to posunąć się do czegoś głupiego, więc byłam jedyną osobą mogącą i potrafiącą to powstrzymać.

Mimo to nie ruszyłam się z miejsca, odwracając wzrok. Brakowało mi sił na napisanie czegokolwiek. Zresztą odkryją od razu, że czułam się fatalnie.

Przetarłam twarz dłonią zmęczonym gestem. Nigdy nie brałam pod uwagę, że Dante może być zakochany, zaś jego ukochana była sporym kawałkiem zazdrośnika. Prócz tego w tak oczywisty sposób pokazywała mi, że moje miejsce było daleko za Dante. Mogła zaakceptować fakt, że mężczyzna musi się ze mną ochajtać, ale nie zamierzała tracić swojej pozycji przy nim. Zaś on przy niej.

Przykucnęłam, przyciskając czoło do kolan. Myślałam, że jakoś się to ułoży. Nie chciałam też zakochiwać się w Dante wiedząc do czego może to prowadzić. Jednakże nic nie szło dobrze - przybyła jego ukochana, która nie pozwoli mi się zbliżyć do jej faceta, choćbym chciała się jedynie z nim zaprzyjaźnić. Zapewniając sobie jako takie życie w tym małżeństwie. Ale Regina mi na to i tak nie pozwoli. Zostanę wykorzystana jako jej następczyni, zajmując oficjalną pozycję i wykonując jej pracę. Z kolei Aleyna będzie matką dzieci Dante, zabierając mi moją pozycję.

Więc jakie będzie może życie w tamtym domu?

Będzie to tragedia wypełniona samotnością.

Nie chciałam takiego życia. Bałam się tego.

- Pozostawisz mnie samą, prawda? Tak, jak już to robisz... - wymamrotałam.

Brakowało mi łez. Wszystkie wyczerpały się wczorajszej nocy. Wpływ na to mogło mieć także to, że otaczała mnie wszechogarniająca obojętność na wszystkie wydarzenia.

- Musisz ją bardzo kochać - szepnęłam przytulając policzek do kolana.

- Panienko! - Sara zastukała w drzwi - Panienko?

- Co? - zapytałam pozostając na swoim miejscu.

- Przyszedł pan Dante West - powiedziała z wahaniem pokojówka. - Prosi o rozmowę... Co mam mu przekazać?

- Że drzwi są dokładnie w tym samym miejscu, kiedy je mijał wchodząc do środka - burknęłam na tyle głośno, żeby Sara usłyszała.

- Rozumiem - dziewczyna zachichotała. - Powiedzieć coś jeszcze?

- Nie. Im mniej się do niego odezwiesz, tym lepiej.

Tyle powinno wystarczyć. W końcu nie byłam dla niego na tyle ważna, żeby przychodził tu kolejny raz. Po odmowie, zapewne wyśle list z nic nieznaczącymi przeprosinami i na tym się skończy. Zaś ja, jako jego narzeczona, będę musiała przyjąć te przeprosiny, udając że zapomniałam o całej sprawie. Niczym idiotka.

Sama myśl o tym mnie zdenerwowała. Miałam ochotę wybuchnąć i wyładować na kimś swoją złość. Nigdy w życiu nie zostałam tak potraktowana, skompromitowana oraz zapomniana. Dante miał przy sobie swoją narzeczoną, a jednak zapomniał o mnie w chwili pojawienia się jego ukochanej. Zabawne było to, że jednak sobie o mnie przypomniał.

- Ha! - parsknęłam kpiąco - Umiesz doskonale kłamać.

Wstałam, po czym ruszyłam do drzwi, które później gwałtownie otworzyłam. Na korytarzu stało kilka zaniepokojonych pokojówek, zapewne wiedzących już o całej sprawie. Przez moje niespodziewane zachowanie, kobiety wzdrygnęły się, szybko na mnie spoglądając. Po ich twarzy przemknęła ulga.

- Pomóżcie mi się ubrać - powiedziałam wracając do środka.

Musiałam jakoś rozładować gniew, a nic nie było bardziej skuteczne od poproszenia Konrada o szybką walkę. Do pierwszej lub drugiej robił sobie przerwę, wobec czego jemu również przydałoby się trochę ruchu.

Ubrałam się w wygodną szaro- biało- czerwoną sukienkę, która nie krępowała ruchów. W dodatku odmówiłam założenia biżuterii i ozdób, w ostatniej chwili powstrzymując się od wyciągnięcia swojego pierścionka.

Właśnie w tej chwili do pokoju wbiegła Sara. Wyglądała na zszokowaną i zdezorientowaną, bynajmniej nie z powodu mojej nagłej zmiany humoru.

- Panienko, przyszedł ten drań, Makary - powiedziała szybko. - Wyrzucić go, prawda?

- Jeszcze py... - urwałam, uśmiechając się mściwie. - Nie. Zobaczę się z nim - zadecydowałam wstając.

Pokojówki spojrzały po sobie nerwowo, domyślając się, że zamierzałam wyżyć się na kimś, kto na to zasłużył. Niemniej bały się, że mogłam posunąć się za daleko. I zamierzałam. Dlaczego miałabym powstrzymywać się przed demonstracyjnym pokazaniem mu, jak bardzo mnie rozgniewał? Przy okazji sobie ulżę.

- Przygotujcie wrzątek - rozkazałam. - Razem z herbatą, musimy przecież przywitać gościa, prawda? Sara! Prowadź.

****

Specjalnie szłam wolno, nie zamierzając przylecieć do niego zbyt szybko. Widok jego gęby był sam w sobie denerwujący, a przecież zamierzałam delektować się mszczeniem się na nim.

Przed salonem zatrzymałam się, czekając na służące z herbatą oraz słodkościami. W ten sposób wydłużałam czas, gdy on sobie samotnie czekał, wiedząc jedynie tyle, że przyjdę. Często, gdy przyjeżdżał w odwiedziny - kiedy jeszcze się spotykaliśmy - musiałam do niego przybiegać, bo nie lubił braku punktualizmu. Teraz zastanawiałam się, czy przypadkiem nie sprawiało mu radości moje pośpieszne przygotowywanie się. Tym bardziej, że nigdy nie informował mnie o sowich planach odwiedzin.

Taka zemsta to jednak poprawiała humor.

Służąca ze swoim wózkiem przybyła zaraz potem, więc obie weszłyśmy do środka. Tam na kanapie siedział, rozparty, Makary. Był wyraźnie niezadowolony i nawet nie próbował ukryć swojej złości.

Zignorowałam go, powoli ruszając na miejsce na przeciwko niego. Pozwoliłam sobie pominąć przywitania, wpatrując się w niego z zadowoleniem. Byłam mu wdzięczna za to, że przyszedł w tak idealnym czasie. Konrad z pewnością, by mu za to podziękował, gdyby poznał moje plany. Co więcej, przyszedłby mi pomóc.

- Więc słucham - rzuciłam łaskawie, zakładając nogę na nogę.

- Mi...

- Panno Meridian - poprawiłam go od razu, unosząc brew. - Nasza znajomość zakończyła się dawno temu, panie Makary. I to dość tragicznie.

- Panno Meridian - wykrztusił z grymasem. Nie zauważając, że do jego filiżanki jest wlewany wrzątek. Jego błękitne oczy strzelały w moją stronę iskrami zirytowania, choć na ustach mężczyzny widniał czarujący, wręcz olśniewający uśmiech.- Słyszałem, że zostałaś okropnie potraktowana przez swojego narzeczonego! To rani me serce!

Niby słychać było smutek i zaniepokojenie, lecz na ustach widniał uśmiech. Zdecydowanie zapomniał, że przy udawaniu powinien kontrolować wyraz twarzy. Lub mylił swój wyimaginowany talent z rzeczywistością. Nie mogłam uwierzyć, że kiedykolwiek się w nim zakochałam. Więcej! Dałam się omamić. Przez niego straciłam cenne lata swojego życia...

- Lady Zachodzące Słońce ci o tym powiedziała, panie Makary? - spytałam uprzejmie, dalej go obserwując. To samo robiły pokojówki, rzucając mu nieprzychylne spojrzenie.

- Proszę tak nie nazywać panny Aliny - parsknął zaraz potem drgając. - Ale tak, właśnie to od niej usłyszałem tę oburzającą wiadomość.

- Mmm - przytaknęłam czekając aż wyjawi powód swojej wizyty.

- Jak on mógł zrobić coś takiego, tak wspaniałej osobie?! Jest doprawdy wstrętny!

- Och? To zaskakujące. Znam kogoś innego kto zrobił podobną lub nawet gorszą rzecz.

Zapadła cisza, podczas której Makary zrobił minę świadczącą, że chciałby w tym momencie przekląć. Zdołał się powstrzymać, choć wydawał się zdenerwowany. Pewnie planował ciągnąć to w nieskończoność, zapominając że daleko mi do osoby głupiej. Mogłam być naiwna, jednak dostałam swoją nauczkę po tym co zrobił.

- Z powodu jego zachowania, przychodzę z propozycją - odparł rzeczowo, ignorując moją wypowiedź. - Panno Meridian, czy naprawdę chcesz dalej się z nim męczyć?

Zamrugałam próbując zrozumieć i przyswoić informację, którą przekazał mi Makary. Było to zadziwiające, że dalej próbują tego samego. Alina wykorzystywała mężczyznę, byleby zerwać nasze zaręczyny z Dante. Ignorowała fakt, że on dalej był zapatrzony w swoją księżniczkę. Albo chodziło jej o to bym została pośmiewiskiem.

Tak, musiało jej chodzić właśnie o to. Wtedy mogłaby dalej uchodzić za wspaniałą niewiastę, która współczuła komuś takiemu jak ja. Czyli komuś porzuconemu przez narzeczonego.

- Wystarczy, że napiszesz do niego, panno Meridian, zrywając zaręczyny - rzucił kusząco. - Będę tu dla ciebie.

Zaśmiałam się, zastanawiając czy nie oblać Makarego jego herbatą. Właśnie to mnie zajmowało. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl bym posłuchała jego lub Aliny. Jasne, może byłoby lepiej uwolnić się od Dante, niemniej nie w ten sposób. Chciałam zatrzymać go dłużej dla siebie samej. Było to złe, nieodpowiedzialne, jednak dalej pragnęłam to zrobić.

- Wystarczy list? - zdziwiłam się - Jest pan tego pewien? Nie wydaje mi się, żeby...

Odwróciłam twarz ku drzwiom, bo dochodziły zza nich podniesione głosy. Wręcz kłótnia, zaraz potem do środka wdarł się Dante w swoim mundurze. Posłał mi oceniające spojrzenie, następnie zerknął na Makarego i zmrużył groźnie oczy. Jego zaciśnięta szczęka wydawała się tu bardzo nie na miejscu.

- Meridian.

Ostrzeżenie. Wraz z niezadowoleniem.

- Cóż za niespodzianka - mruknęłam odwracając wzrok. - Wracając do naszej rozmowy - kontynuowałam ignorując narzeczonego. - Lady Wschodzące Słońce otacza się jedynie jednym rodzajem ludzi. Nie takimi jak ty, panie Makary...

- Mer.

- ...ludźmi głupimi - mówiłam dalej. - List to za mało. Ktoś inteligentniejszy od razu by to spostrzegł. Jednak nie spodziewałabym się po was czegoś innego - pochyliłam się. - Możesz to przekazać swojej ukochanej.

- Meridian! - huknął Dante.

- Nie widzisz, że rozmawiam?! - krzyknęłam na mężczyznę - Dasz mi skończyć? Nie jestem twoim priorytetem, więc nie oczekuj ode mnie, że od razu skoczę wykonać twój rozkaz! A ty! - wskazałam Makarego z wściekłością. Wstałam patrząc na niego z góry z obrzydzeniem - Przekaż Alinie, że jej się to nie uda. Nie na jej warunkach i zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby użyła kogoś, kto nie jest tobą. Naprawdę sądziłeś, że się w tobie ponownie zakocham? Że znów popełnię ten sam błąd? Wiedząc do czego jest zdolna Lady Zachodzące Słońce? Ha!

- Proszę... - zaczął Makary.

- Co dała ci w zamian? Na pewno coś ci dała - na mojej twarzy pojawił się wredny uśmiech. - Och. Czyżby obiecała cię pocałować? Albo pozwoliła się dotknąć?

Makary się zaczerwienił, a ja w tym momencie chwyciłam obie filiżanki i oblałam go ich zawartością. Jedna trafiła go w twarz. Druga - prosto w krocze. Z satysfakcją wsłuchiwałam się w jego wrzaski. Kilka pokojówek zachichotało, inne zaklaskały z uciechy. Mi z kolei wreszcie zrobiło się lepiej.

- Wyprowadźcie gościa za drzwi - rozkazałam martwym głosem. - Bo przecież nie ma potrzeby wołać po lekarza.

- C- co?!

Odwróciłam się w stronę Dante. Nie wydawał się ani zszokowany, ani przeciwny temu co zrobiłam. Mimo to dalej obserwował jęczącego z bólu mężczyznę, który starał się poprosić o chusteczki. Musiał cierpieć, ale jakoś nie zrobiło mi się go żal.

Ruszyłam do wyjścia, chwytając po drodze ramię Dante. Wyglądało na to, że rozmowa była nieunikniona, choć podejrzewałam, że i tak zostanie przerwana. Księżniczka nie mogłaby tak po prostu pozwolić mu mnie odwiedzić. Tak czy siak, zamierzałam wysłuchać narzeczonego. Zaciekawiona kłamstwom, jakie mi zaserwuje tym razem.

- Chcesz porozmawiać, proszę bardzo - warknęłam ciągnąc Dante do innego salonu. - Porozmawiamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro