Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy miesiące później

- Groził ci, prawda? - spytała Elmira chodząc w koło mnie z wszechwiedzącą miną.

- Gdyby jej groził, nie wychodziłaby za niego za mąż - parsknęła Malta poszerzając moją sukienkę ślubną, by nikt nie dostrzegł mojego brzucha.

Dante miał rację. W trzecim miesiącu mój brzuch było widać, zupełnie jakby dziecko chciało zostać zauważone. Chociaż nie mogło! Jeśli Regina dowie się, zemdleje, a potem oskarży mnie o nie wiadomo co (choćby o deprawowanie jej syna) i nasz rozejm zniknie. Nie mogłam do tego dopuścić! Tak ciężko pracowałam na poprawę naszych relacji, że zepsucie ich było ostatnim na co miałam ochotę.

Syknęłam, gdy Malta mrucząc pod nosem, wbiła mi igłę w sórę na plecach. Zrobiła to omyłkowo, próbując jak najszybciej skończyć. Mimo to po jej minie wiedziałam, że ani trochę nie było jej przykro.

- Jak mogło to się stać?! - jęknęła Ela dalej lamentując. - Przez to stracę pieniądze!

- Co?

- Założyła się o to z Kirą - wyjaśniła gburowato Malta, ocierając pot z czoła. Jej sprawne ręce poruszały się szybko, gdy zszywała na mnie sukienkę, starając się, by szwy były niewidoczne.

- Moja pani - wtrącił męski głos - obawiam się, że to całkiem normalna kolej rzeczy. Można śmiało powiedzieć to na głos. Państwo młodzi trochę się pośpieszyli, ale to nic nadzwyczajnego. Okazywanie sobie miłości oraz testowanie granic, pojawia się w każdym związku.

- Ela, lubię tego twojego nowego kamerdynera - Kira zachichotała odrywając się od ściany.

Mój wzrok podążył za żółtym spojrzeniem. Od miesiąca Elmira miała nowego kamerdynera, któremu z jakichś powodów ufała. Teraz zaczynałam rozumieć dlaczego - był on aż nazbyt szczery, nie wahając się wyrazić swojej opinii na temat czegokolwiek.

Nie było też szans na przeoczenie go w tłumie. Pomimo szczupłej budowy ciała, był dość atrakcyjny. Miał czerwone oczy, w których za każdym razem pojawiały się złośliwe błyski, gdy patrzył na Elę, zaś ta była skupiona na czymś innym. Długie do ramion, srebrne włosy miał schludnie związane tasiemką. W dodatku ubierał się zawsze w to na co miał ochotę. Przez to zdawał się być strażnikiem w przebraniu, a nie kamerdynerem, który ociągał się w wykonywaniu poleceń. Jednak nie dało się go nie lubić. Z jakichś powodów wpasowywał się w nasze grono.

- Lionel - Ela wskazała go palcem - jak mogłeś wejść bez pozwolenia?

- Drzwi nie były zamknięte, zaś twoje krzyki, moja pani, dość głośne - odparł uśmiechając się krzywo. - Uznałem, że gdy was uciszę, nic nie wyjdzie poza ten pokój.

- Słuszna uwaga - mruknęła niechętnie, marszcząc usta. - Mimo to - zagroziła mu palcem, drugą dłonią poprawiając podwiniętą do kolan, błękitną sukienkę, którą zawinęła dla wygody - następnym razem musisz poprosić o pozwolenie!

- Oczywiście.

Wymieniłam spojrzenia z Maltą i Kirą. Wszystkie trzy bez słowa zgodziłyśmy się, że dobrze było, iż ktoś taki był przy Elmirze. Mógł być całkiem bezczelny, ale zdawał się szczerze zainteresowany losami Eli. A przynajmniej na tyle, aby jej nie ignorować, jak to robili wszyscy w jej domu. Dzięki temu mogłyśmy być pewne, że był po jej stronie, choć jego charakter można było kwestionować.

Bez tchu obserwowałam, jak Elmira męczy się z podwiniętą sukienką, zaś Lionel wzdycha ciężko i podchodzi do swojej pani. Bez słowa klęknął przed kobietą, pomagając jej poprawić sukienkę. Przy tym starał się nie roześmiać, ani uśmiechnąć, choć kąciki jego ust drgały niekontrolowanie, jak gdyby kpiąc z Eli i jej niezdarności w niektórych rzeczach.

Odwróciłyśmy wzrok, udając niezainteresowane zdarzeniem.

- Więc co zamierzacie? - spytała Kira zakładając ręce na piersi. Tym samym opięła szarą sukienkę, która zdawała się odrobinę przyciasna.

- Z? - spytałam.

- Z brzuchem - parsknęła machając ręką w moją stronę.

- Och! Dante już o tym pomyślał - odparłam dumnie, rozluźniając się na myśl o ukochanym. - Za tydzień wyjeżdżamy do posiadłości, w której się urodził. Ma tam wiele spraw do załatwienia, więc to idealne miejsce, by ukryć się przed ludźmi.

- To znaczy, że znikniesz, tak? - spytała Ela tupiąc z niezadowoleniem - Najpierw zrobił ci dziecko, a teraz cię wywozi z dala od nasz?!

- Moja pani, twój głos jest doniosły - rzucił Lionel wstając z klęczek.

- Masz coś jeszcze do dodania? - parsknęła na niego.

- Tak - przytaknął bezczelnie, patrząc na nią z góry. - Myślę, że pan młody chce mieć pannę młodą tylko dla siebie przez czas ich miesiąca miodowego oraz spodziewania się dziecka. Z tego powodu uznał, że osoby w formie gadatliwych przyzwoitek nie są potrzebne.

Wszystkie wpatrywałyśmy się bez słowa w Lionel'a, który starał się nie roześmiać z powodu naszych spojrzeń.

- Gdzie znajduje się takich kamerdynerów? - spytała szeptem Kira z podziwem w głosie - Przydałby mi się ktoś taki.

- Myślicie, że on nie boi się o właśnie życie? - dodała Malta zapatrując się w mężczyznę.

- Nie wiem, gdzie mogłabyś takiego drugiego znaleźć - odparłam lekko się poruszając, by całkiem nie zesztywnieć - ale wiem, że Ela lubi go na tyle, aby nie życzyć mu źle nawet po czymś takim.

Zgodnie przytaknęłyśmy, chwilę przypatrując się kłócącej się dwójce. Po chwili Malta skończyła szyć, a do pokoju, przez okno, wszedł Dante. Lekko się zdziwił na widok moich przyjaciółek i obcego mężczyzny, lecz nie wahając się wszedł do środka.

- Mer - przywitał mnie całusem w policzek. - Wasza wysokość - skinął głową Kirze, po czym uśmiechnął się do Malty. - Miło cię ponownie widzieć, pani Thomas! Moja rada pomogła, prawda? - nie czekając na odpowiedź, bo słysząc mruczenie Elmiry, musiał przywitać się również z nią. - Pannie Sliver humor dopisuje, jak zawsze?

- Nie odzywaj się do mnie, ty winowajco! - warknęła w odpowiedzi.

Dante w białym smokingu wyglądał zabójczo. Doskonale pasował do jego kasztanowych włosów, które zostały zgrabnie zaczesane do tyłu. W dodatku zielono- niebieskie oczy skrzyły się ilekroć na mnie spoglądał. A kiedy dotknął mojego brzucha, uśmiechnął się łagodnie.

- Jak się mają moje skarby? - spytał ignorując burczącą Elę.

- Doskonale - odparłam szczerząc się do niego.

- Nie powinieneś tu wchodzić, panie West - rzuciła Malta chowając zestaw do szycia w swojej małej torebeczce. - Ściągniesz na Meridian więcej uwagi niż potrzeba.

- On się tym nie przejmuje - wtrąciła Elmira. - Czemu miałby? Zrobił wszystko co mógł, by... mhm!

Obejrzałam się. Lionel zaśmiał się zakrywając usta swojej pani. Mocno trzymając Elmirę, wyprowadził ją z pokoju, choć było to równoznaczne ze zwolnieniem, ale nie wyglądało na to, żeby się tym przejmował.

Byłyśmy tym ruchem tak zaskoczone, że nawet nie zareagowałyśmy, mogąc jedynie się w nich wpatrywać. Szczególnie, że Ela zareagowała słabo - unosząc jedynie brew - co znaczyło, że to nie był pierwszy raz, gdy to się zdarzało.

- Mer? - spojrzałam ponownie na Dante. - Gotowa? Ceremonia zaraz się zacznie.

Uśmiechnęłam się, mogąc jedynie widzieć jego.

- Gotowa.

Byłam, jak najbardziej gotowa na rozpoczęcie nowego rozdziału życia. Rozdziału, w którym kroczyłam przy boku Dante.


Koniec


Wiem, że chcieliście więcej, ale cóż. Wyszło jak wyszło, wydawało mi się, że teraz powinien być czas na zakończenie książki.

Ale! To wcale nie znaczy, że jest źle. Założyłam właśnie (w końcu należało się z tym zebrać) stronę autorską na facebook'u. Tu macie link, jeśli ktoś byłby zainteresowany (wrzucę go jeszcze w komentarzu)

I teraz tak. Mam dla Was pewną wiadomość. Żeby tu nie zaśmiecać, postanowiłam właśnie na tej stronce umieszczać posty odnośnie propozycji tego, co mogłabym opublikować później (tak za 2 tygodnie max). Ponieważ zdążyłam kilka rzeczy napisać, więc wybór jako taki jest. Dlatego zachęcam do wejścia na mój profil i wybierania co takiego chcielibyście przeczytać.

Buziaki, Bonia98!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro