Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Życie to bagno. Proste stwierdzenie potwierdzające wszystkie nieszczęścia, które mogły i musiały się zdarzyć.

Moje życie to kolekcja nieszczęść. Pierwsze większe zdarzyło się, kiedy miałam piętnaście lat. Wtedy to przypadkiem nakryłam mojego chłopaka zdradzającego mnie z przyjaciółką. Było to szokujące również z innego powodu - sądziłam, że niedługo mi się oświadczy, jako że znaliśmy się ponad dziesięć lat. Mimo to, przeszłam ten trudny okres po złamanym sercu, całkiem dobrze. Co prawda zajęło mi to rok, do dnia moich szesnastych urodzin, ale wystarczyło bym przeszła do tej sprawy obojętnie. W końcu zdarza się. Pierwsza miłość zazwyczaj kończyła się tragicznie, prawda? Było minęło!

Aż do czasu. Drugie większe nieszczęście zdarzyło się dokładnie trzy lata później. A zaczęło się dość niewinnie od zwykłego wezwania do gabinetu ojca i skończyło z tupnięciem, tymi oto słowami:

- Meridian musisz wyjść za mąż - oznajmił ojciec z zadowoleniem na twarzy.

Pomyślałam: "Cóż, zdarza się". Zawsze mogłam rozkochać w sobie męża lub zauroczyć go swoim wdziękiem i urokiem osobistym. Matka mówiła, że jest powalający na tyle, aby mężczyźni rozłożyli się pod moimi nogami, prawie bez życia. Tyle wystarczyło. Więc, gdy już będzie po mojej stronie, całkowicie mi oddany, mogłam żyć dostatecznie dobrze i robić co tylko zachciałam. Same plusy!

Przynajmniej ojciec dał mi chwilę bym mogła delektować się tą myślą, nim strzelił trzecim większym nieszczęściem.

- Twoim narzeczonym zostanie Dante West.

Da dum!

W tym momencie musiałam się roześmiać z absurdu sytuacji, która zwyczajnie nie mogła się zdarzyć. Ponieważ ten konkretny delikwent nie padnie do moich stóp. Nigdy.

Z jakichś nieznanych mi powodów, Dante mnie nie znosił. Demonstrował to na każdym kroku, gdy przypadkiem spotkaliśmy się na przyjęciu lub w stolicy. Chyba wszyscy mogli to powiedzieć po zobaczeniu sposobu w jaki mnie traktował, zaś ojciec mówił, że to mój narzeczony? Haha! Świetny żart.

Szkoda tylko, że chuda sylwetka ojca w ogóle się nie zmieniła, jakby to, co powiedział było prawdą. Szczególnie jego stalowe spojrzenie fiołkowych oczu zdawało się twierdzić: "Pogódź się z tym". Zawsze rzucał tego typu wzrok, kiedy bardzo chciała, żeby żartował i nie traktował mnie niczym swojego partnera biznesowego.

Ojciec przeczesał włosy dłonią, ciężko wzdychając, gdy w końcu przestałam histerycznie chichotać. Wreszcie zdawał się zrozumieć sytuację i moje zachowanie. Ten wysoki szatyn znał mnie od podszewki, ponieważ to właśnie po nim odziedziczyłam charakter.

- To dobry kandydat - zauważył spokojnie. - Przyszły markiz. Z jego ojcem prowadzę wiele interesów i zdążyłem poznać także tego młodego, czarującego młodzieńca. Dante jest przemiłym mężczyznę, jedynie o rok młodszym od ciebie, ale to prawdziwy geniusz. Wiesz, że jest już komendantem Gwardii Królewskiej? To wyczyn, którego mało kto jest wstanie dokonać. Zresztą... - kontynuował wychwalanie, którego nie mogłam znieść.

- Mnie nie znosi - dokończyłam wcinając się ojcu i jednocześnie przyznając mu rację.

Dante West był geniuszem. Dokonał niemożliwego doskonaląc swoje umiejętności rycerskie, otwierając kilka kwitnących biznesów, zostając komendantem w tak młodym wieku jedynie osiemnastu lat. Bywał też prawdziwym dżentelmenem. Oczywiście o ile w grę nie wchodziłam ja. Wtedy udawał, że byłam kolejną ozdobą na sali, taktownie mnie ignorując.

- Wydaje mi się, że o tym zapomniałeś, ojcze - powiedziałam uśmiechając się znacząco. - O tym także warto wspomnieć, przy jego sukcesach.

- Meridian - ojciec zmarszczył groźnie brwi. - Zrobisz jak powiedziałem. To dla twojego dobra. Przecież wiesz, że musisz wyjść za mąż, inaczej będą cię krytykować.

Odwróciłam wzrok. Nawet nie o to chodziło. Zniosłabym krytykę, gdyby nie fakt, że większą krzywdę odniosłaby moja rodzina. Stara panna była pośmiewiskiem dla arystokracji. Wyśmiewali też jej rodzinę za to, że nie udało im się jej wydać za kogokolwiek. Powód się nie liczył, ważne było to, żeby im się udało.

Ojciec, jednak pragnął, by jego córki miały porządnych mężów, takich którzy prawdziwie się o nie zatroszczą. Dobrych. Godnych. Mądrych. Mimo to wybrał dla mnie osobę, która nie żywi ani krzty sympatii z powodów, których nie było mi dane poznać. Prawdopodobnie nie lubił mnie bez żadnego powodu, lecz to sprawiało, że to przyszłe małżeństwo mogło runąć w każdej chwili.

Przymknęłam oczy. Istniała szansa, by poprawić sytuację. Wystarczyło zrobić pierwsze dobre wrażenie. Skoro ojciec uparł się na to narzeczeństwo wraz z markizem West, to i tak nie było odwrotu. Mogę być przeciwna, tak samo jak on, ale do tego małżeństwa i tak dojdzie. Dlatego zamierzałam postarać się, jak tylko się dało. Dla dobra rodziny!

Otworzyłam oczy, wpatrując się w ojca z determinacją. Musiałam dać dobry przykład swoim dwóm siostrom oraz ułatwić im zamążpójście, albo ucieczkę.

- Więc kiedy mam się spotkać z Dante? Ach! - strzeliłam się ręką w czoło - I kiedy odbędzie się uroczystość zaręczynowa?

Przygotowania do uroczystości potrwają trochę czasu, wobec czego miałam mieć czas na psychiczne nastawienie się do całej tej sytuacji. Przy czym mogłam poznać odrobinę tego Dante i przekonać się na czym stoję. Przecież po rozmowie wszystko może się ułożyć, prawda? Wystarczy wywiedzieć się co mu przeszkadza! A z moim talentem do rozmów i przyciągania do siebie ludzi, będzie to bułka z masłem. Ale najpierw psychiczne przygotowanie się, z ćwiczeniem przed lustrem lekkich rozmówek, które...

- Dziś się z nim spotkasz - oznajmił ojciec burząc mój spokój. - Zaś za dwa dni odbędzie się przyjęcie zaręczynowe. Razem z matką i państwem West, szykowaliśmy się do tego od miesięcy.

- Słucham? - wyszeptałam licząc, że się przesłyszałam.

Miałam wrażenie, że to kolejna bomba, której z pewnością nie chciałam. Mój plan! Przecież, jeśli pójdę w ten sposób będę musiała improwizować na bieżąco i to przy facecie, który tak bardzo mnie nie cierpi.

- Matka uznała, że to najlepsze rozwiązanie, Meridian.

- Rozumiem.

Pewnie, że tak powiedziała! Wiedziała, że w ten sposób zostanę wzięta z zaskoczenia i... nie pozostanie mi nic innego jak podążać zgodnie z ich planem.

Westchnęłam spoglądając na zadowoloną minę ojca. Choćby z tego powodu nie mogłam niczego zepsuć. Należało się postarać polepszyć naszą relację, jako że zostaniemy związani więzami małżeńskimi, którego nie rozerwie nawet morderstwo. Ale tyle potrafiłam zrobić. Przecież to nie mogło być aż takie trudne! Ten cały Dante West również został zmuszony do narzeczeństwa, więc jesteśmy na tej samej łodzi. Zaś to może nas ze sobą zbliżyć.

A przynajmniej tego zamierzałam się trzymać.

Wszystko jakoś się ułoży, Meridian Evans. Z twoimi zdolnościami, wdziękiem i urokiem, powalisz go na kolana. Zresztą takie sytuacje były możliwe. Meridian, trudno, ale to się zdarza!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro