LD - 2nd Duck

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Minęło parę dni od sytuacji w parku, a Zayn wciąż nie potrafił pozbyć się z głowy blondwłosego chłopaka. Cały czas zastanawiał się nad tym, kim jest nieznajomy, i nieświadomie skanował wzrokiem szkolne korytarze, poszukując jakiegokolwiek znaku obecności fascynata kaczek. Ku jego niezadowoleniu, na nic się to jednak nie zdawało, gdyż ani razu go nie zauważył.

    Jedyne sytuacje, podczas których widywał chłopaka, to te gdy wracał do parku i obserwował go z daleka. Słuchając jego rozmów z Cecylią i Lucjanem oraz jego uroczego, donośnego śmiechu, który sprawiał, że sam również się uśmiechał.

    Zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie było conajmniej dziwne, ale nie potrafił przestać. To tak jakby uzależnił się od tych trzydziestu minut, które spędzał w parku podczas przerwy na lunch. Jego znajomi zaczęli zadawać pytania na temat tego, gdzie tak codziennie znika, tworząc masę teorii na ten temat. Głównie obracały się one wokół “super gorącej laski, którą Zayn nie chce się z nikim podzielić”.

    Gdyby tylko wiedzieli, że super gorąca laska jest tak naprawdę słodkim, nieco niezdarnym, kochającym zwierzęta blondynem. Cóż, ich miny byłyby pewnie przekomiczne po wyznaniu przez Malika prawdy. Zayn jednak jedynie wywracał oczami na ich spekulacje, nie komentując ich w żaden sposób.

———

    Zayn stał z resztą swojej paczki przy schodach prowadzących na drugie piętro szkoły, mając ubaw z czegoś, co powiedział Louis. To była zwyczajowa przerwa, pełna śmiechu i przekomarzań oraz lekkich trącań łokciami.

    Miał właśnie zamiar skoczyć na plecy Dereka i trochę z się z nim podroczyć, kiedy jego wzrok padł na drugą stronę korytarza, gdzie Liam Payne – największy dupek w ich szkole – stał przed pewnym znajomym już Zaynowi blondynem, kiedy ten próbował przejść spokojnie przez korytarz. Malik bez zastanowienia skierował się w tamtym kierunku, by spróbować rozeznać się w sytuacji.

    Stanął parę metrów od Payne'a i blondyna, przysłuchując się ich rozmowie. Zauważył, że reszta kumpli Liama otoczyła chłopaka z każdej strony, nie dając mu szansy na wycofanie się.

    – Przepraszam, ale chciałbym przejść – powiedział chłopak z parku do Liama, patrząc mu prosto w oczy.

    – Ależ oczywiście – mruknął Liam, odsuwając się na bok, robiąc trochę miejsca dla chłopaka. – Proszę bardzo, królewno.

    Blondyn szybko zaczął iść do przodu, przyciskając do piersi podręczniki, które miał przy sobie. Zayn ledwo zauważył moment, w którym Liam wystawił swoją stopę, sprawiając, że chłopak potknął się i upadł prosto na ziemię.

    – Och, nic ci nie jest? – zapytał słodkim do bólu głosem Payne, podchodząc do chłopaka i stając stopą na jednej z książek, którą miał zamiar podnieść blondyn.

    – Nie, wszystko w porządku. – Chłopak uniósł głowę do góry uśmiechając się do winowajcy swojego upadku. – To zdrowo się tak czasem potknąć. Wiesz, ten niespodziewany skok adrenaliny i w ogóle.

    Payne patrzył z krzywym uśmiechem na blondyna, który wciąż zbierał porozrzucane rzeczy z podłogi. Śmiejąc się głośno, gdy jego kumple specjalnie kopali rzeczami chłopaka, byle tylko spowodować, by męczył się on dłużej.

    Z każdą mijającą sekunda Zayn czuł coraz większe zdenerwowanie i chęć podejścia do Payne'a i powiedzenia mu paru miłych słów i może, ale tylko może, obicia mu tej jego wykrzywionej we wrednym uśmiechu buźki.

    Zanim jednak zdecydował się na jakiekolwiek działanie, blondwłosy zdążył pozbierać swoje rzeczy i zniknąć z jego widoku. Tak samo jak Liam i jego świta.

    Zayn wolno wrócił do swoich kolegów, na nowo zaczynając myśleć o chłopaku. Gdy miał gorszy humor, okropnie irytował go fakt, iż jakiś kompletny odludek uciekający w przerwach do parku, zdołał tak po prostu zająć jego myśli i – nie ważne jak mocno by tego pragnął – nie miał zamiaru ich opuścić. Ale zawsze, jakby na złość, w takich momentach jego umysł podrzucał mu obraz szeroko uśmiechającego się chłopaka i dziwnym sposobem przestawała mu przeszkadzać ta sytuacja.

    – Co jest, Malik? – zapytał Louis, układając dłoń na ramieniu mulata.

    – Hm?

    – Co cię tak nagle zainteresował Payne, huh?

    – Ja… – Zayn westchnął cicho, zastanawiając się przez moment nad odpowiedzią. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż został uprzedzony przez Louisa.

    – A może to nie o Payne'a chodzi. Tylko o tę ofiarę losu, co? – Tomlinson szturchnął Zayna łokciem, po czym zaczął się głośno śmiać. – Co takiego zrobił Horan, że przyciągnął twoją uwagę?

    – Znasz go? – zapytał szybko mulat.

    – Cóż, nie powiedziałbym, że go znam. Ale większość go tutaj kojarzy. Głównie przez to, że jest on ulubioną zabaweczką Liama. Chłopak ma nieźle przesrane, jeśli mógłbym się wypowiedzieć.

    – Co to znaczy?

    – To znaczy, że nie ma dnia, podczas którego Liam, albo któryś z jego kumpli, nie zrobiliby Niallowi czegoś złego.

    Niall. Czyli tak miał na imię nieznajomy blondyn.

    – I nikt nic z tym nie robi?

    – Jak widzisz… – Louis wzruszył ramionami. – Zresztą, nikt nie ma ochoty bronić największej ofiary losu na tej półkuli. Dzieciak jest nieźle porąbany i nawet się z tym zbytnio nie kryje.

    – Ale… – zaczął ponownie Zayn i ponownie nie było mu dane skończyć wypowiedzi.

    – Zresztą, nieważne. Kogo on w ogóle obchodzi? Im dalej będziesz się od niego trzymał, tym lepiej. Każdy ci to powie. – Louis poklepał Zayna po ramieniu, po czym zaczął kierować się w górę schodów. – Dalej, Zaynie. Zaraz zaczyna się biologia.

    Mulat stał jeszcze przez moment całkowicie zmrożony, ze wzrokiem utkwionym w miejscu, w którym parę minut temu Niall zbierał swoje rzeczy.

    Im dalej będziesz się od niego trzymał, tym lepiej. Każdy ci to powie.

    Te słowa cały czas rozbrzmiewały w jego głowie, lecz miał dziwne przeczucie, że nie będzie wcale tak łatwo się do nich dostosować. Przejechał dłońmi przez włosy i westchnął głośno. Miał jeszcze większy mętlik w głowie niż wcześniej.

    – Niallu Horanie, co ty ze mną robisz? – zapytał sam siebie, po czym ruszył w kierunku sali od biologii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro