LD - 3rd Duck
Kolejny dzień i kolejny raz Zayn spędzał czas w tym przeklętym parku.
Tym razem jednak znajdował się w nim w sobotni poranek i sam nie wiedział dlaczego. Wszystko stało się dla niego mocno dezorientujące.
A w jeszcze większe zdezorientowanie wprowadzał go fakt, iż właśnie był w trakcie walki na spojrzenia z Lucjanem.
I cholera jasna, ten niepozorny kaczorek naprawdę znał się na rzeczy.
– Co jest w tobie takiego niesamowitego, maluchu? – zapytał Zayn, zbliżając się do kaczuszki i przyklękając tuż przed nią.
Lucjan zrobił kilka pokracznych kroków do przodu, i unosząc łebek do góry, zakwaczał głośno na mulata.
– Spokojnie, kolego. – Uniósł dłonie do góry w obronnym geście. – Chcę tylko chwilkę pogadać.
Lucek nastroszył nieco piórka, ale wycofał się do tyłu, siadając na trawie obok obserwującej wszystko uważnie Cecylii.
– Więc… – zaczął powoli, kiedy ściągnął z siebie bluzę i położył ją na ziemi, by na niej usiąść. – Często tu bywacie?
Odpowiedzią na jego pytanie były dwa pozbawione wyrazu kacze spojrzenia i cisza.
– O mój Boże… – Zayn jęknął głośno, uderzając się dłonią w czoło. – Nie dość, że rozmawiam z kaczkami, to do tego właśnie zapytałem je czy często bywają nad stawem. Nad cholernym stawem.
Zayn potrząsnął głową na swoją głupotę, po czym wyciągnął z kieszeni bluzy chleb, który zaczął rozdrabniać w dłoniach i rzucać w pobliże jego małych towarzyszy.
– Słyszałem, że jesteście świetnymi słuchaczami? – zapytał, zyskując w odpowiedzi głośną, kwaczącą odpowiedź.
– Więc pewnie nie obrazicie się, gdy trochę sobie do was pogadam, co?
Kolejne kwaknięcie.
– Hm, od czego by tu zacząć… Więc mam przyjaciela, który ostatnio zaczął się bardzo dziwnie zachowywać. A wszystko przez pewnego chłopaka, którego raz zobaczył w parku. Oczywiście nie w tym parku, to był zupełnie inny park. Czy do tego parku w ogóle przychodzą jacyś chłopcy? Nie, nie sądzę. A już na pewno nie blondyni – zaczął wyrzucać z siebie słowa z prędkością światła, czując na sobie wypalające w jego ciele dziury spojrzenia Lucjana i Cecylii. – Um, tak.
Malik westchnął głośno, poddając się.
– Dobra. Prawda jest taka, że ten “przyjaciel” to ja i od jakiegoś czasu was obserwuje. A ten drugi chłopak to tak naprawdę Niall.
Kaczki zbliżyły się do niego i zaczęły głośno kwaczeć po usłyszeniu imienia blondyna.
– Tak wiem, jest niesamowity. – Zayn uśmiechnął się lekko, po czym jego oczy rozszerzyły się w szoku. Czy on naprawdę to powiedział? Że na głos? I do kaczuszek, które były ulubieńcami Nialla?
– Ale nie powiecie mu, że to powiedziałem, prawda? On nie może wiedzieć, jeszcze nie.
Ja sam przed chwilą zdałem sobie z tego sprawę, pomyślał Zayn.
– To musi pozostać tajemnicą, moje drogie kaczuszki – wyszeptał konspiracyjnym szeptem, po czym zaśmiał się z samego siebie. – Chyba zaczynam wariować.
Cecylia i Lucjan zakwaczeli wspólnie, podczłapując do Malika i wystawiając szyje do przodu, by skubnąć jeszcze troszeczkę chleba.
Po tym chłopak zaczął znów mówić.
I mówił tak naprawdę o wszystkim, co od niedawna zaprzątało jego myśli. Czyli głównie o małym, uroczym blondynie. I pomimo tego, że ta cała sytuacja wciąż wydawała mu się naprawdę dziwaczna – bądź co bądź, przemawiał do kaczek – szczerze pomogło mu to w ułożeniu w głowie niektórych rzeczy. Spędził z tymi zwierzętami naprawdę miło czas i czuł się o wiele bardziej zrelaksowany niż był od bardzo dawna.
Ale niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy i po spojrzeniu na zegarek i zdaniu sobie sprawy, że spędził nad stawem ponad dwie godziny, postanowił wrócić do domu.
Nie spodziewał się jednak, że przeszkodzi mu w tym głośne kwaczenie i głos dochodzący zza jego pleców.
– Kim jesteś? I co robisz z Cecylią i Lucjanem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro