LD - 5th Duck

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    – Żelki czy żelki?

    Dwaj chłopacy leżeli na kocu w środku parku, wygrzewając się w promieniach słońca i rozmawiając na wszystkie tematy.

    Można by powiedzieć, że po ich pierwszym spotkaniu, na którym zdążyli się już trochę poznać, sytuacja bardzo szybko się rozwinęła. Minęły trzy tygodnie i byli już sobie całkiem bliscy.

    Okazało się, że pomimo tego, iż byli zupełnie różni, spędzanie razem czasu sprawiało im bardzo dużo przyjemności.

    Niall w końcu znalazł kogoś, kto nie uważał go za kompletnego świra, a Zayn…

    Zayn z dnia na dzień miał coraz większy mętlik w głowie, ponieważ mały blondyn kochający kaczki na stałe zagościł w jego umyśle i powoli torował sobie drogę do jego serca. Co było dość niepokojące dla Malika, lecz z drugiej strony wiedział, że nie wybrałby innej osoby, która miałaby się tam zadomowić.

    – Nieszczególnie przepadam za słodyczami – powiedział leniwie Zayn, obracając lekko głowę w stronę Nialla i obserwując, jak jego usta przyjmują kształt literki 'o'.

    – C-co ty właśnie? Jak? – Blondyn usiadł prosto i złapał się dramatycznie za serce. – Biedne dziecko, nie wie, co traci… – mamrotał do siebie pod nosem.

    Niall nachylił się nad wciąż leżącym Zaynem i przyłożył jedną z dłoni do jego czoła.

    – Co ty robisz? – zapytał Malik, nie odwracając wzroku od błękitu oczu blondyna.

    – Sprawdzam, czy nie masz czasem gorączki, bo nie wierzę, że te słowa wyszły z twoich ust. – Blondyn uśmiechnął się lekko do mulata, a ten musiał na chwilę przymknąć oczy, próbując wyrzuć z głowy wszelkie myśli związane z ustami drugiego chłopaka, którego twarz znajdowała się kilkanaście centymetrów nad nim.
Gdyby tylko uniósł lekko głowę…

    – Nie mam gorączki, Niall – mruknął cicho. – Ja po prostu nie lubię słodkości.

    – I znowu to samo! Co jest z tobą nie tak, człowieku?

    Zayn zaśmiał się jedynie, obserwując, jak Niall wstaje z koca i idzie w kierunku stawu, mamrocząc do siebie pod nosem.

    I może zerknął na parę sekund na tyłek blondyna, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.

    Mulat obrócił się na brzuch i oglądał, jak Niall gestykuluje w kierunku Cecylii i Lucjana, rzucając im karmę dla kaczek, którą kupili razem w sklepie zoologicznym tuż przed przyjściem do parku.

    Po paru minutach uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył, że Cecylia tupta szybko w jego kierunku.

    Warto wspomnieć, że Zayn został drugim przyszywanym tatą dla obydwu kaczuszek. Oczywiście Niall był pierwszym, choć Malik sądził, że jest on bardziej niczym kacza mama, aniżeli tata, ale wolał tego nie mówić na głos, bo blondyn pewnie już nigdy by się do niego nie odezwał.

    – Hej, Cecylko – powiedział cicho, kiedy kaczuszka usiadła na krańcu koca, i pogłaskał ją lekko po główce.

    Zwierzątko zakwaczało i zatrzepotało skrzydłami, chowając głowę pod jedno z nich. Zayn ostrożnie przyjeżdżał palcami przez piórka na grzbiecie Cecylii, uśmiechając się lekko. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przywiąże się tak mocno do jakieś kaczki, ale jak widać wszystko jest możliwe.

    A najlepszą częścią tego wszystkiego był szeroki uśmiech, który posyłał mu Niall za każdym razem, gdy Zayn bawił się z tymi małymi zwierzętami.

    – Ona kocha cię bardziej niż mnie – powiedział Niall, wydymając lekko usta, kiedy usiadł z powrotem na kocu.

    – Może i tak – Zayn spojrzał na niego – ale za to Lucjan mnie nienawidzi.

    – To nie prawda – szybko zaprzeczył Horan, kręcąc głową. – On ma po prostu trudny charakter… W końcu się do ciebie przekona. – Uśmiechnął się i poklepał Zayna po ramieniu.

    – I wtedy przestanie mnie dziobać po palcach? – zapytał czarnowłosy z uśmiechem.

    – Nie, nie sądzę. – Niall zachichotał. – On to lubi. I wiesz, wyglądasz dość smakowicie, więc…

    – Oh, jestem smakowity? – zapytał mulat, poruszając zabawnie brwiami, na co blondyn lekko się zarumienił. – Powiedz mi coś więcej…

    – Jesteś taki głupi – mruknął Niall, zasłaniając twarz dłońmi i rzucając się do tyłu na koc.

    – Może i tak… Ale wciąż jestem smakowity i każdy chciałby mnie schrupać. – Zayn uśmiechnął się z zadowoleniem, trącając chłopaka lekko łokciem. – Nie jest tak?

    – Oczywiście, że jest. – Niall zaśmiał się, kręcąc głową i myśląc o tym, że mimo wszytko była to prawda. Nie sądził, by istniała osoba, która potrafiłaby oprzeć się Zaynowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro