Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka naklejka
Przepraszam, ze nie opublikowałam rozdziału wcześniej, ale mam na wyjeździe ogromny problem z internetem:(
No cóż, w każdym razie liczę, że rozdział wam się spodoba. Zostawcie opinie w komentarzu, to dla mnie sporo znaczy!
All the love
Olszi

***

Było niedużo po 22, kiedy weszłam do rezydencji. Pani Richardson nie było, a mama siedziała w jadalni i popijała kawę, robiąc coś na komputerze.

- Cześć - przywitałam się. Widząc mnie, przerwała swoje zajęcie.
-Nie wiem czy powinnam cię przytulić, bo ciesze się, że cię widzę czy może zamordować za to, że bez wytłumaczenia, wysyłając mi tylko głupiego smsa, na własną rękę postanowiłaś wrócić do domu. - Słysząc to, westchnęłam i podeszłam do niej.
- Przepraszam mamo... Po prostu.. wydarzyło się coś co było dla mnie bardzo ciężkie i sama nie wiem, chyba działałam pod wypływem emocji. - Mama odsunęła jedno krzesło przy stole.
- Siadaj kochanie. Co się stało? - W jej głosie słychać było troskę. Rzadko rozmawiałam z mamą o swoich problemach. Miałyśmy dobry kontakt, ale nigdy jej się specjalnie nie zwierzałam. Zawsze kiedy ona chciała, żebym to zrobiła kończyło się na ostrej wymianie zdań i kłótni. Jednak nie tym razem.
- Pokłóciłam się z Sophie, zrobiła coś czego chyba jej nie wybaczę.
- Oj Mel, kłótnie z przyjaciółmi to coś co jeszcze nie raz cię spotka, przyjaźnisz się z Sophie od lat i jestem pewna, że kiedy obie ochłoniecie i wszystko sobie przemyślicie to dojdziecie do zgody. - Mówiąc to, pogładziła mnie po włosach jak małą dziewczynkę. Patrzyłam na nią starając się ją zapamiętać z najdrobniejszymi szczegółami. Nagle dotarła do mnie wartość tej chwili. Prawdopodobnie jednej z naszych ostatnich wspólnych chwil. Gdy o tym pomyślałam zaczęło zbierać mi się na płacz, mama pomyślała, ze to pewnie przez kłótnie, więc wstała i przytuliła mnie, a ja mocno się w nią wtuliłam.

Wcześniej nie myślałam o tym, że moje odejście wiąże się ze stratą tak ważnych dla mnie osób. Jak ona poradzi sobie z moją śmiercią? Czy będzie się obwiniała? Zostanie sama. Jej brat zaginął, córka też, z mężem się rozwiodła, a dziadkowie mieszkają na drugim końcu kraju. Co jeżeli się załamie? Już tyle przeszła w związku z moim ojcem, zasługuje na spokój i szczęście. A nadchodzące wydarzenia na pewno jej tego nie zapewniały.
Rozpłakałam się na dobre.

- Spokojnie Melanie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - szeptała mi do ucha.
- Mamo? Możemy obejrzeć
razem film? - zapytałam przez łzy. Potrzebowałam tego teraz, chciałam z nią spędzić czas, chciałam z nią porozmawiać, pośmiać się, po prostu najzwyczajniej w świecie obejrzeć z mamą film. Chciałam... się pożegnać?
- Oczywiście, że tak. Skończę tylko pisać jeden dokument, a ty idź się wykąpać. Jak będziesz gotowa, zejdź na dół. - Pokiwałam głową w odpowiedzi i otarłam łzy rękawem bluzy Mike'a, a następnie udałam się do wyjścia z jadalni.

Tamtego wieczoru obejrzałyśmy razem jakiś beznadziejny romans i rozmawiałyśmy do późna. Opowiadałam jej historie, których normalnie nigdy w zyciu bym jej nie powiedziała, ona wspomniała swoje pierwsze miłości i czasy szkolne.
Przez parę godzin zapomniałam o slendersickness i tym całym gównie.

Przypomniałam sobie dopiero o drugiej w nocy, gdy Mike zapukał w moje okno i wszedł przez nie do środka. Tak jak wcześniej się umówiliśmy, miał ze sobą dziennik, który razem mieliśmy tamtej nocy uzupełnić w nasze doświadczenia.

- Jak się czujesz? - zapytałam na przywitanie.
- Okej.. Tylko nie wiem czy nie zostanę do rana, bo jadąc tutaj czułem, że ktoś mnie obserwuje. Przysięgam ci Mel, że...
- Wiem. Znam to uczucie. - przerwałam mu. Nie musiał mi się tłumaczyć, zbyt dobrze go rozumiałam. Wskazałam mu łóżko, żeby na nim usiadł. Wykonał moje polecenie, a czarny worek, z którego wyjął dziennik, położył obok siebie. Ja zgarnęłam z biurka długopis i usiadłam obok chłopaka.
- Zaczynamy? - spytał nieśmiało. Powoli pokiwalam głową i wzięłam od niego zapiski.
- Ja zacznę.

***

Obudził mnie krzyk.
Mike był cały spocony, oddychał ciężko, a jego oczy lustrowały pomieszczenie niespokojnie. Serce zaczęło mi mocniej bić. Jasne było, ze miał koszmar. Uzupełniać dziennik skończyliśmy niedługo po trzeciej, Michael zasnął bardzo szybko, nie dziwiłam mu się, od ponad trzydziestu godzin był na nogach.

Położyłam mu rękę na ramieniu.
- Hej, spokojnie, jestem tu - starałam się go uspokoić.
- To był koszmar Mike, nic ci nie jest, jesteś cały i zdrowy. - Słyszałam jak jego oddech powoli się uspokaja. Chłopak usiadł i schował twarz w dłoniach.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałam głos mamy.
Cholera, pomyslalam.
- Wstawaj - szepnęłam do bruneta, który wciąż w szoku, wykonał moje polecenie.
- Tak mamo? - zawołałam, gorączkowo rozglądając się za potencjalną kryjówką dla przyjaciela.
- Mogę wejść? - słysząc to, gestem wskazałam mu, żeby wszedł pod łóżko, a sama szybko na nie weszłam i opuściłam kołdrę tak, żeby zasłaniała to co jest pod nim.
- Tak! Możesz. - Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła mama.

- Co to za krzyki?
- Miałam zły sen - odparłam szybko.
- Ostatnio często je masz, myślałam, że to po jakimś czasie minie. Może trzeba cię zapisać do lekarza? Przepisze ci może coś na lepszy sen. - Chcąc się jej jak najszybciej pozbyć, odpowiedziałam:
- Możliwe, że masz racje. - Odpowiedź usatysfakcjonowała ją na tyle, że ruszyła w stronę wyjścia i tylko na odchodne rzuciła:
- Omówimy to jeszcze jutro, spij dobrze. - Następnie drzwi zamknęły się za nią.

Odetchnęłam z ulgą.
Mike wyszedł spod łóżka.
- Mało brakowało - zauważył.
- Przyłapanie przez moją mamę to na razie nasz najmniejszy problem - mruknęłam. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę. Mogłam dokładnie przyjrzeć się twarzy chłopaka. Potworne wory pod oczami, zmęczone spojrzenie i zapadnięte policzki. Był wykończony.
- Idż spać - poleciłam.
- Na razie mi wystarczy.
- Nieprawda. Jeśli nie pójdziesz spać to prędzej umrzesz z wykończenia niż przez Niego. - Brunet uśmiechnął się pod nosem.
- Poza tym oprócz koszmarów nic na razie ci nie grozi podczas snu, możesz spać w miarę spokojnie - dodałam po chwili.

Mike położył się, a ja obok niego.
Leżałam bokiem, patrząc przez okno. Widziałam mrok, spowijający las. W tym mroku i w tym lesie czaiło się niebezpieczeństwo.
Nagle poczułam jak ręka chłopaka obejmuje mnie w talii. Nie protestowałam.
Zasnęliśmy przytuleni do siebie.
I żadne z nas nie miało już koszmarów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro