17: Chcesz mnie upić?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*Melanie*

Od sobotniej spiny z Brittany minęły dwa dni. Był teraz poniedziałkowy wieczór i postanowiłam przejść się sama na plażę. Dziewczyny grały w siatkówkę na hotelowym boisku, a chłopacy pili piwo nad basenem.

Ja jakoś nie za bardzo miałam dzisiaj ochoty na cokolwiek. Od rana chodziłam smętna i jedyne, czego potrzebowałam był spokój. Wszyscy pytali mnie czy coś się stało, a ja tylko wzruszałam ramionami i mówiłam, że mam zły dzień.

Zabrałam do ręki fajki wraz z zapalniczką, telefon oraz rozpinaną bluzę, w razie gdyby na plaży zrobiło się chłodniej. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do windy, którą zjechałam na parter.

Na plażę szłam powolnym krokiem. Było już po dwudziestej więc słońce powoli zachodziło. Jednak dalej było na tyle ciepło, że mogłam bez problemu wyjść w krótkich spodenkach.

Gdy dotarłam na miejsce, usiadłam na brzegu tak, aby lekkie nadchodzące fale moczyły moje stopy, z których zdjęłam już wcześniej sandały.

Ludzi było już coraz mniej, a ja wcale nie byłam temu przeciwna. Chciałabym zostać sama z moimi myślami.

Dalej nie wiem co się dzieje między mną a Samem. Niby jest tak samo, a jednak coś się zmieniło. Coraz więcej jest między nami sytuacji, gdy robi się gorąco, i to dosłownie. Cholera, czasami na prawdę ciężko złapać mi przy nim oddech, gdy tak na mnie patrzy. A najgorsze jest to, że ja tak właściwie nie wiem czy On czuje to samo.

Niespodziewanie moje przemyślenia przerwał mi czyjś głos.

- Czekasz na mnie?

Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Blake. Cudnie. Jeszcze jego mi tutaj brakowało.

-Zostaw mnie - powiedziałam beznamiętnie, nie mając nawet ochoty się z nim droczyć.

-Ktoś tu nie ma humoru - odparł i usiadł obok mnie na piasku.

-Czego chcesz?- zapytałam przewracając oczami.

-Pogadać - powiedział wzruszając ramionami.

-Po co? Żeby jeszcze bardziej spierdolić mi dzień?

-Czyli coś się jednak stało. Raczej chciałem Ci go poprawić - uśmiecha się jednym z tych jego firmowych uśmieszków.

Prycham pod nosem.

-Nic się nie stało, po prostu zły dzień i tyle - wręcz wysyczałam w jego stronę.

-Oho, masz okres?

-Weź się odpierdol - powiedziałam piorunując go spojrzeniem.

-Dobra, wybacz - zaczął - nie jestem takim dupkiem za jakiego mnie masz.

-Czyżby?- uniosłam jedną brew z lekkim uśmieszkiem pod nosem.

-Poważnie - zaśmiał się - daj się przekonać.

-I niby jak chcesz mi to udowodnić?

On jest nienormalny.

-Chodź - powiedział wstając i wyciągając rękę w moją stronę.

-No chyba żartujesz, nigdzie z Tobą nie idę.

Czarnowłosy wywrócił oczami.

-Nie pójdziemy daleko, chce Ci coś pokazać.

Patrzyłam na niego przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się czy to aby na pewno dobry pomysł. W każdym bądź razie, jebać to.

Chwyciłam jego rękę, a on podciągnął mnie i już po chwili stałam u jego boku.

-Więc gdzie masz przyjaciół?- zapytał, gdy zaczęliśmy iść.

-W hotelu, są zajęci - odparłam wzruszając ramionami.

-I wypuścili Cię samą?- zaśmiał się.

-Nikt mnie nie musi niańczyć, jestem już duża - posłałam mu spojrzenie - ale pewnie nawet nie wiedzą, że wyszłam.

-W takim razie czemu to zrobilas?- dopytywał.

-Coś Ty taki ciekawski?- uśmiechnęłam się unosząc brew.

W sumie byłam zaskoczona, że rozmawiamy tak bez żadnych podtekstów i denerwowania siebie nawzajem.

-To moja specjalność - zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym.

-Musiałam sobie poukładać kilka spraw - powiedziałam po krótkiej ciszy.

Sama nie wiem czemu w ogóle mu to mówię.

-Jeśli chodzi o spinę z Brittany.. Ona taka już jest, nie odpuści sobie Sama tak prędko - zaśmiał się.

-Cokolwiek - wzruszyłam ramionami udając że mam to gdzieś - tylko niech nie podnosi mi ciśnienia za każdym razem, gdy jest w moim pobliżu.

-Powinnaś o tym zapomnieć i się wyluzować - zaśmiał się i zaczął iść przede mną tyłem, twarzą do mnie.

-Jestem wyluzowana.

-Właśnie widzę - powiedział, po czym pociągnął mnie w stronę sklepu monopolowego.

-Serio? Chcesz mnie upić?

-Sprzedają tu najlepszy rum, zaufaj mi - zaśmiał się.

-Zaufać Ci?- parsknęłam - nigdy.

Zaczęłam się cicho śmiać, a chłopak wybrał jakiś alkohol z półki, kupił go w kasie i razem ze mną wyszedł na zewnątrz.

-Będziemy go pić bez popity?- zapytałam.

-Jasne, nawet się nie skrzywisz - powiedział i podał mi butelkę.

Zawahałam się, jednak po chwili wzięłam małego łyka tego trunku. Rzeczywiście smak nie był taki zły, lekko kokosowy i prawie wcale nie palił w gardło.

-Całkiem spoko - powiedziałam.

-Mówiłem - zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę w nieznany mi kierunek.

Szliśmy między uliczkami, pijąc rum i paląc papierosy. Nawet nie wiem która była godzina, ale zdążyło zrobić się już ciemno.

-To tutaj - powiedział, gdy dotarliśmy do niewielkiego parku, gdzie płynęła rzeczka, a na środku stała jakaś mała wieża - chodź - powiedział, ciągnąc mnie w jej stronę.

Weszliśmy do środka, chociaż sama nie wiem dlaczego pomieszczenie było otwarte, i weszliśmy do schodach na mały dach.Właściwie byliśmy juz dość wysoko, ponieważ praktycznie cała droga wiodła pod lekką górkę.

Blake przystanął na krawędzi , usiadł i przywołał mnie gestem ręki. Podeszłam do niego i zobaczyłam piękny widok na morze, gdzie odbijał się blask pełni księżyca.

-Ładnie tutaj - powiedziałam.

Szczerze to po alkoholu zaczynała boleć mnie głowa, jednak byłam lekko pijana więc nie zwracałam na to uwagi. Miałam wręcz idealny stan.

-Przychodzę tu zawsze, gdy mam zły dzień - powiedział.

-Pan idealny miewa problemy?- zaśmiałam się szturchając go.

-Miałem i to dość spore - zaśmiał się - na przykład ostatnio przyszedłem tutaj, bo pokłóciłem się z matką. Prawie wróciłem do domu, przysięgam, że byłem tak wściekły. Ale posiedziałem tu kilka godzin i wszystko przemyślałem na spokojnie i jak widać, dalej tu jestem - uśmiechnął się pod nosem.

-Ciebie chyba nie łatwo złamać, co?

Chłopak spojrzał na mnie i lekko się skrzywił, po czym wziął trzy łyki kończącego się już rumu i wyrzucił butelkę.

-Zależy - odparł.

-Więc? Kiedy jeszcze tutaj bywałeś?

Chłopak westchnął tak, jakby nie do końca chciał o tym gadać. Jednak byliśmy pijani i rozmowa przychodziła nam o wiele łatwiej.

-Rok temu - zaczął, odpalając kolejnego już papierosa - siedziałem tu prawie codziennie przez dwa tygodnie.

-Dlaczego?

-Miałem dziewczynę. Nazywała się Rey. Była piekna, przysięgam. Byłem z nią kilka miesięcy, ale była najlepsza. A później okazało się, że zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem.

Patrzyłam na niego i w jednym momencie zrobiło mi się go po prostu żal. Pierwszy raz pomyślałam, że to przecież chłopak jak każdy inny. Mimo, że czasem zachowuje się jak palant.

-Wow, Blake kogoś kochał - próbowałam powiedzieć coś, co doprowadziłoby go do uśmiechu.

Tak też się stało.

-Ta, dziwne co? Wtedy jeszcze miałem serce - zaśmiał się.

-A teraz? Kochasz kogoś?- zadałam bardzo głupie pytanie.

Czarnowłosy spojrzał mi w oczy i po chwili odpowiedział:

-To słodkie, że myślisz, że mam jeszcze serce.

Po tych słowach zaśmiał się cicho i pokiwał głowa. Jednak od razu po tym, jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił.

-Co jest?

Siedział chwile w ciszy, następnie wstał i po raz kolejny dzisiejszego wieczoru podał mi rękę.

-Powinniśmy wracać - powiedział jak gdyby nigdy nic, a ja się zgodziłam.

Gdy szliśmy z powrotem, wyciągnęłam z kieszeni telefon i zauważyłam, że mam mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości. Boże, było już po jedenastej!

Kilka nieodebranych od Emmy i Scotta, dwie wiadomości od Darcy oraz kilkanaście od Sama.

Jedna z nich brzmiała tak:

„Kurwa, Mel gdzie jesteś? Martwimy się. Ja się martwię"

A następna mówiła:

„Odezwij się bo zaraz zwiariuje"

Cholera, oni na prawdę muszą być teraz wściekli.

Szybko odpisałam Samowi, że mają się nie martwić, bo zaraz będę w hotelu.
Po kilku minutach przystanęliśmy razem z Blake'iem przy budynku. Byłam zdziwiona, że chłopak chciał mnie odprowadzić.

-Dzięki - powiedziałam cicho.

Czułam się niezręcznie po dzisiejszym spontanicznym wieczorze. Pierwszy raz potrafiłam z nim normalnie pogadać. Kto wie? Może nawet się zakumplujemy.

-Luz, a teraz idź zanim będziesz miała jeszcze większy przypał - powiedział i przybliżył się, żeby objąć mnie jedną ręka w pasie na pożegnanie.

-Cześć - powiedziałam tylko i zniknęłam, wchodząc do środka.

Zaczął zżerać mnie stres i zdenerwowanie, bo oni pewnie czekają teraz na mnie w pokoju i zaraz dostanie mi się cholerny ochrzan.

Jednak kiedy otworzyłam drzwi pokoju, w środku było ciemno. Kiedy już myślałam, że nikogo w nim nie ma, usłyszałam głos Sama dobiegający z balkonu.

-Jesteś niepoważna.

_______________________

Nie spać!

A może by tak jednak #teamBlake ?😂

Oceniajcie, buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro