27: Może to tylko pozory

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Emma, długo jeszcze będziesz siedzieć w tej pieprzonej łazience?- krzyknęłam kolejny raz, ponaglając ogarniającą się brunetkę.

Siedziała tam już chyba z pół godziny, a za jakieś piętnaście minut mieliśmy być na plaży. Okazało się, że Collin ma dzisiaj urodziny, o czym dowiedzieliśmy się dopiero wczoraj wieczorem, gdy zostaliśmy na nie zaproszeni.

Z tego powodu, w czwartkowy wieczór organizowana jest impreza na plaży, na której będzie tylko kilka osób. Nie to co na ich domówkach, gdzie nie ma czasem czym oddychać.

Dzisiaj rano szybko poszliśmy na zakupy, żeby rozejrzeć się za prezentem dla chłopaka. Kupiliśmy mu jakieś whisky, prezerwatywy, zestaw bokserek ze śmiesznymi wzorami oraz kufel w kształcie dilda, bo zawsze marudził, że nie ma z czego pić piwa, gdy są na chacie. Tak, na ten ostatni pomysł wpadli chłopacy.

Wszystko razem ładnie zapakowaliśmy i owinęliśmy kokardką. Mam nadzieję, że ten prezent dotrze do jego domu, a nie utonie gdzieś na dnie morza.

-Już wychodzę no!- krzyknęła dziewczyna z łazienki, a ja przewróciłam oczami.

Po kolejnych pięciu minutach w końcu wyszła i wyglądała jakby szła na jakiś bal.

-Dziewczyno idziemy na plażę, a nie na galę oskarową - powiedziałam mierząc ją wzrokiem i unosząc brew.

-Oj daj spokój, nie jestem aż tak odpicowana!

-No wcale - mruknęła cicho Darcy, która siedziała przed małym lusterkiem i malowała sobie kreski.

Zaśmiałam się i weszłam do łazienki, przebrałam się w szarą, obcisłą kieckę i poprawiłam cienie na oczach. Włosy zostawiłam rozpuszczone i lekko pofalowane. I tak pewnie ktoś wrzuci mnie do wody i będę wyglądała jak szczur, cóż.

-Dobra, możemy wychodzić - powiedziałam wychodząc z łazienki i pakując do torebki telefon, fajki oraz chusteczki tak na wszelki wypadek.

Poszłyśmy po chłopaków, a oni wzięli prezent dla Collina i zamknęli za sobą swój pokój.

Gdy szliśmy w stronę windy, poczułam czyjeś owijające mnie ramię.

-Wyglądasz słodko - usłyszałam głos Sama i mimowolnie się uśmiechnęłam.

Spojrzałam na niego i zmierzyłam go wzrokiem.

-Ty też niczemu sobie - odparłam puszczając mu oczko.

-Poważnie, ciężko mi będzie powstrzymać się żeby nie rzucić się na Ciebie przy wszystkich - wyszeptał wprost do mojego ucha, a po moim ciele przeszły dreszcze.

Zjechaliśmy na parter i ruszyliśmy w stronę plaży. Gdy byliśmy blisko, można było już usłyszeć dudniącą z głośników muzykę. A miało być skromnie.

Weszliśmy na plażę i od razu zauważyliśmy naszych znajomych, siedzących przy ognisku na wypożyczonych stołkach.

-No w końcu, już mi w gardle zasychało!- usłyszałam głos Hannah, która pomachała do nas, gdy byliśmy już blisko nich.

Momentalnie wszyscy odwrócili się w naszą stronę i przywitali się z nami.

-Wszystkiego najlepszego Collin!- powiedziałam przytulając go.

-Życzę Ci, żebyś dziś zaruchał - powiedział Sam, klepiąc go po plecach w przyjacielskim uścisku.

Chłopak zaśmiał się przyjmując nasze życzenia i prezent.

-Dzięki, serio - powiedział zadowolony.

-Dobra, chodźcie pić, bo czekaliśmy specjalnie na was - zaśmiał się Jasper, przytulając do swego boku Evę.

-Przyjdzie ktoś jeszcze?- zapytał Scott.

-Jeszcze moi znajomi z domku obok, ale zacznijmy już bez nich bo przysięgam, że zaraz umrę jeśli się nie napiję - powiedział Collin śmiejąc się.

-Hola hola - zaczęła Darcy - najpierw otwórz prezent, bo chcę widzieć Twoją minę.

Usiedliśmy w kółeczku i czekaliśmy aż Collin odpakuje prezent. Niezdarnie rozwinął kokardkę i wyciągnął z papieru pudełko, w którym znajdowały się wszystkie prezenty. Otworzył je i prawie zakrztusił się powietrzem, kiedy chwycił w rękę kufel w wiadomym kształcie.

-O ja pierdole - powiedział przez kaszel i zaczął się śmiać.

Wszyscy parsknęliśmy niekontrolowanym śmiechem patrząc na reakcję chłopaka.

-W końcu coś dla Ciebie stary!- powiedział w jego stronę Blake i poklepał go po plecach.

-To, że nie mam dziewczyny nie znaczy, że lubię facetów - powiedział pokazując w jego stronę środkowy palec - ale dzięki za prezent - zaśmiał się - takie są najlepsze.

Następnie wyjął z pudełka resztę prezentów i podziękował nam, ciesząc się jak małe dziecko.

Kiedy już odstawił wszystkie rzeczy na boczny stolik, zaczęliśmy polewać szoty, które zaraz po chwili wypiliśmy.

-Na zdrowie przygłupie!- krzyknął Will, szturchając solenizanta.

Postanowiliśmy pograć w jakąś alkoholową grę, której nazwy nawet nie znałam, a w międzyczasie dołączyły do nas osoby, które mieszkały w domku obok chłopaków. Były to dwie dziewczyny o czarnych włosach i trzech chłopaków, których imion nawet nie zapamiętałam. Dołączyli się do nas i razem zaczęliśmy grać, co chwilę pijąc szoty i śmiejąc się w niebogłosy.

-Dobra idę się odlać - powiedział Collin wstając.

-Cenna informacja - odparła z sarkazmem jedna z czarnowłosych dziewczyn.

Po kolejnej rundzie gry, zorientowałam się, że Ona także opuściła nasze kółeczko. Domyślam sie, że Collin wcale nie poszedł sie załatwić, a razem z tą dziewczyną robią teraz inne rzeczy. Niech się chłopak bawi.

-Idziemy się przejść?- usłyszałam tuż nad moim uchem.

Odwróciłam głowę spoglądając na Sama i uśmiechnęłam się w jego stronę kiwając głową.

Wstaliśmy, a blondyn złapał mnie za rękę splatając nasze palce. Kątem oka zobaczyłam oburzenie na twarzy Brittany, która patrzyła na nas z założonymi rękoma.

Wypchaj się lafiryndo.

Poszliśmy w stronę morza i zaczęliśmy iść jego brzegiem. Oczywiście najpierw zdjęliśmy buty, które chwyciliśmy do wolnej ręki, aby móc poczuć chłód wody, która muskała nasze stopy.

-Gadałem z Blake'iem - odezwał się.

Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego krzywiąc się.

-Z Blake'iem? O czym?- zapytałam.

-Powiedział, że chciałby żebyśmy się chociaż tolerowali - zaśmiał się.

-Niby dlaczego miałby to robić?- zdziwiłam się.

Blake raczej nie sprawiał wrażenia kogoś, kogo obchodziłoby zdanie drugiej osoby. Poza tym, widać było gołym okiem, że nie pała do Sama entuzjazmem. Wręcz przeciwnie - raczej go unikał. Nawet kiedyś przyznał mi, że za nim nie przepada.

-A ja wiem - wzruszył ramionami - może to tylko pozory.

-Może - zaśmiałam się - Ej Sam?

-Tak?

-Obrazisz się jeśli pójdę i z nim pogadam?- zapytałam.

-O czym chcesz z nim gadac?- zmarszczył brwi.

-Nie martw się - zaśmiałam sie i przystanęłam - podpytam go tylko co się stało, że stał się taki miły - zaśmiałam się.

W prawdzie chciałam z niego wyciągnąć czy czegoś chce, bo to było dość dziwne. Sama nie wiem.

-Idź, a ja pójdę się napić - uśmiechnął się do mnie, a ja stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta.

Sam przyciągnął mnie do siebie za talię i odwzajemnił pocałunek, który stawał się coraz głębszy.

Niechętnie odsunęłam się od chłopaka, posłałam mu czuły uśmiech i ruszyłam w stronę reszty.

W kółeczku siedział Jasper, Blake, Eva, Scott z Darcy i trzech chłopaków z innego domku.

Miejsce obok Blake'a było wolne, więc przysiadłam się i odchrząknęłam.

-Coś nie tak?- zapytał sarkastycznie.

-Pogadamy?- zapytałam z uśmieszkiem.

-Właśnie gadamy?- odparł unosząc brew.

Przewróciłam oczami opierając głowę o rękę.

-Och, daruj sobie i chodź - powiedziałam, ciągnąc go za koszulkę.
-Woo, spokojnie - zaśmiał się, idąc za mną - o co chodzi?- zapytał, gdy staliśmy na mostku, gdzie pare tygodni wcześniej wrzucił mnie do wody.

-To ja powinnam o to zapytać - zmrużyłam oczy i założyłam ręce.

-To znaczy?

-Podobno „ pogodziłeś się " z Samem - powiedziałam kładąc nacisk na słowo „ pogodziłeś ".

Chłopak zaśmiał się gardłowo i usiadł na końcu mostka, zapraszając mnie do siebie gestem ręki. Uniosłam jedną brew i podeszłam do czarnowłosego, siadając obok i spoglądając na niego.

-Wiedziałem, że zwrócę tym Twoją uwagę - powiedział jak gdyby nigdy nic.

-Słucham?

-Wiedziałem, że mnie o to zaczepisz - zaśmiał się - ale w sumie, nie chciałbym jednak prowadzić wojny z Twoim chłoptasiem - powiedział kpiącym tonem.

-Poważnie Blake, nie rozumiem Cię - uniosłam ręce w górę - raz zachowujesz się jak chuj, później pokazujesz siebie z tej lepszej strony, a następnie znów robisz coś złego i tak w kółko.

Chłopak westchnął i podrapał się po karku, uśmiechając się pod nosem.

-Podobno laski lecą na takich - sarknął.

-Dobra, nieważne - powiedziałam pod nosem i wstałam, nie chcąc dłużej słuchać jego kpin.

Zaczęłam iść w stronę reszty znajomych, jednak zatrzymał mnie jednym zwinnym ruchem. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

-Dobra, słuchaj - zaczął patrząc mi w oczy - nie chcę żadnych spin, dlatego zagadałem do Sama. Poza tym, lubię Cię - powiedział z uśmieszkiem - i miałem nadzieję, że przez to choć trochę zmienisz o mnie zdanie.

-Już wcześniej je zmieniłam.

-Czyżby?- zapytał mrużąc oczy.

-Tak - odparłam poważnie - więc nie psuj tego.

Chłopak patrzył mi przez moment w oczy, po czym puścił moją rękę i uśmiechnął się szczerze.

-Wypijesz ze mną szota?- zaśmiał się, a ja przytaknęłam głową.

*

Jeden szot skończył się na dwunastu. Piliśmy razem z Collinem, Hannah, Emmą, Willem oraz złotowłosym chłopakiem, który z tego co pamiętałam, miał na imię Oliver.

Było już późno w nocy, a ja byłam pijana i potrzebowałam zobaczyć się z Samem, którego za nic w świecie nie potrafiłam znaleźć.

Wstałam więc od moich towarzyszy i postanowiłam się rozejrzeć po plaży.
Niestety moje poszukiwania były na nic. Zrezygnowana usiadłam na jednym z mostków i westchnęłam, patrząc na odbicie księżyca w wodzie.

W pewnym momencie poczułam czyjeś silne ramiona, owijajace mnie.
Podniosłam wzrok i ujrzałam blondyna, którego tak szukałam.

-Jesteś - wyszeptałam z ulgą.

-W końcu Cię znalazłem - zaśmiał się cicho i usiadł tuż za mną tak, że siedziałam między jego nogami.

-Też Cię szukałam - odparłam.

-Jak poszła rozmowa z Blake'iem?

-Jak zwykle - zaśmiałam się - nie mówmy o nim - powiedziałam i odwróciłam głowę tak, aby móc go pocałować.

Położyłam jedną dłoń na jego karku i przyciągnęłam go szybko do siebie, kładąc na jego ustach swoje usta.

Sam chwycił mnie mocno za biodro i trzymał mnie tak, jakbym miała zaraz spaść do lodowatej wody. I szczerze mówiąc, byłam mu za to wdzięczna, bo gdyby nie jego uścisk, pewnie by tak było. Jego pocałunki sprawiały, że czułam się jakbym fruwała.

Nagle usłyszeliśmy świst i trzask. Oderwaliśmy się od siebie zdezorientowani, jednak szybko zorientowaliśmy się, że były to fajerwerki.

Uśmiechnęliśmy się do siebie i spojrzeliśmy na niebo, na którym promieniały rożnego koloru petardy. Były piękne.

Sam przytulał mnie do siebie i oparł się brodą o moje ramię.

-Nigdzie indziej nie wolałbym być niż tutaj z Tobą - wyszeptał mi do ucha.

I wtedy poczułam, że nasza przyjaźń już nigdy nie będzie taka sama. Bo wtedy poczułam, że przepadłam. Wszyscy kiedyś przepadają.

_______________________

Dzień dobry lub dobry wieczór

Ja tu tylko na chwilę zostawić wam kolejny rozdział 💋

Oceniajcie, buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro