33: Potrzebuję Cię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zostaw coś tutaj 💋

Sam stał na mostku z rękami w kieszeniach, patrząc na mnie z lekkim, zmieszanym uśmiechem.

-Co Ty tu do cholery robisz?- zapytałam marszcząc nos.

-Stoję - odparł, jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami i posyłając mi uśmieszek.

Och, na prawdę?

-To nie czas na żarty, Sam - karcę go, stojąc z założonymi rękoma.

-Wiem, po prostu się denerwuję - mówi cicho, spuszczając ze mnie wzrok i patrząc na swoje buty.

Blondyn zaczął kopać stopę o stopę i przygryzł wargę, a ja zmarszczyłam czoło patrząc na niego.

-Ty? Kpisz sobie?

-Melanie.. ja..- zaczął unosząc na mnie spojrzenie.

-Rozumiem, nic dla Ciebie nie znaczę - przerwałam mu zaciskając szczękę.

-To nie prawda, wiesz o tym.

-Czyżby? Bo słyszałam coś innego!- prawie krzyknęłam, patrząc mu prosto w oczy.

Żałowałam, że jednak nie wzięłam bluzy, bo zaczęło wiać, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

-Daj mi coś powiedzieć!- również podniósł głos podchodząc do mnie na krok.

-Czego Ty jeszcze chcesz? Mało ci? To była dla ciebie zabawa?- zadaje kolejne pytania i czuje jak w moich oczach zbierają się niechciane łzy. Cholera.

-To nie tak! To był ich plan, zrobili to specjalnie!

-Słucham? Zmusili Cię? Przerobili ten pieprzony filmik, w którym mowisz, że jestem dla Ciebie nikim? Czy Ty się w ogóle słyszysz?

-Kurwa Melanie, przysięgam!- teraz już krzyczy.

-Sam, dość!- mówię oschle, kiedy podchodzi o krok za blisko, jednak zatrzymuje się i patrzy na mnie z bólem.

-Potrzebuję Cię..- szepcze.

-Potrzebujesz? Co ty pieprzysz? Słyszałam co powiedziałeś.

-To nie byłem ja.

-Nie przypominam sobie, żebyś miał sobowtóra - mrużę powieki i zagryzam wargę patrząc mu w oczy.

-Wiesz, że nie o to mi chodzi..

-Nic już nie wiem, Sam - mówię cicho i odchodzę.

Idę po piasku boso, przecinając na wskroś plażę i kierując się w stronę jej wyjścia. W jednej dłoni trzymam swoje sandałki, a drugą zaciskam w pięść.
Czuje jak łzy spływają mi po twarzy i kapią na ziemię, ale nawet ich nie powstrzymuje. Niech płyną.

Kiedy docieram na ulicę, zakładam buty i dopiero wtedy wyciągam chusteczki, żeby wytrzeć oczy i nos. Sięgam też po papierosa z prawie pustej paczki i odpalam go. Zaciągam się, a drugą ręką pocieram swoje skronie. Czuje sie wykończona.

Po chwili czuję wibracje telefonu, więc chwytam go z torebki i widzę, że dzwoni Emma. Przez chwilę waham się, jednak ostatecznie klikam w zieloną słuchawkę i odbieram połączenie.

-Gdzie jesteś?- pyta od razu, a ja siadam na krawężniku.

-Wracam do hotelu.

-Poczekaj na mnie - powiedziała.

-Jestem przy wyjściu z plaży - mówię niewyraźnie, biorąc kolejnego bucha.

-Zaraz będę, czekaj - mówi i się rozłącza.

Po chwili rzeczywiście zjawia się obok, a gdy widzi mnie w takim stanie, siada obok i obejmuje mnie ramieniem.

-Przepraszam - zaczyna cicho - nie powinniśmy Cię z nim zostawiać.

-Chcecie pomóc, wiem - mówię wzdychając - ale to nie takie proste. Nie wiem jak to naprawić. Straciłam przyjaciela, Em. Straciłam kogoś na kim mogłam polegać. Usłyszałam coś okropnego i ciągle siedzi mi to w głowie, nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedział.

-Wiem słońce - ucisza mnie, głaszcząc po włosach - i nie wiem jak Ci pomóc - wzdycha - ale to wszystko się ułoży, obiecuję.

Już nic więcej nie mówię, tylko oddycham głęboko aby się uspokoić, a później dołącza do nas Darcy i wracamy do hotelu. Znów do tych czterech ścian.

*

Minęły dwa dni odkąd ostatni raz rozmawiałam z Samem. Ciagle próbuję go unikać i nawet mi się to udaje, bo widziałam go może trzy razy i to przelotnie. Nie zamieniliśmy ani słowa, chociaż widziałam jak próbuje. Patrzył na mnie błagalnie, a ja odwracałam wzrok i szłam w innym kierunku. Nie potrafiłam inaczej.

Jest środa, a w sobotę wracamy do domu. Już tylko trzy dni. Nie mogę w to uwierzyć, na prawdę. Te lato minęło zdecydowanie za szybko.

Wszystko miało być idealne, dopięte na ostatni guzik, a rypnęło się jedno po drugim. Szczerze, to już mi chyba wszystko jedno. Nie zależy mi. Pójdę do college'u i zapomnę. Zapomnę o tych wakacjach. I o Samie. A przynajmniej tak się łudzę.

Siedzę właśnie w kawiarni razem z Darcy, Em, Hannah i Evą, kiedy do środka wchodzi Blake z Jasperem.
Podchodzą do nas, a ten drugi kładzie Evie dłonie na ramionach, sprawiając, że dziewczyna podskakuje.

-Przestraszyłes mnie!- zaśmiała się, spoglądając na chłopaka.

-To tylko ja - posyła jej szeroki uśmiech, a ja nie potrafię się nie uśmiechnąć pod nosem na to, jak bardzo do siebie pasują.

-Mogę Cię na chwilę porwać?- słyszę nad moim uchem głos Blake'a.

Marszczę lekko czoło i spoglądam na niego, ale zgadzam się i odchodzę powoli od stolika, posyłając dziewczynom znaczące spojrzenia. One tylko patrza na siebie, a później na mnie i kiwają głową.

Razem z czarnowłosym wychodzimy na zewnątrz i przystajemy przy przystanku dla taksówek.

-Co jest?

-Musimy pogadać - powiedział i podrapał się po karku.

Był chyba zmieszany i nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć. Było to widać gołym okiem, a nie zbyt często widywało się go w takim stanie.

-No mów - ponaglam go.

-W sumie to nie wiem nawet od czego zacząć..

-Najlepiej od początku - śmieję się pod nosem.

-Słuchaj..- zaczyna i patrzy mi w oczy - najpierw chciałbym Ci powiedzieć, że przepraszam za to, co powiem i mam nadzieję, że nie będziesz miała mnie za kompletnego dupka, jak to miałaś mnie mieć na początku wakacji - uśmiecha się pod nosem spuszczając wzrok, ale zaraz po chwili znów na mnie spogląda.

-Do rzeczy - przewracam oczami z uśmiechem.

-Chodzi o to, że.. to, co widziałaś na tym filmiku, który pokazała Ci Brittany to nie prawda - mówi, a ja marszczę czoło.

-Co?

-Brittany od początku chciała was rozdzielić i mieć Sama tylko dla siebie, ale cóż.. On chciał Ciebie..

-Blake, o czym Ty mówisz?

-Nie przerywaj - karci mnie, a zaraz po tym wraca do tematu - Brittany wciągnęła mnie do tego, sam nie wiem czemu, może chciałem trochę zabawy, ale sęk w tym.. że przesadziła. Dosypała Samowi coś do piwa i nagadała mu głupot na Twój temat, a On pod wpływem narkotyku zareagował tak, jak widziałaś. To było zaplanowane, Melanie. I Sam nie zrobił tego celowo, nie miał tego na myśli. Nie myślał trzeźwo.

Patrzyłam na niego z szokiem wymalowanym na twarzy, nie wierząc, że to faktycznie prawda. Czyli Sam mówił prawdę. To był plan.

Ale czy aby na pewno? Nie mieści mi się to w głowie. Dlaczego Blake miałby teraz przychodzić i mówić mi o tym na trzy dni przed naszym wyjazdem? Po co?

-Ty jesteś.. to jest..- zaczęłam się jąkać czując narastający we mnie gniew. Popieprzone.

-Wiem co myślisz - mówi ze spokojem, podczas gdy ja cała się trzęsę - i nie próbuję usprawiedliwiać tego, co robiłem, a czego nie robiłem, ale zrozumiałem jedno. Że to nie ma sensu. I zobaczyłem w Samie coś z samego siebie z przed  roku. Wiem, że mnie teraz znienawidzisz jeszcze bardziej, ale musiałem Ci to powiedzieć. Powinniście pogadać.

Dalej nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Z chcecią walnęłabym teraz Blake'owi w twarz, ale nie umiałam.

-To już nie ma znaczenia - mówię cicho i wchodzę do środka kawiarni.

Przez kolejne pół godziny próbuję nie myśleć o tym, co powiedział mi chłopak. Mój mózg nie potrafi poradzić sobie z zakodowaniem tej informacji. Miałam w głowie już i tak zbyt wielki mętlik, a teraz jest jeszcze gorzej. Nie wiem już nic.

Udając, że wszystko okej, zjadam porcję swoich lodów w pucharku i wypijam kawę. Śmieje się z wymuszeniem i z wymuszenia się odzywam, ale muszę. Żeby nikt nie zauważył, jak bardzo rozpada mi się serce.

_____________________

Nie zabijcie mnie, ale nie mogłam ich pogodzić, przynajmniej narazie 😂

Mam nadzieję, że rozdział się podoba i do następnego, buziaki 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro