Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli już tu jesteś
to koniecznie zostaw gwiazdkę
i jakiś komentarz,
miłego czytania ⭐️

Wyszliśmy ze spakowanymi walizkami przed hotel, ostatni raz odwracając wzrok i patrząc w stronę basenu.

-Nie mogę uwierzyć, że wakacje dobiegają końca - powiedziała Darcy wzdychając i opierając głowę
Na ramieniu Scott'a.

To prawda, trudno jest mi teraz wyobrazić sobie powrót do normalności.

-Nie mogę uwierzyć, że idziemy do college'u - odparła Emma.

-I wyjeżdżamy - westchnął Scott.

-Hej, dalej będziemy się widywać - zaczęłam - tylko już nie tak często.

-Trzeba to przeżyć - westchnął Sam.

-Już są!- powiedziała nagle Emma, która pobiegła w stronę grupki nastolatków, których tutaj poznaliśmy.

Trochę będzie mi ich brakować w Seattle i na studiach. Przez te dwa miesiące nieźle dogadałam się chociażby z Collinem lub Hannah.

Jednak nie mogę wyobrazić sobie co musi czuć teraz Emma, która znajduje się aktualnie w ramionach Will'a. Mimo wszystko Denver nie jest aż tak daleko, prawda?

Podeszłam ze smutnym uśmiechem w stronę całej grupki, gdzie jako pierwszy rzucił się na mnie Collin.

-Pisz, dzwoń, cokolwiek - zaśmiał się, trzymając mnie w swoich objęciach.

-Nie masz wcale tak daleko do Seattle - zaśmiałam się, a On wraz ze mną.

Później odsunęliśmy się od siebie, a chłopak poczochrał ręką moje włosy.

Następnie podszedł do mnie Blake i uśmiechnął się nieśmiało. Chyba nie był pewny tego, czy nie jestem na niego zła za to, co zrobił. I słusznie. Ale to nie czas na chowanie urazy.

Odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam w jego stronę ręce, a On tak jakby odetchnął oraz objął mnie w pasie.

-Trzymaj się mała - zaśmiał się.

-Ty też duży - zachichotałam.

Po Blake'u pożegnałam się z Evą, Hannah, Jasperem i Will'em. Będzie mi cholernie ich brakować, bo to tak bardzo pozytywne osoby.

Po wszystkim, ruszyłam już powoli w stronę czekającej na nas wielkiej taksówki, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zmarszczyłam czoło i odwróciłam się.

Zdziwiłam się, kiedy ujrzałam przed sobą Brittany. Szczerze to nie spodziewałam się, że powie mi chociażby „cześć". Z resztą, ja sama nie za bardzo chciałam z nią rozmawiać.

-Zanim coś powiesz to mnie posłuchaj - powiedziała wzdychając teatralnie.

Zmrużyłam oczy spoglądając na nią.

-Czego chcesz?- zapytałam.

-Wiem, że trochę narozrabiałam - przewróciła oczami - No dobra, może trochę bardzo. Ale nie sądziłam, że łączy was aż taka więź. Chciałam poderwać Sama, a On mnie nie chciał więc robiłam wszystko, żeby namieszać i zwrócić na siebie jego uwagę. Cóż, nie wyszło. I przepraszam - ostatnie słowo powiedziała z zaciśniętymi zębami i widać było, jak trudno przechodzi jej to przez gardło.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia i nie wiedziałam nawet co powinnam powiedzieć. Nawet nie wiem, czy jej przeprosiny są szczere, ale nie chciałam się już kłócić, więc po prostu uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam głową.

-Przeprosiny przyjęte - powiedziałam tylko - narazie, Brittany - po tych słowach odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w swoją stronę.

Zanim wsiadłam do taksówki, usłyszałam jeszcze jej słowa.

-Do zobaczenia w piekle.

*

Usadowiłam się wygodnie na siedzeniu pod oknem w samolocie, na który trochę było dane nam czekać ze względu na opóźnienie. Na szczęście wreszcie udało nam się dotrzeć na jego pokład. Lub na nieszczęście.

Obok mnie usiadł Sam, który od razu położył głowę na moim ramieniu. Razem patrzyliśmy przez okno na to, jak szybko wzbijamy się w powietrze. Po paru chwilach już byliśmy między chmurami.

Westchnęłam spoglądając na blondyna i posyłając mu smutny uśmiech.

-Co jest piękna?- zapytał z uśmiechem.

Spojrzałam mu w oczy lekko się wahając.

-Co będzie po powrocie?- zapytałam cicho.

Sam westchnął przygryzając swoją dolną wargę.

-Wyjedziemy na studia - powiedział.

-Nie mogę w to uwierzyć - odparłam smutno.

-Ty wyjeżdzasz do Los Angeles - powiedział smutno chłopak.

-Tak, to prawda. A Ty?

-Ja.. chyba zostanę w Seattle. Przynajmniej narazie.

-I co będziesz robił?- zapytałam, bawiąc się jego włosami.

-Pewnie pójdę do pracy w korporacji ojca - westchnął.

-Będziesz chodził ponury w garniaku? To nie w Twoim stylu - zaśmiałam się.

-Jakoś to będzie mała.

Spuściłam wzrok i głośno westchnęłam.

-Nie chcę dorastać - wyszeptałam.

-Wiem, nikt nie chce - odparł Sam.

Następnie chwycił mnie za podbródek i złączył nasze usta.

Przez chwilę obdarowywaliśmy się buziakami, a później usiedliśmy wygodnie w swoich objęciach i patrząc na niebo - po prostu zasnęliśmy.

______________________

A więc dotarliśmy do końca kochani!

Mam nadzieję, że książka wam się podobała i będziecie czekać na moje kolejne twórczości hah

Drugiej części na pewno nie będzie, ze względu na to, że nawet nie wiem o czym miałabym pisać i nie ma sensu tego ciągnąć. Dalsze losy zostawiam waszej wyobraźni :)

I na sam koniec chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy to czytali i tutaj byli, na prawdę!

Miłego dnia i do następnego opowiadania, buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro