Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; dziękuję bardzo za przeczytanie tego opowiadania!

szczerze powiedziawszy, kiedy zaczęłam je publikować, obawiałam się, że się Wam nie spodoba, bo jest dość specyficzne, ale bardzo mnie cieszy, że chociaż tak niewielkie grono zainteresowało się nim i zostało ze mną na dłużej

mam nadzieję, że nie żałujecie czasu poświęconego na czytaniu tej historii

take care! x

ps. na górze dodałam piosenkę, która pojawia się później w tym rozdziale

***

Chociaż wydawało się, że ich rozmowy trwały zaledwie kilka nocy, zdążył minąć już miesiąc. Jesienne deszcze zmieniły się w pierwsze grudniowe opady śniegu, który wydawał się sypać nieustannie. Świat za oknem pokrywał biały puch, silnie kontrastujący ze wcześniejszymi odcieniami szarości, jednak wewnątrz wciąż panował mrok. Ten sam nieprzenikniony mrok, który nigdy się nie zmieniał.

Ale czas mijał nieubłaganie.

Wydawało się, że im więcej śniegu spada, tym słabszy robi się Hyunjin. Jego ciało coraz szybciej i szybciej opadało z sił i nic nie było w stanie tego powstrzymać. Marniał w oczach; jego skóra była blada jak papier i równie cienka, przez co miejscami prześwitywały przez nią żyły. Teraz widać było je bardzo wyraźnie, jakby ktoś pomalował twarz chłopaka niebieską kredką.

I im więcej dni mijało, tym bardziej osiemnastolatek uciekał od snu.

Jeongin był demonem, ale przebywał w obecności ludzi już wystarczająco długo, by wiedzieć, że sen nie pomaga, jeśli to dusza jest zmęczona. A czuł, że dusza Hyunjina jest na granicy swojej wytrzymałości. Czuł to bardzo wyraźnie do tego stopnia, że trudno było mu zachować dystans pięćdziesięciu centymetrów. Miał wrażenie, że gasnąca dusza przyciąga go do siebie coraz bardziej, a on coraz mniej starał się jej oprzeć.

Dusza, dusza, dusza.

To jedno słowo wypełniało myśli Jeongina niemal w całości, z prawie stuprocentową skutecznością utrudniając mu skupienie się na czymkolwiek innym.

Prawie, bo jakimś cudem udało mu się zachować odrobinę trzeźwości umysłu. Ta odrobina była jednak wystarczająca, by mógł pomyśleć o osiemnastolatku.

Może gdyby posiadał serce, teraz poczułby w nim ukłucie. Może gdyby był człowiekiem, uroniłby kilka łez. Może gdyby mógł go dotknąć, objąłby go szczelnie swoimi ramionami i nie wypuszczał z objęć.

Może gdyby był zdolny odczuwać ludzkie emocje.

Patrzył na Hyunjina, który półleżał na łóżku. On sam stał przy oknie, opierając się plecami o ścianę i zaciskając zęby, jakby dzięki temu mógł odzyskać nad sobą pełnię kontroli i pokonać demoniczne instynkty. Wiedział, że to nic nie da; byłby głupi, gdyby tak sądził.

Chłopak, który teraz miał przymknięte oczy, wyglądał na martwego. Tylko dzięki swoim umiejętnościom Jeongin wiedział, że osiemnastolatek jeszcze żyje. Z trudem, ale żyje.

Wiedział, że nie zostało mu zbyt dużo czasu. Wiedział, że nie zostało im zbyt dużo czasu.

I że nie ma dla nich żadnej nadziei.

Obaj zdawali sobie sprawę z faktu, że nie było sensu w okłamywaniu samych siebie. Dobrze wiedzieli, jak to się skończy. Wiedzieli, co niedługo się wydarzy. I że to coś zbliża się wielkimi krokami.

Czy to nie było zabawne? Że to Jeongin nie chce śmierci tego człowieka? Czy nie powinno być na odwrót? Czy to nie Hyunjin powinien zalewać się łzami i żałować, że nie udało mu się przetrwać?

Może gdyby Hwang był jak ludzie, których demon napotkał w swoim życiu. Ale ten kruchy chłopak różnił się od nich diametralnie, a różnica ta niemal raziła w oczy.

Żaden z nich nie wypowiedział tego na głos, ale w głębi żałowali. Hyunjin nie żałował tego, że niedługo umrze. Żałował, że spędzili ze sobą tak mało czasu. A Jeongin żałował, że osiemnastolatek musi odejść tak szybko.

Czy to dlatego tak dziwne wrażenie ogarnęło ich, gdy wszystko zaczęło się kończyć?

Chłopak leżał na łóżku przykryty kołdrą, która była równie biała, co jego twarz. Poszarzała skóra przylegała do kości policzkowych, których wcześniej nie można było dostrzec nawet za dnia. Popękane i siniejące usta były delikatnie uchylone, a zmęczone powieki niemal całkowicie przymknięte.

Gdyby ktoś go teraz zobaczył, z pewnością by się przeraził. Ale Jeongin był demonem, który widział śmierć ludzi częściej, niż cokolwiek innego. Dlaczego więc teraz czuł się tak dziwnie?

— To już? — zapytał słabym głosem Hyunjin.

— Yhm — przytaknął powoli Jeongin. Stojąc nad młodszym i patrząc na niego z góry po raz pierwszy w swoim trwającym dziesięć wieków istnieniu czuł się jak kat. — Mówiłem, żebyś się przespał, palancie — powiedział cicho, jakby bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.

— Nie jestem palantem — zaśmiał się osiemnastolatek, po czym zakasłał. Kaszel wstrząsnął jego słabym ciałem bardziej, niż powinien.

— Jesteś. Jesteś cholernym idiotą, Hyunjin.

— Mówi się trudno — wychrypiał z trudem. Zamrugał i odchrząknął. — W jaki sposób przejmiesz moje ciało?

— Dotykiem — odparł demon głosem wypranym z emocji.

— Dotykiem? T-to w ogóle jest... możliw... możliwe? — wydukał Hwang, przeklinając w myślach coraz bardziej plączący się język.

— Mhm. Dotknę twojej dłoni, potem twoja dusza zniknie, a ja... — z nieznanego sobie powodu zawahał się — ...a ja zajmę jej miejsce.

Chłopak poruszył głową, co w pierwotnym zamyśle miało być zapewne przytaknięciem, jednak jego ciało odmawiało posłuszeństwa i nie był już w stanie zbyt dobrze kontrolować swoich ruchów.

— Mógłbyś... mógłbyś się pospieszyć? — poprosił szeptem.

— Aż tak prędko ci na tamten świat? — prychnął Jeongin, a głos niemal ugrzązł mu w gardle, choć jego ciało nie miało nawet materialnej formy.

— Nie tak, jak kiedyś — przyznał z bladym uśmiechem Hwang. — Ale chciałbym, żeby to stało się, kiedy jestem świadomy.

W pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana przez płytki oddech osiemnastolatka.

— Na pewno? — zapytał w końcu demon.

— Yhm — wymruczał młodszy. Widać i słychać było, że słabnie coraz bardziej.

— Okej. — Jeongin podniósł rękę i zatrzymał ją kilka centymetrów nad tą osiemnastolatka. Przygryzł wargę, sam nie do końca wiedząc, dlaczego odwlekał coś, co robił już tysiące razy przez dziesięć wieków i co było dla niego naturalne jako demona. — Żegnaj, Hyunjin.

Wtedy chłopak po raz pierwszy poczuł dotyk zimnych jak lód palców Jeongina. W ostatnim przypływie sił chciał chwycić za dłoń demona, ale nie starczyło mu czasu. Nie zdążył spleść ich palców, choć było to jego jedynym marzeniem, które pragnął spełnić przed śmiercią.

Nie zdążył.

Dusza Hyunjina zgasła.

***

Skierował swoje kroki w stronę najbardziej oddalonej od wejścia do parku ławki. Śnieg wciąż padał, a temperatury pozostawały ujemne, dlatego nie spotkał zbyt wielu osób. Dotarł na miejsce, po czym strzepał biały puch z drewnianego mebla i usiadł na nim, wbijając swój wzrok w jakiś punkt przed sobą.

Założył słuchawki na uszy i puścił pierwszą lepszą piosenkę.


And I fly

Further away

Than I've ever been before

It's safe to say


Wsłuchując się w melodię, ciężko było mu poukładać sobie to wszystko w głowie. Wciąż nie do końca docierało do niego to, że Hyunjina nie ma już obok. Że teraz to on przejął jego ciało. Że jego już naprawdę tutaj nie ma.


This sky

Is lonely and grey

But every night I feel your gravity waves


Nie kochał go. Nie mógł go kochać. W końcu był demonem — istotą niezdolną do odczuwania ludzkich emocji, w szczególności tych pozytywnych. Ale nie mógł zaprzeczyć, że po odejściu Hyunjina czuł ból w miejscu, w którym fizycznie znajdowało się serce Hwanga. Nie mógł zaprzeczyć, że był do niego przywiązany. Nie mógł zaprzeczyć, że ten miesiąc, który spędzili na wspólnych rozmowach po raz pierwszy zmienił to, jak postrzegał ludzi.


And the world is cold

But it's beautiful


W istocie, świat mógł być piękny. Być może taki był. Jednak dla Jeongina nie było czegoś takiego, jak „piękno". Ale chłód i samotność odczuwał kilka razy intensywniej, niż powinien.

Czy powinien to odczuwać aż tak mocno, że niemal sprawiało mu to fizyczny ból?


I wish you were here now

I miss your soul


Nie wiedział, czy to, co przyprawiało serce Hyunjina o drżenie, to tęsknota czy żal. Nie miał pojęcia, co targa ciałem tego chłopaka. Jeszcze zanim je przejął, nie rozumiał działań Hwanga. A teraz? Teraz wciąż nic nie rozumiał.

Czy to dlatego wpadł w sidła tego zagubionego i skazanego na upadek chłopaka?


But you lost your light

When the darkness called


Poczuł, jak po jego policzkach popłynęły dwie samotne łzy. Tak naprawdę nie były jego łzami — były częścią ciała, które przejął. Zwykłą reakcją na myśli, które mąciły mu w głowie.


But I stand here waiting


Tylko dlaczego tekst tej piosenki tak mocno uderzał w serce, które nawet nie było jego?


The last to fall


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro