ʟɪɢʜᴛ ɪ ᴋɪʀᴀ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pogoda nie sprzyjała wychodzeniu na zewnątrz. Co prawda jeszcze nie padało, ale ciemne chmury leniwie sunące nad miastem zwiastowały, że prawdziwa ulewa może rozpocząć się w każdej chwili, dlatego lepiej jak najszybciej poszukać przytulnego schronienia. I rzeczywiście większość ludzi zapewne tak zrobiła, bo ulice znacząco opustoszały, nawet ruch uliczny zmalał, a o tym, że miasto tętni życiem, świadczyły jedynie światła widoczne z okien domów i kolorowe, migające bilbordy.

Jednak jak zawsze były wyjątki i nawet kiedy większość jednostek wolała się gdzieś schronić, Light nie robił sobie nic z nieprzyjemnej pogody. Stał na dachu budynku jedynie w koszuli i ani myślał wrócić do środka, żeby się ogrzać. Czekał na kogoś już od dobrych kilkunastu minut, wpatrując się pustym wzrokiem w półżywe miasto. I przy tym odpłynął myślami tak daleko, że nawet nie zauważył, kiedy wyczekiwana przez niego osoba w końcu przyszła na dach, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, tak jak to miała w zwyczaju.

— Light? — Usłyszał głos tuż obok siebie. — Co ty tutaj robisz? Przeziębisz się — powiedział zatroskany L, kładąc swoją dłoń na barku szatyna, który dopiero teraz odbił się lekko od barierki i odwrócił do bruneta.

— Ładny widok, teraz wiem, dlaczego lubisz tak tutaj przesiadywać — rzekł, posyłając mu łagodny uśmiech, dzięki, któremu po ciele detektywa rozlało się przyjemne ciepło, a jego zmartwienia odeszły w niepamięć. Uśmiech, który sam w sobie mówił, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli za chwilę miała spaść na jego barki informacja, potrafiąca z łatwością wywrócić jego świat do góry nogami. Mogąca zamienić ich jak do tej pory spokojny, szczęśliwy związek w coś, z czego na każdym kroku wychylała się jakaś groza.

L również uśmiechnął się do ukochanego, a potem zmusił się do wyprostowania, żeby go pocałować. Chwilę później zimne dłonie Lighta wylądowały na talii tego drugiego, żeby zatrzymać tę chwilę, ten pocałunek, tego niewinnego, szczęśliwego L'a jak najdłużej ze sobą.

Brunet zakończył pieszczotę, kiedy zimny wiatr zaczął smagać go boleśnie po twarzy i znacząco utrudniał oddychanie, a zamiast tego przytulił się do ciepłej klatki piersiowej Lighta, co skutecznie osłaniało go przed pogodą, a gdy Yagami dodatkowo objął go ramionami, poczuł się niezwykle bezpiecznie i pewnie. Trwali tak przez chwilę, nie mówiąc nic i jedynie dźwięki miasta mąciły tę przyjemną ciszę.

— Kocham cię — powiedział z pewnym momencie Light. W pierwszej sekundzie sam był zaskoczony, że te słowa wypłynęły z jego ust, że nie ugryzł się wcześniej w język. Może i byli w związku, ale obaj uważali, że z tak górnolotnym wyznaniem dobrze zaczekać na odpowiednią chwilę, a Yagami, mimo że pewnym swojego uczucia, bał się, że to jeszcze nie ta.

— Ja... ja ciebie też. — L wynurzył twarz z koszuli studenta, żeby spojrzeć mu prosto w oczy. Na jego twarzy gościł uśmiech, co wcale nie było częstym zjawiskiem i Light poczuł, jak kamień spadł mu z serca. Zadowolony troskliwie ucałował czoło bruneta, na co ten zaśmiał się cicho. Żołądek szatyna skręcał się na samą myśl o tym, że prawdopodobnie zrujnuje tę chwilę, ale nie mógł już dłużej czekać.

— To ja jestem Kirą — powiedział spokojnym, a wręcz beznamiętnym głosem, zupełnie jakby mówił o tym co zjadł na obiad. Jednak te słowa, w przeciwieństwie do informacji o jakimś posiłku zawisły między nimi, a on obserwował, jak wyraz twarzy detektywa ulega diametralnej zmianie i to nie na lepsze. Mięśnie Lawlieta stężały, pod dotykiem dłoni Lighta.

— Co? — zapytał, próbując odsunąć się od ukochanego, ale ten tylko przytrzymał go mocniej przy sobie, nie zamierzał pozwolić mu odejść.

— Jestem Kirą, którego próbujesz znaleźć — powtórzył równie spokojnie jak za pierwszym razem.

— Nie. Nie wierzę, powiedz, że to nieśmieszny żart. — Z kolei L zaczął się denerwować. Jego oczy skakały po całej twarzy Light w złudnej nadziei doszukania się jakichś oznak kłamstwa i nieświadomie zaciskał dłonie na białej koszuli drugiego chłopaka przez ogarniającą go falę sprzecznych emocji.

— Spokojnie, skarbie. To przecież nic nie zmienia, dalej jestem tym samym Lightem, dalej cię kocham — rzekł ostrożnie szatyn. Jego opanowanie wcale nie pomagało L'owi, a wręcz przeciwnie, z każdym kolejnym słowem zaczynało go coraz bardziej przerażać, a ręce kochanka wręcz parzyć.

— Jesteś mordercą, to zmienia bardzo dużo — powiedział, starając się nie popadać w panikę. Szukał Kiry od tak dawna, a przez długi czas to właśnie Light był jedynym podejrzanym. Jednak wszystkie przypuszczenia, co do syna szefa policji z każdym dniem coraz bardziej malały, a kiedy zaczęli się umawiać, zniknęły całkowicie. To musiał być tylko jakiś koszmar, zaraz się obudzi w bezpiecznych ramionach Yagamiego i wszystko będzie w porządku.

— Próbuję stworzyć lepszy świat, żebyśmy mogli żyć razem szczęśliwie. Doceń to. — Kira uśmiechnął się lekko i jedną ręką zaczął uspokajająco gładzić ciało detektywa, co nie spotkało się z jego aprobatą.

— Nie, Light, nie chcę. Puść mnie — zażądał, po raz kolejny próbując się odsunąć, ale wtedy ręka na powrót znalazła się twardo na jego talii i zatrzymała przy sobie mocnym uchwytem. Może i L był wysportowany, ale teraz Light miał zdecydowaną przewagę, stali bardzo blisko siebie, co samo utrudniało brunetowi wykonanie jakiegokolwiek ruchu, nie wspominając już o tym, że mimo wszystko był niższy.

— Chyba się mnie nie boisz? — zapytał zmartwiony Light, czytając z oczu i ruchu ciała kochanka jak z otwartej księgi. — Lawliet, skarbie, nie zamierzam pozwolić, żeby stała ci się krzywda. Znam twoje imię, a mimo to dalej żyjesz, nie musisz się obawiać, nie chcę cię zabijać.

— Light, to co robisz, jest złe. Rozumiem pobudki, które tobą kierują, ale twoje myślenie jest błędne i dziecinne, tak nie można. Morderstwo zawsze będzie złe, nieważne czy to przestępca, czy nie. To wcale nie jest droga do lepszego świata, zrozum to i skończy z tym.

L błagał w myślach, żeby jego słowa odniosły się jakimś echem w głowie szatyna, ale ten był tak zapatrzony w swój cel i pewny siebie, że nie było o tym mowy. Już nie mogły do niego dotrzeć ani tym bardziej wpłynąć na jego decyzje. Light za bardzo oswoił się z myślą o sobie jako o Bogu, wybrańcu.

— Znasz lepszą drogę? Bogowie Śmierci obdarzyli mnie taką cudowną bronią, nie można z tego zmarnować, tylko ja mogę w pełni wykorzystać jej potencjał, zaufaj mi — tłumaczył wciąż spokojnym tonem. Przysunął twarz do tej Lawlieta, chcąc go znowu pocałować, ale ten odwrócił swoją głowę.

— Nie, Light, puść mnie — poprosił L, czuł, jak szybko biło mu serce. Nie był już nawet pewny czy sam nie doprowadzi się do jakiegoś zawału. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie się działo, przecież jeszcze 2 minuty temu wszystko było jak z bajki.

— Teraz jesteśmy w tym razem, skarbie.

— Musisz oddać się policji, musisz się przyznać, wtedy dostaniesz łagodniejszy wyrok. Proszę cię, Light to jedyne rozsądne wyjście, zrób to jeśli mnie kochasz. — Kolejna rozpaczliwa próba L'a dotarcia swoimi słowami do tych czułych strun na sercu wyższego zakończyła się porażką.

— Uchyliłbym dla ciebie nieba, ale tej jednej rzeczy nie mogę zrobić, przykro mi.

— Jeśli sam się nie przyznasz, ja będę to musiał zrobić. Błagam, nie każ mi się wydawać.

— Dobrze wiesz, że wtedy nie będziemy mogli być razem. Moje wyjście jest dla nas najlepsze. — Smutek w głosie Yagamiego był przytłaczający, jego czułość i chęć dbania o ich relację przerażającą. Przecież to niemożliwe, żeby wciąż byli razem, nie po czymś takim. I choć rozdygotane serce L'a chciało inaczej, zdrowy rozsądek nakazywał zakończyć to jak najszybciej.

— Mylisz się.

— Musisz porzucić sprawę Kiry, nie jesteś policjantem, to nie twój obowiązek — oznajmił Light, kompletnie ignorując to, co powiedział przestraszony i zrozpaczony całą sytuacją detektyw.

— Nie, Light, to tak nie działa.

— Zostawisz to i wyjedziemy razem — ciągnął, puszczając słowa ukochanego mimo uszu.

— Light... — L po raz kolejny chciał coś wtrącić, ale tym razem szatyn nie pozwolił mu nawet dojść do słowa. Jego cierpliwość też nie była ze stali i powoli zaczęła dobiegać swojego kresu.

— Skarbie, znam twoje imię, naprawdę nie chcę, żeby stała ci się krzywda, ale jeśli będziesz wchodził mi w drogę możliwe, że nie będę miał innego wyboru. Nie każ mi tego robić, dobrze? — powiedział, mocniej zaciskając swoje dłonie na ciele bruneta, czuł, jak ten się trzęsie i to bynajmniej nie z zimna, mimo że pogoda mogłaby na to wskazywać. Strach, jaki teraz odczuwał Lawliet, sprawiał, że jego organizm zalewały fale gorąca.

— Zostaw mnie, Light.

— Rozumiesz, co do ciebie mówię?

— Zostaw! — Brunet próbował się odepchnąć od klatki piersiowej Kiry, ale ten tylko przysunął go sobie bliżej, ich twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów.

— Mogę w pełni kontrolować zachowanie człowieka przed śmiercią. Mogę w pełni wybrać jej przebieg, wiesz, co mogłoby się z tobą stać, jeśli byś mnie teraz porzucił?

— Proszę cię...

— Czy rozumiesz? — Yagami wpatrywał się w twarz kochanka, nieznoszącym sprzeciwu, wręcz szaleńczym wzrokiem. Dłonie zaciskał tak mocno, że aż wbijał paznokcie w talię L'a. W swoim umyśle widział ich razem w przyszłości, szczęśliwą, kochającą się parę. Już zaczął się przywiązywać do tej wizji, jakby to były prawdziwe wspomnienia, dlatego nie było już opcji, że pozwoli im odejść. Musiało być tak, jak sobie wymarzył.

— Light, to boli — mruknął L, musiał zagryźć wargę, żeby ukryć jej drżenie. Nie chciał dawać Kirze satysfakcji z patrzenia na swój strach, chciał ukryć, chociaż to, co mógł, ale teraz jaki to miało sens?

— Odpowiedz mi — zażądał wyższy, potrząsając detektywem.

— T-tak, rozumiem — odparł, wstrzymując oddech. Bał się tego co może zaraz nastąpić. Light był kompletnie nieprzewidywalny. Nie, to nie był jego kochany Light, to był Kira, bezduszny i nieznoszący sprzeciwu czy porażki. Detektyw w końcu miał okazję go poznać, ale szczerze mówiąc, nawet jeśli wczoraj dałby wszystko, żeby odkryć prawdę, dziś zrobiłby to samo by tylko o niej zapomnieć.

Lawliet czuł się tak, jakby grunt rozpadał mu się pod stopami. Tracił właśnie tę namiastkę normalnego życia, którą tak bardzo pokochał i tak jak początkowo w jego głowie szalało tysiąc myśli i obaw teraz jawiło się w nim tylko jedno pytanie "Dlaczego to musiało nastąpić?", a poza tym jedna wielka pustka.

Rozluźnił swoje dłonie, które zaciskał na koszuli Lighta, a potem zamknął oczy, nie chcąc, aby popłynęły z nich łzy. Nie chciał pokazywać Kirze swojej słabości, tego jak bardzo był naiwny i głupi. Ale wtedy poczuł, jak stalowy uścisk na jego talii słabnie, a dłonie wyższego delikatnie przyciągają go, żeby zniwelować nawet i te kilka centymetrów swobody i znowu przytulić L'a. Mimo że ta scena mogłaby wydać się przypadkowemu przechodniu urocza, to brunet był na granicy płaczu, czując na sobie delikatny dotyk Yagamiego, to jak ten uspokajająco gładził go po głowie.

— Już dobrze, Lawliet, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, że będziesz szczęśliwy. Kocham cię — szepnął czuło... Light. Kira brzmiał jak jego ukochany Light. Jego ukochany Light był Kirą.
_________________________________________

Nie opatrzę tego shota zbyt długim komentarzem. Mam wrażenie, że jest to mocno vibe Sadistic beauty BL story, ale uważam, że pasuje mi do tej relacji i miałoby to nawet rację bytu w oryginalnej serii.

20 gwiazdek i kolejny one shot, jestem pewna, że dacie radę ;)

Do usłyszenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro