ᴘɪᴇʀᴡꜱᴢʏ/ᴏꜱᴛᴀᴛɴɪ ʀᴀᴢ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Schody ewakuacyjne prowadzące na dach budynku spowijał nieprzyjemny półmrok. Może gdyby pogoda na zewnątrz nie była taka paskudna, a zamiast tego świeciłoby słońce, jego promienie mogłyby choć trochę umilić to miejsce. Mogłoby, ale nie dzisiaj. Deszcz zacinał niesamowicie od samego rana.

Dwójka młodzieńców, którzy właśnie wrócili do środka z dachu wieżowca, przemokła do takiego stopnia, że oboje wręcz ociekali wodą, a mokra odzież lepiła się do ich ciał, jakby włożyli na siebie coś co było dopiero wyprane i nawet nie odwirowane.

Jeden z chłopaków ściągnął z siebie marynarkę (która swoją drogą była tak mokra, że nawet nie nadawałaby się do umycia podłogi) i odrzucił ją gdzieś na bok, po czym zmęczony przycupnął na stopniach.

— Ech, śmierdzę, jak zmokły pies — mruknął, rozpinając kilka pierwszych guzików koszuli, która nie prezentowała się nic lepiej. Następnie ściągnął buty i z rezygnacją stwierdził,  że może je już spisać na straty.

— Nie musiałeś tam przychodzić, Light — odparł drugi, podchodząc bliżej siedzącego i podał mu ręcznik. — Przeziębisz się.

— Po pierwsze, nie jestem już małym dzieckiem. Po drugie, poszedłem zobaczyć, co robisz na dachu w taką pogodę. Po trzecie, zapytałbym czy nie zwariowałeś, ale chyba już znam odpowiedź — odparł Yagami, patrząc na przyjaciela spod mokrych, opadających mu na czoło włosów. Woda z nich ciekła mu po twarzy, dlatego wdzięcznie przyjął biały, puchaty materiał.

— Czuję, że coś się dzisiaj wydarzy — odparł brunet, kucając przed Lightem. Przyłożył kciuk do warg, tak jak to robił kiedy się zastanawiał. Od samego rana coś nie dawało detektywowi spokoju, a to zazwyczaj nie wróżyło nic dobrego.

— Ty i te twoje przeczucia bywają męczące i kłopotliwe — westchnął Light.

— I celne — odparł L, unosząc swój wzrok, aby spojrzeć kompanowi prosto w oczy. Jego spojrzenie było tak przenikliwe, a zarazem głębokie, że Yagami poczuł się trochę nieswojo, mimo to nie odwrócił głowy, nie chciał dać detektywowi nawet tej drobnej satysfakcji.

Brunet uśmiechnął się delikatnie, zapewne ktoś, kto go nie znał, nie powiedziałby nawet, że to uśmiech, ale Light spędzał z nim już tyle czasu, że zdążył go trochę poznać. Dlatego widząc ten drobny, przyjacielski znak sam nie mógł się powstrzymać od uniesienia kącików ust ku górze.

Chwilę później detektyw ukląkł przez Lightem i nie zważając na to, że normalni ludzie tak się nie zachowują, złapał jego stopę. Do jego dzinych zachować Yagami też zdążył się już przyzwyczaić, ale nie byłby sobą, gdyby nie zapytał.

— Co robisz? — Musiał podeprzeć się rękoma, żeby utrzymać równowagę. — Jeśli to jakiś nowy sposób na sprawdzenie, czy jestem Kirą, to daruj sobie — dodał, robiąc zmęczoną minę. Może nie łączyły ich już kajdanki, ale L wciąż nie miał pewności co do prawdomówności przyjaciela i dawał mu o tym znać na każdym kroku, co z czasem stało się naprawdę uciążliwe.

— Zrobię ci masaż, znam się na tym — odparł Lawliet, zdając się kompletnie nie zwracać uwagi na zaskoczenie Lighta. Zupełnie jakby robienie drugiemu chłopakowi masażu stóp na schodach prowadzących na dach było na porządku dziennym. — Zmarzłeś — dodał.

— Kompletnie przemokłem, to chyba nic dziwnego — odparł Yagami, nie wiedząc gdzie utkwić swój wzrok. Czuł, jak robi mu się gorąco, a kiedy smukłe palce L'a ucisnęły jakiś konkretny punkt, chłopak nie mógł powstrzymać westchnięcia, jakie wyrwało się z jego ust.

— W porządku? — zapytał brunet, zerkając szybko na studenta.

Yagami skinął głową, a potem odwrócił ją gdzieś w bok, żeby nie patrzeć na L'a. Wewnętrznie karcił się za to, że nie mógł zapanować nad swoim ciałem tak, jak by tego chciał. Gorąco jakie go oblało i delikatny rumieniec zdecydowanie mógłby być postrzegane jako niesubordynację organizmu. Zagryzł wargę, żeby przypadkiem nie wydać jakiegoś niechcianego dźwięku, kiedy detektyw masował poszczególne punkty na jego stopie i chcąc nie chcąc szatyn skłamałby, gdyby powiedział, że nie było to przyjemne.

— Co powinienem jeszcze zrobić, abyś mi uwierzył, że nie jestem Kirą? — wykorzystał panującą między nimi ciszę, aby w końcu móc zadać pytanie, które dręczyło go od dłuższego czasu.

— Chyba podejrzewałbym cię nawet gdybyś był moją żoną — zażartował L, próbując odwrócić uwagę chłopaka od niewygodnego dla niego tematu, ale Light nie zamierzał dać się teraz spławić. Mógł już nigdy nie uzyskać odpowiedzi, co go tak właściwie wydało, że L go podejrzewał? Gdzie popełnił błąd?

— Nie chcesz uwierzyć, że mogę być niewinny — mruknął gorzko. Kłamanie i udawanie szło mu gładko, nawet się nie zająknął.

— Nieprawda. Nikt bardziej ode mnie nie chce, żebyś okazał się być niewinnym. Naprawdę cię polubiłem, jesteśmy podobni — odpowiedział od razu L, ale nie doczekał się żadnej reakcji ze strony Yagamiego na swoje słowa, jedynie kolejne westchnięcie spowodowane masażem.

Kilka kropelek zbierających się na końcówkach czarnych włosów Lawlieta postanowiło w końcu zwrócić swoją uwagę, opadając prosto na skórę Lighta. Młodzieniec wzdrygnął się lekko, a potem wziął ręcznik (dotychczas przewieszony luźno na jego barkach) i zaczął nim ostrożnie osuszać ociekające wodą włosy, zaczesując je przy tym do tyłu, żeby nie wchodziły detektywowi do oczu.

— Dlaczego przyszedłeś na dach? — zapytał L. Yagami zerknął na niego przelotnie, a widząc jego delikatny uśmieszek, mimo starań, nie mógł powstrzymać kącików ust od uniesienia się ku góry. Uśmiech L'a był niezaprzeczalnie urokliwy.

— Sam nie wiem — mruknął wymijająco, odgarniając czarne włosy L'a z jego czoła.

— Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że się za mną stęskniłeś. — Brunet mocniej ucisnął stopę studenta, a ten poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiegają dreszcze, nie mógł ich jednoznacznie nazwać nieprzyjemnymi, było to po prostu dziwne.

— Może tak było. Dziwnie jest bez tych kajdanek i wkurzającego ciebie zaraz obok.

— Jeśli tak bardzo chcesz do tego wrócić, to coś wymyślę. — L skończył masaż i teraz uniósł swoją głowę, żeby móc patrzeć na twarz Lighta. Jak się okazało, dalej uśmiechał się prowokacyjnie i szatyn musiał zagryźć wargę, żeby nie pójść w jego ślady. Samemu pochylił się trochę do przodu, a w jego oczach pojawił się przebiegły błysk.

— Po zastanowieniu wolę mieć obie ręce wolne — odparł Light, po czym przerzucił ręcznik przez szyję mężczyzny i przyciągnął go bliżej siebie. Chwilę zajęło mu zebranie wszystkich pokładów odwagi i zdolności aktorskich, które do tej pory nigdy go nie zawiodły. Opuścił wzrok na usta L'a, który jak widać, postawił sobie za cel utrzymanie ich w uśmiechu.

Brunet ostrożnie położył swoje dłonie na kolanach Yagamiego.

— Jesteś chodzącą zagadką, chyba nigdy się tobą nie znudzę — mruknął rozbawiony Lawliet.

Ostatnią rzeczą, na jaką Light by sobie pozwolił, byłoby okazanie teraz niepewności, ktora tliła się gdzieś z tyłu jego głowy. Ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, a L powoli pokonał ten dystans, jakby dawał Lightowi czas na ewentualne wycofanie się, co nie nastąpiło. Chwilę później (która Yagamiemu wydawała się trwać dużo dłużej, poczuł jak L) muska swoimi wargami te jego. To też było dziwne, ale nie nieprzyjemne.

— Dzisiaj wydarzy się coś złego, Light — powtórzył cicho detektyw, opierając swoje czoło na tym szatyna. — Mogę już nie mieć więcej takiej okazji. Pocałowałem cię, bo cię lubię. Nigdy nikogo tak nie lubiłem.

Light powstrzymywał się od ciężkiego przełknięcia śliny, bo to byłoby na pewno na tyle głośne, aby L je usłyszał. Oczywiście dostał do tej pory deklaracje tego typu, w końcu był przystojnym i młodym nastolatkiem, ale żadna nie sprawiła, że się zawahał, że po prostu nie mógł jej odrzucić. Trochę kierowała nim litość, a trochę coś głębszego i bardziej zawiłego niż nawet jego wybitny umysł mógłby zrozumieć.

Wiedział co czeka dzisiaj L'a, wykorzystał jego uczucia, sam obmyślił plan, aby go zabić, był mu teraz winny chociaż te kilka minut szczęścia. L nigdy nikogo nie lubił w ten szczególny sposób i nigdy nikogo już nie polubi. Miał ogromnego pecha, że jego pierwszą i zarazem ostatnią miłością był Light.

— Jesteś przewrażliwiony, nic się nie wydarzy — skłamał Yagami, bo co innego mu pozostawało? Uśmiechnął się pocieszająco do bruneta, a potem go przytulił. Trzymał go w tym delikatnym, czułym uścisku do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro