12
Wszedłem do pokoju, który był pusty. Westchnąłem, a po chwili zauważyłem otwarte drzwi balkonowe. Wyszedłem na niego i zobaczyłem Esmee opierającą się o barierkę. Nie odwróciła się do mnie mimo, że na pewno mnie słyszała. Stanąłem koło niej, ale ona nadal patrzyła przed siebie.
-Gdzie byłeś?-zapytała obojętnie.
-To nie jest istotne.
-Nie wcale.
-W klubie.
-Mogłam się domyślić.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś?
-O czym?-przewróciła oczami.Może i nie stała do mnie przodem, ale idealnie to widziałem.
-O twojej relacji z Jonathanem? Nie uważasz, że warto byłoby mnie poinformować jaka relacja cię z nim łączy?-prychnąłem.
-Przyjaźń.
-Z dodatkiem?
-O co ci chodzi?-spojrzała na mnie, a ja zauważyłem jej zaszklone oczy.-Myślisz, że cię z nim zdradziłam?
-No sam nie wiem, co byś pomyślała na moim miejscu.
-Oh czyli serio tak myślisz.Gratuluję.-zaklaskała w dłonie.
-Po prostu nie zdziwiłbym się gdybyś to zrobiła.
-Okej.To teraz posłuchaj.-podeszła do drzwi balkonowych.-Byłam u babci jej stan się pogorszył, krwawiła od środka, szew na żołądku pękł. Jonathan się do mnie przystawiał, ale go odepchnęłam, wróciłam do domu i liczyłam na ciebie, ale oczywiście gdzieś polazłeś. Dzwoniłam, ale nie odbierałeś, martwiłam się jak cholera. Minęła godzina, a ty wracasz jak nigdy nic i mówisz mi, że mogłam cię zdradzić. Po prostu pożal się Boże. Wiem, że nie mieliśmy dobrego dnia, ale miałam nadzieję, że dobrze go zakończymy.
-Esmee..-westchnąłem i do niej podszedłem.
-Idę się wykąpać, a jak wyjdę z łazienki, masz załatwić sobie materac dmuchany na podłodze i ciesz się, że nie każe ci spać gdzieś indziej.-wróciła do pokoju.
~~~~
Kręciłem się nie mogąc zasnąć. Poprawiałem tą poduszkę chyba z tysiąc razy, ale nic to nie dawało. Nadal było mi niewygodnie oraz nieswojo. Wszystko mnie irytowało, a najbardziej chyba deszcz w oknie. Rzuciłem poduszką w drzwi balkonowe i sflustrowany opadłem na materac. Dochodziła pierwsza w nocy, a ja od trzech godzin starałem się zasnąć. Wychodziło mi to na marne, ale musiałem dostać karę za to co powiedziałem. Byłem na siebie zły za samą myśl o tym, że moja malutka Renesmee mogła by mnie zdradzić. Powinienem ją wspierać kiedy tak bardzo ważna dla niej osoba leżała w szpitalu. Westchnąłem i sięgnąłem po telefon. Jak zawsze w takich momentach wchodziłem na różne social media. Polubiłem parę zdjęć na instagramie w tym zdjęcia Chloe Lindsey i odłożyłem telefon. Położyłem rękę pod głowę i starałem się zmusić do snu. Odwróciłem się na drugą stronę i jednak dużo wygodniej było mi na poprzedniej, więc znowu się odwróciłem.
-Charlie?-usłyszałem cichy głos swojej dziewczyny.
-Tak?
-Nie zaśniesz prawda?
-Wątpie.Nie przejmuj się, śpij.
-Nie wygodnie ci?
-Esmee, kochanie śpij.
-Zimno mi..Bardzo...
-Przytulić cię?
-Byłabym wdzięczna.
Wstałem z materaca i podszedłem do jej łóżka. Wszedłem pod pościel i przytuliłem brunetkę.
Była lodowata i wzdrgnęła się czując ciepło bijące ode mnie.
-Jeśli będziesz chciała to sobie pójdę, tylko powiedz.
-Na razie nie trzeba.-wtuliła się we mnie.-Dziękuję.
-Nie ma za co.-pogładziłem jej plecy.-Przepraszam za moje zachowanie i to, że nie odbierałem.Miałem wyciszony telefon.
-Pogadamy o tym rano dobrze? Muszę mieć siłę, żeby na ciebie nakrzyczeć.
-W porządku.-pocałowałem jej czoło.-Słodkich snów kwiatuszku.
-Dobranoc Charlie.-wyszeptała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro