15
Pogrzeb, który miał się odbyć dzisiaj był dla mnie okropnym ciosem. Od rana starałam się opanować łzy. Wychodziło mi to z trudem, ale dałam radę. Ubrana w czarną sukienkę i tego samego koloru sweter stałam przed lustrem. Malowałam się wodoodpornym makijażem na wszelki wypadek, który wiedziałam, że nastąpi. Zgarnęłam torebkę z wszystkimi potrzebnymi rzeczami, która też była w kolorze żałobnym i zeszłam na dół. Leondre miał zawieść mnie na lotnisko. Ubrałam szybko swoje botki na obcasie i płaszcz, po czym wyszłam z jego domu.
~~~~
Będąc po mszy w kościele razem z trumną babci udaliśmy się na cmentarz. Wiedziałam, że jest tutaj Charlie. Zauważyłam go siedzącego za moją rodziną. Sama siedziałam między swoją mamą, a dziadkiem.
Oboje płakali kiedy ksiądz mówił różne rzeczy, podczas gdy ja skupiłam się na wspomnieniach z tą staruszką.
Robiłam to przez ostatnie dni, co pozwalało pogodzić się z stratą.
Widziałam swojego tatę, który był tutaj. Szedł obok dziadka i rozmawiał z nim. Mama szła z jakąś ciotką, a ja starałam się trzymać od tego z daleka. Jednak kiedy poczułam splatające się z moją dłonią ciepłe palce, poczułam ulgę. Dobrze było wiedzieć, że jest blisko.
-Jak się trzymasz?-zapytał.
-Uwierzyłam w wersję, że tam gdzie jest, jest szczęśliwa. Zawsze będzie moją babcią niezależnie od tego czy będzie tutaj ciałem czy duszą Charlie. Kocham ją i nic tego nie zmieni.
-Cieszę się, że dajesz radę.
-Dużo myślałam o nas, ale zostawmy to na później.Myślę, że to nieodpowiednia chwila, na tą rozmowę.
-Dobrze.Jak miewa się nasz przyjaciel Leondre?-słowo przyjaciel z jego ust ociekało, aż sarkazmem.
-Skąd wiesz?-spojrzałam na niego, ale on nadal patrzył przed siebie.
-Myślałaś, że się nie dowiem?
-Od kiedy wiesz?
-W tym samym dniu kiedy uciekłaś, zadzwonił do mnie. Ironią losu był fakt, że zadzwonił chwilę po tym jak się rozłączyłaś.
-Jesteś zły?
-Nie moja miłości.
-Zabrzmiało zbyt poważnie.-uśmiechnęłam się delikatnie.
-Widzisz, sęk w tym, że przebywanie wśród wielu profesorów robi ze mnie człowieka poważnego.
-Minęły zaledwie cztery dni Charlie.
-Kochanie mam dwadzieścia dwa lata, a nie czterdzieści, mimo wszystko potrafię zachowywać się dojrzalej.-znieruchomiałam na moment wejścia na cmentarz.-Będę przy tobie cały czas.-oznajmił.-Nie bój się tego co nieuniknione.-zacisnął mocniej swoje palce na moich, a ja zrobiłam krok do przodu.
Po całej ceremonii pożegnania i moim płaczu, spędziłam dwie godziny z całą rodziną w jednej z drogich restauracji. W pewnym momencie nie wytrzymałam i przepraszając pożegnałam się. Zgarniając wszystkie swoje rzeczy wyszłam z budynku.
Charlie oczywiście zawtórował mi i postąpił tam samo. Stałam z nim przed restauracją i rozpłakałam się.
Przytulił mnie od razu, a ja z płaczem wtuliłam się w jego płaszcz. Na dworze było pochmurno i zbierało się na deszcz.
-Proszę zabierz mnie do domu.
Jak na zawołanie chłopak wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił po taksówkę, która zabrała nas na lotnisko. Nie opuszczał mnie na krok i pilnował jak dziecka, ale byłam mu za to wdzięczna. Obejmował ręką moją talię i szedł w kierunku terminalu A.
Nie mieliśmy bagaży, więc bez przeszkód przeszliśmy odprawę.
Później lot do Walii i następny do Londynu z wszystkimi moimi rzeczami. Nie zaprzeczam, że miło było zobaczyć jak Charlie wita się normalnie z Leondre, ale było to sztuczne. Teraz stałam w jego nowym mieszkaniu na ostatnim piętrze wysokiego bloku. Było ono duże jak na zwykłe mieszkanie dwudziestolatka. Kuchnia, salon, łazienka i dwie sypialnie, plus balkon z widokiem na miasto. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, a ja odczuwałam zmęczenie. Ciężki dzień dobiegał końca. Nareszcie.
-Jesteś głodna?-zsunął płaszcz z moich ramion i go powiesił.
-Trochę.-zdjęłam swoje buty i weszłam w głąb salonu, a on poszedł do kuchni zaraz obok i wstawił wodę jak się domyślam na herbatę.
-Zadowoli cię jogurt lub pudding?
-Myślę, że tak.-usiadłam przy szklanym stole i patrzyłam na niego.
-Dobrze.-wyciągnął z szafki łyżeczkę, a z lodówki pudding czekoladowy.-proszę.-położył te dwie rzeczy przede mną i poszedł zrobić herbatę.
Po czterdziestu minutach leżeliśmy w łóżku. Głowę miałam na jego klatce piersiowej i słuchałam równego bicia serca. On natomiast bawił się moimi wilgotnymi włosami i całował co jakiś czas moje czoło.
-Dziękuję, że jesteś.-powiedziałam i musnęłam ustami skórę na torsie niebieskookiego.
-Przyjemność po mojej stronie kochanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro