Rozdział 15 cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— A tutaj mam ,,Objaśnianie marzeń sennych" Freuda. Swojego czasu mój mąż był niezwykle zainteresowany psychologią. — Starsza kobieta wręczyła Theo kilkudziesięcioletnią książkę.

— Słyszałem o jego analizie, ale udowodniono, że Freud trochę przesadził w swoich teoriach — stwierdził czternastolatek, przybierając jak najinteligentniejszy wyraz twarzy.

Nie pomyślałby, że kobieta, jego babcia, zrobi na nim tak pozytywne wrażenie. Pomimo swojego wieku świetnie się trzymała zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ckliwe rozmowy nie były jej mocną stroną, dzięki czemu szybko załapała z wnukiem nić porozumienia i po zaledwie kilku minutach dyskutowali na przeróżne, głównie naukowe tematy. Staruszka, w porównaniu do większości mieszkańców, wykazywała ogromne zainteresowanie nowoczesnym światem za barierą, więc Theo z uśmiechem odpowiadał jej na wszystkie pytania.

Zdążyli zjeść ciasteczka i wypić całą herbatę, ostatecznie kobieta namówiła nastolatka, by został na obiad. Zaserwowała kurczaka, a do niego dodała warzywa z własnego ogródka.

Po posiłku Theo postanowił opowiedzieć jej o swoim dzieciństwie, o Minie, ich matce, a także ojcu. W ciągu kilku godzin staruszka zdobyła jego pełne zaufanie, co nie zdarzyło się praktycznie nigdy. Intuicja, która go nie zawodziła, podpowiadała mu, że może powiedzieć kobiecie niemalże wszystko, więc jak zwykle podążył za przeczuciem.

Powtórzył całą ich przygodę w miasteczku, wzbogacając swoją wypowiedź o pominięte wcześniej szczegóły. Przy okazji mógł ponarzekać na warunki mieszkalne u pani Schmalz, które wzburzyły staruszkę.

— Tak nie może być! — uznała z powagą. — Nie przypuszczałam, że ta kobieta tak źle traktuje swoich podopiecznych.

— Lepiej nie walczyć. Mina próbowała przekonać ją, że dieta wegetariańska jest czymś najzupełniej normalnym i teraz miewa problemy, żeby dostać cokolwiek do jedzenia — westchnął chłopak.

Jego rozmówczyni oparła podbródek na dłoni i zmarszczyła czoło.

— Nie zostaniecie u niej, nie ma mowy — stwierdziła twardo. — Dzisiaj pójdę na zebranie rady starszyzny i ogłoszę chęć adopcji. Powinno dość szybko pójść, rzadko robią problemy starszym, samotnym ludziom, którzy potrzebują pomocy i chcą przygarnąć dzieci z sierocińca. Poza tym chętnie odwiedziłabym waszą matkę w szpitalu. Najwyższy czas poznać swoją synową, nawet jeśli ona nie będzie tego świadoma.

— Może na razie nawet lepiej, że nie będziecie miały okazji dogłębniej porozmawiać. Nie jestem pewien, czy charakter mamy przypadłby pani... tobie babciu do gustu. — Musiał zważać na słowa, gdyż kobieta zakazała mu nazywać siebie panią i uznała, że ma zwracać się do niej na ,,ty" bądź ewentualnie ,,babciu".

— Tak myślisz? — Kobieta uniosła brwi z rozbawieniem.

— Jestem pewien. — Theo pokiwał głową. Zauważył, że z charakteru staruszka dość przypomina jego samego, ale sądząc po jej komentarzach przy niektórych opowieściach, bywała mniej wyrozumiała dla ludzkiej głupoty i nieodpowiedzialności. — Za to powinnaś polubić moją siostrę.

— Już ją polubiłam za podważanie autorytetu tej jędzy, pani Schmalz. Najwyraźniej ma dziewczyna charakterek.

— I jest bardzo inteligentna. Ale nie mów jej tego, bo inaczej spocznie na laurach, zamiast próbować się rozwijać.

— Mądre myślenie. To dobrze, że ci zależy na siostrze.

— Wiem. Drzemie w niej ogromny potencjał. Tylko jeszcze nie wie, jak go wykorzystać — uznał Theo, myśląc o momentach, w których jego siostra zaskoczyła go swoim intelektem.

— Potencjał, mówisz? — Babcia czternastolatka przechyliła w głowę i spojrzała na swojego wnuka bystrym wzrokiem. — Ciekawe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro