Rozdział 2 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego poranka to Theo wstał jako pierwszy.

Odruchowo sięgnął po okulary, a gdy ich nie znalazł, westchnął. Pomimo bólu głowy wystarczyło mu kilka sekund, by przypomnieć sobie, co się wydarzyło i wydedukować, gdzie leżał.

Skierował wzrok w prawą stronę i spojrzał na siostrę. Lekko go zaniepokoił jej wygląd — była bledsza niż zwykle, a tłuste, mysie włosy przykrywały większość twarzy. Sam pewnie prezentował się nie lepiej. Poza tym doskwierało mu poczucie suchości w ustach, jak uznał, z powodu odwodnienia. Musieli leżeć w tych niewygodnych łóżkach co najmniej dwa dni.

Zanim Theo zdążył stanąć na nogi, do pomieszczenia wbiegł starszy mężczyzna w zaniedbanym fartuchu, który zapewne kiedyś był biały. Zauważył, że czternastolatek zdążył się wybudzić, więc podszedł najpierw do niego.

— Doktor Gelb. — Podał nastolatkowi rękę, a ten przyjął ją z nieufnością. — Byliście pod moją opieką po wypadku.

— Co się stało? — Nieużywany od jakiegoś czasu aparat głosowy nie działał dokładnie tak, jakby Theo chciał.

— Wasz... samochód — wymówił nazwę przedmiotu, jakby był on luksusowym dobrem, niedostępnym dla przeciętnego człowieka — uderzył w barierę. Pojazd został zmasakrowany, ale wszyscy przeżyliście. Ty i twoja siostra nie doznaliście poważniejszych obrażeń, jednak obawiam się, że wasza matka nie miała tyle szczęścia.

— Co z nią? — spytał Theo bez większych emocji.

— Zapadła w... śpiączkę. Jej stan jest dość stabilny, ku naszemu zdziwieniu, bo teoretycznie powinna teraz walczyć o życie. Tak czy inaczej, nie mamy odpowiedniego sprzętu, by ją obserwować, więc nie mogę was zapewnić, że jej się polepszy. Biorąc też pod uwagę nasze ograniczone możliwości, nie będziemy w stanie utrzymać jej przy życiu dłużej niż miesiąc, jeśli się nie wybudzi do tego czasu.

— Rozumiem. — Chłopak powtórzył w głowie słowa, które właśnie usłyszał. — O jakiej barierze pan mówił?

— Około trzydziestu lat temu na nasze miasteczko i jego najbliższą okolicę została nałożona bariera. Od tego czasu najwyraźniej można wjeżdżać na ten teren, ale nie można go opuścić. Sami chyba odczuwacie skutki próbowania.

Mózg Theo miał problem, aby przetworzyć tę informację. Przeczyła ona prawom logiki, które służyły mu za przewodnika w życiu. Dlatego postawił sobie za punkt honoru wytłumaczenie tego, co się działo. Mimo to wiedział, że będzie musiał trochę poczekać z rozmyślaniami.

— Skoro nasza matka jest obecnie niedysponowana, a my nie posiadamy domu w tym miasteczku... wie pan, co z nami się stanie, gdy zostaniemy wypisani?

— Wypisujemy was już dzisiaj — stwierdził lekarz. — I zamieszkacie w tutejszym sierocińcu.

— Że co? — Usłyszeli głos Miny. Najwyraźniej obudziła się wcześniej oraz przysłuchiwała rozmowie.

— Pani Schmalz już was zaakceptowała. Mieszkają u niej dwie inne sieroty, a jedna z nich, Agatha, nawet tutaj pracuje.

— Poznałam ją... — zaczęła Mina, jednak doktor Gelb ją zignorował.

— Pani Schmalz będzie na was czekać za około dwie godziny. Na pewno jej sierociniec dobrze zastąpi wam dom.

Nastolatkowie nie byli tego tacy pewni. Najbardziej jednak przerażało ich podejście lekarza, wobec pani Vogel. Ich matka wciąż żyła, a mimo to traktował nastolatków jak sieroty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro