Rozdział 21 cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od razu po przeczytaniu wiadomości, Mina i Theo sprawdzili, czy babcia już zasnęła. Na ich nieszczęście kobieta jeszcze coś gotowała. Nie chcieli ryzykować złapania na gorącym uczynku, dlatego też musieli z niecierpliwością pałętać się po domu przez następną godzinę, aż staruszka powiedziała ,,dobranoc" oraz zamknęła drzwi do swojej sypialni.

Dla pewności przesiedzieli jeszcze kilkanaście minut. Dopiero kiedy usłyszeli ciche pochrapywanie, wymknęli się przez okno w pokoju Miny i ruszyli znaną już dziewczynie ścieżką w kierunku zamczyska.

Noc była pochmurna, przez co kolosalny budynek, otaczany przez macki ciemności, sprawiał wrażenie jeszcze potężniejszego i potworniejszego niż za dnia. Szczególnie zafascynował Theo, nieprzyzwyczajonego do takiego widoku tak bardzo jak jego siostra. Dlatego też po raz pierwszy naprawdę się na nim skupił i był w stanie podziwiać precyzję jego wykonania — wymyślne rzygacze w kształcie lwich paszczy, strzeliste wieże czy okna lancetowate. Te wszystkie elementy sprawiały, że całość przypominała czternastolatkowi stereotypowy, gotycki zamek.

Czternastolatek odprowadził swoją siostrę, aż do potężnych wrót i uznał, że poczeka, aż dziewczyna wejdzie do środka. Na początku chciał jej towarzyszyć, lecz ostatecznie ustalili, że nawet gdyby Gerhard go wpuścił, nie ujawniłby im tyle, ile zwykle mówi Minie, gdy byli tylko we dwoje.

Szesnastolatka zapukała z całej siły, lecz nikt nie odpowiedział. Z lekkim strachem pchnęła wrota, a za nimi ujrzeli trzymetrową kukłę ze strasznym, czerwonym uśmiechem oraz czarnymi punktami tam, gdzie zwyczajny człowiek miałby oczy.

Przez ten widok Theo na chwilę stracił oddech, jednak zauważył, że jego siostra nie wyglądała na zbytnio przejętą drewnianym stworem. Ewidentnie czuła się przy nim niekomfortowo, lecz bez wahania weszła do środka i stanęła obok kreatury.

— Spokojnie, dam radę — powiedziała, widząc niepewną minę Theo. — On mi nic nie zrobi.

— Okej. To ja... wracam. Będę czekał w twoim pokoju. Eh, muszę sobie wszystko poukładać, to jakieś szaleństwo... ta kukła...

Mina z uśmiechem patrzyła, jak jej brat odchodzi, chaotycznie mrucząc pod nosem. Teraz już naprawdę jej wierzył. Nawet jeśli musiał zrezygnować z prawd, które jak dotąd służyły mu za przewodnik po życiu. Miała wrażenie, że do tamtego momentu, jeszcze żyła w nim nadzieją, że cała sytuacja była jedynie jej urojeniem. Jednakże widok ożywionego drewna ostatecznie go przekonał.

Herr Hager zaprowadził dziewczynę na drugie piętro, a tam wkroczyli do wielkiej biblioteki. Pomieszczenie różniło się od czytelni, do której młodzieniec zabrał ją poprzednim razem. Wyłożone zostało luksusową, czerwoną tapetą i wszędzie stały rzędy drewnianych regałów. Książki na biblioteczkach najwyraźniej posegregowano kolorystycznie, gdyż kiedy dziewczyna obróciła się wokół własnej osi, odkryła, że tomy tworzą razem lekko wyblakły, tęczowy gradient. Nie do końca pasowało to mrocznego klimatu zamku, lecz na pewno dodawało tej jednej sali specyficznego, dziecięcego uroku.

Na samym środku Mina dostrzegła potężny, dębowy stół, a przy nim stał Gerhard, trzymając w rękach grubą książkę i uśmiechając się z zadowoleniem.

— Patrz, co mam! — zawołał, gdy tylko ją dostrzegł. — Herr Hager, możesz nas zostawić.

Kukła opuściła pomieszczenie, a Mina powoli podeszła do czarodzieja.

— To księga czarów? — spytała, chociaż wiedziała, jaką odpowiedź otrzyma.

— Tak, Księga Zaklęć Rodziny Trofimov.

— Trofimov? Brzmi wschodnio. To jakaś ważna rodzina czarodziejów, czy coś? — spytała nastolatka z wyraźną ciekawością.

— To moja rodzina — poinformował ją Gerhard z wyraźną domieszką dumy w głosie. — Babcia mówi, że przed wielką wojną byliśmy jednym z największych klanów, cenionym w całej Eurazji. A ta księga to spuścizna po naszej potędze. Są w niej zakodowane najniebezpieczniejsze zaklęcia, o jakich słyszał świat... ale oczywiście nigdy ich nie używamy. Ja sam bym pewnie nawet nie wiedział jak.

— Jest w niej zapisane zaklęcie bariery? Albo jak ją zdjąć? — Mina najchętniej od razu wyrwałaby mu książkę z rąk i sama sprawdziła, lecz musiała być cierpliwa. Przygryzając wargi, spojrzała na chłopaka, licząc na twierdzącą odpowiedź.

— Nie wiem. Początkowe strony zostały napisane po rosyjsku, więc potrafię je odczytać, ale później autor zmienił język na jeden ze starożytnych, o którym nigdy nie słyszałem. A babcia nie chciała mnie nauczyć, mówi, że przyjdzie na to jeszcze czas. Więc nawet jeśli jest tutaj zaklęcie, które pozwoliłoby nam zdjąć barierę, to go nie zrozumiem.

— Znasz też rosyjski? O nim wcześniej nie wspominałeś. — Nastolatka zajrzała chłopakowi przez ramię, by rzucić okiem na strony księgi, które rzeczywiście zostały zapisane cyrylicą.

— Znam wiele języków, prócz tych, których nauczyła mnie babcia — westchnął, w tym samym czasie przewracając kartki. Ewidentnie czegoś szukał. — Byłem sam, miałem dużo lat do nauki i odpowiednie książki. Jak mógłbym nie skorzystać?

— A ile tak w ogóle masz lat? — spytała, po części oczekując informacji, która rozwiązałaby jedną z kilku niewiadomych.

— Osiemnaście — odpowiedział bez wahania. — Spróbujmy tego! Nie wymaga zbyt dużo energii.

Podsunął dziewczynie księgę, wskazując na zaklęcie, które zamierzał rzucić, ale nastolatka nic nie zrozumiała. Nawet nie próbowała rozszyfrować, co chłopak planował.

Gerhard stanął kilka kroków od Miny i zamknął oczy. Jego twarz wyrażała pełne skupienie, gdy zaczął szeptać pod nosem jakieś dziwne słowa.

Na początku nie zauważyła nic nadzwyczajnego. Może oprócz faktu, że pod oczami chłopaka powstały ciemniejsze sińce, niż miał w dzień, kiedy go poznała, a jego i tak blada cera stała się biała jak śnieg. Po chwili jednak usłyszała nad głową świst. Popatrzyła w górę, a tam zobaczyła w powietrzu kilkanaście książek z okładkami o czerwonych i zielonych barwach, szybujących niczym ptaki. Wykonywały przeróżne akrobacje, przypominając przy tym żywe stworzenia. Szesnastolatka nie oczekiwała niczego więcej, jednak na tym Gerhard nie skończył. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro