Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Theo z niepokojem oczekiwał na swoją siostrę. Wedle jego obliczeń już dawno powinna była wrócić ze szpitala, a jednak wciąż na horyzoncie nie widział znajomej sylwetki.

Chodził tam i z powrotem przed domem pani Schmalz, co chwilę usilnie przykładając ręce do głowy, by poprawić okulary. Za każdym razem czekała go niemiła niespodzianka, jako że nie miał ich na nosie, gdyż uległy zniszczeniu podczas wypadku. Pomimo pogorszonego widzenia często, z powodu namiaru różnych emocji związanych z nową sytuacją, zapominał o braku szkieł.

Zastanawiał się, co mogło opóźnić jego siostrę. Czyżby kłótnia z lekarzem? Chęć lepszego poznania miasteczka? Chciałby wierzyć, że zatrzymało ją coś powszechnego, ale przezorność i dobra znajomość Miny nie pozwalały mu odgonić czarnych myśli.

Dlatego też, gdy wreszcie przekroczyła teren posesji sierocińca, pobiegł w jej kierunku z pełną wyrzutów twarzą.

— Popracuj nad punktualnością — rzucił szybko, a następnie pociągnął ją do domu.

Usiedli w pokoju czternastolatka i dziewczyna od razu spróbowała opowiedzieć bratu o swojej przedziwnej przygodzie, lecz on nie dał jej dojść do słowa. Sam zaczął wymieniać informacje poznane dzięki Grecie.

— Słuchaj, musimy trzymać się z daleka od tego zamku na wzgórzu. Na razie poszukamy innego sposobu, mamy dużo rzeczy do roboty. Będę prawdopodobnie w ciągu najbliższych dni analizował książkę taty. Ty za to popilnujesz mamy.

Mina zmarszczyła czoło. Brat ewidentnie przydzielił jej całkowicie nieprzydatne zadanie. Najprawdopodobniej zamierzał tylko ją jakoś zająć, kiedy sam robił coś naprawdę przydatnego. Dodatkowo nie rozumiała, dlaczego ustalił, że nie mogą chodzić do zamczyska.

— Ale skąd ten pomysł, żeby unikać zamku na wzgórzu? — zapytała, rezygnując z narzekania na otrzymaną rolę.

— Rozmawiałem z Gretę i mówiła mi, że od wielu lat nikt nie wrócił stamtąd żywy. Co prawda ona nawijała coś o wiedźmie, klątwie, a zapewne istnieje logiczniejsze wytłumaczenie... na które nie wpadłem. Jeszcze. No, ale obecnie lepiej nie ryzykować, jasne?

— Mhm. — Mina miała właśnie ostatnią szansę, by wyjawić mu, że już przekroczyła próg zamczyska i, pomimo chwil grozy, przeżyła. Postanowiła jednak zachować te wydarzenia dla siebie.

Zdecydowała, że skoro według Theo nie zasługiwała na ważniejsze zadanie niż doglądanie nieprzytomnej matki, sama jakieś sobie wyznaczy. I podczas gdy jej brat miał studiować niewydane dzieło ojca, ona zamierzała spróbować wydostać ich z miasteczka przy pomocy praktyki. Liczyła, iż Gerhard będzie mógł coś zdziałać lub przynajmniej wyjaśni jej dokładnie, co wydarzyło się w tym przeklętym miejscu.

Następne pół godziny zeszły im na segregowaniu w szafkach ubrań oraz przedmiotów z walizki matki. Na szczęście dla Theo, znaleźli pudełko z jej zapasowymi okularami. Jako że kobieta miała podobną wadę do czternastolatka, spokojnie mógł ich używać i odzyskać pełną sprawność widzenia. Bez szkieł i tak radził sobie zaskakująco dobrze, jednak z czytaniem miałby już problem. Mina za to podkradła nieprzytomnej trochę ubrań, które, w porównaniu do tych otrzymanych w sierocińcu, wydawały się niezwykle atrakcyjne. Ich matka gustowała głównie w lnianych bluzkach oraz spodniach z szerokimi nogawkami. Choć jeszcze kilka dni wcześniej nastolatka nie zaszczyciłaby ich nawet spojrzeniem, w tamtym momencie była bardzo wdzięczna losowi.

Pod wieczór Agatha zawołała wszystkich na kolację, którą zjedli w cichej, nieprzyjemnej atmosferze. Danie zawierało wątróbkę, więc Mina, wierna swoim przekonaniom, odmówiła jedzenia. Zarazem wywołała kolejną wielką bitwę na argumenty. Niestety pani Schmalz nie dawała za wygraną, więc dziewczyna ostatecznie, zachowując godność, wstała od stołu i wyszła na zewnątrz.

Reszta domowników pośpiesznie dokończyła posiłek, a następnie Greta i Theo zostali odgórnie wyznaczeni do zmywania, gdyż Agatha znowu wracała do szpitala. Czternastolatek stwierdził, że musiała naprawdę nie lubić sierocińca, skoro wybywała z niego przy każdej możliwej okazji.

Ruda radośnie przygotowała wiadro z czystą wodą, a Theo cicho westchnął, przypominając sobie, że instalacja wodna nie działa. Pocieszał go jedynie fakt, że prowizoryczna kanalizacja chodziła sprawnie.

Greta nieustannie zagadywała rówieśnika podczas oczyszczania talerzy i sztućców, wspominała różne historyjki, związane ze zmywaniem albo wypytywała o jego obowiązki domowe w Berlinie. Tak więc niechętnie opowiadał jej o czyszczeniu łazienek czy ścieraniu kurzy. Za to czternastolatka ekscytowała się każdym słowem.

Gdy skończyli, dziewczyna podążyła za Theo do pokoju i bez pytania usiadła na jego łóżku.

— Greto, nie chciałbym być niemiły, ale czy mogłabyś zostawić mnie samego? Jeśli chcesz towarzystwa, możesz iść poszukać mojej siostry. W sumie warto byłoby upewnić się, że nie zaginęła — uznał, dyskretnie wskazując rudej drzwi.

— Pójdę, ale daj mi przeczytać przynajmniej pierwszą stronę tej książki! Proszę! — Popatrzyła na niego ogromnymi brązowymi oczami.

Theo przygryzł wargę. Mając w pamięci zajście sprzed kilku godzin, wiedział, że nie powinien niemiło odmawiać. A uznał, że inaczej nie odwiedzie dziewczyny od pomysłu, więc niechętnie wziął z biurka rękopis i podał go rówieśniczce. Poczuł nawet ukłucie zazdrości, że to nie on jako pierwszy odkryje, co zawiera powieść.

Gdy po minucie intensywnego sunięcia wzrokiem po tekście spróbowała przerzucić stronę, chłopak szybko wyciągnął rękę po swoją własność. Greta ze smutkiem ją oddała, lecz po paru sekundach odzyskała pogodę ducha.

— Wiesz co? W sumie ten opis miasteczka na pierwszej stronie przypomina mi trochę o tym miasteczku. Szczególnie ten zamek, wypisz wymaluj nasz zamek na wzgórzu. To znaczy z opisu.

— Naprawdę? — Theo nie potrafił ukryć zaciekawienia i szybko rzucił okiem na opis miejsca, w którym działa się akcja powieści. — Hmm, rzeczywiście występuje niepokojące podobieństwo, jednak... możliwe, że to tylko zbieg okoliczności. Chociaż odkąd tu przybyliśmy, doświadczyłem zbyt wielu dziwactw, by wykluczyć prawdopodobieństwo, że mój ojciec naprawdę znał to miasteczko. Zresztą ktoś musiał wysłać matce ten list...

— Jaki list? — Greta najwyraźniej nie miała okazji usłyszeć całej historii, dlaczego rodzina postanowiła odwiedzić miasteczko.

— Nie ważne. Teraz naprawdę mogłabyś zostawić mnie samego? Chciałbym wszystko przemyśleć.

— Jasne — mruknęła ponuro i ruszyła w kierunku drzwi.

— I jeszcze... dziękuję. Pomogłaś. — Wolałby nie przyznawać, że ktoś go naprowadził na właściwą drogę, jednak zdawał sobie sprawę, że lepiej doceniać innych ludzi. Szczególnie jeśli mogli przydać się w przyszłości.

Twarz Grety natychmiast się rozpromieniła i opuściła pokój Theo w wyśmienitym humorze. On nie zwrócił jednak na to uwagi. Od razu pogrążył się w lekturze, uważając na każdy szczegół.

Mina natomiast siedziała na ławce ustawionej w ogrodzie obok sierocińca i co chwilę spoglądała w kierunku zamku. Ze zdziwieniem odkryła, że wolałaby być tam z przedziwnym chłopakiem niż tkwić w domu pani Schmalz. Przynajmniej podejmowała wtedy jakieś rozsądne działanie, zamiast siedzieć i nic nie robić.

Za to wciąż nie wiedziała, co sądziła o samym Gerhardzie. Zarazem była pewna, że chciała go znowu zobaczyć. Przypuszczała, że najprawdopodobniej podzieliłby się z nią informacjami, które dałyby jej przewagę nad Theo i wreszcie pozwoliłyby zabłysnąć. Ponadto, ciekawiło ją, co wydarzyło się przed laty w miasteczku. I, w przeciwieństwie do swojego brata, wierzyła, iż było to coś magicznego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro