Rozdział 8 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po śniadaniu wyruszyli do ratusza. Dzięki wcześniejszej wycieczce po mieście z Gretą nie musieli ponownie prosić dziewczyny o zaprowadzenie na rynek, sami potrafili bez problemu znaleźć drogę.

Ratusz prezentował się znacznie lepiej niż większość budynków w miasteczku, ewidentnie został niedawno odnowiony. Jego czyste ściany o brzoskwiniowej barwie kontrastowały ze zszarzałymi kolorami kamienic stojących wokół. Ponadto siedzibę burmistrza zdobiły wysokie okna ze złoceniami na ramach oraz czarna jak węgiel rzeźba na dachu, przedstawiająca siedzącego kota.

Theo pozwolił sobie popodziwiać architekturę przez kilka sekund, lecz potem popchnął główne drzwi i wszedł do środka budynku. Jego siostra podążyła za nim, nie zwracając większej uwagi na wygląd ratusza. Dla mieszkańców zachowanie go w stosunkowo dobrym stanie na pewno było ogromnym osiągnięciem, lecz nie robiło to większego wrażenia na nastolatce, która widziała okazałe, europejskie zabytki.

Hol sprawiał w miarę przyjemne wrażenie, dominacja ciepłych kolorów wprowadzała pozytywną atmosferę. Dodatkowo w każdym niezagospodarowanym inaczej miejscu, stała brązowa doniczka z jakąś roślinką.

Naprzeciwko drzwi wejściowych rodzeństwo zobaczyło wielkie, drewniane biurko. Za nim siedział starszy, łysiejący mężczyzna, który opierał głowę o swoje ramię i wyglądał, jakby przysnął.

— Przepraszam pana. — Theo do niego podszedł oraz pomachał mężczyźnie ręką przed twarzą. Urzędnik z prędkością światła otworzył oczy i się wyprostował.

— Czym mogę służyć? — zapytał oficjalnym tonem.

— Szukamy biura burmistrza — poinformował go czternastolatek.

— Po schodach na pierwsze piętro, skręcacie w lewo i idziecie do końca korytarza. Wchodzicie w ostatnie drzwi. — Rzucił im ciekawskie spojrzenie, jednak nic nie dopowiedział. Ludzie zwykle obserwowali ich z podejrzliwością bądź zainteresowaniem, ale rzadko ktokolwiek podchodził. Do tamtego momentu jedynym śmielszym przypadkiem był myśliwy, pan Wagner. Rodzeństwo uznało, że dla większości stało się lokalnym fenomenem, dziwadłami, pochodzącymi spoza zamkniętej społeczności.

Podążyli za wskazówkami łysego mężczyzny i dotarli do, jak podejrzewali, odpowiednich drzwi. Theo delikatnie zapukał i gdy usłyszeli głośne ,,Proszę!", pociągnął za klamkę.

Ujrzeli niewielki pokój z wejściem do kolejnego pomieszczenia, z biurkiem, biblioteczką oraz beżowym dywanem. Na środku stała długa, szara kanapa, a na niej leżała młoda, może dwudziestoletnia kobieta.

Od razu przyciągała wzrok, i to niekoniecznie przez dość ładną twarz czy burzę blond loków, ale wyzywający, jak na standardy miasteczka, ubiór. Nie sposób było nie zauważyć czarnej spódniczki, eksponującej jej długie nogi, przyciasnej bluzki czy krwistoczerwonej szminki. Nastolatkowie nie przypominali sobie nikogo w miasteczku, kto wyglądałby w ten sposób, preferowano tutaj raczej skromną aparycję.

— Co mogę dla was zrobić? — zapytała kobieta, nie spuszczając wzroku ze swoich niczym niepomalowanych paznokci.

— Szukamy biura burmistrza — stwierdził Theo, przyglądając jej się ze zdziwieniem.

— Burmistrz was teraz nie przyjmie — rzuciła nieznajoma. — Możecie ewentualnie spróbować umówić z nim spotkanie w recepcji, ale zapewniam was, że najbliższe terminy ma zajęte.

— Nie byłoby być może możliwości przyśpieszenia... — zaczął Theo, lecz kobieta mu przerwała.

— Nie.

— No to przynajmniej pan burmistrz mógłby nam to osobiście przekazać — prychnął czternastolatek, podejrzewając, że głowa tej konkretnej społeczności nie może mieć tak wielu obowiązków. Oczywiście, zapewne zamęczano go problemami wewnętrznymi, lecz zarazem nie musiał pełnić funkcji reprezentacyjnej wśród innych miast. Jego obowiązki ograniczały się jedynie do niewielkiego terenu.

— Obecnie nie ma go w gabinecie — uznała blondynka, ale w tym samym czasie usłyszeli trzask w sąsiednim pomieszczeniu.

Theo popatrzył na kobietę przekornie. Zanim zdążyła zareagować, doskoczył do drzwi i otworzył je na oścież, ukazując biuro głowy miasteczka. Tak jak przypuszczał, kogoś tam znalazł. Jednak ten ktoś na pewno nie był burmistrzem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro