Rozdział 9 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po dwóch godzinach powierzchownego przeglądania akt ludzi, urodzonych w okolicach lat sześćdziesiątych, zdobyli kilkanaście teczek z danymi, które odpowiadały ich wymaganiom. Postanowili wziąć je do domu i tam dokładniej przeanalizować.

Zanim wyszli z archiwum, Moritz przystanął i przemówił.

— Nie powiedziałem wam jeszcze, czego chcę w zamian. — Oparł się o drzwi i patrzył na nich z lekkim zadowoleniem.

Theo zaniepokoiła mina chłopaka, lecz zachował zimną krew i nie dał tego po sobie poznać.

— Więc?

— Trochę ryzykuję, pożyczając wam poufne dane mieszkańców, ale nie zamierzam prosić o nic nadzwyczajnego. Chciałbym jedynie spędzić trochę czasu z Miną. Na przykład... jutrzejsze popołudnie?

Nastolatka, która jak dotąd bardziej przypominała swoim zachowaniem nieśmiałego duszka niż istotę żywą, od razu oprzytomniała. Spojrzała na Moritza szerokimi oczyma.

— Nie wiem, czy... — zaczął Theo. Miał złe przeczucia co do zostawienia siostry samej z tym podejrzanym blondynem, jednak ona mu szybko przerwała.

— Zgadzam się — powiedziała z głupim uśmiechem. Jej brat tylko pokręcił głową.

— Wyśmienicie. Przyjdę po ciebie około trzynastej — stwierdził Moritz, po czym odprowadził ich do holu.

***

— Mam co do niego złe przeczucia — poinformował siostrę Theo, gdy wieczorem po kolacji ponownie przeglądali akta.

— Mhm. — Dziewczyna nie za bardzo chciała dyskutować z bratem. Wiedziała, że i tak nie zmieni jego nastawienia, a sama zapałała do Moritza dość dużą sympatią.

— Wciąż możesz odwołać jutrzejsze spotkanie — podpowiedział jej czternastolatek, chociaż nie był na tyle ślepy, by nie zauważyć, że Mina chce w nim uczestniczyć. Wciąż jednak miał nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i dostrzeże, że z synem burmistrza coś jest nie tak.

— Nie możemy tak zrobić — uznała. — Przecież nam pomógł.

Oboje zamilkli i żadne nie odezwało się słowem przez następne kilkanaście minut. Dopiero kiedy Theo trafił na jedne z ostatnich akt, postanowił zagadnąć.

— Popatrz na to zdjęcie. Nie myślisz, że przypomina ojca? — zapytał, podsuwając jej czarno-białą fotografię mężczyzny, wyglądającego niemalże identycznie jak sam czternastolatek.

— To mógłby być on — przyznała. — Co tam jest napisane? Mamy miejsce zamieszkania w miasteczku?

— Friedrich Herschell. Data urodzenia by się zgadzała. Adres... jest! Już go spisuję. Czyli jutro idziemy go sprawdzić?

— Ale jutro przecież spotykam Moritza. — Mina delikatnie przypomniała bratu.

— Oczywiście — mruknął z niezadowoleniem czternastolatek. — Dobra, pójdę sam. Jakoś sobie poradzę.

— Zawsze możesz wziąć Gretę — zaproponowała dziewczyna, przypuszczając, że ruda skakałaby z radości na wiadomość o wyprawie sam na sam z Theo.

— To chyba jest nasza prywatna sprawa, nie uważasz? — westchnął chłopak. — Znajdę odpowiedni dom bez jej pomocy. Moja orientacja w terenie do najgorszych nie należy. Ostatecznie po prostu zapytam na mieście, gdzie mieszkają państwo Herschell.

Po tych słowach nastolatek zabrał wszystkie akta i wrócił do swojej sypialni, wreszcie zostawiając Minę samą ze swoimi myślami. Dziewczyna czuła ogromne podekscytowanie przed spotkaniem z przystojnym synem burmistrza. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale zrobił na niej ogromne wrażenie. Nie wiedziała, czy znała kogokolwiek równie przystojnego. Dodatkowo wydał jej się niezwykle czarujący.

Postanowiła wyjść do łazienki, lecz, tak jak poprzedniego wieczora, usłyszała stukanie w okno. Podeszła do niego i za szybą ujrzała wielkiego nietoperza, prawdopodobnie tego samego co ostatnio.

Od razu go wpuściła, a gdy tylko wylądował na łóżku, odczepiła karteczkę. Ssak momentalnie odleciał, a Mina odetchnęła. Nie miała ochoty ani siły na schadzkę z Gerhartem, więc wrzuciła papierek do szuflady, nawet nie odczytując treści.

— Nie dzisiaj — stwierdziła głośno. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro