I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas Turnieju Żywiołów, Wyspa Chena

Kai stał smutny na balkonie. Znowu go odprawiła z kwitkiem. Niby rzuca te pełne zalotu spojrzenia, niby zachęca, a podczas rozmowy jest zimna i niedostępna, a jeśli chodzi o jego półsłówka to zupełnie je ignoruje. Była pierwszą dziewczyną, dla której Kai zrobiłby wszystko. Rzuciłby się w morze, zamieszkał nad morzem, a nawet zupełnie wyrzekł się marzeń o byciu Zielonym Ninją.

A ona go ignorowała.

Był zły. Jego ognisty temperament nie mógł przetrawić tego zranienia. Musiał poszukać pocieszenia.

Tylko gdzie? Co mogłoby go pocieszyć?

- Co robisz, Mistrzu Ognia? - spytał sarkastyczny głos z góry. Obrócił się i uniósł wyrzej głowę. Przez barierkę przewieszała się fioletowowłosa dziewczyna z iskrzącymi sprytem oczami. Szukał chwilę w pamięci jej imienia i żywiołu...

To chyba Chamille od przemian. Co to w ogóle za dziwny żywioł?

- Przed chwilą patrzyłem na setki pięknych gwiazd, ale teraz znalazłem tę najpiękniejszą - powiedział szatyn, opierając się o poprzeczkę. Przez mgnienie oka wydało mu się, że dostrzega na twarzy dziewczęcia rumieniec, ale szybko cała jej postać zabłysła i była spowrotem taka sama. Zresztą, może tylko mu się zdawało. - A ty, Chamille?

- Rozmawiam z najgłupszym mistrzem żywiołu, jaki istnieje.

- No weź, nie znasz mnie.

- Poznałam cię na wskroś, mopanku.

- Tak? To muszę się odwdzięczyć! - zaśmiał się i - ryzykując skręcenie karku - paroma wybiciami wspiął się na jej poziom. Fioletowowłosa odskoczyła. Zbliżył się do niej szybko, tak, że nie zdążyła wejść do pokoju. Przyparł ją do framugi drzwi.

Cała się trzęsła, ale nie spuszczała wzroku z jego oczu. Jej ciało zabłysło. Oczy pozostały takie same, głębokie i fioletowe, ale włosy wydłużyły się, zafalowały i stały się rdzawokasztanowe. Rysy twarzy złagodniały, a policzki ujawniły różany rumieniec. Sylwetka jej z prawie chłopięcej stała się kobieca.

- To moja prawdziwa postać... - wydyszała. - Teraz mnie już znasz...

Nie chciał zdradzać jej sekretu. Puścił ją, a ona szybko weszła do siebie. Kiedy już miała zamknąć drzwi, zawahała się i spytała:

- Chciałbyś na chwilę jeszcze wejść, Kai? - spytała, patrzącmu błagalnie przepełnionymi młodzieńczą miłością tęczówkami w oczy. Sposób w jaki wypowiedziała jego imię, tak tkliwy i pełen uczucia przesądził sprawę.

Kai potrzebował czucia się kochanym. Straciwszy rodziców łaknął ludzkiej miłości. Tęsknił za pieszczotami i czułymi słówkami. Siostra nie wystarczała do zaszycia tej głębokiej rany, pozostałej po wielkiej stracie.

Teraz czuł, że komuś zależy.

Wszedł.

* * *

- Kai! - krzyknęła Chamille, przeciskając się przez tłum z tacami. - Kai!

- Kaiu, ktoś cię woła. I to nie byle ktoś, ale ktoś płci pięknej o wyjątkowo ślicznej twarzy - zaśmiał się Jay, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Mistrz Ognia obejrzał się przez ramię i westchnął. Może i była słodka, ale przy Skylor była niczym. Brunet zdąrzył już dzisiaj zamienjć parę słów z rudowłosą. Młodzieńcza miłość łatwo upada, ale i szybko się podnosi. Wystarczył keden uśmiech, który nim zawładnął.

Nie wiedział jak się zachować wobec dziewczyny, którą wolał mieć za przyjaciółkę. Musiała zrozumieć, że nic do niej nie czuje, że to było chwilowe oczarowanie. Może po prostu ją ignorować?

- To nikt ważny, chodź, Jay. To tylko nasz kolejny wróg.

Fioletowookiej zbierało się na płacz. Musiała uciec. Musiała się ukryć przed wszystkimi. Zrobiła z siebie idiotkę.

A wszystko przez to, że mu zaufała.

Biegła korytarzem. Łzy zaczynały powolo lecieć jej z oczu. Na szczęście nikogo nie było. Wpadła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko.

Postanowiła sobie, że to ostatni raz, kiedy płacze. On za to zapłaci, cała ta ich paczka za to zapłaci! Wszyscy muszą być tacy sami...

Wykorzystał ją. Zawiódł. Przez niego już nigdy nikomu nie zaufa.

- Zwycięzca może być tylko jeden... - szepnęła do siebie. Może Chen ma rację? Jak nie ninja, to on napewno. Na siebie wspólnie wilkiem patrzą. Więc skoro oni to kłamcy, to on musi mieć słuszność.

I w buncie, nieświadomie, znów zaufała. I znów miano ją zawieść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro