Kolejny Sen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Lloyd! - powiedziała z wyrzutem. Stała przykuta do ściany. Widział ją przez kraty, widział smutek i ból w jej oczach.
- Selisa, ja... Ja nie chciałem, żebyś cierpiała. Wiesz, zaraz cię uratuję!
- Lloyd, pogódź się z tym. Mnie już nic nie uratuje. Zatorturowali mnie na śmierć, ale nie chcę, żebyś ty też zginął, dlate...
- Nie! Proszę nie rób tego! Nie zostawię ciebie więcej! Nie możesz tego zrobić. Teraz tutaj zostanę, tu przy tobie i więcej cię nie zostawię!
- Nie pozwolę ci umrzeć Lloyd - szepnęła - jesteś ważny, bardzo ważny... Musisz żyć. Jedyne, czego od ciebie pragnę, to żebyś pamiętał o mnie... Proszę...
- Nie! Selisa! Zostanę z tobą!
Uśmiechnęła się słabiutko, coraz bardziej bladła. Swoim sztyletem rzuciła w linę. Poleciała w przepaść. Doszedł do niego jeszcze cichy szept:
- (...)...bardzo Lloyd!
Potem zniknęła. Po jego policzkach spłynęły łzy. Nagle ostry podmuch wybił go wysoko do góry...

Lloyd usiadł na posłaniu. Była ciemna noc. Z drugiego kątu groty dobiegał spokojny oddech Ronii. Spała twardo przez cały czas. Musiała być bardzo wykończona, a może jednak coś sobie zrobiła wywracając się? To chyba mało prawdopodobne, bo jej oddech był równy. Wstał i poszedł do wylotu groty. Zaczynało już świtać. Trzeba było w końcu zacząc działać, bo jeszcze nawet nie wiedzieli, jaki plan ma Niesprawiedliwość. Odwrócił się i spojrzał na Ronię. Rumiana i drobna wyglądała słodko, niewinnie, kojąco i milutko. ,, To jeszcze dziecko - pomyślał Lloyd - jest mniej więcej w moim wieku, a raczej moim powierzchownym wieku lub trochę młodsza, conajmniej w wieku Nyi, ale to jeszcze dziecko. Nienawykłe do walki, wrażliwe i niegotowe na ten hazard dziecko. Nie mam sumienia brać ją ze sobą na tą misję. Zwłaszcza, że tak się o mnie i Selisę troszczyła, stała zawsze w pogotowiu i gdy dowiedziała się o śmierci brata najpierw pomyślała o mnie i Selisie. Muszę ją tu zostawić bezpieczną, by choć trochę się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiła. Po za tym od kiedy zdięto z niej czar, ona nie umie walczyć. Nie przydałaby się. " Łamiąc się w sobie Lloyd w końcu po cichu spakował potrzebne mu rzeczy i jeszcze ciszej wyszedł z jaskini. Nie chciał zostawiać Ronii, ale też nie chciał, by jego sen czy raczej koszmar stał się prawdą. Zielony ninja postanowił uratować porwanych przyjaciół i wspólnie pokonać Niesprawiedliwość, tylko jak to zrobić?

* * *

Poczułam silne uderzenie w brzuch i otworzyłam oczy. Białowłosa kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:
- No, no. Nasza lilia wodna się obudziła. Przedstawię się drogiej panience. Na imię mi Neronila, a nazywają mnie Niesprawiedliwość - znów mnie kopnęła, a z moich ust poleciała krew, bardzo mocne uderzenia, sprawiały przemieszczanie się pewnych narządów w moim ciele - mam pewną propozycję. Możesz przystąpić do mnie i zostać moją prawą ręką...
- Nigdy - krzyknęłam, a w moją stronę poleciał kolejny raz but Niesprawiedliwości, ta kobieta ma mocnego kopa, znowu z buzi poleciała mi cała rzeka krwi.
- Zaczekaj moja droga, nie skończyłam jeszcze - powiedziała słodko Neronila - potrzebuję ciebie do zaistnienia mojego planu i zostaniesz moim pomocnikiem bezwzględnie. Tortury zaczną się jutro, a dziś masz jeszcze czas na przemyślenie całej sprawy. Musisz zrozumieć, że już przegrałaś i nie masz wyboru. Nie ma innej drogi niż taka, żebyś została moim narzędziem. Zrozum, przegrałaś.
Po tych słowach wyszła z mojej celi. Coś mówiła jeszcze do niebieskowłosej i turkusowookiej dziewczyny, ale po chwili straciłam ją z oczu. Byłam przykuta do ściany i wszystko mnie bolało. Ponadto nie byłam w wygodnej pozycji, bo łańcuchy były bardzo krótkie i moje ręce, wykręcone do tyłu i powyginane wisiały do góry tuż przy ścianie. Spróbowałam wstać. Na początku ból nie pozwolił mi na to, ale po paru próbach mi się udało. Jednak stałam tuż przy ścianie i nie mogłam się ruszyć na krok, ale moje ręce przynajmniej trochę się rozkręciły. Stałam w takiej samej pozycji, bo przykucnięcie lub usiąście na kamiennej posadzce więzienia, spowodowałoby ponowe powykręcanie się rąk. Stałam tak dość długo, aż poczułam, że moje nogi same z siebie lecą w dół. Uklękłam na podłodze zwisając na łańcuchach. Była to pozycja lepsza niż inne, bo ręce chociaż cierpły i bolały od napięcia, przynajmniej się nie wyginały. Pomyślałam chwilę, ale moja obolała głowa nie pracowała sprawnie. Nagle przyszedł niewiadomo skąd szaleńczy atak bólu i straciłam przytomność.

* * *
Kai otworzył oczy. Stał w jakimś dziwnym miejscu. Nie widział nic, dookoła była tylko biało-szara mgła. Pod stopami też nic nie widział. Poszedł do przodu, nagle usłyszał szmer, jakby rozmowę. Było to takie ciche, że nic nie rozumiał, ale po chwili całkiem wyraźnie usłyszał głos Skylor:
- Kai! Kai! Proszę nie zostawiaj mnie! Wróć do mnie!
- Skylor! Jak? Gdzie? Nie wiem gdzie jesteś! Gdzie wrócić?
Skylor mówiła dalej, a z tonu jej głosu wynikało, że nie słyszy:
- Ty sobie leżysz, nic nie robisz, a Nya jest nadal porwana. - Tutaj Kai nagle przypomniał sobie wszystkie ostatnie wydarzenia. - Od Lloyda i Selisy ciągle ani znaku życia. Tajemnicze typki śledzą każdy nasz krok, a niektóre i atakują. Nie mamy dobrego przywódcy. Jesteśmy bezsilni i nie wiemy co robić, a ty tu sobie umierasz i nas nie wspierasz! Musisz nam pomóc! Bez ciebie nie damy rady! No tak, nadal nic, widocznie nie zamierzasz nam pomagać. Niech będzie, ale nie obwiniaj nas, jeśli coś złego się komukolwiek stanie. Wracaj! Bez ciebie nie dam rady...
Kai nadal nie wiedział z kąd dochodzi głos.
- Skylor! Ja... Zaraz, zaraz. Czy ja przypadkiem nie powinienem być martwy? Ale jeśli jestem martwy, to gdzie jestem? Jeśli jestem martwy, a najprawdopodobniej jestem, to to zapewne jest czyściec, ale jak Skylor się tu dobiła? No cóż, nie wiem.
Nagle za nim odezwał się nieznany głos:
- Nie umarłeś gamoniu!
Kai odwrócił się, ale nic ani nikogo nie zobaczył.
- Kim lub czym jesteś? I jak nie umarłem to gdzie jestem?
- Kai głupku...
- Nie nazywaj mnie tak, bo oberwiesz!
- Jesteśmy w środkowym wymiarze, dookoła którego krąży 16 krain. Jeśli jesteś tu, coś jest nie tak z tobą tam, ale wybór należy do ciebie...
- Jaki wybór?
- Czy chcesz tu zostać aż do śmierci, czy wrócić. Tu możesz mieć wszystko czego chcesz, prócz tych, których kochasz lub lubisz.
- Oczywiście, że chcę wrócić do domu. Oni mnie potrzebują!
- To nie takie proste ogniku. Musisz najpierw udowodnić, że jesteś prawdziwym, dobrym ninja...
- Udowodnię, tylko powiedz jak.
- Pokażę ci kilka scen, a ty dokonasz wyboru.
Pokazał mu kilka scen ze świata. Na jednej była radosna Skylor, na drugiej cała drużyna oglądająca film, a na trzeciej nieznajoma dziewczyna, w więzieniu, widać że po ciężich torturach.
- Pytam, jakbyś mógł pójść ze Skylor na randkę, obejrzeć z drużyną film lub uratować tę niewinną dziewczynę, a jeśli wybierzesz jedno, to osób z tego drugiego nigdy nie zobaczysz, to co byś wybrał?
Kai wcale się prawie nie namyślał, znał swój obowiązek.
- Uwoliniłbym dziewczynę.
- Brawo, idź Kai, umiesz się poświęcić. Wracaj do domu.
- Zaraz, co tu się wyrabia?

* * *
- Zaraz, co tu się wyrabia? - spytał Kai siadając na łóżku. Odrazu na szyję rzuciła mu się Skylor. Po policzkach spływały jej łzy.
- Kai! Wiedziałam, że wrócisz - szepnęła przez łzy. Kai przytulił ją mocno do siebie.
- Miałbym was zostawić? - spytał. Jedyną odpowiedzią był mocniejszy uścisk. Nagle do pomieszczenia wpadła P.I.X.A.L..
- Znaleźli nas! Ewakuacja natychmiastowa!

* * *

Hej! Trochę zsenniony ten mój rozdział, ale po prostu pierwotną wersję rozłączyłam na dwa rozdziały. Najważniejsze, że Kai w końcu się obudził. Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam!!!

Nya🌊💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro