47 - Lynord

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chwile później siedziałaś na kolanach księcia, a nogami oplatałaś jego tułów. Książę zaczął całować cię po szyi, bawiąc się twoimi włosami. Odsunęłaś się od niego rozpinając mu koszulę i namiętnie go pocałowałaś. Ukochany pogłaskał cię po plecach i zaczął szukać palcami sznurka od sukienki. Nagle usłyszeliście pukanie do drzwi. Legolas wstał i zapiął koszulę, a ty, czekając aż skończy, zawołałaś.

- Proszę!

Do środka weszła Tauriel, wyraźnie zdziwiona obecnością księcia.

- Nie przeszkadzam?- zapytała zmieszana.

- Nie skąd. Wejdź. - podeszłaś do Legolasa i pocałowałaś go w policzek - Przyjdę do ciebie jak skończymy.

- A ile wam to zajmie?

- W najgorszym wypadku parę godzin. - powiedziała Tauriel

- A co z naszym spacerem? - zapytał cię książę.

- Wybacz, ale będziesz musiał go przełożyć - Tauriel była zdenerwowana tą rozmową. Było to widać po jej głosie. Trzęsły jej się ręce i jeszcze długo po wyjściu księcia nie mogła rozpocząć rozmowy. Usiadłyście naprzeciwko siebie w wiklinowych fotelach pokrytych, przyjemnym w dotyku, futrem.

- Więc o co chodzi?

- Bo... Lynord...- zaczęła, a ty zamarłaś.

- Co z nim?

- Został poważnie ranny w bitwie z orkami. Król Elrond powiedział, że nie potrafi mu pomóc.Tylko po części usunął truciznę z jego krwi.

- Nie rozumiem. Przecież nie było po nim widać żadnego bólu. Zachowywał się normalnie. Nie jest osłabiony, ani nie ma gorączki.

- Tak... Zachowuje się normalnie, ale wiem, że bardzo cierpi. Widzę to w jego oczach... - dziewczyna zaczęła szlochać. Podeszłaś do niej i uklęknęłaś.

- Spokojnie Tauriel. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz mi o tym powiedzieć.

Przytaknęła i z trudem kontynuowała.

- Ciężko oddycha. On...może umrzeć! - nie chciałaś wierzyć w jej słowa. Zaczęła płakać, a ty sama nie wiedziałaś co masz zrobić.

- Jak to?

- Kilka godzin po waszym wyjeździe kilkaset orków zaatakowało nasz obóz. Niestety nie mieliśmy przy sobie dwóch najlepszych wojowników. Na przody wyszedł Thranduil wraz z królem Elrondem i twoim ojcem. Każdy ich cios niósł śmierć. Wybiegliśmy z Lynordem na przeciw orkom. Kiedy została ich mała garstka jeden z nich zaszedł go od tyłu i wbił mu miecz w bok... Nie była to głęboka rana, ale nie zmienia to faktu, że w jego żyłach płynie zatruta krew... Upadł na ziemię... Nie mogłam mu od razu pomóc, wokół nas było jeszcze kilku wrogów. Thranduil zaniósł go do namiotu, gdzie leżała reszta rannych. Jednak tylko on przeżył. Trucizna zabija bardzo szybko. Nie wiem co mam zrobić... - po jej policzkach zaczęły płynąć strumienie słonych łez.

- Gdzie on teraz jest?

- W swojej komnacie...

- Idę po niego, a ty biegnij po panią Galadrielę!

Wybiegłaś ze swojej komnaty i ruszyłaś do swojego brata. Bardzo bałaś się o jego życie, jednak długo to do ciebie nie dochodziło. Dopiero gdy weszłaś do jego komnaty i zobaczyłaś go jęczącego z bólu na łożu, dotarło do ciebie, że jego życie naprawdę jest zagrożone. Podeszłaś do niego i złapałaś go za rękę. Dłonie ci się trzęsły, a głos łamał się w gardle.

- Ly... Lynord! Wytrzymaj! Proszę! Zaraz przyjdzie Tauriel i pani Galadriela... Lynord...

Oczy twojego brata powoli się zamykały, a ty klęczałaś przy nim cały czas trzymając jego zimną dłoń. Byłaś załamana. Lynord ciężko oddychał. Do komnaty wbiegła ukochana twojego brata i Pani Światła. Galadriela podeszła do niego i dotknęła jego dłoni.

- Lynordzie... Dlaczego wcześniej nic nie mówiliście?

-Ja... Ja nie wiem... Przepraszam. Mówił, że czuł się dobrze... Czy on przeżyje? - mówiła Tauriel, płacząc.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy, ale niczego nie mogę ci obiecać. Za długo trucizna płynie w jego żyłach... Zostawcie nas samych, a ty Eleno idź po swojego ojca i Elronda, mogą być mi potrzebny.

- Oczywiście, pani - rzuciłaś i wybiegłaś na korytarz.

OCZAMI LYNORDA

Patrzyłem jak moja kochana siostrzyczka znika za plątaniną drzew i krzaków. Bałem się, że coś się stało, ponieważ ani słowem nie odezwała się do Legolasa, a po jej oczach widziałem, że przed chwilą płakała. To nie była ta sama osoba co kilka dni temu. Rozumiem, że cierpiała z powodu poważnej rany w ramieniu, ale zawsze była twarda. Jeśli jest w takim stanie przez Legolasa to na pewno mu tego nie daruję! Nie obchodzi mnie to, że jest księciem! Gdy tylko wrócę do Leśnego Królestwa będę musiał z nią na spokojne porozmawiać. Mam nadzieję, że ufa mi na tyle, że opowie mi co się stało.
Kiedy zniknęli mi już z pola widzenia udałem się do Thranduila po kolejne rozkazy. Wszedłem powoli do środka, kiedy jeden ze strażników odsłonił poły. Ukłoniłem się przed nim, czekając na instrukcje.
- Panie.
- Lynordzie, czeka cię dzisiaj straż na granicach obozu. Patrol ma się odbywać w kilku miejscach po dwie osoby. przydzieliłem ci Tauriel. Niedaleko was ma stanąć Lindir i Aragorn. Zaczynacie za kilka minut. Namiot twojej partnerki jest przy samej zachodniej granicy. Zostawiłem tam dla ciebie broń. Udaj się teraz do niej i złóżcie raport za dwie godziny. Zapasy strzał są w krzakach przy każdym punkcie.
Ponownie się ukłoniłem i udałem się w stronę namiotu Tauriel. Wcześniej nie bywałem w tej części obozu. Tutaj była głównie zakwaterowana straż królewska i parę osób z Rohanu. Przeszedłem między kilkoma namiotami aż dotarłem do tego, oddalonego najbardziej na zachód.
-Tauriel! Przyszedłem na patrol.
- Proszę, wejdź. - powiedziała ze środka.
Zgodnie z prośbą wszedłem do bardzo skromnego namiotu. W kącie stało prowizoryczne łóżko, a obok wejścia leżała broń i ochraniacze. Elfka szukała czegoś w skrzyni, leżącej obok łóżka. Czekałam cierpliwie, aż poda mi mój zestaw broni. Po chwili wyciągnęła ze środka dwa lembasy owinięte w liście, swój kołczan ze strzałami i przywieszony na ścianie łuk.
- Za ile minut mamy być na stanowiskach? - rzuciła w moją stronę, podchodząc do broni leżącej koło mnie, po czym podała mi dwa sztylety i jednego lembasa. Schowałem je do pokrowców, a jedzenie schowałem do kieszeni.
- Jak najszybciej. Za dwie godziny mamy złożyć raport.
Tauriel przytaknęła i wychodząc rzuciła do mnie.
- W takim razie chodźmy.
Wyszedłem za nią i udaliśmy się do punktu, gdzie ma odbywać się nasza warta. Elfy, które zmienialiśmy zniknęli nam z oczu. Usiadłem obok Tauriel na kamieniu i w ciszy, trwającej kilka minut, rozglądaliśmy się, wypatrując niebezpieczeństwa. Po chwili dziewczyna mocno złapała się za brzuch i jęknęła z bólu.
- Tauriel! Co się dzieje?
- To nic takiego. Jestem po prostu trochę głodna. - powiedziała cicho.
- Kiedy ostatni raz coś jadłaś?
- Przedwczoraj na ostatnim patrolu.

- Może poproszę Thranduila o jedzenie dla ciebie?

- Nie trzeba Lynord. Wytrzymam. Jestem do tego przyzwyczajona.

- Jak to?

Elfka spuściła głowę i ciężko westchnęła.

- Ciągłe partole, warty i treningi. Po prostu nie mam na to czasu. Każdego wieczoru padam zmęczona na łóżko, aby wstać i robić od wschodu to samo. Jestem Kapitanem Straży Królewskiej, nie mogę odpuszczać. Ode mnie zależy bezpieczeństwo moich ludzi. Nie mogę zawieść ich, a przede wszystkim nie mogę teraz zawieść króla. Dość namieszałam...

Również spuściłem głowę. Przypomniałem sobie ile razy moja siostrzyczka cierpiała przez nią. Ile razy sprowadzała nam na głowę kłopoty, ale... Każdy popełnia błędy. Większe, czy mniejsze. Sam popełniłem ogromny błąd.

- Zapomnijmy o tym. Co ty na to?- uśmiechnąłem się do niej pogodnie i wyciągnąłem do niej rękę na zgodę. Tauriel chyba przez chwilę nie wierzyła w to co usłyszała. Jednak odwzajemniła uśmiech, a w jej oczach dostrzegłem błysk radości.

- Pewnie. - podała mi rękę.

Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Chłodny wiatr targał nasze włosy i powiewał po karku. Słyszałem tylko szelest liści i oddech Tauriel. Niebo było już całkiem czarne, a przez wielkie chmury, nie mogłem dostrzec ani jednej gwiazdy. Wydawało mi się tutaj dość ponuro i nieprzyjemnie.

- Pójdę złożyć raport. - położyłem jej dłoń na ramieniu i wstałem. Tauriel przytaknęła, nie odrywając wzroku od drzew.

Udałem się w kierunku namiotu króla i uprzedziłem strażników o raporcie.

- Witaj. Mam nadzieję, że warta przebiega bez żadnych niespodzianek.

- Tak, panie. Póki co jest bezpiecznie. Żadnych wrogów i zwierząt.

- Doskonale. Wasza zmiana przybędzie o wschodzie słońca. Czy na obecną chwilę masz do mnie jakieś sprawy?

- W zasadzie to mam jedną i jest bardzo ważna.- chwile się zawahałem, ale uznałem w końcu, że muszę o tym powiedzieć.

- W takim razie słucham uważnie.

- Chodzi o Tauriel. Jest bardzo słaba i miewa bóle brzucha. Jak na kapitana straży za mało je. Mógłbym prosić o jakieś jedzenie dla niej? Długo nie pociągnie na samych lembasach. A jeśli ktoś by ją zaatakował, mogłaby sobie nie poradzić. Zwykłe czynności mogą być dla niej bardzo ciężkie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro