48 - Walka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Król spoważniał i wbił swój wzrok w czubki butów. Westchnął ciężko i podszedł kilka kroków w moją stronę.

- Rzeczywiście zauważyłem, że ostatnio jest coraz słabsza, ale miałem nadzieję, że jej przejdzie. Poproszę jednego ze strażników, aby przyniósł wam zapasy. Szkoda by było, gdyby coś jej się stało. Jest świetną i oddaną wojowniczką.

- Bardzo dziękuję. - po tych słowach odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z namiotu. Udałem się do miejsca, gdzie sprawowałem wartę i usiadłem obok Tauriel bez słowa.

- Coś się działo kiedy mnie nie było?

- Nic szczególnego poza grupką królików.

- Powiedz, ile już walczysz w obronie Leśnego Królestwa, jeśli mogę wiedzieć?

- Nie pamiętam dokładnie, ale bardzo długo. Od dziecka ciągnęło mnie do broni. Chciałam bronić dobra i za wszelką cenę pokonać zło, aby w Śródziemiu już na zawsze zapanował pokój.

Nasza rozmowa ciągnęła się aż do później nocy. Dobrze się z nią dogadywałem. Przy nikim innym nie czuję się tak jak przy Tauriel.

Nasze dobre nastroje nieco stonowały kiedy usłyszałem łamane gałązki pod ciężkimi stopami. Wstaliśmy. Szybko wyciągnąłem sztylety, a elfka napięła łuk stając trochę za mną. Wbiłem wzrok przed siebie, starając się coś dostrzec w ciemności. Nagle usłyszałem cichy jęk Tauriel. Odwróciłem się i zobaczyłem jak jeden z trzech orków trzyma sztylet przy jej krtani, a dwaj pozostali celują we mnie łukami. Wyszczerzali zęby w złowieszczym uśmiechu. Z pewnością było ich tutaj znacznie więcej.

- Opuść broń wojowniku. Chyba, że mamy ci ją oddać bez głowy. - przybliżył ostrze do szyi, a z nacięcia zaczęła płynąć krew.

- Strzelaj... - wydusiła z trudem - Jeśli odłożysz łuk dadzą znak do ataku... - jeden z orków podszedł do niej z uderzył w twarz - Otaczają obóz...

Dobrze wiedziałem, co mam robić. Nie strzelę. Nie pozwolę, aby ją skrzywdzili!

- Posłuchaj tego elfiego ścierwa! Strzelaj! Ocalisz wiele sojuszników - uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę. - Masz trzy sekundy!

Popatrzyłem na Tauriel. Widziałem, że bardzo cierpi. Nie darowałbym sobie, gdyby coś jej się stało. Rzuciłem łuk na ziemię.

- Wypuście ją! - krzyknąłem.

Orkowie wykonali moje polecenie, jednak nie byli zbyt ostrożni. Popchnęli ją tak mocno, że upadła z hukiem na ziemię. Podbiegłem do niej i pomogłem stanąć na nogi.

- Nic ci nie jest? - zapytałem z troską, ale Tauriel tylko rzuciła mi wrogie spojrzenie.

- Dlaczego nie strzeliłeś?! Wiesz, co teraz będzie się działo?

- Nigdy bym nie strzelił! Nawet gdyby od tego zależały losy całego Śródziemia...

W jej oczach dostrzegłem złość. Zamachnęła się i uderzyła mnie w twarz. Potem bez słowa odeszła.

Nie wiem co mnie opętało. Po prostu powiedziałem to co leżało na dnie w moim sercu i ze wszystkich sił starało się wydostać. Nie mogę pojąć tego jak się przy niej czuje, jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Dostrzegłem jak mój ojciec, Thranduil i Elrond biegną na czele armii Leśnego Królestwa i Rivendell. Chciałem do nich dołączyć, lecz Tauriel odciągnęła mnie parę metrów za nimi. Zaczęło się. Orkowie wtargnęli na nasz obóz. Wyciągnąłem miecz i zacząłem pomagać elfce, która pozbawiła już życia kilkunastu orków. Że też w takiej sytuacji nie ma z nami Legolasa i Eomera. Chociaż z drugiej strony ciesze się, że moja siostrzyczka jest bezpieczna. Mam nadzieję, że nie natknęli się na wrogów. Zwłaszcza teraz w pobliskich lasach nie jest bezpiecznie. Wszędzie czai się zło.

Rzuciłem się w wir walki. Wokół mnie padało coraz więcej martwych ciał. Po mieczu spływała krew. Czułem jak moje siły słabną, a mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Nagle poczułem przeraźliwy ból, który powoli zaczął przejmować każdą komórkę w moim ciele. Przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Nie byłem w stanie dalej walczyć. Poddałem się. Osunąłem się bólem na ziemię. Ostatnie co pamiętam to dotyk czyiś dłoni na mojej twarzy.

Obudziłem się w namiocie. Ból nie ustępował. Rozejrzałem się dookoła. Obok mnie leżało jeszcze kilka innych rannych elfów, ale z tego co widziałem to byli w o wiele gorszym stanie ode mnie. Starałem się poruszyć, lecz ból mi na to nie pozwolił. Z trudem spojrzałem na moje ciało. Materiał na brzuchu był rozcięty i przesiąknięty krwią. Byłem słaby i ciężko mi się oddychało. Byłem pewny, że miecz był zatruty. Położyłem z powrotem głowę na poduszce i starałem się nie myśleć o okropnym bólu, ogarniającym moje całe ciało.

Nagle poły namiotu się odchyliły. Do środka wszedł jakiś elf niosący zioła, a za nim Tauriel. Miała kilka niewielkich ran na rękach i parę zadrapań na twarzy. Podeszła do mnie i usiadła na krześle koło mnie.

- Jak się czujesz?

- Bywało lepiej, a ty? Nic ci się nie stało?

- Nie. To tylko kilka małych ran. Za niedługo się zagoją.- spuściła głowę i przełknęła ślinę - Lynord... Ja chciałam cię przeprosić. Nie chciałam tak zareagować, ale zdenerwowałam się i bałam o bezpieczeństwo innych.

- Nie masz za co przepraszać. Wiem, co wtedy czułaś.

Tauriel popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.

- Naprawdę? Jesteś w stanie mi wybaczyć?

- Oczywiście. Zależy mi na tobie. - elfka się uśmiechnęła - Ślicznie się rumienisz. - mrugnąłem do niej.

Tauriel wstała i delikatnie odchyliła materiał na moim brzuchu. Syknąłem z bólu. Po wyrazie jej twarzy wiedziałem, że nie jest ze mną dobrze. Zabrała ze stolika czysty materiał, zamoczyła go w wodzie i zaczęła obmywać skórę wokół rany. Starałem się powstrzymać przez krzykiem. Ból był niewyobrażalny.

- Tauriel?

- Tak? - nie spuszczała wzroku z opatrunku.

- Ile byłem nieprzytomny? I co właściwie się stało?

- Tylko kilka godzin, ale twój stan nie jest najlepszy. Masz gorączkę, ale rana nie jest bardzo głęboka. Jeden z okrów wbił ci miecz w bok. Podbiegłam do ciebie, ale byłeś ledwo przytomny. Dużo osób zginęło, ale udało nam się pokonać wrogów.

W tym momencie do namiotu wszedł Thranduil. Poparzył na ciebie z troską i poprosił Tauriel, by wyszła, po czym podszedł do ciebie i oglądnął twoją ranę.

- Masz dużo szczęścia.- rzekł.

- Jak to?

- Gdyby nie Tauriel, to teraz leżałbyś wśród poległych. Siedziała z tobą tutaj całą noc. Przed południem kazałem jej iść odpocząć. Widać, że jej na tobie zależy.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Niestety od jutra nie będzie się tobą zajmować. Wyrusza do Mrocznej Puszczy. Muszę przekazywać aktualne informacje do Królestwa. Oddziały wracają jutro, chyba że nie będziesz się czuł na siłach. Tyle miałem ci do przekazania.

- Dziękuję.

Król wyszedł i wyminął się z elfką. Ponownie zajęła się moją raną. Ból przeszywający ciało malał z każdą chwilą. Nie wiem czy to zasługa leków, czy to obecność Tauriel mnie uspokajała.

Złapałem ją za nadgarstek, kiedy odkładała zakrwawioną tkaninę i popatrzyłem jej prosto w oczy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić. Zatopiłem się w jej pięknych zielonych oczach.

- Kocham cię...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro