Początek drogi bez końca - XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Witaj, moje dziecko. - rzekł Thranduil, gdy weszłaś do sali tronowej. - Jak się czujesz?

- Całkiem dobrze - odparłaś, siadając obok niego. - Dziękuję.

Trwaliście w ciszy przez kilka następnych minut. W głowie zaczęły roić ci się myśli dotyczące Legolasa.

- Martwię się o niego - odezwałaś się i spojrzałaś poważnie na teścia. 

On za to westchnął i wyprostował się. Doskonale wiedziałaś, że jemu towarzyszą takie same odczucia.

- Wiem, moja droga - rzekł. - Ale mimo wszystko wiem, że jest rozsądny i rozumie dlaczego to robi. A z pewnością nie jest mu łatwo, Eleno. Wszytko co postanowi, jest z myślą o tobie. Naprawdę mu na tobie zależy.

- Tak... Mi na nim również, dlatego nie chcę, aby tak się męczył. Rozmawiałam z nim - mówiłaś przygaszonym tonem. - On w ogóle nie śpi, mało je. Nie chcę, żeby coś mu się stało.

Były król przytaknął powoli i dotknął twojego ramienia. Chciał ci pomóc w tych ciężkich dniach, które dla niego również nie były ulgowe.

- Porozmawiaj z nim jeszcze dziś. Szczerze, bez kłótni i pretensji - poradził, na co się lekko uśmiechnęłaś.

- Masz rację - rzekłaś i wstałaś. - Pójdę do niego.

OCZAMI LEGOLASA

Siedziałem oparty o ścianę celi, starając się ignorować wypowiedzi Eomera na temat mój i Eleny. Ukryłem twarz w dłoniach, kiedy po raz kolejny doszły do mnie myśli i wspomnienia, o tym co jej zrobiłem. Zasłużyłem na gorszą karę, niż siedzenie w tej małej celi. Muszę porozmawiać z ojcem, kiedy moja odsiadka się skończy. Zrobię wszystko, aby mi wybaczyła, nawet jeśli będzie to przekraczało moje możliwości.

- Skończyłeś? - zapytałem lekko zdenerwowany, przerywając Eomerowi wywód na temat mojej żony.

- Nie - odparł surowym tonem, co oczywiście zignorowałem. - Będę cię tym zadręczał, dopóki nie dowiem się, czy to co zrobiłeś Elenie jest prawdą.

Spojrzałem na niego na krótką chwilę, po czym ponownie schowałem twarz w dłoniach. Nie chcę znów do tego wracać.

- Siedź cicho - odparłem tylko i wróciłem do mojej poprzedniej pozycji. Eomer zaśmiał się szyderczo.

- Wiedziałem, że jesteś tchórzem, ale żeby znęcać się nad żoną?

Nie mogłem dłużej go słuchać. Szybko wstałem i przywarłem do krat celi. Z tego co pamiętam to właśnie on uderzył Elenę i próbował... Nie przejdzie mi to przez myśl. Wiem, że ją zraniłem, ale Eomer nie będzie mi tego wypominać.

- Przysięgam, że jak stąd wyjdę to pożałujesz każdego wypowiedzianego słowa! Szczególnie tych o Elenie.

- Legolas? - usłyszałem lekko wystraszony głos mojej ukochanej. Odwróciłem się w jej kierunku i od razu złagodniałem. Puściłem kraty z uścisku dłoni.

- Coś się stało? - zapytała niepewnie, spoglądając to na mnie, to na Eomera.

- Nie, wszystko dobrze.

- Chciałabym w to uwierzyć - uśmiechnęła się słabo i stanęła przede mną.

- Jak się czujesz?

- A jak myślisz? - odpowiedziała, patrząc mi w oczy, w których dostrzegłem łzy. Milczałem przez moment, gdyż nie chciałem pogarszać sytuacji. Kątem oka widziałem JEGO, przyglądającego się mojej żonie. Starałem się opanować złość, aby nie dokładać Elenie trosk. I tak już ją okłamałem, gdy tylko tutaj przyszła.

- Nie pomagasz jej - powiedział Eomer. Posłałem mu wrogie spojrzenie, ale najwyraźniej nic sobie z tego nie zrobił.

- Odezwij się jeszcze słowem, a przysięgam, że pożałujesz - ostrzegłem go.

- Jesteś głodny? - zapytała Elena. Rzeczywiście porcje rozdawane tutaj były bardzo małe. Nie chciałem jednak posiadać przywilejów.

- Nie, dziękuję.

- Jakbyś się rozmyślił, poślij kogoś po mnie.

- Dobrze - powiedziałam, bo chciałem zakończyć ten temat.

Elena przesiadła na schodku tuż obok mojej celi i ukryła twarz w dłoniach. Po kilku sekundach usłyszałem cichy szloch. Szybko klęknąłem przy niej i złapałem za kraty.

- Hej - szepnęłam. - Co się dzieję?

Nienawidzę patrzeć jak płacze. Czuję wtedy jakby moje serce kruszyło się na miliony kawałków, a poskładać je może jedynie jej śmiech.

- Elena... - złapałem niepewnie za jej dłoń. Elfka spojrzała na mnie.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego? - zapytała półszeptem. Wiedziałem co miała na myśli.

- Zasłużyłem na to.

- Martwię się o ciebie. Nie tylko ja, twój ojciec także. Powiedz mi szczerze - rzekła.

- Tak?

- Jak się czujesz?

- Ja... Nie zbyt dobrze, ale... - przerwała mi.

- Żadnego "ale". Widzisz? Nie bedzie ci tutaj dobrze. Doskonale o tym wiesz.

- Wiem, jednak podjąłem tą decyzję ze względu na ciebie...

Wyrwała dłoń z moich objęć i wybiegła. Straciłem ją z oczu za kilkoma niewielkimi zakrętami. Zupełnie nie wiem, co powinienem teraz zrobić.

TWOIMI OCZAMI

Nie byłaś u niego od 2 dni. Przez ten czas dużo rozmawiałaś z Thranduilem. Zastanawiałaś się, czy nie lepiej byłoby zakończyć to małżeństwo. Pod wieloma względami byłaś pewna, że nie warto ciągnąć tego dalej, jednak kochałaś go całą sobą i temu nie mogłaś zaprzeczyć. Tego wieczoru już doskonale wiedziałaś co masz zrobić. Wiedziałaś jak ma wyglądać dzisiejsza rozmowa i nic nie zmieni jej przebiegu.

Przed przyjściem pod cele Legolasa wzięłaś parę głębokich wdechów. Te kilka minut bedzie cię kosztować sporo nerwów. Robiłaś kolejne kroki powoli zbliżając się do celu. Legolas, widząc cię, wstał i spojrzał ci w oczy. Wiedziałaś, że bardzo ucieszył się twoim widokiem i obecnością. Pytanie tylko, czy nadal będzie szczęśliwy po usłyszeniu od ciebie kilku zdań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro