Rozdział 41 - Kłamstwo ma niebieskie oczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To, co pojawiło się pomiędzy Harrym i Latoną trudno było w ogóle opisać. Wyglądało to jak gruba, mglista tarcza emanujące energią, która mogłaby odrzucić każdego, kto tylko się do niej zbliżył, kilka jardów do tyłu. Latona zaniemówiła. Co to było? Harry też wyglądał, jakby spodziewał się wszystkiego, ale bynajmniej nie tego, bo kiedy podniósł głowę, masując bolące miejsce, wytrzeszczył na nią oczy.

Latona i Harry bez słowa wpatrywali się migoczącą tarczę. Byli w szoku. Czy ktoś stroił sobie z nich żarty i wyczarował ją, aby mieć z nich ubaw? Dlaczego pojawiła się między nimi... i co tak właściwie Harry chciał zrobić, gdy chwycił ją za szyję i przyciągnął ku sobie? Latona wolała o tym nie myśleć.

— Co to? — zapytał Harry i wyciągnął rękę, aby dotknąć tarczę.

— Nie zbliżaj się do tego! — krzyknęła Latona. — Nie wiemy, jaka to magia. Lepiej się od tego odsuńmy.

Harry kiwnął głową. Wstali i bardzo powoli, obserwując to, co pojawiło się przed nimi, zrobili kilka kroków do tyłu, a kiedy obydwoje byli już przy barierkach marmurowych schodów, tarcza zamigotała. Latona pisnęła, gdy błysnęło jasne, oślepiające światło. Gdy otworzyła oczy, tarczy już tam nie było. A potem złapał ją ostry ból głowy...

— Zabierajmy się stąd — powiedział Potter.

Latona i Harry pozbierali swoje rzeczy do toreb i rzucili się w kierunku Wielkiej Sali.

— Musimy o tym komuś powiedzieć — oznajmił, otwierając dla niej wrota. — Wszystko w porządku?

— Tak... A u ciebie?

— Tak myślę.

Latona i Harry ruszyli w kierunku swoich stołów. Serce kołatało Latonie w piersi i obiecała sobie, że gdy tylko wróci do dormitorium, od razu poinformuje swoich rodziców o tym, co się stało. Nie miała wówczas pojęcia, że Aurora i Alexander zdawali się doskonale wiedzieć, co im się przytrafiło.

Latona zauważyła, że z biegiem czasu ona i Harry lądowali w sytuacjach, które nie tylko przestały podobać się im, ale i ich znajomym, którzy jednogłośnie uznali, że Warell i Potter knują coś za ich plecami. Nic w tym dziwnego, z pewnością się o nich troszczyli, ale gdy na piątkowej lekcji eliksirów profesor Snape zauważył, że Harry i Latona zamienili się podręcznikami i nie omieszkał się im tego wytknąć, Ślizgoni dostali prawdziwej szewskiej pasji i nie dawali jej spokoju.

Latona była w potrzasku i chociaż naprawdę darzyła Harry'ego sympatią, nie chciała stracić swoich przyjaciół. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, ani co zrobić, ale prawdziwe rozwiązanie jej problemu przyszło do niej wcześniej, niż się spodziewała i to tylko dlatego, że przez pomyłkę, gdy schodzili z marmurowych schodów, spakowali nie swoje podręczniki.

Tego wieczoru Hogwart obiegła niespodziewana, ale radosna wiadomość — wypad do wioski Hogsmeade został przeniesiony na tydzień wcześniej z powodu remontu głównej ścieżki w miasteczku, który miał rozpocząć się już na tydzień. Ślizgoni byli tak zachwyceni tym faktem, że następnego dnia jako pierwsi pojawili się na śniadaniu.

Chociaż nadal bolała ją głowa, Latona nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Po śniadaniu zeszła do dormitorium, aby włożyć płaszcz i ciepły szalik w barwy Slytherinu, a potem wróciła do sali wejściowej, gdzie zebrali się już prawie wszyscy uczniowie chcący udać się do Hogsmeade.

— Czeka nas długi dzień — powiedziała radośnie Dafne. — To co, Blaise, idziemy do Derwisza i Bagnesa?

— Jeśli tylko masz na to ochotę.

— Latono, zobacz — odezwał się nagle Malfoy, wskazując palcem ponad tłumem — twój kochaś chyba coś od ciebie chce.

Latona, która zapięła właśnie ostatni guzik swojego długiego, czarnego płaszcza, stanęła na palcach i wyciągnęła głowę, aby lepiej dostrzec, o kim mówił Malfoy. Sam fakt, że jej wzrok natychmiast powędrował w kierunku grupy Gryfonów, oczywiście nic nie znaczył... Latona dostrzegła wysoką postać Christophera stojącą na woźnym Filchem.

Patrzył się na nią, a był to wzrok, przez który zapomniała, że to swoim przyjaciołom obiecała, że spędzi z nimi ten dzień, że to przez niego musiała przepisać wszystkie swoje notatki z eliksirów i że to on zdawał się doprowadzać Malfoya, Notta i Zabiniego do białej gorączki.

Latona pomachała mu, szeroko się uśmiechając, a w następnej chwili wszyscy ruszyli w kierunku wioski Hogsmeade. Na dworze było zimno, w końcu niedawno rozpoczął się listopad, a na niebie rozciągały się wielkie chmury zwiastujący pierwszy śnieg. Większość uczniów miała na piersiach plakietki z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY'EMU, które rozświetlały ulice Hogsmeade.

Tracey zaproponowała, aby udać się do Trzech Mioteł na kolejkę kremowego piwa. Wszyscy się zgodzili (Blaise posłał Latonie znaczące spojrzenie. Była mu winna kufel), ale gdy już mieli wchodzić do środka, drzwi pubu otworzyły się z hukiem i wypadła z nich osoba, której Latona wolałaby nigdy nie spotkać osobiście.

Rita Skeeter była kobietą w krótkich lokach koloru jasnego blondu, szerokiej szczęce i ze zdecydowanie zbyt jaskrawym różem na policzkach. Na jej ramieniu wisiała torebka z krokodylej skóry. Tuż za nią majaczył jej fotograf, mały, zgarbiony mężczyzna. Ślizgoni przesunęli się, aby ją przepuścić.

Niestety, Latona nie umknęła reporterskiemu oku Skeeter, która gwałtownie obróciła się przez ramię, gdy tylko ją zobaczyła. Na jej twarzy pojawił się sztuczny, szeroki uśmiech.

— Och, panno Warell! — zawołała Skeeter. — Cóż za spotkanie! No, no, Latono, muszę przyznać, że nabrałaś kolorów — powiedziała. Latona zmarszczyła brwi. — Ostatni raz, gdy cię widziałam, pozowałaś do zdjęć z biednym Gilderoyem Lockhartem! Może zgodzisz się na mały wywiadzik do mojego nowego artykułu? Nie daj się prosić, moi czytelnicy z pewnością ucieszą się, gdy ponownie o tobie usłyszą!

— Po ostatnim razie mam mieszane odczucia co do pani artykułów, pani Skeeter — odpowiedziała zimno Latona, przypominając sobie, co zgotowała jej Skeeter, gdy jej reportaż o porwaniu Syriusza Blacka został wydany.

Skeeter wcale nie wyglądała na zmieszaną. Z zadziwiającą siłą zacisnęła szkarłatne szpony na jej ramieniu i pchnęła drzwi Trzech Mioteł, ale Latona wyrwała się z jej uścisku i zrobiła kilka kroków w tył.

— Nie, dziękuję.

— Warell, naprawdę, to tylko kilka pytań!

— Latona już podjęła decyzję — rozległ się głos za jej plecami.

Wszyscy się odwrócili. Christopher Callanté wyłonił się zza drobnego fotografa i stanął pomiędzy Skeeter a Latoną. Kobieta obrzuciła go zdumionym spojrzeniem i powiedziała piskliwym tonem:

— Christopherze, no wiesz co? To dla dobra "Proroka Codziennego"!

— Wy się znacie? — zapytała Latona, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.

— Ten przystojny młodzieniec niedawno udzielił mi wywiadu o Hogwarcie... ale skoro ty nie chcesz... do widzenia, dzieci...

Fotograf Skeeter rzucił jej tak zdumione spojrzenie, jakby pierwszy raz widział ją tak uległą. Nott nie mógł się powstrzymać i wytrzeszczył na nią oczy, gdy odchodziła w głąb miasteczka.

— Zaczarowałeś ją — warknął Teodor, oskarżycielsko wbijając palec w pierś Christophera. — Skeeter jeszcze nigdy nie odpuściła tak łatwo. Zaczarowałeś ją tak, jak wszystkie dziewczyny, które się do ciebie zbliżają! Kim ty jesteś, pomyleńcu? To przez twoje błyszczące oczka, tak? — Nott uśmiechnął się paskudnie. Wszyscy patrzyli na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszą.

— Teo, uspokój się — powiedziała twardo Latona, chwytając go za ramię, aby odciągnąć go od chłopaka, który z ponurym wyrazem twarzy wpatrywał się w jego bladą twarz.

— Warell, jeśli nie widzisz tego, co ja, to musisz być wyjątkowo ślepa. — warknął Nott.

— Znasz mnie kilka dni, Nott — powiedział zimno Christopher. — Jeśli chciałbym zaczarować Skeeter, musiałbym użyć różdżki. Widziałeś, żebym ją miał?

— Teodorze, wystarczy — zagrzmiała Tracey, widząc, że Nott już otwierał usta, aby coś powiedzieć.

— W co was wszystkich wstąpiło? — prychnęła Latona, obrzucając ich dwójkę karcącym spojrzeniem. — Przesuńcie się, chcę wejść do środka, a jeśli dalej zamierzacie się kłócić, to nawet nie pokazujcie mi się na oczy.

Latona weszła do Trzech Mioteł, trącając Christophera ramieniem. Podeszła do baru, zamówiła podwójny kufel kremowego piwa i z naburmuszoną miną usiadła w kącie pubu.

— Jeszcze nigdy nie widziałam Teodora w takim stanie — zdumiała się Dafne, gdy zamówiła swoje piwo i usiadła obok niej.

— Ostatnio wszystko jest takie... dziwne — mruknęła Latona, upijając trochę trunku. Ogarnęło ją przyjemne ciepło. — Naprawdę, nawet nie wiesz, jak bardzo... Gdzie jest reszta?

— Ciągle stoją na dworze, chyba przemawiają Teodorowi do rozumu.

— Nott chyba ma do mnie jakiś problem.

— No wiesz, Latono — zaczęła Dafne. — Przez Snape'a każdy myśli, że ty i Potter...

— POTTER I JA NIE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI! — wrzasnęła Latona.

Kilka siedzących w barze osób spojrzała na nią spode łba. Latona poczuła, że się rumieni. Odkąd zrozumiała, że darzy Harry'ego sympatią, Latona jeszcze gorzej ukrywała to, co było między nimi. Za każdym razem przyświecał jej jeden cel, który realizowała dokładnie tak samo — kłamiąc. Chciała być z nimi szczera. Ale przecież nie mogła. Gdyby Ślizgoni dowiedzieli się o tym wszystkim... Latona wolała o tym nie myśleć.

— Nie krzycz tak, na litość boską — warknęła Dafne, rozglądając się po Trzech Miotłach. — Słuchaj, jak dla mnie, to im więcej kłamiesz, tym gorzej ci to wychodzi. Jesteś spięta i blada za każdym razem, gdy ktoś cię o niego pyta. Z kim jak z kim, ale chociaż ze mną i z Tracey mogłabyś być szczera.

Greengrass posłała jej tak intensywne spojrzenie, że spuściła wzrok na swój w połowie opróżniony kufel. Co miała teraz zrobić? Latona była przecież zbyt dumna, aby przyznać się do swojego kłamstwa, a fakt, że Dafne i Tracey były hersztami w roznoszeniu plotek, wcale nie przekonywało jej do wyjawienia Dafne swojego sekretu. Nie, nie mogła tego zrobić.

— Dafne, przysięgam ci na mojego ojca, że ja i Potter mamy ze sobą tyle wspólnego, co Snape z szamponem do włosów. Nie cierpię go. To wy jesteście moimi przyjaciółmi, a nie jakiś zawszony Gryfon.

Latona nie wiedziała jeszcze, że nie składa się fałszywej przysięgi na żywych. Gdzieś obok nich krzesło runęło na podłogę.

Dafne westchnęła, ale kiwnęła głową i blado się uśmiechnęła. Do środka weszli Malfoy, Nott, Zabini i Davies w bardzo podłych humorach.

— Chcesz mi to wytłumaczyć, Teo? — zapytała Latona nieco łagodniejszym tonem, niż poprzednio.

— Niekoniecznie, ale skoro nalegasz, to się poświęcę — odrzekł zmierźle Nott, który nie był już blady, ale czerwony jak pomidor. — Let, ten... typ nie jest taki, jak my. Ja to wiem. Widziałaś kiedykolwiek jego oczy? Jak błyszczą, gdy do ciebie mówi? Jak dziewczyny wdzięczą się do niego?

— Christopher jest po prostu bardzo przystojny, nic dziwnego, że wiele lasek się wokół niego kręci.

— Ledwo go znasz, Warell, a bronisz go jak pies!

— Dobra, olejmy już ten temat — powiedział Draco tonem kończącym dyskusję. — Latona ma teraz inne rzeczy do roboty. Udała ci się randka z Potterem?

Latona musiała powstrzymać się z całej siły, aby nie trzasnąć Malfoya w twarz.

Ślizgoni spędzili w Trzech Miotłach sporo czasu. Wyglądało na to, że nie tylko oni świetnie bawili się w gospodzie — gdzieś na sali Macmillan i Abbott wymieniali się kartami z czekoladowych żab, a przy drzwiach siedziała duża grupa Krukonów.

W pewnej chwili Latonę coś tknęło. Powiedziała, że musi już iść, bo źle się czuje (istotnie, jej głowa pulsowała bólem jeszcze bardziej, niż o poranku) i wyszła z gospody. Pomyślała, że za wszelką cenę musi znaleźć Christophera i wszystko mu wyjaśnić. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby obraził się na nią przez swojego nadopiekuńczego przyjaciela.

Znalezienie go wcale nie było takie trudne, jak się spodziewała. Christopher stał razem z jakąś dziewczyną przed sklepem Zonka. Wyglądał na wściekłego i szeptał coś do niej bardzo szybko po francusku. Gdy zobaczyli, że nieśmiało się zbliża, zamilkli i uśmiechnęli się do niej rzędem równych, białych zębów.

Dziewczyna była blondwłosą pięknością i Latona poczuła się w jej towarzystwie trochę nieśmiało. Miała pełne, malinowe usta i duże, czarne oczy, takie same, jak Christopher.

— Latono, to moja siostra, o której ci wspominałem — powiedział Christopher, wskazując na dziewczynę. — Marinette, poznajcie się.

— Miło mi cię poznać, jestem Latona Warell.

— To dla mnie wielka przyjemność, kochana. Zawsze marzyłam, aby cię poznać.

— Och, a więc ty też tak pięknie...

— Tak, wieloletnie nauka brytyjskiego akcentu potrafi zdziałać cuda — odpowiedziała dumnie Marinette. Biło od niej coś, co sprawiało, że Latonie miękły nogi. Nie wiedziała, czy ze strachu, a może podziwu dla jej urody.

— Chris, czy mogę prosić cię na słówko? To bardzo ważne...

— Jeśli chodzi o twoich znajomych, nie przejmuj się — odpowiedział chłopak, z dobrocią się uśmiechając. — To Ślizgoni, zdążyłem was przestudiować i wiem, że jesteście o siebie niezmiernie zazdrośni. Ale dziękuję, że się o mnie troszczysz.

Latona uznała, że ostatnimi czasu zbyt dużo chłopców sprawia, że się rumieni. Porozmawiała jeszcze chwilę z rodzeństwem Callanté, ale kilka chwil później pożegnała ich i udała się do zamku. Zdążyła już zmarznąć i zgłodnieć, a przerwa obiadowa miała rozpocząć się już niebawem.

Otworzywszy wielkie dębowe wrota, weszła do sali wejściowej, zacierając skostniałe dłonie. Jakie mogło być jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że na środku stał Harry, trzymając swoją pelerynę-niewidkę.

— Cześć, Ha...

— Ty... ty żmijo!

__________

Wybaczcie tak długą nieobecność < 3

Chłopak z mediów jest moją inspiracją do Teodora Notta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro