Animacje mojego dzieciństwa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Napisałam kiedyś, że zrobię posta o moich ulubionych animacjach z dzieciństwa i planowałam wstawić je jeszcze przed weekendem, ale okazało się, że opisanie w miarę logiczny sposób wielu filmów, z których nie każdy się dobrze pamięta, bywa dość trudne, a tydzień miałam dość ciężki i stresujący. Ale napisałam to i cieszmy się!

Skupiam się tu na samych filmach, nie serialach, które oglądałam jako dziecko, chociaż jeśli chcecie, to mogę też zrobić kiedyś osobny post o serialach dla dzieci, chociaż ich było tak dużo, że starczy to na serię, a nie jeden post ;)

I dodam, że nie każdy film pamiętam tak samo dobrze, więc w niektórych przypadkach daję jakieś typowe mini-recenzje z dokładnym omówieniem, a inne to typowe wspomnienia z dzieciństwa.



Anastazja

Bajka, którą oglądałam w dzieciństwie w aż trzech wersjach. W pierwszej(która chyba była na swój specyficzny sposób najbardziej poprawna historycznie, bo Anastazja miała w niej mniej więcej tyle lat, co realnie w chwili śmierci, i podczas Rewolucji na każdym kroku pokazywali symbole komunizmu) Anastazja dostała od ojca pozytywkę i była zakochana w białogwardziście z którym na końcu miała nawet dziecko. W drugiej główna bohaterka po śmierci rodziny mieszka z jakimś starszym wiejskim małżeństwem, a jej przybrana ,,matka" nienawidzi jej i uprzykrza życie na każdym kroku. Ta bajka też miała coś wspólnego z historią, bo nawet wytłumaczyli na czym polega komunizm. Ale w każdym razie ta wersja DreamWorska to zawsze była moja największa fascynacja.

Jest to oczywiście kolejna opowieść bazująca na teoriach o domniemanym ocaleniu księżniczki Anastazji Romanow, która tak naprawdę została zamordowana z całą rodziną podczas Rewolucji Październikowej(dla tych, co z historią są na bakier). W filmie Anastazję poznajemy jako ośmioletnią dziewczynkę, której beztroskie życie z rodzicami, rodzeństwem i ukochaną babcią niweczy Grigorij Rasputin, rzucający klątwę na jej rodzinie(film bardzo ucieka od wszelkich konotacji historyczno-politycznych, ale można wywnioskować, że to klątwa Rasputina doprowadziła do wybuchu Rewolucji i obalenia caratu). Cała carska rodzina ginie, poza babcią, której udaje się uciec do Francji, i Anastazją, która traci pamięć i trafia do sierocińca. Kiedy opuszcza go już jako dorosła kobieta, postanawia odnaleźć swoją rodzinę o której wie tyle, że prawdopodobnie znajduje się ona w Paryżu. Wcześniej jednak Anastazja/Ania trafia do Petersburga, gdzie poznaje Dymitra, który zauważa jej podobieństwo do zaginionej księżniczki i postanawia wykorzystać dziewczynę i przedstawić ją carycy matce jako odnalezioną wnuczkę.

Oglądałam najpierw ten film, kiedy był emitowany w telewizji z lektorem i wtedy byłam niesamowicie urzeczona tą atmosferą, zaginioną księżniczką i oczywiście historią miłosną, potem kupiłam na DVD wersję z dubbingiem i nadal byłam urzeczona. Myślę, że ta bajka ma przede wszystkim świetny klimat ,,odchodzącej" arystokracji, który bardzo działa na wyobraźnię. Animacja jest śliczna, muzyka zostaje w pamięci na bardzo długo, wątek miłosny jest tak skonstruowany, że nie da się go nie pokochać, a bohaterka jest charakterna i sympatyczna. Jeśli chodzi o warstwę historyczną, to film zgrabnie pomija jakiekolwiek szczegóły morderstwa rodziny Romanów, ale nie jest tak, że wcale tego nie ma, bo twórcy skupili się na pokazaniu samotności Anastazji, a także długiej żałobie jej babki. I ostatecznie to wzrusza i porusza.

Wątków historycznych, jak wspomniałam, jest bardzo mało, ale po latach bardzo śmieszy mnie fragment piosenki i ,,Towarzysz mi nie wierzy? A niech mnie skaże Bóg!".



Barbie jako księżniczka i żebraczka

Należałam do tych dziewczynek, które nałogowo oglądały filmy o Barbie i ten był chyba moim ulubionym. To były jeszcze piękne czasy, kiedy filmy z serii Barbie bazowały na klasycznych, baśniowych historiach, w tym przypadku na ,,Księciu i Żebraku" Twaina.

W bajkowym królestwie na świat przychodzą dwie identyczne dziewczynki - jasnowłosa księżniczka Anna Luiza i ciemnowłosa Eryka, której rodzice są tak biedni, że aby utrzymać córkę, musieli zadłużyć się u modystki Madame Carpe(nie mam pojęcia czy tak się pisze jej nazwisko). Po latach Eryka musi spłacać dług rodziców, pracując u Madame Carpe, która nie kryje swojej pogardy i niechęci do niej. W tym samym czasie księżniczka Anna Luiza szykuje się do ślubu z bogatym królem Dominikiem, chociaż jest zakochana w swoim przyjacielu i nauczycielu Julianie. Dziewczęta spotykają się przypadkowo i nawiązują swoistą więź, na tyle silną, że gdy Anna Luiza zostaje porwana, Eryka zgadza się zająć jej miejsce na królewskim dworze.

Nie jestem w stanie obiektywnie zaanalizować tego filmu, bo nie oglądałam go od lat, ale jakiś czas temu widziałam na YouTube filmik w którym dziewczyna oceniała wszystkie 36 filmów o Barbie i myślę, że w tym przypadku mogę oprzeć się na jej opinii(kanał Elvizja, jakby co). Fabuła jest bardzo dynamiczna, chwilami ,,dramatyczna", ale w łagodny sposób, więc ma wszystko, żeby wciągnąć dziecko. Grafika jest ładna i delikatna, a piosenki do tej pory pamiętam na czele z przecudowną balladą ,,Kochasz tylko mnie". Postacie są bardzo barwne i żywo nakreślone, nie przypominam sobie, żeby ktoś został określony na zasadzie jednej cechy, tylko każdy miał jakiś swój background. Wątek miłosny zwierzaków był uroczy, poza tym z biegiem czasu podobało mi się to, że właściwie nie ma tu żadnych wątków magicznych wciśniętych na siłę, żeby film był bardziej ,,baśniowy". To raczej dobry film przygodowy, który dość fajnie bawił się intrygami.



Droga do El Dorado

Ten film zawsze kojarzy mi się z moją siostrą, bo pamiętam, ze tata mi go kupił tego samego dnia, gdy Jagoda się urodziła i zanim wyszła ze szpitala, obejrzałam go przynajmniej dwa razy.

Akcja dzieje się w szesnastowiecznej Hiszpanii na chwilę przed wyprawą Corteza. Dwoje ulicznych oszustów, Tulio i Miguel, wygrywają w kości mapę mitycznej krainy El Dorado, a dosłownie chwilę później przypadkowo trafią na statek Corteza. Udaje im się uciec i po różnych perypetiach rzeczywiście docierają do El Dorado, gdzie zostają uznani za bogów. Przyjaciele postanawiają wykorzystać sytuację do łatwego wzbogacenia się i powrotu do Hiszpanii, ale sprawa się komplikuje, gdy uświadamiają sobie, że intencje kapłana Majów wobec nich wcale nie są czyste.

To jest jeden z tych filmów, który płynnie pozwolił mi przejść z dzieciństwa do ,,nastolectwa", bo nadal był sobie kolorową bajką, ale zarazem niektóre elementy były bardziej ,,interesujące" ze starszego punktu widzenia(kto pamięta wątek miłosny?), ale dorzucam go tutaj, bo jednak nadal oglądałam go we wczesnej szkole podstawowej(i wielokrotnie w gimnazjum...). Abstrahując od tych ,,dorosłych" elementów(uwodzenie, nadużywanie alkoholu), to film ma po prostu tak fajną przygodową fabułę, że zwyczajnie wciąga niezależnie od wieku. Jest trochę brutalniejszych i mroczniejszych elementów związanych z krwawymi rytuałami, ale całość i tak jest utrzymana w pogodnym stylu. Muzyka jest piękna i ma taki fajny latynoski klimat, a humor bardzo bawi.

Jako już nie takie małe dziecko i później jako nastolatkę bardzo fascynowało mnie to, że bohaterowie nie są idealnie dobrzy, Tulio i Miguel są oszustami i materialistami, główna  żeńska postać Chel ma w sobie coś z femme fatale(chociaż raczej nie zgadzam się z tym, że Chel jest przesadnie seksualizowana, bo to w sumie najinteligentniejsza postać filmu)... I nawet ogólne przesłanie, że to nie pieniądze są najważniejsze, jest podane w taki awanturniczy sposób, nie na zasadzie wielkiego poświęcenia, a ,,czego się nie robi dla dobrej zabawy". I teraz wydaje mi się, że na tym polega magia tego filmu, na tym, że dla wielu dzieciaków to pewnie była jedna z pierwszych produkcji, która pokazała, że nie każdy może być kryształowy, ale nie znaczy to, że jest złym człowiekiem.



Epoka Lodowcowa

Moja opinia o tym filmie nie będzie specjalnie konstruktywna, bo ostatni raz oglądałam go w całości może z dziesięć-osiem lat temu, i co prawda ostatnio go powtórzyłam, ale dopiero od połowy, więc średnio pamiętam początek. Z drugiej strony, przypomniałam sobie jak bardzo kochałam ten film, więc muszę o nim wspomnieć, zwłaszcza, że ostatnio pisałam jak na nim płakałam.

Akcja dzieje się podczas migracji zwierząt, kiedy to spotykają się mamut Manfred i leniwiec Sid, który postanawia się z nim zaprzyjaźnić(swoją drogą, przypomina mi to ,,Shreka"). Wspólnie znajdują ludzkie dziecko i postanawiają oddać je ojcu myśliwemu na którym zemstę planują tygrysy szablozębne, z których jeden, Diego, zostaje wysłany, by ,,szpiegować" Mańka i Sida i doprowadzić do śmierci dziecka.

Jest to typowy film DreamWorks'a, czyli jest bardzo lekko, humorystycznie i chwilami ironicznie, ale w tym wszystkim jest ukryte ciepło i morał. Przyjaźń bohaterów chwyta za serce, chociaż nie jest przesłodzona, a sceny z dzieckiem są przeurocze. A zakończenie to istny wyciskacz łez, kiedy ledwo widzisz, co się dzieje na ekranie.



Józef: Władca Snów

Zastanawiałam się, czy nie wstawić tu ,,Księcia Egiptu", problem polega na tym, że jako dziecko trochę się bałam tego filmu i doceniłam go dopiero w gimnazjum, kiedy już nie byłam grupą docelową tego typu produkcji, więc zostawię go sobie na inny raz. Z ,,Józefem: Władcą Snów"(swego rodzaju prequelem) tego problemu już nie miałam, bo film jest dużo łagodniejszy, a zarazem nadal ma w sobie tą powagę i ,,epickość" dzięki czemu podoba mi się nadal tak samo.

Jest to oczywiście adaptacja historii Józefa ze Starego Testamentu. Józef rodzi się jako syn drugiej żony patriarchy Jakuba, która przez długi czas nie mogła mieć dzieci, więc chłopiec zostaje z miejsca uznany za cudowne dziecko i dar od Boga. Jakub faworyzuje go kosztem starszych synów, co prowadzi do zazdrości i rywalizacji, zwłaszcza, kiedy okazuje się, że Józef posiada dar przepowiadania przeszłości za pomocą snów. Ostatecznie doprowadzeni do ostateczności bracia uknuwają intrygę w wyniku której Józef zostaje sprzedany do Egiptu jako niewolnik.

,,Józef" nadal ma w sobie trochę tej surowości i dostojeństwa, wynikającego z biblijnej historii i chyba też samej epoki, ale jest zrobiony dużo spokojniej niż ,,Książę Egiptu", nie ma w nim tak wstrząsających scen. Jest za to piękne przesłanie o wartości rodziny, przebaczenia i wiary, co jest może podane trochę patetycznie, ale tego wymaga konwencja. Historia przedstawiona jest w sposób, który porusza, a jednocześnie jest ciekawy i zrozumiały. Animacja jest ładna i oddaje ten starożytny, egipsko-izrealski klimat, a piosenki też są bardzo dobre(ostatnio znowu zaczęłam ich słuchać). Całość to taki trochę wyciskacz łez, ale ten podniosły, biblijny klimat sprawia, że nie wypada to sztucznie i lukrowato. Myślę, że jest to film, który nawet bardziej trafi do dorosłych niż do dzieci, nawet same kolory są tu mroczniejsze i bardziej przytłumione.

A tak na marginesie, to podobnie jak w przypadku ,,Anastazji" twórcy sprytnie omijają tu wszelkie wątki, które mogłyby zostać uznane za nieodpowiednie dla dzieci. W Biblii Jakub ma cztery żony, tutaj mamy tylko zasygnalizowane, że pozostali bracia mają inną matkę i nigdy nie jest to ponownie poruszane, ewentualnie ktoś może sobie dowiedzieć, że kobietą, która pomaga Racheli przy porodzie na początku filmu, jest Lea. Motyw z oskarżeniem o próbę gwałtu jest tu pokazany, ale w taki sposób, że nie pada ani jedno słowo wprost. I to nie jest hejt, uważam, że twórcy przedstawili to w naprawdę dobry sposób, który nie infantylizuje samej historii, a jednocześnie nie rzuca dzieciom w twarz czegoś, co mogłyby nie zrozumieć.



Król Lew i Król Lew 2

Film tak kultowy, że bardziej się już chyba nie da i chociaż wiem, że niektórzy maja alergię na wszystko, co najpopularniejsze, to niestety nie jestem w stanie powiedzieć, że hype na ,,Króla Lwa" jest niezasłużony.

Fabuła wszystkim znana, ale tradycji musi stać się zadość. Mały Lewek Simba, następca tronu Lwiej Ziemi, traci swojego ojca Mufasę, który zostaje zabity przez żądnego władzy stryja Skazę. Simba, przekonany, że to on jest winny śmierci ojca, opuszcza Lwią Ziemię i trafia pod opiekę surykatki Timona i dzikiej świni Pumby.

Kochałam ten film jako dziecko i razem z drugą częścią o losach córki Simby, potrafiłam ją oglądać przynajmniej raz dziennie. Animacja jest śliczna, muzyka to dzieło sztuki, a całość tworzy taki afrykański klimat, do tego sama historia jest bardzo dobrze skomponowana i tak naprawdę ciekawi na każdym etapie. Z biegiem czasu, mogę też powiedzieć, że postacie są naprawdę bardzo ciekawe i dobrze napisane, czarne charaktery mają swoje motywacje, a każda postać jest ,,jakaś"(chociaż żałuję, że w drugiej części bardzo ograniczono rolę Nali). Relacje między bohaterami i ich historie zresztą budzą zainteresowanie od lat i nadal powstaje mnóstwo fanowskich teorii o ,,Królu Lwie", a ja je oczywiście namiętnie oglądam.

Ale wiadomo, że najważniejsze są emocje i wzruszenia, które funduje ten film, całym wątkiem związanym ze stratą bliskich i szukaniem swojego miejsca. Kiedy obejrzałam ,,Króla Lwa" jakieś dwa lata temu uderzyło mnie jak bardzo ta animacja jest mądra i dojrzała w poruszaniu tematu śmierci i żałoby. Tutaj śmierć jest po prosu częścią ,,kręgu życia", czymś, co nie jest tragiczne, bo jest nieuniknione, i jak na film dla dzieci to jest naprawdę dojrzałe i zaciekawiające. Film też w swojej kolorowej, rozśpiewanej formie ma w sobie dużo podniosłości, co szczególnie widać w końcowych scenach obu części.



Księżniczka Łabędzi

Wiem, że ten film obecnie nie cieszy się do końca dobrą sławą i po części się z tym zgodzę, ale za chwilę.

W majestatycznym królestwie na świat przychodzi księżniczka Odetta(tożsamości jej matki nigdy nie poznamy), która z miejsca zostaje zaręczona z niewiele starszym księciem Derekiem, a ich rodzice praktycznie od kołyski próbują przekonać ich, że będą idealne parą. Jako dzieci Odetta i Derek się nie cierpią, by po latach się w sobie zakochać. Jednak na skutek nieporozumienia, do ślubu nie dochodzi, a Odetta zostaje porwana przez czarnoksiężnika Rotharta, który zabija jej ojca, a ją samą zmienia w łabędzia.

Jako dziecko byłam zauroczona tym filmem, zwłaszcza pierwszą częścią, dwie kolejne mniej lubiłam. Przez ten czas czytałam i oglądałam różne opinie na jego temat i zasadniczo się zgadzam, że fabuła w niektórych momentach nie trzyma się kupy, że Derek i jego matka są niebywale głupi, a animacja wypada średnio na tle innych produkcji z tamtego okresu(chociaż mi się nadal miło na nią patrzy). Ale ośmioletnia ja zachwycała sie tym, że ten film z czarami, księżniczką i romantyczną miłością jest tak bajkowy i magiczny. Sposób ukazania postaci i cały klimat są dosyć tradycyjne, chociaż jak to zwykle bywa wstawiono tu kilka nowocześniejszych postaci i piosenek, które miały bawić. Mnie jako dziecko bawiły, teraz uważam, że część rzeczywiście była przesadzona, ale cóż. A muzyka mnie zachwycała i do tej pory lubię słuchać ,,Na dłużej niż na zawsze".

Przy czym niestety twórcy nie poprzestali na trzech zamkniętych częściach i zrobili kontynuację, która ma paskudną animację, a z opisów wnioskuję, że fabuła jest niezwykle absurdalna(pod koniec jednej części bohaterowie przeżywają, bo poświęca się dla nich magiczna wiewiórka, która potem powraca jako duch...) i że wiele elementów wrzucono na siłę, bo ,,to jest modne". W najnowszej części pojawili się Japończycy, chociaż przez cały czas ten świat wyglądał jakby był wzorowany na królestwie anglosaskim przed zjednoczeniem Anglii, biorąc pod uwagę imiona, stroje i układy społeczne.



Księżniczka i Żaba

Ostatni film Disneya, którym mocniej jarałam się jako dziecko i który do tej pory wspominam z wielkim uśmiechem. Akcja dzieje się w Nowym Orleania lat dwudziestych, główną bohaterką jest Afroamerykanka Tiana, która pracuje jako kelnerka, chcąc zarobić na własną restaurację. Podczas balu kostiumowego spotyka żabę, która twierdzi, że jest zaklętym księciem Naveenem i odczarować go może jedynie pocałunek księżniczki. Ponieważ jednak Tiana nie jest prawdziwą księżniczką, sama zostaje zmieniona w żabę i razem z Naveenem wyruszają w podróż, by wrócić do dawnych postaci.

Bardzo podoba mi się to, że film był jeszcze robiony w 2D i żałuję, że od tamtej pory Disney ani razu nie powrócił do tej konwencji, bo jednak te animacje mają swój niepowtarzalny klimat. Poza tym, bardzo podobały mi się charaktery postaci - główna bohaterka, która nie była ślicznotką, a ambitną ,,pracoholiczką", i bohater, który był bardzo charakterny i nieco ,,badboyowaty", a ich relacja była naprawdę przeurocza i magnetyczna. Film miał w sobie nieco mroku i melancholii przez co jako dziecko bałam się niektórych scen, ale nie aż tak jak np. ,,Koraliny". Ale chyba najbardziej urzekł mnie klimat Dwudziestolecia, jazzu i Nowego Orleanu, co zapoczątkowało moją miłość do tych wszystkich rzeczy. Fajnie, że Disney sięgnął po bliższą współczesności i mniej kostiumową epokę, bo wyszło to naprawdę dobrze i nie było na siłę wciskanych elementów ,,uwspółcześniających" akcję.



Piękna i Bestia

Pisałam kiedyś przy jakimś Q&A, że ,,Piękna i Bestia" to jeden z moich ulubionych filmów Disneya, a Bella jest moją ulubioną księżniczką Disneya. Oczywiście nadal podtrzymuję tą opinię i postaram się trochę wyjaśnić, dlaczego.

Wiem, że wszyscy znają fabułę tego filmu, ale żeby ładnie wyglądało: główną bohaterką jest Bella, która żyje w małym miasteczku ze swoim ojcem wynalazcą. Z powodu indywidualności i miłości do książek jest uważana za okoliczne dziwadło, ale ponieważ jest piękna i niedostępna, do małżeństwa próbuje ją zmusić okoliczny łamacz serc Gaston. W międzyczasie ojciec Belli wyjeżdża z miasta i znika bez śladu, a dziewczyna ruszając jego śladem, trafia na zamek groźnego księcia Bestii, gdzie więziony jest Maurycy. Bella, przekonana, że jej ojciec tam nie przeżyje, ofiarowuje się zająć jego miejsce.

W filmie zdecydowanie od początku urzekła mnie magiczna, taka typowo baśniowa atmosfera tworzona przez oddalony od świata zamek i związaną z nim legendę o księciu zamienionym w bestię. Bardzo podobały mi się też różne bardziej mroczne, melancholijna akcenty, które tworzyły świetny klimat, mimo jednoczesnego poczucia humoru. I oczywiście główna bohaterka Bella, która jest chyba pierwszą ,,wyemancypowaną" dziewczyną Disneya, jest charakterna, niezależna i ma swoje zdanie, do tego kocha książki i jest indywidualistką. Może to moja odosobniona opinia, ale nawet wolę ten wizerunek niż wojowniczki, który Disney zaczął promować potem. Z perspektywy czasu podoba mi się też to, że postać głównego amanta nie jest kryształowa i niewinna(jak w niektórych innych wersjach tej baśni) i jednym z głównych wątków jest przemiana Bestii.

I tak, wiem, że ludzie mówią, że to bajka o syndromie sztokholmskim, ale co jest złego w pokazywaniu dzieciom, że czasami nawet nieprzyjemni ludzie zasługują na drugą szansę?

A kojarzy ktoś tą wersję ,,Pięknej i Bestii" z Golden Films? Też była fajna:

https://youtu.be/ggj63_e-pAA



Pocahontas i Pocahontas 2(kontrowersyjna decyzja)

Nie jest to jedyna wersja historii Pocahontas jaką pamiętam z dzieciństwa, oglądałam też animację innej produkcji(już nie pamiętam twórców), która też bardzo mi się podobała, ale jednak wersja Disneya jest tą kultową i która ugruntowała opinię o tej postaci do tego stopnia, że czasem ludzie nie rozróżniają jej od prawdy historycznej.

Pocahontas jest córką wodza Indian, którą ojciec planuje wydać za wojownika Kokuma, mimo że dziewczyna nie jest przekonana do tego małżeństwa. W tym czasie do brzegów Ameryki dobijają angielscy kolonizatorzy, pragnący podbić te ziemie i pozbyć się prawowitych mieszkańców, których uznają za dzikusów. Pocahontas spotyka młodego podróżnika, Johna Smitha, i próbuje go przekonać, że jej kultura również jest godna szacunku.

Mam wrażenie, że ten film ma taką dosyć melancholijną, nostalgiczną atmosferę i może nie ma w nim takiej wartkiej akcji jak w ,,Aladynie" czy ,,Tarzanie", ale nie da się ukryć, że jest po prostu piękny. Przekazuje wartości odnośnie wzajemnego szacunku, relacji między kulturami oraz pokoju, chociaż spotykałam się z tym, że kolonizacja Indian to nieodpowiedni temat na romans, a całość wypada znacznie gorzej, gdy uświadomimy sobie, co się stało z tamtą kulturą. Podejrzewam jednak, że dla wielu osób ,,Pocahontas" mogła być jakimkolwiek impulsem do tego, żeby się zainteresować Indianami, więc ja w tym nic złego nie widzę. Animacja fajnie oddaje tą ,,dziewiczość" i pierwotność dawnej Ameryki, a muzyka jest po prostu cudowna.

Należę też do jednych z nielicznych osób, które lubią drugą część ,,Pocahontas". Może bierze się to z tego, że oba filmy obejrzałam po raz pierwszy w niedużym odstępie czasowym, więc nie miałam zbyt dużo czasu na zastanawianie się nad pierwszą częścią. Animacja jest może trochę gorsza, ale moim zdaniem i tak wypada przyzwoicie, muzyka też mi się podoba(uwielbiam piosenkę ,,Kto wie dokąd odejść stąd") i kiedy obejrzałam ten film po latach, urzekł mnie początkowy wątek z trudnością zaakceptowania zmian w swoim miejscu i próbie zaczynania od nowa. Podobno niektórych zakończenie drugiej części, kiedy to Pocahontas zostawia swoją pierwszą miłość, straumatyzowało, ale ja nawet jako dziecko sześcio-siedmioletnie jakoś to do siebie przyjęłam i zaakceptowałam tą wersję z ,,pójściem inną drogą". Poza tym, kiedy obejrzałam ,,Pocahontas II" ponownie w gimnazjum albo na początku liceum, bardzo spodobał mi się wątek z Rolfem i zwrócenie uwagi na wzajemne uczenie się akceptowania swoich różnic i szukania jakiegoś kompromisu. Chociaż zrobiło mi się trochę smutno, kiedy się dowiedziałam, co zrobił prawdziwy Rolfe po śmierci Pocahontas.

I mam takie pytanie do dyskusji(oczywiście, można się ze mną nie zgadzać) - czy uważacie, że zakończenie drugiej części jest ,,demoralizujące"? Bo ostatnio spotkałam się z taką opinią i przyznam, że uważam ją za sporo przesadzoną. W filmie jest nawet zaznaczone, że Pocahontas zerwała ze Smithem, bo uznała, że nie czuje do niego tego samego, co kiedyś, a nie po to, żeby automatycznie pobiec do Rolfe'a(do końca filmu była przekonana, że nie uda im się być razem). Poza tym, nie wiem co jest złego w pokazaniu dzieciom, że ludzie mogą się rozstać ze swoją pierwszą miłością w kulturalny sposób, cały czas życząc sobie dobrze i bez wyraźnej winy po jednej ze stron. Dzieci w dzisiejszych czasach na każdym kroku stykają się z jakimiś rozstaniami, o rozwodach rodziców nie wspominając, więc jak dla mnie pokazanie, że rozstanie nie musi oznaczać, że jedna ze stron zrobiła coś złego albo że wcześniej pary nie łączyło piękne uczucie, jest wręcz wychowawcze.



Shrek

To jeden z tych przypadków, kiedy streszczając, czuję lekkie zażenowanie, bo wiem, że chyba wszyscy go znają, ale cóż... Głównym bohaterem jest tytułowy ogr Shrek, prowadzący samotne życie na bagnie i wzbudzający postrach wśród okolicznej ludności. Pewnego dnia w jego samotni pojawia się gromada magicznych stworzeń, z gadającym osłem na czele, wygnana przez złego lorda Farquada. Shrek, chcąc odzywać swoją prywatność, udaje się do Farquada, a ten obiecuje, że odda mu bagno na wyłączność, jeśli Shrek sprowadzi do niego księżniczkę Fionę, uwięzioną w wieży strzeżonej przez smoka.

Film, który mnie niesamowicie bawił jako dziecko, i do tej pory mnie bawi. Podobno zrewolucjonizował produkcję filmów animowanych, wprowadzając żarty popkulturowe, pewną ,,przaśność" i przedstawiając postacie z bajek w sposób mniej tradycyjny i romantyczny. Prawdopodobnie jest to jeden z pierwszych tego typu filmów animowanych, które opierają się na szalonym humorze, ale mają też przesłanie i pewne ciepło w sobie. Postacie są bardzo charakterystyczne i szczerze to dopiero teraz widzę potencjał niektórych z nich. Mimo, że każda z czterech części ma już swoja lata nadal mogę potwierdzić, że pomysły na przerabianie bajek i motywów i łączenie ich z główną fabułą twórcy mieli genialne. Do tego dobór piosenek jest wspaniały, a film nie tylko bawi, ale też potrafi wzruszyć, zwłaszcza zakończenie czwartej części.



Sindbad: Legenda Siedmiu Mórz

Kolejny film dowodzący genialności filmów Dreamworks'a w 2D. Fabuła bazuje na ,,Baśniach z Tysiąca i Jednej Nocy", ale akcję przeniesiono do starożytnej Grecji. Pirat Sindbad prowadzi awanturnicze życie, rabując statki. Pewnego dnia postanawia ukraść Księgę Pokoju, zapewniającą pokój i stabilizację. Jednak spotkanie z dawnym przyjacielem Proteuszem i jego narzeczoną Mariną sprawia, że Sindbad rezygnuje z rabunku. Jednak, kiedy bogini niezgody Eris sama kradnie Księgę, Sindbad zostaje oskarżony o zdradę i skazany na śmierć. Proteusz postanawia postawić swoje życie w zamian za przyjaciela, aby ten mógł ruszyć do Tartaru i odzyskać Księgę. Z Sindbadem rusza samowolnie narzeczona Proteusza, Marina.

Byłam zafascynowana tym filmem w trzeciej klasie podstawówki i nadal wspominam go z ogromną miłością, chociaż będę musiała go kiedyś powtórzyć, bo już chyba z trzy lata go nie oglądałam. I razem z ,,Drogą do El Dorado" jest to pierwszy film, którym jarałam się w trochę bardziej ,,młodzieżowy" sposób - czyli główny bohater był kraszem(no, spójrzcie na niego), wątek romantyczny mnie niesamowicie przyciągał, i podobnie jak w przypadku ,,Drogi" podobało mi się, że Sindbad nie jest idealnie kryształową postacią. Jako nastolatka oglądałam ten film z taką samą przyjemnością, bo jest typowo przygodowy i fabuła jakoś szczególnie nie odstaje od aktorskich filmów tego typu. Jest tu dużo zwrotów akcji, awantur, relacja na zasadzie ,,love-hate", czarne charaktery, które mają osobowości, ale jest też przesłanie pokazujące wartość przyjaźni, uczciwości wobec siebie i chęci stawania się kimś lepszym. Dużo scen chwyta mnie za serce, uwielbiam na przykład te, kiedy Marina i Sindbad razem żeglują, inspirowałam się tym przy pisaniu ,,All is Forgiven".

Z bardziej ,,oficjalnych" spraw, to animację uważam za jedną z ładniejszych jakie widziałam, muzyka jest klimatyczna i podobają mi się nawiązania do mitologii i kultury greckiej, chociaż nie jest to wierne odwzorowanie mitów.



Wszystkie psy idą do nieba

Z tym filmem jest inna sprawa niż z takim ,,Shrekiem" czy ,,Piękną i Bestią". Kochałam go za dzieciaka i oglądałam niezliczoną ilość razy, ale ostatni raz miałam z nim do czynienia może w trzeciej klasie podstawówki i prawie nic nie pamiętam, dlatego ta opinia nie będzie specjalnie rozbudowana ani merytoryczna.

Pies Charlie prowadzi awanturnicze życie właściciela psiego kasyna. Niespodziewanie ginie w wyniku intrygi swojego wspólnika i chociaż jego żywot nie był specjalnie przykładny, trafia do nieba, tam gdzie wszystkie psy. Mimo to ucieka z psiego raju, by zemścić się na sprawcy swojej śmierci. Na ziemi spotyka osieroconą dziewczynkę.

Naprawdę, nie pamiętam prawie nic z fabuły tego filmu. Podobno był dość mroczny, ale ja jako strachliwe dziecko się go nie bałam :/ Pamiętam, że niesamowicie mi się podobał, główny bohater był przekochany, a w drugiej części był fajny wątek miłosny. I że zawsze wzruszałam się na końcu. I w sumie tyle.



Zakochany Kundel

Kolejny film o psach, bo filmy o psach są cudowne, a pieski to życie i trzeba je kochać i dbać o nie(tak, widziałam ostatnio na Facebooku obrazek z porzuconym pieskiem i nie mogę się pozbierać...).

Suczka Lady prowadzi idealne życie ze swoją ludzką rodziną, dopóki jej państwo nie wyjadą na wakację, a Lady nie zostanie praktycznie wygnana z domu przez zrzędliwą ciotkę. Wówczas suczka spotyka kundla Trampa, który pomaga jej wrócić do domu.

Film ma dla mnie niesamowity urok, starego klasycznego Disneya, tej ,,złotej ery". Może fabuła nie jest tu tak pełna przygód i humoru, ale wciąga i tworzy klimat, podobnie jak klasyczna animacja i muzyka, na czele z ,,Bella Notte". A miłość głównej pary mnie niesamowicie porywała jako małą dziewczynkę, nie wiem nawet czy dwa zakochane w sobie psy nie były dla mnie bardziej romantyczne niż wszystkie księżniczki i książęta.



Re-upload:

- Wybrałam temat pracy rocznej z oświecenia i romantyzmu... Brzmi on ,,Relacje ludzi i elfów w romantycznych balladach". Cudny, prawda?(moi rodzice uważają go za dziwny i chyba za dowód, że zarówno ja, jak i system edukacji nie są do końca normalne) Chcę odwołać się do twórczości poetów szkockich i angielskich, a w rezultacie też do mitologii celtyckiej i mam nadzieję, że prowadząca mi to uzna i nie będzie miała mnie za głupią i samowolną.

- ,,Podróże Guliwera" to zdecydowanie póki co najlepsza lektura oświeceniowa. Zwłaszcza po wspomnieniach ,,Vilette", gdzie autorka hejtowała Francuzów i wychwalała Anglików, tutaj autor krytykuje właściwie wszystkich, rodaków także ;)

- Jeśli ktoś jest ciekawy jak się skończyła ta historia dorosłego faceta z ,,Rękopisu znalezionego w Saragossie", który poprosił o rękę niemowlęcia, to spieszę ze streszczeniem:

Dziewczyna dorosła i zakochała się w swoim kuzynie, a w momencie, gdy miała zostać oddana za żonę starszemu mężczyźnie, wyraziła chęć wstąpienia do klasztoru. Narzeczony radośnie uznał, że w takim razie siłą jej przed ołtarz nie zaciągnie i również wyraził chęć celibatu. A nasza Elwirka wstąpiła do nowicjatu, po czym po jakimś czasie oznajmiła, że jej powołanie osłabło, wróciła do ,,świata" i uzyskała zgodę papieża na ślub z krewnym ;) Tak więc do patologii tym razem nie doszło, bo małżeństwa między kuzynami w pierwszym pokoleniu w tamtych czasach były normą.

I tak... Zmieniłam zdjęcia na te z ,,La Legende du Roi Arthur", bo znowu poczułam gwałtowną miłość do tego musicalu, chociaż niestety widzę kilka błędów fabularnych. Ale może ktoś uwierzy, że to ja i mój chłopak ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro