Don't Want A Lot For Christmas || Tomlishaw

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Nick siedział w domu, w pełni przygotowany ponarzekać na Louisa od razu, gdy pojawi się w drzwiach. Szatyn miał dzień wolnego i Nick nie oczekiwał powrotu do pustego mieszkania. 

    Nie tak że tęsknił za tym dupkiem ani nic. Chodziło o zasady. 

    Może po prostu chciał się z kimś przespać. To, że zbliżały się święta, nie oznaczało, że nagle nabrał ochoty na przytulanie czy coś jeszcze gorszego. 

    I kiedy usłyszał huk otwieranych drzwi (tylko Louis robił przy tym tyle hałasu), podniósł się z kanapy i podreptał w stronę wejścia tylko po to, by zostać powitany przez… Zieleń. Poczekał chwilę, lecz zieleń jedynie zaszeleściła. Odchrząknął głośno. 

    – Zakładam, że gdzieś tam jesteś, Lou. 

    Nastąpiły kolejne szelesty i spomiędzy zieleni wyłoniła się głowa Louisa i Boże, oczywiście poszedł na miasto w czapce Mikołaja. 

    – Wróciłeś! – powiedział szczęśliwie Tomlinson. – Świetnie, pomożesz przynieść resztę rzeczy. 

    Wtoczył się do mieszkania Nicka. Kiedy odsunął się od drzwi, Grimshaw zauważył, że Louis zdążył poukładać przy wejściu całkiem niezłą kolekcję Gwiazdkowych badziewi – wstążek, świecidełek, girland i jeśli go wzrok nie mylił, zdecydowanie znajdowały się tam +dwa stroiki. Prawdopodobnie powinien się tego spodziewać. 

    – Jak, do cholery, to wszystko tutaj wniosłeś, skarbie? – zapytał Nick, biorąc do rąk kilka brokatowych czerwonych kokard. – Zapłaciłeś komuś? Zmusiłeś Hazzę do pomocy? Zapłaciłeś Harry'emu, żeby ci pomógł? 

    Louis pojawił się w drzwiach z naburmuszoną miną. 

    – Dlaczego miałbym płacić Hazzie za zrobienie czegokolwiek? – Przecisnął się obok Nicka i nachylił się, by wziąć jeden ze stroików. Grimshaw zdecydowanie cieszył oczy miłym widokiem. – Ty na pewno dasz radę zanieść więcej niż jedną rzecz. Proszę, weź to. 

    Wspólnie udało im się przenieść wszystko do salonu. Louis ustawił zestaw grający tak, by leciały najgorsze świąteczne przeboje. Nick nie potrafił zmusić się do zgłoszenia sprzeciwu, nie kiedy Louis śmiał się i bez żadnego skrępowania tańczył po całym mieszkaniu, wieszając dekoracje wszędzie, gdzie był w stanie dosięgnąć. 

    – Nie wydaje mi się, bym znał kogoś innego, kto lubiłby Boże Narodzenie tak bardzo jak ty, Lou – powiedział Nick, pomagając wieszać świecidełka wokół zdjęć ich przyjaciół. 

    Louis sapnął lekko. 

    – Urodziłem się w Wigilię, +Nicholas. Muszę kochać święta albo inaczej stałbym się niewdzięcznym dupkiem.

    Nick uśmiechnął się cwanie. 

    – I jakie to ma niby odniesienie do twojej osoby, skarbie? – Ledwo co udało mu się uchronić przed pluszowym reniferem, który leciał prosto na jego twarz. 

    – Odwal się – powiedział Louis ze śmiechem. Stanął na palcach, obkręcając łańcuch lampek wokół głowy Nicka, kiedy zadzwonił dzwonek. 

    Grimshaw zmarszczył brwi. 

    – Nie zapraszałem nikogo. 

    – Oh, to musi być choinka! – Louis rzucił lampki i pobiegł w kierunku drzwi. 

    – Kupiłeś choinkę? – krzyknął za nim Nick, starając się wyplątać z brokatowych świecidełek. 

    – Oczywiście, że tak, Nick, za kogo ty mnie w ogóle masz? – odkrzyknął szatyn. 

    Grimshaw pokręcił głową, śmiejąc się cicho. Pod fasadą ostrego dowcipu i bezczelność Louis był pełnym nadziei, ciekawym wszystkiego idealistą. Nick był pewien, że to był prawdziwy powód jego przeogromnej miłości do Bożego Narodzenia. Niedawno odkrył, że jego pierś pobolewa lekko, gdy myśli o tym słodkim, wrażliwym Louisie. 

    – Nick! – głos szatyna przedarł się przez jego myśli. – Chodź mi z tym pomóc! 

    W holu znalazł Louisa męczącego się z podniesieniem choinki. Drzewko samo w sobie nie było duże, ale znowu Louis także nie był wielkich rozmiarów. Nick od razu podzielił się z nim tym spostrzeżeniem. Zgodnie z jego przypuszczeniami, Tomlinson wytknął mu język. 

    – Jeśli skoczyłeś już z byciem dupkiem, może pomógłbyś mi zanieść to do salonu. 

    Z największą ilością godności, jaką mógł w tym momencie z siebie wycisnąć, Nick obszedł drzewko i podniósł je do góry za pień. Razem zanieśli je do salonu i zdołali umieścić w stojaku. Odsunęli się kawałek, by nacieszyć oczy dobrze wykonaną robotą i Louis uśmiechnął się do Nicka  błyskiem w oku. 

    – Praca zespołowa, tak? 

    Nick prychnął. 

    – Chodź tutaj. – Przyciągnął szatyna do siebie, układając dłoń na jego talii i pocałował go. 

    – Właśnie miałem zabrać się za wieszanie jemioły – mruknął Louis przy jego wargach. 

    Nick odsunął się ze śmiechem, opierając czoło o te szatyna. 

    – Cześć – powiedział. 

    Niebieskooki uśmiechnął się lekko. 

    – Cześć. 

    Grimshaw poczuł, jak jego własne wargi wyginają się w uśmiechu. 

    – Chyba trzeba udekorować to drzewko, co nie? 

    Uśmiech szatyna powiększył się do niebotycznych rozmiarów, a oczy rozbłysnęły radośnie. 

    – Widziałem, że uda mi się obudzić w tobie ducha świąt. Nawet starzy ponurzy hipsterzy muszą kochać Gwiazdkę! – Odsunął się i zaczął rozplątywać lampki choinkowe. 

    Nick uśmiechnął się po nosem, biorąc do ręki girlandę. 

    – Na to wygląda. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro