We Don't Need To Talk About This Now || Larry

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Kiedy Louis widzi samochód Harry'ego zapakowany na jego podjeździe, wie, że coś jest na rzeczy. 

    To nie tak, że nie lubi Harry'ego. Boże, nie. On go kocha, na miłość boską. Ale Harry nie kocha Louisa i już go nie odwiedza. Tak właściwie ostatni raz widział się z Harrym dwa miesiące temu na imprezie Liama. Tańczyli i rozmawiali i w pewnym momencie po prostu mu się to wymsknęło. Dwa proste słowa, które wszystko zniszczyły. 

    – Kocham cię. 

    Oczywiście Harry'emu kompletnie odwaliło i odbiegł, starając się uciec od prawdy jak tchórz, którym jest. Ale Louis nie może go za to winić. Nie może winić go za bycie przerażonym tym, że jego najlepszy przyjaciel go kocha. Jednakże może mieć mu za złe to, że uciekł i od miesięcy go ignorował, dzwoniąc do niego jedynie raz czy dwa. 

    Ale teraz Harry jest tutaj. I Louis odczuwa niepokój, ponieważ Harry to Harry i nie widział go od bardzo dawna. A teraz on jest tutaj, w Wigilię i Tomlinson nie ma pojęcia dlaczego. 

———

    Kiedy wchodzi po schodach, ma przed oczami piękna sylwetkę Harry'ego, czekającą na niego na jego oszklonej werandzie. Louis przełyka ciężko, naprawdę nie mając ochoty na konfrontację z nim. 

    Nie śpieszy się, stawiając ostrożnie kroki na śniegu, starając się robić przy tym jak najmniej hałasu. Udaje mu się to do czasu, aż znajduje się przy bramce i musi ją otworzyć, wypełniając pustą ulicę dźwiękiem głośnego skrzypienia.

    W przeciągu sekundy brunet obraca się w jego stronę. 

    Louis nie jest w stanie dokładnie dojrzeć twarzy Harry'ego w słabym świetle księżyca, ale jest w stanie zauważyć, że się nie uśmiecha, ani się nie krzywi. Po prostu stoi, z dłońmi schowanymi w kieszeni kurtki, czekając na niego. 

    – Hej – odzywa się Harry, przerywając ciszę. Jego głos wypełnia każdy fragment Louisa. Harry jest definicją ciepła i słońca i to tak, jakby przez zimowe powietrze przeszła fala ognia. 

    Louis kiwa głową, ukrywając wszystko, co czuje. Kiedy zbliża się do wetandy i otwiera szklane drzwi, może w pełni przyjrzeć się Stylesowi. To nieco przytłaczające, jeśli ma być szczery. 

    Nigdy nie sądził, że ponowne zobaczenie Harry'ego będzie aż tak bolesne. Wokół niego wciąż roznosi się ten cynamonowy zapach, który sprawia, że powietrze pachnie jak dom, Święta i Harry

    – Hej – odpowiada Louis spokojnym głosem. 

    – Ja… Uh, muszę z tobą porozmawiać. 

    Szatyn kiwa głową i podchodzi do drzwi, wyciągając klucze z kieszeni. 

    – Wejdź – tylko tyle potrafi powiedzieć, gdy otwiera i odsuwa się na bok, by brunet mógł wejść do środka. 

    Kiedy znajdują się w ciepłym salonie, z świecącą się choinką, Louis wstawia wodę na herbatę, mając nadzieję, że Harry będzie chciał zostać na tyle długo, by ją z nim wypić. 

    – Louis – zaczyna Harry głosem pełnym niepewności. Niebieskookiemu się to ani trochę nie podoba, ponieważ Harry zawsze jest szczęśliwy i odważny, a teraz wydaje się całkowicie bezbronny i szatyn nie ma pojęcia dlaczego. – Nie wiem od czego zacząć. 

    Louis obraca się twarzą do swojego przyjaciela, który położył kurtkę na kanapie, przyglądając mu się z zagryzionymi wargami. Szatyn bierze głęboki oddech, mrugając kilka razy. 

    – Nie było cię – mówi spokojnym głosem, pomimo tego, że wewnątrz powoli rozpada się na kawałki. – Zniknąłeś na dwa miesiące, zostawiłeś mnie. Po tym, co ci powiedziałem. 

    Louis jest lekko zazsokczony tym, że jest aż tak otwarty i że te słowa wydostają się z jego ust. Harry także jest tym zaskoczony, gdyż jego usta otwierają się szeroko, a w oczach pojawia się smutek. 

    – Wiem, Louis, i właśnie dlatego tutaj jestem. 

    Louis zastyga, jego kości zmieniają się w kamień, a mięśnie fermentują. To tak jakby został zanurzony w cemencie. 

    – I wiem, że pewnie nienawidzisz mnie za to, co zrobiłem… – Louis przerywa mu, jego usta reagują szybciej niż mózg. 

    – Nienawidzę cię? Ja cię kocham, do cholery, i właśnie dlatego tkwimy teraz w tym bagnie. Byłem na tyle głupi, że ci o tym powiedziałem i teraz jesteśmy tutaj. Przez to straciłem najlepszego przyjaciela. Osobę, która znaczy dla mnie najwięcej. Dlatego właśnie straciłem ciebie. Więc nie waż się nigdy więcej mówić, że cię nienawidzę, bo nawet jeśli sprawiłeś, że czułem się okropnie z samym sobą, wciąż cię kocham. Oh, i znowu to zrobiłem! Zagalopowałem się i wyznałem swoje uczucia, kolejny raz! Więc śmiało, Harry, zwiewaj. Jesteś w tym ekspertem. 

    Louis pozwala sobie uronić jedną łzę, ponieważ przez ostatni czas dusił w sobie tak wiele, że nie ma już sił z tym walczyć. Wyrzuca z siebie w ten sposób wszystko – nienawiść, miłość, smutek, żal – pozbywa się tego i nie ma już z czym walczyć. I staje się to akurat przed Harrym. 

    – Louis – mówi brunet cichym głosem pełnym skruchy i wszystkiego, czego Tomlinson nienawidzi. – Tak bardzo przepraszam. 

    Zanim Louis w pełni rejestruje swoje działania, jego ramiona są pełne Harry'ego, owijając go niczym kokon, gdy łka cicho w jego bark. Nie powstrzymuje się, myśląc, że jeśli nie pozwoli się temu dziać, ta chwila wymknie mu się z rąk i przepadnie na wieki. Upaja się cynamonem, smutkiem i Harrym

To niczym terapia, myśli, ponieważ to tak, jakby każdy moment rozłąki z Harrym został wymieniony i zapełniony, jakby to się nigdy nie wydarzyło. To jednakże ta najgorsza część, ponieważ to się naprawdę stało; Harry go zostawił. 

    I właśnie zostaje mu to przypomniane, ponieważ Styles odsuwa się, zabierając ze sobą mały fragment serca Louisa.

    – Louis, tak cholernie przepraszam za to, że zrobiłem to, co zrobiłem i nie mogę tego zmienić. I nie zamierzam uciekać. Nie będę dłużej grał tchórza. Potrzebuję cię, Lou, i uświadomiłem to sobie, gdy nie spędzaliśmy ze sobą czasu. 

    Louis nie mówi ani słowa, starając się uspokoić swój oddech. 

    – Nawet milion przeprosin nie jest w stanie ukazać, jak bardzo tego żałuję. Mogę stać tutaj przez resztę życia, przepraszając każdego cholernego dnia, ale to wciąż będzie za mało. Dla mnie to będzie za mało. 

    Tomlinson jest kompletnie zmrożony – jego umysł i głos nie chcą z nim współpracować i nie ma pojęcia, co zrobić przez szok, który wypełnia jego ciało. 

    – Louis, potrzebuję cię. Nie zasługuję na ciebie, ale cię potrzebuję. I jeśli mi na to pozwolisz, chcę być tutaj dla ciebie. Proszę, Louis. Pozwól mi na to. 

    Wydaje się jakby, w jakiejś innej galaktyce, w innym wszechświecie, wciąż był smutny. Gdzieś tam znajduje się inna wersja Louisa Tomlinsona, smutna, samotna i zapłkana. Lecz tutaj i teraz, myśli, nie jest dłużej sam. 

    Naprawdę nie jest. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro