ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prawdziwy przyjaciel nigdy Cię nie zostawi. Będzie podążał za Tobą choćby nie wiem co. Wszystko wokół może płonąć, może się walić, ale Ty wiesz, że nie zginiesz, ponieważ masz dla kogo żyć. Przyjaciel nie powinien kłamać, nie powinien zdradzać Twoich tajemnic. Nie powinien robić rzeczy, przez które Ty będziesz przyciskać twarz w poduszkę i dusić się łzami. Prawdziwy przyjaciel powinien być Twoją bratnią duszą. Kimś na kim zawsze możesz polegać. Kimś komu ufasz w stu procentach i jesteś pewien, że nigdy Cię nie zostawi.

Myślałam, że Lucy była moją prawdziwą przyjaciółką. Fakt, była, to dobre określenie. Kochałam ją jak siostrę, tymczasem ona nie odzywała się do mnie od momentu z imprezy na plaży. Było mi przykro, cholernie przykro. Dlaczego milczała? Dlaczego zostawiła mnie w momencie, gdy potrzebowałam jej najbardziej? Strata przyjaciół to dość silne przeżycie, które wiąże się z doskwierającą pustką. Cisza, która wypełniła ściany mojego pokoju, nieprzyjemnie drażniła moją skórę.

Wiedziałam jednak, że nie mogę okazać słabości. Za kilka godzin mieliśmy omówić cały plan, który mam nadzieje, że da nam zwycięstwo. Nie widziałam innej opcji, choć ta też nie była zbyt optymistyczną wizją. Nie wiem dlaczego, ale moja podświadomość krzyczała, że coś jest nie tak. Być może nie znam Chucka, ale podczas wczorajszej rozmowy był zbyt pewny siebie i nawet ja to zauważyłam. Dlaczego więc Alexander nic nie mówił? Przecież to było zbyt proste. Zbyt łatwe. Skoro chłopak aż tak szybko się zgodził na naszą propozycję, to jestem w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że w jego głowie siedzi coś niebezpiecznego. Nie powinno igrać się z ogniem, natomiast my to zaczęliśmy robić niemal nałogowo. Jak cholerni piromani.

Gdy dochodziła godzina szesnasta, byłam już gotowa. Żeby było mi jak najwygodniej, założyłam szare dresy i czarny top. Blond włosy związałam w wysokiego kucyka, a twarz pozostawiłam bez makijażu. Było zbyt gorąco, abym drażniła swoją skórę podkładem, więc zdecydowałam się tylko na krem nawilżający. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju od razu udając się pod drewniane drzwi naprzeciwko. Zapukałam trzy razy, a po chwili ukazał się mój brat z lekkim uśmiechem na twarzy. Jak zawsze prezentował się  nienagannie. Włosy troszkę mu podrosły, więc bez problemu mógł je przeczesywać palcami.

- Odważnie tak pokazywać swoją prawdziwą twarz – powiedział, skanując całą moją sylwetkę swoim spojrzeniem.

- Zaraz pokaże Ci moje nowe oblicze, którego jeszcze nie znasz, więc lepiej się zamknij i chodźmy – mruknęłam zirytowana jego głupią zaczepką.

- Wyciągnij kija z dupy – mruknął, zamykając za sobą drzwi.

Bez żadnego słowa wyszliśmy z domu i zajęliśmy miejsca w samochodzie chłopaka. Jak zwykle zapięłam pasy i podpięłam swój telefon. Odszukałam naszą wspólną playliste i już po chwili z głośników zaczęła lecieć jedna z moich ulubionych piosenek. „Swim" od Chase Atlantic znaliśmy na pamięć, tak jak większość ich utworów. Uchyliliśmy okna, a naszą skórę muskało gorące, letnie powietrze. Muszę przyznać, że uwielbiałam jeździć z nim samochodem. Może i zdarzało się to rzadko, ale jeśli już miałam taką okazje, starałam się z tego czerpać jak największą przyjemność.

Nie wiem dokładnie gdzie mieliśmy się spotkać, bo Bruno i Alexander mieli o tym zdecydować. Miałam tylko nadzieję, że nie wybrali jakiegoś opuszczonego miejsca, bo nie za bardzo za tym przepadałam. Atmosfera w takich budynkach mnie przerażała, a ja sama bałam się zbliżać do takich rzeczy. Omijałam je szerokim łukiem, więc kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam, że jedziemy do domku Oliviera, który znajdował się kawałek za miastem. To było bezpieczne miejsce i chyba jedyne, w którym na spokojnie moglibyśmy obgadać cały nasz plan. Byłam dumna z chłopaków, że wpadli na ten pomysł, choć nie wiedziałam, dlaczego tylko ja o tym nie wiedziałam.

Zaparkowaliśmy przed całkiem zwykłym domem. Był pokryty białą farbą. Dwa duże okna i ciemne, brązowe drzwi, które zapraszały do środka. Przed budynkiem znajdował się piękny ogród, który zachwycał nawet z daleka. Lubiłam spędzać tutaj czas, miałam stąd same dobre wspomnienia. Aż nie chcę się wierzyć, że tego popołudnia będziemy obmyślali plan, który ma nam pomóc uwolnić się od psychopaty. Ciarki przeszły mnie na samą myśl, więc zaczęłam pocierać dłońmi ręce, aby nikt ich nie zauważył. Ramię w ramie z moim bratem przeszliśmy przez czarną bramę i weszliśmy na posiadłość. Zapukałam w drzwi, a już po chwili moim oczom ukazał się mój najlepszy przyjaciel, rzucając się na mnie.

- Udusisz mnie – udało mi się powiedzieć, co chłopak chyba musiał usłyszeć, bo w jednej chwili się odsunął.

- Wybacz, stęskniłem się – powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Przywitał się z Bruno i we trójkę weszliśmy w głąb domu.

Przeszliśmy przez oświetlony korytarz i udaliśmy się do salonu. Butelkowa zieleń zdobiła ściany, na których porozwieszane były albo rodzinne zdjęcia, albo różnego rodzaju kwiaty. Wiedziałam, że o to miejsce musiała dbać mama chłopaka. Widać było ile serca włożyła, żeby wszystko wyglądało aż tak niesamowicie. Nie zdążyliśmy usiąść, a całe pomieszczenie wypełniło głośne pukanie. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę i ujrzeliśmy dwie sylwetki, przez co moje ciało lekko się spięło. Patrzyłam na nią i nie wierzyłam w to, że nagle postanowiła tu przyjść. Dlaczego przyjechała z nim?

- Cześć – powiedziała nieśmiało, stając przed nami.

Nikt z nas się nie odezwał. Cała nasza trójka była w takim szoku, że żadne słowo nie opuściło naszych ust. Zacisnęłam wargi w wąską linię i gdy w pokoju pojawił się chłopak od razu przeniosłam na niego wzrok. Ten spojrzał na mnie krótko, nie racząc mnie nawet jednym uśmiechem. Cholera, nie zrobił nic.

- Wszyscy w komplecie – powiedział i wyjął z kieszeni swoich czarnych spodni mapę, po czym rozłożył ją na stole.

Poczułam na swojej dłoni przyjemnie ciepło. Wiedziałam, że to Olivier. Ścisnął mnie, dodając mi w tym wszystkim otuchy.

- Chuck się zgodził – zaczął brunet, patrząc na nas wszystkim po kolei – Jutro o dziesiątej mamy lot do Hiszpanii – poinformował nas jak gdyby nigdy nic – Radze wziąć więcej ciuchów, bo zostajecie tam przynajmniej na półtora tygodnia, aż do wyścigu.

- I dopiero teraz nam to mówisz? – zapytał Olivier, puszczając moją dłoń – To i tak, że nie godzinę przed lotem – prychnął, zakładając ręce na siebie.

- Ciesz się, że w ogóle załatwiłem Ci bilet – syknął chłopak, ciskając w niego piorunami.

Nie wiem co się stało, ale miałam wrażenie, że stoi przed nami całkowicie inna osoba niż ta, którą znamy. Alexander był oschły, był arogancki. Patrzyłam na niego i czułam przerażenie. Nigdy nie widziałam go takiego jak teraz. Dlatego spuściłam wzrok na swoje dłonie i już na niego nie spojrzałam.

- Mój przyjaciel Carlos, do tego czasu ma naprawić mój motocykl – rzucił, cały czas pochylając się nad stołem – Jeśli myślicie, że Chuck to psychopata, to nie wiem czy w ogóle jesteście gotowi żeby tam jechać – mruknął i zamilkł na kilka chwil, by później znów wypełnić swoim niskim głosem cały salon – Pamiętajcie, żeby nie wierzyć we wszystko co tam zobaczycie i pod żadnym pozorem macie nikomu nie ufać, nawet sobie.

Omówiliśmy cały plan, lecz wszystkie słowa, które wypływały z jego ust, wypowiadał z powagą. Przecież to wszystko brzmiało jak żart. Nadal miałam nadzieję, że jesteśmy w ukrytej kamerze i ktoś zaraz wyskoczy, krzycząc, że daliśmy się nabrać.

- Stary nadal nie wiem czy to dobry pomysł, co jak coś pójdzie nie tak? – zapytał Bruno, opierając się o brązową sofę.

- Nie przyjmuje takiej opcji – Alex wzruszył ramionami i zerknął na mnie, a ja mimowolnie odwzajemniłam jego krótkie spojrzenie.

- Kurwa to nie jest zabawa, zawsze może pójść coś nie tak – dodał Olivier, przecierając swoją twarz dłońmi.

Zgadzałam się z nim. Nigdy nie mogliśmy być w stu procentach pewni, czy ten plan zadziała. Dobra, może i wystarczyło wygrać ten cholerny wyścig, jednak co jeśli coś się stanie i to Chuck pierwszy przekroczy metę?

- Ja pierdole wszystko pójdzie zgodnie z planem, a później wszyscy wrócicie do swojego cudownego życia!

Alexander ciężkim krokiem opuścił dom, zostawiając naszą czwórkę razem. Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani. Moje dłonie ze stresu zaczęły lekko drżeć. Wiedziałam, że jego wybuch nie znaczy nic dobrego. Stresował się? Nie był pewny? Bo ja na pewno. Moja głowa zdążyła już wymyślić milion sposobów, w których jesteśmy przegrani.

- Myślicie, że to naprawdę będzie takie proste jak mówił? – usłyszałam niepewny głos dziewczyny, która siedziała naprzeciwko naszej trójki.

- Nikt Cię tu nie zapraszał – prychnął Olivier, całkowicie omijając jej pytanie.

Drugi raz odkąd przekroczyła próg tego domu postanowiłam na nią spojrzeć. Wyglądała na załamaną i pewnie tak też było. Choć nie czułam się z tego powodu źle. Zrobiła to co zrobiła. Wystarczyło żeby się do mnie odezwała. Nic innego od niej nie oczekiwałam.

Nawet nie zauważyłam kiedy w pokoju została nasza trójka. Bruno pewnie widząc napiętą atmosferę, postanowił wyjść i zostawić nas samych. W końcu to była sprawa pomiędzy naszą grupą i tylko my mogliśmy ją rozwiązać. Czy tego chcemy czy nie, byliśmy dorośli, a za tym ciągnie się odpowiedzialność z zaistniałą sytuacją.

- Dlaczego się do mnie nie odzywałaś? – zapytałam, nie spuszczając z niej oczu, a dziewczyna w końcu uniosła głowę i odwzajemniła moje spojrzenie.

- Myślałam, że nie chcesz ze mną rozmawiać po tym co się stało – rzuciła – Byłam pijana i naprawdę...

- To, że byłaś pijana to żadne wytłumaczenie – prychnął blondyn i założył ręce na siebie, wiedziałam, że był na nią zły, ale nie myślałam, że aż tak bardzo – Dobrze wiedziałaś, że Alex podoba się Belli, ale Ty jak zwykle musiałaś coś spieprzyć.

- Wybacz Olivier, ale nigdzie nie widziałam, żeby był podpisany – syknęła w stronę chłopaka, a ja chciałam stamtąd uciec – Może i nie powinnam tego robić, ale to nie ja doprowadziłam do tej sytuacji.

- Pieprzenie – Olivier podniósł się i podszedł do dziewczyny, przez co ona także wstała, aby pokazać, że niczego się nie boi – Jesteś pieprzoną egoistką...

- Olivier – powiedziałam twardo, ale ten wydawał się mnie nie słyszeć, albo dość skutecznie mnie ignorował.

- Gdybyś miała choć trochę gracji i sympatii, nigdy nie pozwoliłabyś mu się do Ciebie zbliżyć – wytknął ją palcem.

- Wszyscy byliśmy najebani – powiedziała twardo Lucy, nie dając za wygraną – Czy tego chcesz czy nie, lecę jutro z wami, bo przez nią ja także zostałam w to wplątana! – wyrzuciła ręce w górę, a ja poczułam się jakby ktoś właśnie uderzył mnie z otwartej dłoni prosto w policzek.

- Czy Ty uważasz, że to moja wina, że Chuck nagle zaczął mnie prześladować? – zapytałam, podchodząc bliżej nich, przez co oboje przenieśli na mnie spojrzenie – Uwierz mi Lucy, że gdybym mogła cofnąć czas, to nigdy nie związałabym się z Noah, przez co może byśmy w ogóle nie spotkali Alexandra – powiedziałam zdławionym głosem, byłam taka słaba...

- Bella nie musisz... - przerwałam Olivierowi, bo wiedziałam, że muszę to powiedzieć.

- Nie musisz z nami lecieć, nikt od Ciebie tego nie oczekuje – powiedziałam, patrząc prosto w jej wielkie oczy – Ale jeśli uważasz, że to wszystko jest moją winą, to chyba nigdy nie byłyśmy prawdziwymi przyjaciółmi.

Przez chwilę zapadła głucha cisza, która aż dzwoniła w moich uszach. Nikt nic nie mówił, a mój organizm zaczął powoli opadać z sił. Nie wiedziałam, że to wszystko co było między naszą trójką, tak po prostu może kiedyś pęknąć. Byliśmy za młodzi na takie sprawy. Zbyt złamani, żeby od nowa się pozbierać.

- Najwidoczniej masz rację – szepnęła, a ja poczułam jakby ktoś przebijał moje serce sztyletem – Powodzenia w Hiszpanii.

To były jej ostatnie słowa, które wypowiedziała. Potem zdjęła bransoletkę, którą dostała od nas na urodziny, położyła ją na stole i wyszła. Opuściła dom, zatrzaskując za sobą drzwi. Lucy Jones okazała się zbyt słaba. Nie jestem zła, że postanowiła odejść mimo tego, że wykrwawiałam się od środka. Ból, który tamtego wieczoru zagnieździł się we mnie pozostanie ze mną na bardzo długo, choć będę się tego wypierać.

Patrzyłam w stronę korytarza, bo myślałam, że dziewczyna zaraz wróci i powie, że żartowała, choć tak się nie stało. Nie słyszałam, żeby któreś auto odjeżdżało, więc wróciła sama. Pomimo dzisiejszych wydarzeń modliłam się o to, aby bezpiecznie wróciła do domu. Bo może i powinnam być zła, może i powinnam mieć do niej urazę, ale nie potrafiłam. Każdy z nas popełnia błędy. Byliśmy tylko dziećmi, które wpadły w niebezpieczną grę. Lucy wywiesiła białą flagę, a jej rola w tym momencie się zakończyła.

Nie wiem nawet kiedy, ale poczułam silne ramiona, które oplatają moje ciało i przyciągają w szczelnym uścisku. Morska woń dotarła do mojego nosa, a ja poczułam spokój. Wtuliłam się w ciało mojego przyjaciela, by chwilę później się od niego odsunąć. Spojrzałam na niego, dokładnie analizując mowę jego ciała. Zaciśnięta szczęka, załzawione oczy. Może Lucy miała rację? Może to ja ich w to wplątałam? Gdyby on także postanowił odejść, nie miałabym nic przeciwko. Bo dla mnie najważniejsze było bezpieczeństwo innych. Siebie zawsze stawiałam na drugim miejscu, bez względu na wszystko. I może to było moją zgubą?

- Dlaczego Lucy wyszła? – usłyszałam głos mojego brata, więc od razu spojrzałam w tamtą stronę.

- Lucy nie leci z nami – powiedział Olivier, a Bruno tylko skinął głową, jakby resztę wyczytał z twarzy mojego przyjaciela i może rzeczywiście tak było.

- Wracajmy do domu – powiedział brunet, także wchodząc do salonu i patrząc na każdego z nas, choć miałam wrażenie, że na mnie spojrzał o sekundę dłużej – Pamiętajcie, że jutro o dziesiątej lot, więc pół godziny wcześniej się zbieramy i jedziemy na lotnisko – oznajmił, przypominając nam jeszcze raz – Podjadę po was wszystkich.

Zebraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia. Olivier zamykał za nami drzwi na klucz, a nasza trójka stała przed samochodami. Spojrzałam ukradkiem na auto bruneta i szczerze mówiąc idealnie do niego pasowało, choć nie widziałam go w ich garażu. Czarny Nissan GT-R prezentował się cudownie, a ja zastanawiałam się skąd on na to wszystko ma pieniądze. Przecież samo dopieszczenie tego auta o wszystkie detale musiało kosztować fortunę.

- Podoba Ci się? – usłyszałam nad sobą głos bruneta i dopiero teraz odwzajemniłam jego wzrok.

- Jest względny – wzruszyłam ramionami i gdy zobaczyłam jak jego rysy twarzy się wyostrzają, wiedziałam, że lekko wyprowadziłam go z równowagi.

Może i jestem dziewczyną, ale połowę swojego życia spędziłam otaczając się płcią przeciwną, więc dobrze wiedziałam, że samochody to ich świętość.

- Względny? – prychnął, kręcą przy tym głową – Mówił Ci już ktoś, że igranie z ogniem, to nie zabawa? – zapytał, podchodząc o krok bliżej – Łatwo można się sparzyć – mruknął, a jego miętowy oddech owiał moją twarz.

- Spadamy?

Usłyszeliśmy głos Bruno, więc Alexander w jednej chwili był już kilka kroków ode mnie. Co chwilę na mnie zerkał, a ja od razu odwróciłam od niego wzrok. Nie mogłam dać po sobie znać, że chłopak wypowiadając kilka słów, działał na mnie cholernie mocno.

- Widzimy się jutro – powiedział na odchodne, zajął miejsce za kierownicą i odjechał z piskiem opon, a ja jedynie wywróciłam na to oczami, bo to było tak przewidywalne.

Pożegnaliśmy się z Olivierem i także wyjechaliśmy, zostawiając dom w tyle. Żadne z nas się nie odzywało, a z radia leciała jakaś kolejna piosenka, która po kilku razach stanie się dosłownie nie do zniesienia. Dlatego zawsze albo ja, albo Bruno podpinaliśmy swój telefon. Jednak tej nocy zbyt dużo myśli kotłowało się po naszych umysłach, aby znaleźć chwilę na tak drobiazgową rzecz.

Dojechaliśmy w końcu do domu i wiedziałam, że czeka nas jeszcze rozmowa z tatą. Musieliśmy postawić go przed faktem, że jutro wylatujemy i wrócimy dopiero prawie za dwa tygodnie. Nie wiem czy mu się to spodoba, ale przecież byliśmy dorośli. Wiedziałam, że jedyne co możemy powiedzieć, to to, że znaleźliśmy dobrą okazje na wakacje i całą czwórką postanowiliśmy skorzystać. Nie chciałam go okłamywać, bo wiedziałam, że on nigdy tego nie zrobił, jednak teraz nie mieliśmy wyjścia.

Przecież wrócimy cali i zdrowi, prawda? Innej opcji nawet nie dopuszczam do swoich myśli, choć moja głowa ostatnio miewa mroczne epizody, których ciężko mi się pozbyć. Miałam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a my uwolnimy się od tego psychopaty, który postanowił zatruwać nam życie. Choć i tak ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad tym dlaczego on wciągnął mnie w to wszystko? Przecież gdyby się postarał to Alexander był na wyciągnięcie ręki. Sama sytuacją w domu strachów, gdy zamiast od razu pójść po chłopaka, to przyszedł do mnie, dała mi do myślenia, choć nie wiem czy to mogło być w jakiś sposób istotne.

Może po prostu Chuck był osobą, która potrzebowała w swoim życiu rozrywki. Jednak co jeśli to wszystko było aż tak zaplątane, że było jakieś drugie dno? Co jeśli zbyt mało analizowałam i obserwowałam? Czy mogłam coś przeoczyć? Coś co było cholernie ważne, a mi po prostu umknęło? To niemożliwe, przecież Alexander też by to zauważył, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro