ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

troszkę krótki i oh mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie po tym rozdziale...








Nie wiem która dokładnie była godzina, ale próbowałam właśnie usnąć, gdy całą kamienicę wypełnił przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła. Mój umysł jakby w jednej chwili wytrzeźwiał, a ja od razu zerwałam się na równe nogi. Nie wiem co się działo i bałam się, że ktoś po prostu był zbyt pijany aby dojść do swojego pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, a do moich uszu doszedł głośny krzyk, wszystkie włosy na ciele stanęły dęba. W pewnej chwili myślałam, że to moja wyobraźnia płata mi figle, lecz gdy zobaczyłam, że na korytarz wyszedł Carlos, wiedziałam, że to wszystko co słyszałam było prawdziwe.

Oboje na siebie spojrzeliśmy, próbując doszukać się w swoich oczach jakiejkolwiek odpowiedzi. Gdy tak się nie stało ruszyliśmy na siebie i zatrzymaliśmy się tak, aby słyszeć nasze wspólne szepty.

- Wszystko w porządku? - zapytał chłopak, patrząc na mnie uważnie.

- Słyszałeś to? - zignorowałam jego pytanie, jakby całkowicie nie miało sensu.

Tym razem dotarły do nas silne uderzenia, jakby ktoś walił gołymi pięściami prosto w ścianę. Widziałam jak coś w oczach Carlosa się zmieniło i sama zacisnęłam usta w wąską linie. Nie chciałam, żeby moje domysły okazały się prawdą, lecz gdy chłopak ruszył do drewnianych drzwi, które znajdowały się na samym końcu, moje myśli powędrowały tylko do jednej osoby. Brunet zacisnął dłoń na pozłacanej klamce i gdy ją przekręcił, słone łzy stanęły mi w oczach.

- Kurwa - usłyszałam przekleństwo, gdy oboje wpatrywaliśmy się w obraz przed nami.

Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszło po nim tornado niemałych rozmiarów. Miałam wrażenie, że praktycznie wszystkie rzeczy uległy zniszczeniu. Po podłodze walało się mnóstwo poniszczonych, niedokończonych obrazów. Porozlewane farby tworzyły wokół swój własny świat. Odłamki szkła były rozsypane niczym miny na polu minowym. Gdy spojrzałam dalej ukazał mi się obraz bólu, rozpaczy i czegoś jeszcze, czego nie mogłam w tej chwili zidentyfikować.

- Co Ty narobiłeś - szepnął Carlos, starając się ocenić całą sytuację.

Ja nie byłam w stanie odezwać się nawet słowem. Patrzyłam przed siebie i miałam wrażenie, że jestem we śnie. To nie mogła być prawda. Przecież wszyscy tak dobrze się bawiliśmy, prawda? Dlaczego więc Alexander siedział oparty o swoje łóżko? Dlaczego zakrywał swoją twarz dłońmi? Dlaczego się nie odzywał?

I gdy usłyszałam słaby szloch, który dobiegał z głębi pokoju, który ogarnął mrok, moje serce zaczynało pękać. Patrzyliśmy na wrak człowieka. Chłopak nie przypominał siebie z zaledwie kilku godzin wstecz. Wyglądał jakby ktoś właśnie odebrał mu wszystko, co było dla niego istotne. Wszystko co pozwalało mu żyć. Chciałam do niego podbiec, przytulić go i zobaczyć czy nic mu się nie stało, ale Carlos zagrodził mi przejście swoją ręką.

- Dla własnego dobra - zaczął, a ja przeniosłam na niego swoje przestraszone spojrzenie - Lepiej tu nie wchodź.

Czy go posłuchałam? Oczywiście, że nie. Gdy sam przekroczył próg pokoju, ja podążyłam od razu za nim. Starałam się uważać, żeby przypadkiem nie wdepnąć w jakiś kawałek szkła, co było dużym wyzwaniem. Nie mogłam zrozumieć co takiego mogło się tutaj stać, ale nie wiem czy chciałam wiedzieć, co aktualnie siedzi w głowie chłopaka. Niczym nie przypominał tego radosnego mężczyzny, który jest pewny siebie i każdy go uwielbia.

- Chodź pójdziemy do łazienki - usłyszałam słaby głos Carlosa, który już kucał przy brunecie - Trzeba obmyć rany.

- Przepraszam - jego głos jeszcze bardziej pokaleczył moje wnętrze - Nie dam już rady tak dłużej - zaczął kręcić głową na boki, jakby chciał odgonić od siebie demony, które zawładnęły nad jego umysłem.

- Alexander - zaczęłam, podchodząc bliżej - Carlos ma rację, musisz pójść i opatrzeć skaleczenia - powiedziałam pewnym głosem.

- Na chuj ją tu przyprowadziłeś? - zapytał, dalej z głową schyloną do dołu, a ja na oschły ton jego głos prawie zdębiałam.

Carlos spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem, jakby to on przed chwilą to powiedział. Stałam pośrodku tego chaosu i nie mogłam zrozumieć co tu się dzieje.

- Alex... - niestety chłopak niemal od razu przerwał moją wypowiedź i po raz pierwszy odkąd tu weszliśmy na mnie spojrzał.

Jego oczy były niczym najbardziej odległy zakamarek Piekła. Czułam jak z każdą kolejną sekundą spalają mnie na popiół, a ja nie zamierzałam się poddawać i stałam w ogniu, jakbym kiedykolwiek była na niego odporna.

- Widzisz co zrobiłem? - zapytał niskim głosem - To jestem prawdziwy ja - rzucił, a ja zrobiłam krok w tył, przez co nadepnęłam na ostry kawałek szkła, który sprawnie przedarł się przez moją skórę - Jestem kłamcą, manipulatorem, niszczę wszystko wokół, a w dodatku przeze mnie jesteście w niebezpieczeństwie.

- Alexander - syknął Carlos, jakby chciał go upomnieć, że nie powinien mówić tych słów.

- Co Ty mówisz? - zapytałam, przełykając ciężko ślinę, która ugrzęzła mi w gardle.

- Nic - rzucił i przekręcił głowę w bok - Wypierdalaj stąd.

Nie wiem ile tak stałam w bezruchu, ale gdy jego słowa zaczęły odbijać się echem w mojej głowie, odwróciłam się i opuściłam pomieszczenie, nie zważając uwagi na odłamki szkła, wbijające się w moje stopy. Słone łzy zaczęły torować sobie ścieżki po moich rozgrzanych policzkach. Miałam ochotę spakować wszystkie swoje rzeczy i wrócić do Miami, tam gdzie było moje miejsce. Nigdy nie powinnam tutaj przylatywać. To był błąd, którego nie jestem w stanie naprawić.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i tej nocy już nie zasnęłam, choć bardzo chciałam pogrążyć się w krainie Morfeusza, aby choć trochę sobie ulżyć. Jedyne co byłam w stanie zrobić, to wyjąć zapalniczkę ze swojego worka i zacząć delikatnie podpalać swoją skórę na udach. Ból nie był nawet w porównaniu tak ciężki jak słowa, które musiałam przyjąć od chłopaka. Bordowe ślady, które pojawiały się na moich nogach były niczym. To była moja ucieczka od natłoku myśli, które raniły mnie mocniej niż cokolwiek innego. Tę noc spędziłam przy słabym świetle zapalniczki, któremu towarzyszył delikatny smród spalenizny.


***


Z pokoju wyszłam dopiero o dziesiątej. Założyłam szary, szeroki dres, do tego białą koszulkę, która sięgała mi do połowy uda. Włosy związałam w luźnego koczka, z którego pojedyncze kosmyki wylewały się na wierzch. Twarz jak co dzień pokremowałam i gdy na nogach miałam już swoje beżowe Crocsy, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam prosto do wyjścia z kamienicy.

Nie chciałam od razu konfrontować się po całej sytuacji z nocy, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała opuścić moje tymczasowe lokum. Na dziedzińcu zobaczyłam już mojego przyjaciela, który siedział pod altanką, popijając z różowego kubka gorącą kawę. Delikatny uśmiech wkradł się na moje usta, gdy zobaczyłam ten uroczy widok. Z chłopakiem siedział jeszcze Carlos, Sara i Zane, o ile dobrze zapamiętałam imiona wszystkich. Przywitałam się z nimi i zajęłam miejsce obok Oliviera, wtulając się w jego bok.

- Nigdy więcej nie pije z Hiszpanami - zaczął blondyn, patrząc na całą trójkę z pełnym nienawiści wzrokiem - Macie zbyt dobre głowy do alkoholu.

- Daj spokój Olimisiu, przecież każdy z nam ma kaca, prawda chłopaki? - zagadała Sara, a ja uśmiechnęłam się na to jak nazwala mojego przyjaciela.

Muszę przyznać, że dziewczyna była niesamowicie kreatywną osobą. Pierwszy raz spotkałam kogoś aż tak pozytywnego, który jednym gestem, potrafił rozweselić całe towarzystwo.

- Kto ma ten ma - powiedział dumny Zane.

Przeniosłam na niego swój zmęczony wzrok. Chłopak był cholernie przystojny i jestem w stanie stwierdzić, że musi mieć wiele adoratorek. Mimo tego, że na początku był małomówny, wystarczyło zaledwie kilka godzin, aby już normalnie rozmawiał z każdym z nas. Był całkiem specyficzny, ale dodawało mu to całego uroku.

Wiedziałam, że Carlos przez cały czas się we mnie wpatruje i gdybym nie znała powodu, to pewnie posłałabym mu pytające spojrzenie. Nie wiem o czym teraz myślał. Może był na mnie zły za to, że go nie posłuchałam i mimo jego ostrzeżeniom weszłam z nim do środka lokum Szatana?

- Ciekawe jak pozostali - powiedziała dziewczyna, a jej słowa zawisy w powietrzu.

I byłam pewna, że tylko ja i Carlos czujemy jak atmosfera między nami nagle zgęstniała. Nie dałam rady go ignorować i w końcu odwzajemniłam jego spojrzenie. Wiedziałam, że także nie zmrużył oka. Sińce i wory pod oczami dawały mu się we znaki, ale miałam wrażenie, że i tak trzymał się dużo lepiej niż ja. Kto wie, może to nie jego pierwszy raz gdy zastaje swojego przyjaciela w takim stanie? Szczerze, nie interesuje mnie to już. Nie obchodzi mnie ani Alexander ani jego żałosny cyrk.

- Może dzisiaj powtórka - zasugerowała Sara, a mnie od razu zemdliło gdy sobie przypomniałam ile procentów wczoraj w siebie wlałam.

- Nie ma nawet takiej opcji - mruknął blondyn, obejmując mnie swoim ramieniem, dzięki czemu mogłam się w niego jeszcze bardziej wtulić - Jestem za stary na takie picie - stwierdził, wzdychając teatralnie na co zachichotałam.

I kto wie, może mogłabym się uśmiechać dalej, gdy wszyscy usłyszeliśmy głośne zamknięcie drzwi. Cała nasza piątka spojrzała w kierunku wyjścia z kamienicy, a gdy zobaczyłam kto do nas zmierza, moje ciało w jednej chwili się spięło. Jak najszybciej odwróciłam od niego wzrok i wbiłam go w stół przede mną.

- Witamy wśród żywych! - krzyknęła Sara, ściągając na siebie całą jego uwagę - Ktoś tu wstał chyba lewą nogą huh? - zapytała, nie zdając sobie sprawy z niczego.

- Najwidoczniej - mruknął i zajął miejsce naprzeciwko mnie jak gdyby nigdy nic.

- A nie mówiłam, że jest już stary za picie? - powiedziała chyba zbyt entuzjastycznie, przez co prawie każdy przeniósł na nią swój wzrok - Przyszedł Pan maruda i niszczyciel dobrej zabawy.

- Jeszcze jedno słowo, a podetnę Ci gardło - powiedział, jakby to była czynność na porządku dziennym.

Przełknęłam ciężko ślinę i w końcu na niego spojrzałam. Smarował właśnie chleb masłem i kładł na niego składniki. Zachowywał się tak naturalnie, a ja miałam wrażenie, że i tak tylko udaje, a w jego głowie krzątają się miliony myśli. Skupiłam się na jego dużych dłoniach, które miał owinięte białymi bandażami i zastanawiałam się dlaczego do cholery nikt nie zwrócił na to uwagi, a może nikt nie chciał tego zauważyć?

- Może trochę grzeczniej? - syknęła dziewczyna, zakładając ręce na siebie.

- Bo co? - odłożył swoją kanapkę na stół i spojrzał prosto w oczy Sary - Bo co mi zrobisz co? Pobiegniesz z płaczem do pokoju? - prychnął i zaczął kręcić nożem w swojej dłoni.

Nie wiem czy atmosfera mogła być jeszcze bardziej niewygodna od tej, która panowała między nami wszystkimi. Miałam wrażenie, że bez problemu będzie można ją ciąć nożem.

- Idź sobie zwalić, bo ostatnio się trochę zapominasz - wytknęła go palcem.

Każdy z nas wpatrywał się w nich, jakbyśmy co najmniej siedzieli w kinie i oglądali jedną z kłótni głównych bohaterów. Brakowało tylko popcornu i byłoby wręcz idealnie.

- Nie Sara - wymierzył w nią swój nóż, a ja zacisnęłam dłoń na ręce Oliviera - To wy wszyscy ostatnio się zapominacie - rzucił patrząc na każdego z nas z osobna, przez co nasze oczy przez chwile się spotkały - To ja tu rządze, to ja wydaje rozkazy, a wy macie je wykonywać jak moje jebane myszy - warknął, przez co wszystkie włosy na moim ciele się zjeżyły.

- Przesadzasz Alex - powiedział Zane i spiorunował go wzrokiem - To, że miałeś chujową noc nie oznacza, że możesz się tak do nas odzywać.

Miałam wrażenie, że to jakiś głupi sen, z którego zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy. Najchętniej bym stamtąd uciekła, bo to nie była moja kłótnia, ale prawda była taka, że bałam się nawet ruszyć z miejsca. Patrzyłam na bruneta i nie widziałam w nim tego chłopaka, który w stosunku do mnie potrafił być naprawdę kochany. Tamten Alexander zniknął tamtej nocy, a zastąpił go kompletnie inny człowiek, którego w ogóle nie znałam.

- Moja noc była w porządku, dziękuję, że się tak troszczysz Zane - odpowiedział przesłodzonym głosem.

Zaraz zwymiotuje z napięcia.

- Odpuść już - dołączył się Carlos, ale chyba to było całkowicie zbędne, bo oczy bruneta zapłonęły przerażająco silnym ogniem.

- Odpuścić? Ale ja się świetnie bawię! - krzyknął z uśmiechem na ustach brunet i w jednej chwili wpatrywał się w naszą dwójkę, która od samego początku ani razu nie odezwała się nawet słowem - Widzisz, oni też znakomicie się bawią, prawda Olivier?

- Nie wiem co brałeś stary, ale może zmniejsz dawkę - zauważył mój przyjaciel, marszcząc przy tym brwi, a ten na jego słowa zaniósł się gorzkim śmiechem.

- Jak zwykle zabawny - powiedział w końcu i wlepił swoje mroczne oczy we mnie - A Ty nic nie powiesz?

- Alexander do kurwy - syknął Carlos coraz bardziej zdenerwowany jego zachowaniem.

- Stul pysk Carlos - zatrzymał go jednym ruchem ręki, a chłopak tylko posłał mi swoje słabe spojrzenie i powiedział bezgłośne „przepraszam", więc wiedziałam, że musiałam przygotować się na cios w moją stronę - Nadal się zastanawiam jak to możliwe, że jesteś aż tak łatwa, szkoda tylko, że jeszcze Cię nie wyruchałem.

On tego nie powiedział.

- Myślałem, że chociaż trochę się zmęczę, ale nic podobnego - pokręcił głową na bok i nie przestawał na mnie patrzeć, a ja coraz mniej go widziałam, przez słone łzy, które przysłoniły mi cały obraz - Jesteś tak naiwna, tak słaba - kontynuował, a ja spuściłam wzrok w dół i z całej siły przygryzłam swoją dolną wargę, przez co już po chwili czułam metaliczny smak krwi - Nie dziwie się, że Chuck Cię wybrał, jesteś dla niego najłatwiejszym celem, szkoda tylko, że nie wie, że między nami nic nie ma.

Skończył mówić, a ja zastanawiałam się czy aby nie skończył ze mną. Wstałam, przetarłam swoje załzawione oczy dłońmi i spojrzałam prosto na chłopaka, który bezczelnie szczerzył się w moją stronę. Wzrok każdego w jednej chwili utkwiony był we mnie, ale nie zamierzałam się wycofać. Nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji.

- Ja też nie myślałam, że jesteś aż tak wielkim skurwielem - syknęłam i zacisnęłam dłonie w pięści, przez co czułam wewnątrz dłoni z jak dużą siłą wbijają się paznokcie - I zrozumiałabym gdybyś wyładował się tylko na mnie, bo uwierz mi jestem w stanie to znieść, bo nie Ty pierwszy mnie skrzywdziłeś - kontynuowałam, a uśmiech powoli znikał z jego twarzy - Ale przecież Ty i Twoje ego jesteście jedynymi o których się troszczysz i cholernie mi przykro, że nie wiesz co to znaczy przyjaźń, ale już wiem, że nie zasługujesz na to uczucie.

Chciałam już odejść, ale to przecież on musi mieć ostatnie słowo.

- Za kogo Ty się uważasz, żeby mówić takie rzeczy? - słyszałam jak wstał od stołu i czułam jak do mnie podszedł.

Czułam ten obrzydliwy zapach cynamonu i papierosów.

- Ja? Za lepszą osobę - powiedziałam pewnym głosem i odwróciłam się do niego, przez co prawie zetknęliśmy się ciałami - Wiesz co Alexander? Nienawidzę Cię i żałuję, że wróciłeś.

- Nie, Ty dopiero pożałujesz, że wróciłem - złapał mnie za nadgarstek tak mocno, że jestem pewna, że jutro przywita mnie wielki, fioletowy siniak - Jesteś moim więźniem, a uwierz mi, że stąd nie ma wyjścia.

- Jesteś takim samym psychopatą jak Chuck - powiedziałam, nie odrywając od niego wzroku.

Niespodziewanie zbliżył do mnie swoją twarz, przez co jego gorące usta delikatnie dotykały płatek mojego ucha.

- Nie kochanie, ja jestem jeszcze gorszy - powiedział to tak przerażającym głosem, że cała zadrżałam.

Odsunął się ode mnie, puścił moją rękę, a ja bez słowa skierowałam się do swojego pokoju, choć i tam nie czułam się już bezpiecznie. Nie wiem co się stało, ale wiem, że musimy stąd jak najszybciej uciekać.

W co ja nas wpakowałam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro