ROZDZIAŁ DRUGI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spotkałyśmy się już na wyznaczonym miejscu. Usiadłyśmy na ławce obok jednej z ramp. O dziwo ludzi było dziś mniej niż się spodziewałam, ale to dobrze, chociaż na spokojnie sobie porozmawiamy. Choć to całkiem dziwne, ponieważ zawsze, nawet jak tylko przechodzimy obok tego skate parku, to jest mnóstwo ludzi. Bałam się, że przez hałas oraz zamieszanie, nie będę mogła wszystkiego wyjaśnić na spokojnie mojej przyjaciółce. Dziewczyna wyjęła ze swojej torebki moje ulubione kwaśne żelki w kształcie jabłuszek i dwie pepsi w puszcze. Zdrowe odżywanie co? Nie wiem co to takiego, a ja nie zamierzałam odbierać sobie radości z jedzenia.

Popatrzyłyśmy chwilę na różnych ludzi, którzy robi swoje pierwsze wyczyny, lub szlifowali jakieś tricki. Lubiłam klimat, który tutaj panował. Wszyscy wydawali się naprawdę wyluzowani, co za tym idzie, cała ta atmosfera wpływała na mnie kojąco. Mogłam nawet stwierdzić, że przychodziłam tutaj tylko po to, aby znaleźć w sobie spokój i ciszę. Zawsze to działało, a ja nie rezygnowałam z tej metody, która jak dla mnie była przełomem dla całego mojego organizmu.

- Zerwałam z Noah - wydusiłam w końcu z siebie, czując jak uczucie ulgi rozlewa się po moim ciele - Podobno się z kimś spotyka - wpakowałam sobie dwa żelki do buzi, przez co delikatnie mnie wykrzywiło, ale to nie zmienia tego, że były moimi ulubionymi.

- Skurwiel - syknęła moja przyjaciółka, na co jej przytaknęłam, bo miała stuprocentową rację.

- Zniszczyłam jego motor, który okazał się być motorem jego brata, bo jakimś cudem mają takie same - wyrzuciłam ręce w górę, zdając sobie sprawę z tego jak absurdalnie to w ogóle brzmiało - znaczy podobne, bo Noah ma Yamahe, a jego brat Kawasaki - sama się zdziwiłam, że moja głowa zapamiętała te absurdalne nazwy, ale w jakiś chory sposób mi się to udało.

- Skąd wiesz, że to motor jego brata? - zapytała i spojrzała na mnie, ale gdy zobaczyła moją zażenowaną minę, chyba już wszystko zrozumiała - O kurwa przyłapał Cię - zatkała sobie buzię swoją małą dłonią, patrząc na mnie przestraszonym wzrokiem, jakby właśnie zobaczyła przed sobą ducha.

- Mhm i co najlepsze już go poznaliśmy – mruknęłam, spuszczając swój wzrok na swoje palce. 

- Jak to? – zapytała, z wyczuwalnym zdezorientowaniem w głosie.

- W klubie - spojrzałam na jej reakcję, a jej oczy rozszerzyły się do wielkości piłek golfowych.

- O kurwa - zaczęła się śmiać na cały głos, przez co niektórzy zerkali na nas, zgromiłam ją spojrzeniem, ale ta jak zwykle nic sobie z tego nie robiła - Ty to umiesz zrobić dobre pierwsze wrażenie! – wyszczerzyła się jeszcze bardziej, co powoli zaczynało mnie już przerażać.

- Sprzedam Cię kiedyś na organy Lucy - pogroziłam jej palcem i wypiłam trochę mojego gazowanego napoju - Mi jakoś w ogóle nie jest do śmiechu – westchnęłam, przypominając sobie całą sytuację, która zdarzyła się ledwie godzinę temu.

- Daj spokój, był chociaż zły? - zapytała, pożerając żelki.

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami i spojrzałam przed siebie - Chyba nie, zapisał mi swój numer – przewróciłam oczami, na co ta znów się zaśmiała.

- Komuś tutaj chyba wpadłaś w oko moja droga panno – powiedziała, patrząc prosto na mnie, z wielkim bananem na twarzy, który dodawał jej uroku i odejmował lat.

- Daj spokój, jakbym jeszcze miała ochotę na kolejny związek – prychnęłam, zajadając się żelkami - Nawet nie wiem jak ma na imię - powiedziałam oburzona, patrząc przed siebie.

- Ale chciałabyś wiedzieć - mruknęła, a ja już sama nie wiedziałam co miałam o tym wszystkim myśleć.

Chłopak powinien być na mnie zły o to, że zniszczyłam jego motor. Natomiast on obrócił to w żart i był dla mnie miły! Przecież to niedorzeczne! Chyba każdy byłby zdenerwowany, tym bardziej, że w tak głupi sposób zniszczyłam jego własność. Gdyby ktokolwiek zrobił coś takiego na przykład z moimi książkami to chyba poszłabym siedzieć, za brutalne morderstwo. Nie wiem co miałam o tym wszystkim myśleć, tym bardziej, że chciałam tylko i wyłącznie zakończyć mój związek, a wyszło na to, że od nazwiska Walker, nie tak łatwo mi się będzie uwolnić.

Natłok myśli, spowodował, że moja głowa zaczęła pulsować z bólu. Chciałam wyrzucić wszystko z głowy, ale nic z tego. Nawet gdybym próbowała ze wszystkich sił zapomnieć o tych wydarzeniach i tak wróciłabym do punktu wyjścia. Nie dość, że próbowałam zrozumieć, dlaczego brat Noah nie był na mnie w ogóle zły, to jeszcze gdzieś bardzo daleko w moim umyśle, próbowałam doszukać się momentu, gdzie mogłam widzieć już tak ciemne, intensywne tęczówki. W otchłani mojej głowy nic nie znalazłam, co mnie jeszcze niepotrzebnie zdenerwowało.

Nagle straciłam nawet ochotę na siedzenie w naszym ulubionym miejscu i chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim ciepłym łóżko. Świat ewidentnie sobie ze mnie kpił, wplątując mnie w tak popieprzone sytuacje. Miałam ochotę rozpłakać się jak mała dziewczynka i zjeść dużą porcję moich ulubionych lodów o smaku czekoladowym. Kiedyś przeczytałam, że jak coś zaczyna się walić w Twoim życiu, to pasmo niepowodzeń jest sporym prawdopodobieństwem. Jednak u mnie to nie było pasmo, to była jebana droga pod którą spadały mi wielkie, drewniane kłody.

- Chodźmy do mnie, obejrzymy coś - rzuciłam i obie wstałyśmy z ławki, zabierając przy okazji swoje wszystkie rzeczy.

- Bruno jest w domu? - zapytała, na co zerknęłam na nią zrezygnowana, bo doskonale wiedziałam, że Lucy do niego wzdycha po kryjomu - No co?! Chyba mogę sobie chociaż popatrzeć? - zapytała oburzona, przez co parsknęłam śmiechem, bo czasami po prostu brakowało mi do niej sił.

- To obleśne - stwierdziłam, przez co dostałam z piąstki w ramię.

Droga zajęła nam piętnaście minut, więc tak naprawdę już po chwili znajdowałyśmy się pod drzwiami. Jak na złość zapomniałam ze sobą kluczy, co u mnie było całkowicie normalne. Tata był już pewnie w pracy, a Bruno pewnie grał w te swoje durne gry, przez co pewnie będziemy dobijać się wieczność, czekając aż mój brat nas wpuści do środka. Próbowałam dzwonić dzwonkiem, walić w drzwi, ale to na nic. Przystawiłam ucho do drewnianej powłoki i nasłuchiwałam jakiś odgłosów z wewnątrz, ale kompletnie nic nie słyszałam. Niestety gdy już miałam się od nich odsunąć, aby zadzwonić po prostu do chłopaka, w jednej chwili wpadłam do domu i gdyby nie te cholerne, silne ramiona, upadłabym jak długa. Chociaż może to nie byłoby takie złe, może rozbiłabym sobie głowę i do końca życia nie musiałabym wychodzić z domu? Całkiem przyjemna wizja, patrząc na wydarzenia, które ostatnio mnie spotykają.

- Ty jesteś popieprzona - stwierdził mój brat i pomógł mi się podnieść - Czasem myślę, że nie jesteśmy spokrewnieni - mruknął, rozmasowując swoją głupią głowę.

- I vice versa- zasalutowałam mu i weszłam do środka.

- Cześć Lucy - powiedział do mojej przyjaciółki, opierając się o framugę drzwi i posyłając jej ten obrzydliwy uśmiech. W jego głosie można było wyczuć ten cholernie niski ton, którym chciał poderwać swoje „zdobycze" jak to on miał w zwyczaju nazywać.

- Zaraz zwymiotuję, chodź - złapałam dziewczynę za dłoń i ruszyłam z nią do mojego pokoju. Słyszałam jeszcze donośny śmiech chłopaka, który wypełnił wszystkie pomieszczenia. Frajer.

Niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że mój kochany braciszek jest podrywaczem. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś miał jakiś stabilny związek. Moje uszy w niektóre noce niemiłosiernie ubolewały, gdy przez drzwi mojego pokoju, dochodziły dźwięki, których wolałabym nie słyszeć. Jedyny czas kiedy dane mi było spotkać jego dziewczyny, to bardzo wczesne poranki, gdy opuszczały nasz dom. Zamieniałyśmy wtedy ze sobą jakieś krótkie zdania, a później ślad po nich zaginął. Najbardziej nienawidziłam gdy blondyn próbował podrywać moją przyjaciółkę, która i tak już uważała, że był nieziemsko przystojny.

Przekroczyłyśmy próg mojego pokoju i od razu rzuciłyśmy się na moje łóżko, zatapiając się w puszystej kołdrze. Miałam szczęście, że wyprosiłam tatę o łóżko małżeńskie, bo dzięki temu Lucy mogła na spokojnie u mnie nocować, kiedy tylko chciała. Westchnęłam głośno, przez co spotkałam się z jej spojrzeniem, który prześwietlał mnie dosłownie na wylot. Nie lubiłam gdy tak na mnie patrzyła. Sposób w jaki to robiła zawsze mnie drażnił i irytował.

- Ślinisz się do mojego brata - zgromiłam ją wzrokiem, a ta wywróciła oczami, jakby ten temat był całkowicie nieważny.

- Ty się ślinisz do brata swojego ex - parsknęła śmiechem, a ja miałam ochotę ją w tej chwili udusić poduszką.

Nie wiem kiedy i w którym momencie dziewczyna wywnioskowała z mojej historii, że ślinie się do brata Noah, ale powoli miałam już dość tego tematu. Sama wcześniej mówiła, że pomoże mi zapomnieć o tym nazwisku, a tak naprawdę buzia się jej nie zamykała. Cóż muszę poradzić sobie z tym sama. Nie wiem jak i w jaki sposób to zrobię, ale pocieszam się faktem, że za dwa miesiące zaczynam moje wymarzone studia w kierunku psychologicznym, więc chociaż nauka zajmie moją głowę chociaż na pewien okres w moim życiu.

- Jesteś głupia - skomentowałam i włączyłam telewizor, który wisiał na białej ścianie, na przeciwko łóżka. Ułożyłam się wygodnie, kładąc pod głowę jedną z poduszek i zaczęłam szukać konkretnego filmu.

- Ty bardziej, a się nie chwalisz - wzruszyła ramionami i położyła się na boku.

Włączyłam „Dziewczyna z XX wieku" i już po połowie tego cudownego filmu, zalewałyśmy się słonymi łzami. Kochałam to oglądać, a jednocześnie nienawidziłam. Tak samo było z moją przyjaciółką. Na całe szczęście mieliśmy taki sam gust jeśli chodzi o filmy, dlatego nie było kłótni co do wyboru. Za każdym razem, gdy oglądam ten film, a znam go prawie na pamięć, wylewam z siebie hektolitry słonych łez. Cała historia tej dwójki bohaterów jest urzekająca i ściska moje biedne serduszko, wbijając w nie stopniowo małe, połyskujące szpileczki.

Co lepsze wypiłyśmy już jedno całe wino i zaczynałyśmy właśnie drugie. Tego mi było trzeba. Smutnego filmu, przyjaciółki obok, alkoholu i łez. Obiecałam sobie, że nie będę płakać, ale było mi cholernie przykro, że Noah znowu mnie oszukiwał. Byliśmy w związku, a on spotykał się z inną. Jak można być takim dupkiem? Nie mogłam znieść tego, że zmarnowałam na niego tyle lat, które mogłam spędzić w jakiś bardziej produktywny sposób. Ale wiem, że to tylko moja wina i mój wybór, a czasu nie jestem w stanie cofnąć. Młoda i głupia ja zauroczyła się urodą, nie patrząc za bardzo na charakter, który sam w sobie stał się paskudny.

Film w końcu dobiegł końca, a ja nie mogłam przestać płakać. Łzy lały się strumieniami po moich policzkach, nie zwracając uwagi na przeszkody. Wtuliłam się w ciało Lucy, która objęła mnie ramionami i głaskała delikatnie po plecach. Byłam wdzięczna za jej obecność i miałam nadzieję, że dziewczyna o tym wie. Pustka i samotność znów zaczęły ogarniać moją biedną, kruchą duszę. Nienawidziłam tego uczucia, ale wiem, że od teraz muszę postawić siebie na pierwszym miejscu. Chciałam zadbać o swoje wewnętrzne ja, które było już wystarczająco zaniedbane przez te trzy ostatnie lata.

Po dłuższej chwili usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się otwierają, przez co uniosłam głowę do góry i spojrzałam w tamtą stronę. Zauważyłam blond czuprynę mojego brata, który bez pytania wszedł do środka i położył się obok nas. Czułam na sobie jego natrętne spojrzenie, więc odwzajemniłam je, a ten parsknął śmiechem. Zacisnęłam usta w wąską linie, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że przez płacz mogłam się delikatnie rozmazać... No dobrze, może troszkę bardzo, ale to nie był powód do śmiechu! Ja tutaj przeżywałam kryzys, a on sobie jeszcze ze mnie kpił?!

- Wyglądasz jak panda - powiedział, na co wywróciłam oczami - Ale najpiękniejsza panda jaką widziałem - dźgnął minie palcem w mój rozgrzany policzek - Nie warto wylewać na niego tyle łez młoda – powiedział i mimo wszystko wewnątrz mnie, po całym moim ciele, rozlało się przyjemne ciepło, które przyjemnie popieściło moją dusze. Nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałam od brata jakieś słowa otuchy, więc była to dla mnie miła odmiana.

- Dzięki - rzuciłam, posyłając mu delikatny uśmiech. Przetarłam policzki dłońmi i oboje ich uścisnęłam - Zniszczyłam jego motor, znaczy jego brata, bo byłam zła, ale nie wiedziałam że to był jego... – próbowałam wyjaśnić, bo poczułam dziwną potrzebę powiedzenia mu o tym wszystkim, co w ostatnim czasie mnie spotkało, ale chłopak słysząc moje słowa, niemal od razu mi przerwał.

- Czekaj co? Zniszczyłaś motor Alexandra? - zapytał, a ja zmarszczyłam swoje brwi i spojrzałam na niego, jakby właśnie ktoś przemówił do mnie w całkowicie innym języku.

- Alexandra? - dopytałam zmieszana, a moja przyjaciółka przysłuchiwała się naszej rozmowie, analizując dokładnie wszystkie nasze słowa.

Nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie zaczęły się pojawiać wspomnienia pewnego dzieciaka o czarnych jak noc oczach. Przetarłam swoją twarz dłonią i powróciłam spojrzeniem do mojego brata, który z delikatnym uśmiechem wpatrywał się w sufit. W jednej chwili mój umysł zalała fala wspomnień, która przyszła do mnie niespodziewanie. To nie może być prawda... Bruno chyba nie mówi o swoim dawnym przyjacielu, który wyprowadził się do Hiszpanii... Przecież to niemożliwe! Moja głowa zaczęła pulsować, gdy przypomniałam sobie dosłownie wszystko. Słowa, które wypowiedział do mnie żegnając się huczały w mojej głowie, obijając się o jej ścianki.

- Alexander to brat Noah, nie wiedziałaś? Mieszka w Hiszpanii u ciotki - powiedział i teraz to on zmarszczył brwi - Czekaj chwilę, to on wrócił? - spojrzał na mnie, także marszcząc swoje brwi – Zresztą do cholery jak mogłaś tego nie wiedzieć? Przecież żegnał się z nami, zapomniałaś? – był chyba jeszcze bardziej zdezorientowany niż ja.

- No tak, tak to bym nie mówiła, że zniszczyłam jego motor - wzruszyłam ramionami, już nic nie rozumiejąc. Przecież chyba napisałby do Bruno, gdyby wrócił? Może to jakiś zbieg okoliczności, a zbieżność imion jest przypadkowa?

- Skurwiel nawet się nie odezwał - zaśmiał się i popatrzył w sufit, miałam wrażenie, że wspomnienia z dzieciństwa także zalały jego głowę - Gdy mieliśmy jakoś po dziesięć lat, był moim najlepszym przyjacielem, a gdy miał piętnaście to wyjechał - wyjaśnił, patrząc na nas dwie - To i tak dziwne, że żyjesz młoda, on kocha swój motor, tyle mi o nim opowiadał - wytknął mnie palcem.

- Nie wydawał się być zły - powiedziałam, zastanawiając się nad tym wszystkim – Alex wrócił i się nawet nie odezwał? Nie uważasz, że to trochę dziwne? – zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej, przy okazji rozmasowując delikatnie skronie.

- Cóż, może dobrze, że tu przyszedłem, muszę do niego napisać i umówić się na jakieś piwo – stwierdził blondyn, wstając z mojego łóżka - I tak cymbale, to ten Alex, w którym byłaś zauroczona - powiedział ze śmiechem, z góry przyglądając się mojej osobie – Nie wierzę, że o nim zapomniałaś – pokręcił głową, na tą absurdalną sytuację.

- Czekaj, to on jest w Twoim wieku? - zapytała Lucy, wszystko dokładnie analizując - I wy wszyscy się znaliście? - dziewczyna chyba tak samo jak ja była zagubiona, choć w sumie wcale się jej nie dziwie. Jakoś temat Alexandra omijałam szerokim łukiem, bo tak jak on, chciałam po prostu zapomnieć.

- No tak matoły, przecież przed chwilą wam wszystko wytłumaczyłem - przewrócił oczami, zabrał swój telefon i wyszedł z pokoju, zostawiając nas same ze swoimi myślami.

- On też mnie nie pamięta - stwierdziłam, siadając na łóżku obok przyjaciółki.

Nie wiem czy uczucie przykrości zaważyło nad zdezorientowaniem, ale było naprawdę blisko. Gdy sobie dokładnie o wszystkim przypomniałam, chciałam się po prostu rozpłakać. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze będzie dane mi spotkać tego chłopaka, który na początku uprzykrzał mi życie, a z biegiem czasu zaczął traktować mnie jak własną siostrę. Pamiętam, że było mi naprawdę smutno po tym jak się wyprowadził, tym bardziej, że przez to moja relacja z bratem nigdy nie była tak dobra jak przed tym wydarzeniem.

Nie wiedziałam czy chłopak w ogóle skojarzył, że mogłam być ta małą Bellą, siostrą jego najlepszego przyjaciela, z którą za dziecka spędzał tyle czasu. I to chyba bolało mnie najbardziej. Doskonale pamiętałam jego słowa, z którymi się ze mną pożegnał. I nie waż się o mnie zapomnieć, bo ja o Tobie nie zapomnę nigdy. Nie wierzę w to, że ten chłopak, który wyglądał naprawdę dobrze, był tym chudym, małym Alexem, który śmiał się do łez z moim bratem, gdy oboje zrobili mi jakiś kawał.

- No to się porobiło - zaśmiała się dziewczyna, wytrącając mnie z moich myśli, ale mi jakoś nie było do śmiechu.

To oczywiste, że po jakimś czasie chłopacy odnowią swój kontakt, a ja jestem pewna, że nie obędzie się bez przychodzenia do nas do domu, robienia imprez. Nie widzieli się tyle lat i prędzej czy później się to stanie i w salonie będę widziała tą dwójkę, grającą na konsoli. Westchnęłam ciężko, analizując wszystko w głowie. Ucieczka do Meksyku chyba nie była taka zła, choć to może być za blisko. Może Azja? Nie brzmi źle. Jakoś nie chciałam się z nim konfrontować, gdy on też w końcu ogarnie, że jestem tą małą Bellą. Nie wiedziałabym nawet co mogłabym mu powiedzieć, tym bardziej, że nie ukrywając, miałam do niego żal. Zapomniał o mnie, zerwał ze mną całkowicie kontakt, jakbyśmy się nigdy tak naprawdę nie znali.

O równej dwudziestej drugiej pożegnałam się z przyjaciółką, która musiała wracać już do domu. Zamówiłam jej ubera, żeby nie szła sama po ciemku i właśnie patrzyłam w okno, obserwując jak odjeżdża. Zasunęłam za sobą zasłonkę i zobaczyłam blondyna, który właśnie otworzył paczkę cebulowych chipsów, które kochałam całym sercem. Co jak co, ale jeżeli chodzi o słone przekąski, to to było moimi ulubionymi. Gdybym mogła wybierać między jakimiś słodyczami, a chrupkami lub chipsami to wybór był dla mnie oczywisty. Bez żadnego zastanowienia rzuciłam się na jego osobę i wylądowałam mu na kolanach. Wzięłam garść cebulowego uniesienia i wpakowałam je sobie do buzi, czując ten cudowny aromat, który rozprzestrzenił się po całym moim wnętrzu.

- Namówię tatę, żeby Cię oddał do Psychiatryka - powiedział, patrząc na mnie jak na jakiegoś dziwaka.

- Uważaj, bo jeszcze Ciebie dorzuci w pakiecie - pogroziłam mu palcem, na co chłopak przewrócił oczami, jakby w ogóle nie brał moich słów pod uwagę.

- Jak się trzymasz młoda? - zagadał, a ja zeszłam z niego i usiadłam na sofie - No wiesz z tym Lalusiem - prychnął i zajadał się chipsami.

Dobrze wiedziałam, że Bruno za nim nie przepadał. Zawsze gdy Noah przychodził do nas do domu, ten albo zamykał się w pokoju, albo po prostu opuszczał go na kilka godzin i wracał gdy jego już nie było. Co gorsze on także nie szczędził sobie uwag, jeżeli chodzi o nasze „uczucia". Zawsze powtarzał mi, żebym nie ufała w każde słowo, które do mnie mówi, a ja jak zwykle tylko go wyśmiewałam. Za każdym razem i tak nasze rozmowy kończyły się kłótnią, przez co później nie odzywaliśmy się do siebie nawet przez kilka dni, co z biegiem czasu wyglądało naprawdę absurdalnie.

- Nie wiem, chyba dobrze - wzruszyłam ramionami - Trochę boli, bo byliśmy ze sobą trzy lata, a on mi wyznał, że z kimś się spotyka, ale daje radę - wyjaśniłam i widziałam jak blondyn zaciska swoją szczękę, może mogłam nie wspominać o tym ostatnim, ale czasami powiem coś szybciej niż pomyślę.

- Może czasem Cię nienawidzę - zaczął, na co wywróciłam oczami i zaczęłam się bawić swoimi palcami - Ale wystarczy jedno Twoje słowo i ten skurwiel będzie zbierał zęby z betonu, bo nie pozwolę, żeby ktokolwiek ranił moją małą siostrzyczkę - mrugnął do mnie, na co parsknęłam, ale w wewnątrz mnie rozlało się miłe ciepło.

- Dziękuję - powiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się w jego stronę. Nie wiem czy z tym zerwaniem nasza relacja może być lepsza, czy to przez powrót dawnego przyjaciela, ale zaczyna mi się to naprawdę podobać.

- Dobra, a teraz spadaj, bo jeszcze zarazisz mnie swoją głupotą - mruknął i odpalił jakiś film na telewizorze. Jednak cofam swoje wszystkie wcześniejsze słowa.

- Nie da się zarazić czegoś, co już jest zarażone – zauważyłam spostrzegawczo, rzuciłam w niego poduszką i jak najszybciej uciekłam do pokoju, aby chociaż mnie nie dogonił.

- Uciekaj! Bo jak cię dopadnę, to sam wywiozę do tego Psychiatryka! - krzyknął w moją stronę, przez co zaniosłam się śmiechem.

Z dołu usłyszałam jeszcze krzyk chłopaka, ale nie zrozumiałam już jego kolejnych słów. Zaczęłam się śmiać sama do siebie gdy zamknęłam drzwi. Z biegiem czasu zaczęłam dziękować Bogom za to, że miałam rodzeństwo. Czułam, że mogę na kimś polegać, że gdy będę miała jakiś problem, to zawsze mam do kogo iść. To piękne uczucie i chce je pielęgnować, bo mimo niektórych sprzeczek kocham go całym swoim sercem. Wiedziałam, że nasza relacja nie jest perfekcyjna, ale ważne jest to, żeby robić małe kroczki.

W końcu się odświeżyłam i przebrałam w krótkie spodenki, za dużą koszulkę, i weszłam pod kołdrę, która otuliła moje ciało ciepłem. Zgasiłam swoją lampkę nocną i chwyciłam telefon do ręki. Przejrzałam całego Instagrama i Facebooka, a nawet nie znalazłam jakiś ciekawszych wątków, z którymi mogłabym zostać nieco dłużej. Gdy nie miałam już co robić, włączyłam sobie jedną z moich ulubionych gier, aby się jak najszybciej znudzić i zasnąć. Tak wiem, może to nie był zbyt mądry pomysł, ale na mnie zawsze działał. Wystarczyło tylko zmęczyć swoje oczy, co przy jasnym ekranie telefonu nie było zbyt trudne do osiągnięcia.

Gdy już poczułam wystarczające zmęczenie, odstawiłam telefon na szafkę nocną i przykryłam się kołdrą po samą szyje. Mimo, że było lato, a na zewnątrz panował upał, ja nie wyobrażałam sobie usnąć bez przykrycia mojego ciała. Popatrzyłam jeszcze chwilę w sufit i gdy już miałam iść spać, urządzenie się podświetliło, i wydało dźwięk przychodzącej wiadomości. Westchnęłam ze względu na to, że ten dzień mocno mnie wykończył i nie miałam ochoty pisać z kimkolwiek. Myślałam, że to Lucy czegoś zapomniała zabrać, bo często się to zdarzało, ale gdy popatrzyłam na ekran, moje serce dziwnie zakuło, a ja przełknęłam gule, która zaczęła ciążyć mi w gardle.

Od: Noah
Nie chciałem żeby to tak wyszło. Przepraszam, spotkajmy się i przegadajmy to jeszcze. Nie chce z Ciebie rezygnować.

Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Raczył mnie tymi słodkimi zdaniami, ale moje serce już nie zabiło tak jak na samym początku. Nie wiem po jaką cholerę w ogóle do mnie pisał. Przecież sam powiedział, że kogoś już ma. Życzył mi szczęścia, więc dlaczego chce porozmawiać. To absurd! Mam tego wszystkiego już dość. Jestem tym zmęczona. Nie mam pojęcia, na co liczy, ale jest już za późno. Miałam już po raz drugi odkładać ten cholerny telefon, gdy znów zawibrował w mojej dłoni. Niechętnie na niego spojrzałam i tym razem o mało co się nie zachłysnęłam nabieranym powietrzem.

Od: Ten lepszy brat
Zastanawiam się czemu nie śpisz promyczku.

Uwolnienie od Walkerów miało być proste? Taa... I czemu do cholery zapisał się jako „ten lepszy brat". Chyba zaczynam powoli wariować. Miałam skupić się na sobie, a wychodzi na to, że będę musiała zająć się unikaniem braci. Jak sobie o tym wszystkim myślałam, to wszystko naprawdę było przekomiczne. Jako dziecko kolegowałam się z Alexandrem, a dorastając weszłam w związek z jego młodszym bratem. Z jednej strony chciało mi się śmiać, a z drugiej płakać. Świat zaczyna ze mnie kpić, a mi ani trochę się to nie podoba.

***

- Cześć tato - powiedziałam do mężczyzny, który siedział w kuchni z kubkiem gorącej kawy.

Powolnym krokiem zeszłam z ostatniego schodka, dotykając gołymi stopami ciemnych paneli. Posłałam mężczyźnie delikatny uśmiech, który od razu odwzajemnił. Weszłam w głąb kuchni i rozciągnęłam swoje zaspane ciało. Jak zwykle niektóre kości pod wpływem gwałtownego ruchy, zaczęły strzelać, przez co zauważyłam na twarzy taty lekki grymas. Nienawidził tego dźwięku, ale nic nie poradzę na to, że nie mam nad tym kontroli, a gdy tego nie zrobię, to cały dzień będzie mnie wszystko boleć.

- Cześć skarbie, jak się spało? – zapytał, patrząc na mnie z ukosa.

- Właśnie jakoś nie za bardzo mogłam spać, co chwilę się budziłam, pewnie to przez pełnię - machnęłam ręką, aby zbytnio nie przejmował się moim stanem i włożyłam dwa tosty do tostera. Z lodówki wyjęłam szynkę, sałatę i pomidora, i czekałam, aż moje chlebki się przyrumienią, bo w jednej chwili zrobiłam się niemiłosiernie głodna.

- Jak Ci mijają wakacje? - dopytał, zerkając na mnie.

- Jak to wakacje, za szybko mijają - zaśmiałam się krótko i usłyszałam ciężkie kroki mojego brata. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na zegarek, który wskazywał dopiero dziewiątą. Co on tak wcześnie wstał? To do niego w ogóle nie podobne, tym bardziej, że chłopak potrafił spać do południa.

- Siema - mruknął zaspanym głosem, nawet na nas nie patrząc. Podszedł do ekspresu i wbił odpowiednie guziki, aby zrobić sobie kawę. Podstawił jeszcze swój ulubiony czarny kubek z nadrukiem jakiejś postaci z tego jego anime i jednym ruchem zgarnął moje tosty, które akurat wyskoczyły z urządzenia - Dzięki, kochana jesteś - dał mi buziaka w policzek, na co prychnęłam pod nosem i wstawiłam dwa kolejne chlebki. Muszę przyznać, że miał świetne wyczucie czasu.

- Jadę dziś na delegację, nie będzie mnie przez cztery dni i Bruno - powiedział tata, podkreślając imię mojego brata, a ja doskonale wiedziałam co chce powiedzieć - Proszę Cię nie podpal, nie zalej, nie zburz i nie zniszcz domu pod moją nieobecność - zagroził tata, a ja już widziałam ten chytry uśmiech na twarzy chłopaka, który pojawił się od razu po wypowiedzeniu tych wszystkich słów.

- Czy kiedykolwiek coś się stało pod twoją nieobecność tato? - zapytał ironicznie, na co niestety nie powstrzymałam wybuchu śmiechu. Gdy zetknęłam się z groźnym spojrzeniem mojego brata, od razu zakryłam usta dłonią.

- Naprawdę mam Ci przypominać ile razy zrobiłeś... – nie było dane dokończyć naszemu tacie, bo blondyn w jednej chwili zaczął mówić.

- Jasne, spokojnie, nic się nie stanie - zapewnił Bruno, biorąc kubek kawy, talerz z tostami i jak najszybciej wrócił do swojego pokoju, na co pokręciłam rozbawioną głową.

- Będę go pilnować - powiedziałam, gdy tata przeniósł na mnie swój wzrok.

- Dziękuję Bella - skinął głową i po wypiciu swojego napoju także poszedł do pokoju, pewnie pakować się do wyjazdu.

Wzięłam swój telefon w dłoń, gdy zobaczyłam nową wiadomość na wyświetlaczu.

Od: Brachol
Szykuj się na ostre imprezowanie młoda!!!!

Przewróciłam oczami na treść wiadomości. Wiedziałam, że dokładnie tak to się skończy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to zawsze ja musiałam sprzątać po tych jego imprezach, które organizował. On bawił się w najlepsze, a ja starałam się pilnować całego domu, żeby w ogóle jeszcze stał. Chłopak miał rację. Musiałam zaopatrzyć się w energetyki, aby nie zasnąć przy tej bandzie idiotów. Co lepsze, podejrzewam, że impreza będzie na całego, więc od razu zmobilizowałam Lucy do pomocy, która zapewniła mnie, że na sto procent się pojawi.

Miałam jednak nadzieję, że chłopak nie zaprosi Alexandra. Nie wiem dlaczego, ale chce się trzymać od niego z daleka. Może i jako mała dziewczynka byłam nim zafascynowana, ale to nie zmienia faktu, że on o mnie nie pamięta, a na pewno sobie przypomni gdy Bruno do niego napisze. Co gorsze zaczęłam się stresować tym wszystkim, a przecież nie mam czym. Unikanie go nie może być chyba aż tak trudne, prawda? Zresztą po cichu liczyłam na to, że chłopak nie będzie chciał odnawiać kontaktu z moim bratem. Były na to bardzo małe szansę, ze względu na to, jak oboje się uwielbiali, ale nadzieja umiera ostatnia, a ja zamierzam o tym pamiętać.

Tata zebrał się dokładnie o godzinie siedemnastej. Spakował wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i razem z Bruno staliśmy już przed domem, patrząc jak odjeżdża swoim czarnym volvo spod domu. Uśmiech z twarzy blondyna nie schodził nawet na chwilę, a ja miałam go już po dziurki w nosie. Miałam już dość jego zachowania i tego całego „podjarania" nadchodzącą imprezą. Gdy sobie pomyślałam, że będę musiała niańczyć całe towarzystwo, to na samą myśl robiło mi się niedobrze.

- Zbieraj się, pomożesz mi w zakupach - szturchnął mnie w ramię, gdy wróciliśmy do domu.

- Nie masz znajomych? - zapytałam na co prychnął, pewnie moja odpowiedź mogła go trochę zirytować, ale nie dbałam o to.

- Mam, dlatego możesz się cieszyć, że nie będziesz sama - mrugnął do mnie, na co przewróciłam oczami. Chwycił kluczyki do swojego granatowego bmw i ruszył do samochodu, czekając na mnie aż się zbiorę.

Zabrałam ze stołu telefon i czarny worek z Nike, i także opuściłam dom, zamykając drzwi na klucz. Zajęłam miejsce z przodu i zapięłam pasy. Mógł być moim bratem i jeździć jak jebany mistrz, ale wolałam nie ryzykować. Kto wie co może mu strzelić do tego durnego, blond łba. Niby znaliśmy się od urodzenia, ale nawet ja nie byłam w stanie przewidzieć, co aktualnie chodzi mu po głowie. Ruszyliśmy z garażu, zostawiając za sobą jedynie podmuch wiatru. Pozwoliłam się rozgościć i podpięłam swój telefon pod radio. Włączyłam „Friends" Chase Atlantic. Oboje zaczęliśmy śpiewać, na całe szczęście mieliśmy podobny gust jeśli chodzi o muzykę, z czego byłam bardziej niż zadowolona.

Gdy skojarzyłam gdzie jesteśmy i pod czyim domem stoimy, poczułam dziwny uścisk w podbrzuszu. Chyba nie przyjechał po tą osobę, o której teraz myślałam? Spojrzałam z przerażeniem na blondyna, który klikał coś na swoim telefonie, nie zwracając na mnie uwagi. Chyba już zapomniał, że zerwałam z Noah i jakoś nie miałam ochoty oglądać tego przepełnionego bogactwem domu. Tym bardziej, że wrócił do niego osobnik, o którym starałam się zapomnieć.

- Żartujesz sobie? Po cholerę tu przyjechaliśmy? – zapytałam zdenerwowana, aby zwrócić jego uwagę.

- Po mojego cudownego przyjaciela, który nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem - mruknął i przeniósł swój wzrok z telefonu na mnie - O idzie - uśmiechnął się, a ja chciałam stąd uciec tam gdzie pieprz rośnie - Siema skurwysynie - przywitał się z brunetem, który zajął miejsce z tyłu.

- Siema ofermo - powiedział, na co osunęłam się na fotelu w dół, jakby to miało sprawić, że jakoś magicznie stamtąd zniknę - Kto by się spodziewał, że w końcu zaczniesz jakoś wyglądać, chodzisz na siłownie co? – zapytał, a ja zacisnęłam usta w wąską linię, aby tylko się nie roześmiać z ich durnego dogryzania sobie. Czyli nie wszystko się zmieniło...

- Kto by się spodziewał, że z chudego patyka zmienisz się w dorodne drzewo, chyba nie możesz odgonić się od lasek co? – powiedział Bruno z zadziornym uśmiechem na twarzy, po czym ruszył z miejsca.

- A Ty się nie przywitasz promyczku? - zwrócił się do mnie, a ja poczułam palące spojrzenie mojego brata na sobie i coś czuję, że po powrocie ze sklepu zrobi mi niezły wykład.

- Hej? - mruknęłam i już do końca drogi się nie odezwałam, bo nawet nie widziałam takiej potrzeby.

We trójkę weszliśmy do supermarketu, po najpotrzebniejsze rzeczy, czyli według chłopców, napoje mocno procentowe. Oboje wzięli po jednym wózku, a ja szłam powoli za nimi, rozglądając się po asortymencie za czymś, co mogłoby mnie zainteresować. Nie wiem dlaczego Bruno mnie tutaj zabrał. Czułam się zbędna, całkowicie niepotrzebna, ale chociaż wzięłam dla siebie coś słodkiego, co miało umilić mi całą noc. Coś czuję, że wielkimi krokami zbliża się okres, to by wyjaśniało moje wahania nastroju i ciągłą ochotę na jakieś słone lub słodkie przekąski. W końcu stanęliśmy przy półce z alkoholem, a wraz z tym miałam ich już serdecznie dość.

- Myślałam, że to kobiety w drogeriach są niezdecydowane, ale wy dwaj przebijacie wszystko - mruknęłam, czekając kolejne minuty na to, aż na coś łaskawie się zdecydują. Zaczęły powoli boleć mnie nogi, od tego całego stania, przez co mój humor był jeszcze gorszy niż wcześniej.

- Lepiej zamilcz Bella - powiedział mój brat, przez co spojrzałam w jego zielone tęczówki, ciskając w niego piorunami. Miałam ochotę spalić go spojrzeniem, co niestety mi się nie udało.

- Prawda boli? - zapytałam, patrząc na niego wyzywająco i delikatnie unosząc głowę w górę, aby wyglądać na wyższą.

- Ostatni raz Cię biorę na zakupy - jęknął, odpuszczając nasz kontakt wzrokowy, przez co czułam się wygrana.

- To co Ty byś wybrała? - zapytał drugi chłopak, swoim niskim głosem, który poczułam aż wewnątrz siebie. Starałam się zignorować jego ciemne tęczówki, które wlepiał w moją osobę.

Nic się nie odzywając, podeszłam do półki, wzięłam cztery różne wódki i wsadziłam do koszyka. Popatrzyłam na nich i skinęłam głową w stronę półki. Co najśmieszniejsze Bruno posyłał mi zdezorientowane spojrzenie, a ja miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Mieszkam z idiotą...

- Macie już cztery wybory, teraz wystarczy wziąć więcej tego samego, tyle - powiedziałam zrezygnowana, a oni bez słowa wykonali moje polecenie, co było całkiem przyjemnym widokiem. Słuchali się jak pieski.

Zapłaciliśmy za wszystkie zakupy i wracaliśmy powolnym krokiem do samochodu. Ja oczywiście zajadałam się moim ulubionym batonikiem z masłem orzechowym. Chciałam wsiąść na miejsce z przodu, ale Alexander mnie wyprzedził i zagrodził mi przejście. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, a ten odwzajemnił moje spojrzenie. Jego wyraz twarzy nie zdradzał żadnych emocji, co jeszcze bardziej mnie zaczęło irytować. Nie zauważyłam nawet cienia uśmiechu, który mógłby rozpogodzić jego ponury wyraz, a ja zaczęłam się zastanawiać, co się stało z tym radosnym chłopakiem.

- Dzieci siedzą z tyłu – powiedział swoim wrednym głosem i zajął miejsce pasażera, a ja stanęłam jak wryta. Nawet nie byłam w stanie poruszyć się o milimetr, ale z transu wyrwał mnie klakson samochodu, na co od razu podskoczyłam. ON CHYBA SOBIE ZE MNIE ŻARTUJE.

Bez żadnego słowa wsiadłam na tyły. Jeśli on zamierza się zachowywać w taki sposób, jak kilka lat wcześniej, to ja tym razem nie odpuszczę. Już nie jestem tą małą dziewczynką, która wszystkiego się boi i przed wszystkim ucieka. Jak ktoś zaczyna ze mną wojnę, to proszę bardzo. Tylko tym razem zamierzam ją wygrać. Nie wywieszę białej flagi, co to to nie. Jestem silną osobą, która umie postawić na swoim, a chłopak ewidentnie ma do mnie jakiś problem, nawet nie wiem dlaczego. To on zerwał ze mną kontakt. Przez tyle lat nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem, przez co musiałam się pogodzić z jego odejściem. Zostałam wtedy całkowicie sama, tocząc w swojej głowie walkęz nicością, która z dnia na dzień pochłaniała mnie coraz bardziej, niszcząc moją dusze na kawałki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro