ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALEXANDER



Siedzieliśmy całą grupą nad jeziorem, przy rozpalonym ognisku. Nie pamiętam kiedy ostatnio moje ciało było tak rozluźnione, choć nie powinno. Jutro wyścig. Zostało dwadzieścia godzin do tego, żebym odstrzelił tego skurwysyna. Mój plan nie był tak bardzo trudny, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy poczekać na jeden odpowiedni moment, a cała Hiszpania będzie padać przede mną na kolanach.

Miałem dopięte wszystko na ostatni guzik, więc nie mogło nic się spierdolić. Wiedziałem to, odkąd planowałem to wszystko. W końcu uwolnię się od Chucka i jego bandy idiotów, która cholernie działa mi na nerwy. Uważają się nie wiadomo za kogo, a tak naprawdę nie dorastają mi do pięt. Każdy z nich jest slaby. Zawsze jestem krok przed nimi i dzięki temu mam przewagę. Bo mam wśród nich mojego człowieka, o którym nikt nic nie wie.

- Jestem zmęczona – usłyszałem ten słodki głos, który jako jedyny potrafi wytrącić mnie z rozmyślań.

Spojrzałem w bok i gdy zobaczyłem te śliczne, duże oczy, które wpatrują się w moją osobę, miałem ochotę roześmiać się na cały głos.

- Zaraz się będziemy zbierać – powiedziałem i przyciągnąłem ją bliżej siebie – Wytrzymaj jeszcze chwilę – szepnąłem w jej włosy, na co pokiwała delikatnie głową.

Bella oparła się plecami o mój tors, a ja objąłem ją delikatnie w pasie. Była taka drobniutka, że czasem bałem się, że zwykły wiatr coś jej zrobi. Jej blond włosy delikatnie muskały moją twarz, co lekko mnie łaskotało, ale nie zamierzałem jej wypuszczać. Nie teraz, gdy jest lekko podpita, a ja mam okazję trzymać ją blisko siebie.

Cholera ja nie miałem obsesji na jej punkcie, byłem nią zafascynowany do tego stopnia, że zrobiłbym dla niej dosłownie wszystko. Jutro musi pójść wszystko po mojej myśli. Nie mogę stracić tej dziewczyny. Wiem, że Chuck wie o mnie bardzo dużo i mam nadzieję, że nie wyda moich niektórych, chorych rzeczy, których się dopuściłem. Nie wiem jak miałbym to jej wyjaśnić. 

Olivier właśnie opowiadał jakiś kolejny swój żart, gdy poczułem w kieszeni swoich spodni wibracje telefonu. Nie mam pojęcia kto próbuję się do mnie dobić o dwudziestej trzeciej, ale nie miałem teraz ochoty na jakiekolwiek kontakty. Wygrzebałem urządzenie i podstawiłem przed twarz, aby je odblokować.

NIEZNANY : Zabierz Belle i uciekaj.

Zmarszczyłem brwi i jeszcze raz przeczytałem treść wiadomości. Kto to do jasnej cholery jest i czemu pisze takie rzeczy? Nic nie rozumiałem, tym bardziej, że nawet nie przyszło mi do głowy, kto mógłby napisać tego smsa. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i przeczesałem włosy palcami. Zwilżyłem usta językiem i spojrzałem na wszystkich, którzy świetnie się bawili. Szkoda, że to ja muszę zepsuć im wieczór.

- Wracamy – oznajmiłem, przez co każdy przeniósł na mnie swoje spojrzenie.

Poczułem się jakby właśnie celowali we mnie z broni.

- Dlaczego? – zapytała oburzona Sara, zakładając ręce na siebie – Przecież jeszcze młoda godzina – przewróciła oczami.

- Bella dosłownie zasypia w moich ramionach, Carlos siedzi z nosem w telefonie, oprócz Ciebie i Oliviera, reszta ma dosłownie już dość na dziś – wyjaśniłem, oceniając na szybko całą sytuację.

- Pan Maruda znowu w akcji – mruknęła dziewczyna, zbierając z piasku swoje rzeczy – Może chcesz odznakę, za dobre sprawowanie huh?

Miałem ochotę ją tu zostawić. Samą. Na odludziu.

- Możesz chociaż raz mnie nie wkurwiać? – rzuciłem, wbijając wzrok w jej osobę.

- To moje hobby – puściła do mnie oczko i jako pierwsza wsiadła na tyły samochodu Carlosa.

Bez zbędnego zastanowienia, delikatnie wziąłem blondynkę na ręce i przeniosłem na przód, do mojego Nissana. Ułożyłem ją na fotelu i zapiąłem pasy, poprawiając je tak, aby nie wżynały się w jej ciało.

Miałem odsunąć się już od samochodu i pomóc reszcie w sprzątaniu, gdy znów poczułem wibrację mojego telefonu. Wszystkie moje mięśnie jak na zawołanie się spięły, co przestało mi się podobać.

NIEZNANY : On was zabije.

NIENZANY : Oboje wiemy, że jest do tego zdolny Alexander.

Kurwa mać. Co jest grane? O co chodzi? Dlaczego ktoś próbuje mnie ostrzec? Przecież to nie ma sensu. Z nikim z paczki Chucka, oprócz mojego osobistego kreta, nie mam zbyt dobrych kontaktów. Najchętniej każdy z nich wydałby mnie i podał mu mnie na tacy, z czerwonym jabłkiem w buzi.

W mojej głowie zrodziła się dziwna myśl. Może ten ktoś ma rację? Może po prostu powinniśmy uciec?

Cholera! To niedorzeczne!

- Wszystko w porządku, stary? – usłyszałem głos Carlosa, który nagle znalazł się obok mnie.

Bez żadnego słowa, wyciągnąłem w jego stronę dłoń z telefonem i pokazałem mu wszystkie trzy wiadomości, które dostałem tego wieczoru. Jeśli ktokolwiek dzisiaj, miałby odkryć kim jest osoba po drugiej stronie, to tylko Carlos. Jebany kot w świecie technologii.

- Co to kurwa jest? – zapytał, oddając mi urządzenie i patrząc wprost w moje oczy.

- Też chciałbym wiedzieć – prychnąłem i zamknąłem drzwi pasażera, aby przypadkiem dziewczyna się nie obudziła.

- Coś mi tu nie gra – widziałem, że chłopak zaczął się denerwować – Kto niby miałby Cię przed nim ostrzec? To nie ma sensu.

- Nie wiem Carlos, ale ewidentnie Chuck chce się mnie pozbyć – zaśmiałem się, opierając plecami o samochód.

Wyciągnąłem z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Poczęstowałem nimi przyjaciela i odpaliłem nam nasze „antystresy". Toksyczna substancja wypełniła moje płuca, a ja od razu zacząłem myśleć.

- Chuck chce się Ciebie pozbyć odkąd pamiętam – prychnął brunet – Stworzył osobę, która zna jego wszystkie słabości i w sekundę go wyeliminuje.

- Weź, bo się jeszcze zarumienię – utkwiłem wzrok w ziemi, analizując wszystko, jeszcze raz w swojej głowie.

- Taka prawda, jesteś dla niego zagrożeniem, odkąd poznałeś Renesme – powiedział, a jej imię sprawiło, że moje dłonie zaczęły się pocić.

Czy nadal ją kochałem? Nie. Ja jej nigdy nie kochałem. Ja ją wielbiłem, bo jako jedyna potrafiła mną zawładnąć. Byłem jej poddanym, który jest dla niej na każde zawołanie. To było złe. My razem byliśmy źli. Byliśmy dla siebie destrukcyjni.

- Nie wracajmy do tego – splunąłem i przydeptałem niedopałek butem – Zajmij się tym numerem.

Obszedłem samochód i zająłem miejsce za kierownicą. Spojrzałem do tyłu na śpiącego Oliviera i w bok na Belle. Wyglądała tak bardzo spokojnie, gdy przebywała w krainie snów. Chciałbym dołączyć do niej. Żeby zabrała ode mnie wszystkie demony, które tylko czyhały na moje potknięcie.

Ja też już byłem zmęczony. Byłem zmęczony tym światem. Tym, że każdy ocenia mnie, patrząc tylko na to co robię, nie patrząc co mnie takim ukształtowało. Może i popełniam same błędy, może i jestem najgorszym złem tego świata, ale kurwa. Niczego innego nie pragnę, jak zaznania spokoju. A do tego, muszę zabić Chucka. Inaczej, sam sobie strzelę kulkę w łeb.

Ruszyłem, zostawiając jezioro, daleko za nami. Z głośników radia, unosiły się pierwsze melodie „Never Say Goodbay" Bon Jovi, więc i ja zacząłem je sobie nucić pod nosem. Bolała mnie już głowa od tego wszystkiego. Zbyt dużo myśli przewijało się przez mój umysł. Czasami miałem ochotę tak po prostu odebrać sobie życie.

Czasami po prostu nie miałem już sił walczyć.

Rodzina się do mnie nie przyznaje. Mam tylko moich przyjaciół i wiem, że każdy z nas wszedłby za drugim w ogień. Kochałem ich wszystkich cholernie mocno i szczerze nie wyobrażam sobie dnia bez nich. Od początku byli moją podporą. Byli moim wszystkim i wiedziałem, że nie mogę ich jutro zawieźć. Po prostu nie mogę.

Zatrzymałem się na czerwonych światłach, śpiewając cicho pod nosem. Cholernie potrzebowałem łóżka i snu. Musiałem być wypoczęty przed jutrem, abym nie zapomniał o żadnej istotnej kwestii.

- Lubię jak śpiewasz – usłyszałem, więc szybko odwróciłem głowę w bok.

Słodkie, zaspane oczka. Lekko zaróżowione policzki i pełne usta. Boże dziękuje, że zesłałeś mi anioła.

- Nie ładnie tak podsłuchiwać – stwierdziłem, przewracając oczami.

- Oj, czy ja Cię zawstydziłam? – zachichotała uroczo, na co moje zniszczone serce zabiło dwa razy mocniej.

- Nie kochanie, ale jak chcesz to ja Cię mogę zaraz zawstydzić – zaśmiałem się, widząc jej skwaszoną minę.

Zielone. W końcu.

- Stresujesz się jutrem? – zapytała, a ja zacisnąłem dłonie na kierownicy, nawet nie wiedząc co jej odpowiedzieć.

- Nie bardziej, niż Ty – powiedziałem pewnie, zerkając w jej stronę.

Wreszcie dojechaliśmy. O dziwo bez żadnych ofiar, ani dziurawych opon. Brawo Chuck, widzę, że trzymasz siły na jutro...

Jakoś udało nam się dobudzić pijanego Oliviera, który wkurwiony o to, że musi wstać, ruszył prosto do swojego pokoju, nie oglądając się za siebie. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem na ten widok. Dawno nic mnie tak nie rozbawiło. Mógłbym się kłócić, ale Oliviera nie dało się nie lubić. Był duszą towarzystwa. Lekiem na pochmurne dni.

Podszedłem do blondynki, gdy wysiedliśmy z samochodu i splotłem nasze dłonie. Czułem jak przez mój dotyk, delikatny dreszcz, przechodzi przez ciało dziewczyny. Moje wewnętrzne ja, wręcz skakało w środku mnie ze szczęścia. Kurwa, staję się przy niej pizdą...

Wspięliśmy się po schodach na górę i zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które prowadziły do pokoju blondynki. Dziewczyna popatrzyła na mnie z dołu i zmarszczyła swoje jasne brwi.

- Umiem trafić do pokoju Alexander – uwielbiałem, gdy wypowiadała moje pełne imię.

W jej ustach to brzmiało jak przekleństwo i coś niesamowitego jednocześnie.

- Mogę Cię o coś prosić? – szepnąłem, przygryzając lekko swoją dolną wargę.

Jak ja nie lubiłem tych słów. Proszą tylko słabi. A ja nie jestem słaby, prawda? Nie mogę być...

- Czy mogę spędzić z Tobą noc? – kontynuowałem, gdy nie uzyskałem od niej żadnej odpowiedzi – Obiecuję, że będę grzeczny – uniosłem ręce w geście obronnym, na co dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.

Widziałem, że przez chwilę się waha. Widziałem to w jej oczach. Czekałem tylko na to, aż mnie odrzuci i odeśle do pokoju, ale tak się nie stało. Nie powiedziała nic. Po prostu splotła nasze dłonie, otworzyła drzwi i wciągnęła mnie do środka. Z cudem udało mi się zatrzasnąć za nami drewniana powłokę.

Bella bez słowa podeszła do swojej walizki i na moich wygłodniałych oczach, przebrała się w za dużą koszulkę. Nawet nie miała w planach założyć spodenek. Została tylko w tej swojej cholernie gorącej, czarnej koronce. Poczułem jak krew zaczyna buzować w moich żyłam, ale z całej siły starałem zapanować się nad swoim ciałem i umysłem, który w jednej chwili pokrył się mrocznymi myślami.

Cholera brzmiałem jak jakieś jebane zwierzę.

- Chyba nie zamierzasz spać w jeansach? – zapytała, lustrując moją sylwetkę od dołu do góry.

Gdyby tylko wiedziała, co ze mną wyprawia, nigdy nie pozwoliłaby mi wejść do swojego pokoju.

- Mogę spać w samych bokserkach lub nago, jeśli chcesz – zacząłem i ściągnąłem koszulkę przez głowę.

Patrzyła na mnie. Nie. Ona dosłownie pożerała mnie spojrzeniem. Dokładnie analizowała moje ciało. Każdy mięsień. Każdy tatuaż. Każdy szczegół.

Dlaczego w tym pokoju jest tak gorąco!

W końcu pozbyłem się też spodni, przez co zostałem w samych, czarnych bokserkach z nadrukiem jakiegoś logo, które dla mnie w ogóle nie miało znaczenia. Staliśmy na środku pokoju, pokrytego ciemnością i patrzyliśmy na siebie, chcąc zapamiętać każdy skrawek naszej skóry. Tak jakbyśmy mieli się widzieć ostatni raz.

Powolnym krokiem podszedłem do dziewczyny, przez co była zmuszona zadrzeć swoją głowę, aby spojrzeć w moje oczy. Byłem pewien, że moje źrenice są teraz tak bardzo rozszerzone, że zakrywają cały błękit, który czasem pojawia się na tęczówkach.

- To był zły pomysł – szepnęła, zagryzając swoją malinową wargę.

Wiedziałem, że jeżeli nie przestanie, to zaraz ja to zrobię.

- Bardzo zły – szepnąłem, podchodząc jeszcze bliżej.

Chwyciłem ją w tali, przyciągając jej ciało do mojego. Zaciągnąłem się jej zapachem, który wprowadzał mój umysł w spokój. Alkohol i delikatna nutka mlecznej czekolady, mieszały się ze sobą, tworząc coś naprawdę niezwykłego.

- Ale nie zrobię z Tobą nic, dopóki nie poprosisz – powiedziałem prosto w jej delikatnie rozchylone usta, które tylko czekały na mój ruch.

W jednej chwili odsunąłem się od niej na kilka kroków do tyłu i odchyliłem przed nią kołdrę.

- A teraz do spania – zacząłem, próbując ukryć swój delikatny uśmiech, choć nawet nie wiem czy mi to wyszło.

Blondynka spojrzała na mnie spode łba, ale posłusznie wykonała moje polecenie. Położyła się po drugiej stronie materaca, a zająłem miejsce od razu przy niej. Bez zbędnych słów przyciągnąłem jej drobne ciało do swojego i objąłem, przytulając delikatnie. Dopiero tej nocy zrozumiałem, że mógłbym tak przez całe życie. Tylko obok tej dziewczyny.

- Jesteś dziś uroczy – usłyszałem jej cichy głos.

Spojrzałem na nią z góry, prosto w jej zielone oczy, które od jakiegoś czasu stały się moim ulubionym kolorem.

- Nie jestem uroczy – przewróciłem oczami, na jej absurdalne spostrzeżenie.

- Jesteś, tylko nie chcesz być, dlatego się ukrywasz – stwierdziła, mówiąc to tak poważnie, że ledwo powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem.

- Niech Ci będzie – nie było sensu kłócić się z osobami pod wpływem alkoholu – Ale to zostaje między nami – pogroziłem jej palcem, na co ta pokiwała energicznie głową.

Nie mogłem się już dużej powstrzymać i delikatnie musnąłem jej zaróżowione wargi, swoimi. Przez ten dotyk, po moim ciele przeszedł ten cholerny dreszcz, a gdy dziewczyna się nie odsunęła, złączyłem nasze usta w powolnym pocałunku. Jej wargi były tak miękkie, jakbym całował właśnie chmury. Były słodkie, niczym wata cukrowa, a ja chciałem ich więcej i więcej, dlatego jak najszybciej się odsunąłem.

- Idziemy spać – stwierdziłem, cmokając ją jeszcze w czoło.

- Dobranoc Alex.

- Dobranoc Bella.



ja wiem, że krótki ale do niedzieli dostaniecie jeszcze przynajmniej ze dwa, buziaki!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro