ROZDZIAŁ SIÓDMY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził mnie dźwięk przychodzącego połączenia, który drażnił mój słuch przez dobre pół godziny. Miałam szczerą nadzieję, że osoba odpuści sobie już po drugiej próbie kontaktu, ale nic bardziej mylnego. Chciałam chwycić telefon w dłoń i rzucić nim z całej siły prosto w ścianę, tak aby się roztrzaskał i już nigdy nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nie wiem kto mnie postanowił nękać o tak wczesnej godzinie, ale jeśli nie przestanie to nie skończy się dobrze. I tak dziwiłam się, że Lucy, która leżała obok mnie, nawet na chwilę się nie obudziła. Wiedziałam, że ma twardy sen, ale nie że aż tak. Mnie głowa już bolała od samych wibracji, a co mówić o dzwonku, który nieustannie dzwonił. Zrezygnowana chwyciłam uprzedzenie w dłoń, gdy znów wydało z siebie ten cholerny dźwięk i odebrałam połączenie z zamkniętymi oczami, klnąc szpetnie w myślach.

- Słucham? - mruknęłam zaspanym głosem, przecierając czoło otwartą dłonią.

- Cześć, przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale pomyślałem sobie, że może będziesz chciała ze mną wyjść i obejrzeć wschód słońca? - głos Noah rozlał się po mojej głowie i dosadnie mnie rozbudził.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek powieszony na ścianie. Piąta trzydzieści. Ja pierdolę. Naprawdę wstał o tak wczesnej porze i nękał mnie telefon przez dobre pół godziny tylko po to, aby zapytać czy nie pójdę z nim oglądać wschodu? Myślałam, że to ja czasem zachowuję się jak wariatka, ale Noah przebił teraz dosłownie wszystko. Zresztą co mu przyszło do głowy, żeby dzwonić akurat do mnie? Przecież zerwaliśmy, chyba nie brał naszej ostatniej rozmowy na poważnie...

- Nie ma mnie w domu, jesteśmy w domku na Miami Beach - wyjaśniłam i ostatecznie wstałam z łóżka. Podążałam leniwie w kierunku kuchni. Mój organizm potrzebował kawy, a ja nie zamierzałam się z tym sprzeciwiać. Tym bardziej, że byłam bardziej niż pewna, że tego ranka już nie zmrużę oczu.

- Oh - usłyszałam jego zawód w głosie, przez który zrobił mi się trochę smutno, choć wiedziałam, że nie powinno, musieliśmy ruszyć dalej, nawet jeśli było ciężko - Może mógłbym do was podjechać? To byśmy porozmawiali - gdy usłyszałam nadzieję w jego głosie, prawie coś we mnie pękło, ale wiedziałam, że muszę być twarda i nie ulec chłopakowi, który nawet nie wiem czemu próbował to wszystko naprawić.

- Noah - westchnęłam i przekroczyłam próg kuchni, która urządzona była w ciemnych kolorach z dodatkami drewnianych elementów, w której jako mała dziewczynka spędzałam dużo czasu z mamą, pomagając jej w gotowaniu - Nie wiem czy to dobry pomysł.

Byłam głupia, myśląc, że będę sama. Choć z drugiej strony kto normalny wstawał o tak wczesnej godzinie? Przy blacie kuchennym zauważyłam Aleksandra, który stał do mnie odwrócony plecami w szarych dresach, bez koszulki. Kurwa mać. Przełknęłam ciężko ślinę i starałam się skupić na rozmowie z Noah, który nadal był po drugiej stronie telefonu, choć nie ukrywam, że było to ciężkie. Umięśnione plecy pięknie pracowały, gdy wyciągał zakupy z reklamówek. Był na zakupach? Ale dlaczego tak wcześnie? Nie mógł spać? Zresztą po co ja w ogóle o tym myślę? To nie powinno mnie obchodzić.

- Czyli to naprawdę koniec? – zapytał po chwili, a ja nie ruszałam się z miejsca tylko obserwowałam każdy ruch chłopaka przede mną, który w końcu odwrócił się w moją stronę, gdy pewnie usłyszał moje kroki.

- Przykro mi Noah, ale tak, to koniec - wydusiłam z siebie, przełykając w gardle narastającą gulę.

Pewność siebie przepływała przez mój głos, aż sama byłam w szoku. Wiedziałam, że prędzej czy później musiałam zamknąć ten rozdział. Nie chciałam go zwodzić i tym samym robić nadzieję, że między nami może coś jeszcze być. To byłoby nie w porządku wobec niego. Zrobiłam wielki krok do przodu i byłam z tego dumna. Czułam się w końcu wolna, jakbym uwolniła się z rąk łowcy. Zakończyłam połączenie czerwonym przyciskiem, nie słuchając dłużej tego co ma jeszcze do powiedzenia. Odłożyłam telefon na kuchenną wyspę, zablokowując ekran. Przetarłam swoją twarz dłońmi i wróciłam wzrokiem do bruneta, który przyglądał mi się z zaciekawieniem w swoim spojrzeniu.

- Jestem z Ciebie dumny promyczku - powiedział zaspanym, zachrypniętym głosem, który dostatecznie mnie rozbudził. Przyjrzałam się bardziej jego twarzy i doskonale widziałam niewyspanie. Widoczne, ciemne worki pod oczami i cera bledsza niż kiedykolwiek, sprawiał nawet wrażenie lekko chorego.

- Ta... Ja z siebie też – mruknęłam, przenosząc spojrzenie na mój telefon i zajęłam miejsce przy wyspie kuchennej.

- Dobrze zrobiłaś, nie było sensu go zwodzić - potwierdził moje obawy, jakby tymi ciemnymi tęczówkami prześwietlał moją duszę - A teraz co powiesz na kawę i naleśniki? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy, a ja aż zmarszczyłam swoje brwi z zaszokowania, bo nie spodziewałam się, że chłopak zapyta mnie czy zrobić mi śniadanie.

Nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam twierdząco głową. Musze przyznać, że byłam mile zaskoczona jego pytaniem, przez co na moją twarz mimowolnie wkradł się delikatny uśmiech. Chłopak od razu wziął się do zaparzania kawy i robienia masy na naleśniki. Co najlepsze dopiero teraz zauważyłam, że na karku, miał wytatuowanego malutkiego motyla. Jednak to nie był taki sam rysunek, który miał na szyi tamten chłopak, gdy napadł na mnie w nocy. Ten był delikatny, kreska była zmysłowa i cienka, jak gdyby ktoś go dotknął to miał się rozpaść. Byłam ciekawa jakie miał tatuaże na klatce i na ramionach. Nawet nie wiem czemu mnie to interesowało, ale chciałam poznać, czy mają dla niego jakieś specjalne znaczenia.

Będąc dziećmi, Alexander zawsze mówił o tym, że gdy dorośnie to będzie miał tatuaże. Zawsze dokładnie obserwował starsze osoby, które ciała pokrywał czarny lub kolorowy tusz. Był zafascynowany takimi rzeczami, a ja wtedy kompletnie nie mogłam tego zrozumieć. Choć z biegiem czasu, będąc już nastolatką, przyłapywałam się na tym, jak mój wzrok uciekał do malunków na ciele niektórych osób. Co prawda kolczyki na ciele też mi się podobały, sama miałam w pępku i kilka w uszach i bardzo je lubiłam. Uważałam, że dodawały mi charakteru, bo przez moją urodę można było sądzić, że mam z piętnaście lat, a nie dziewiętnaście.

- Gapisz się promyczku - powiedział, a ja od razu odwróciłam speszona wzrok, jakby to cokolwiek miało zmienić - Ale spokojnie schlebia mi to, możesz mnie obserwować dalej - zerknął na mnie, a jego kącik ust delikatnie drgnął w górę.

- Czemu tak wcześnie wstałeś? - zapytałam, całkowicie odpuszczając tamten temat i dopytując o coś co KOMPLETNIE MNIE NIE INTERESOWAŁO.

- Nie jestem osobą, która śpi do południa – wyjaśnił, ale jakoś nie bardzo mnie to przekonało. Wyciągnął patelnię i zaczął nakładać na nią masę, którą zrobił wcześniej - Dlaczego w ogóle byłaś z Noah? - zapytał, a mnie dosłownie zatkało.

To chyba najgłupsze pytanie jakie usłyszałam. Przecież to chyba oczywiste dlaczego byłam z nim w związku, prawda? Zresztą nie wiem skąd to pytanie, przecież sam ostatnio mi powiedział, że go nie interesuję, więc co się zmieniło od tego czasu? Nie powinniśmy wchodzić w dalszą konwersację i chyba oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę, jednak zaczęliśmy przekraczać pewne granice, skąd już nie było powrotu.

- Jak to dlaczego? - zapytałam zdezorientowana jego pytaniem - Kochaliśmy się, to byliśmy w związku, to chyba oczywiste - powiedziałam, choć chyba sama nie wierzyłam w swoje słowa, wpatrywałam się jak przerzuca na patelni prawie gotowe naleśniki - Ty się nigdy nie zakochałeś? – powiedziałam niepewnym głosem, jakby stąpanie po kruchym lodzie nagle zaczęło mi ciążyć.

 I w tym momencie zauważyłam, że ciało chłopaka się spięło. Mięśnie się napięły, a on sam stał w bezruchu, oddychając ciężko. Nie wiem co chodzi mu po głowie i dlaczego zamiast odpowiedzieć tak lub nie to milczy, ale zaczynało być to niepokojące. Może źle zrobiłam, że o to zapytałam? Choć i tak mnie to ciekawiło, więc nie mogłam sobie tego odpuścić. Chciałam wiedzieć, czy przez tyle lat ktokolwiek zwrócił jego uwagę na tyle, że chłopak się zakochał. Po kilku sekundach, chłopak zdjął naleśnika z patelni i wyłączył palnik. Odwrócił się w moją stronę, obracając między palcami zawieszkę od naszyjnika. O kurwa to chyba jednak nie było dobre pytanie, a ja już zaczynałam żałować, że w ogóle je zadałam.

- Zakochałem - wyrzucił z siebie, jakby to słowo kuło go w buzi, jakby próbował przełknąć potłuczone szkło - I dzięki temu wiem, że to uczucie jest najgorsze - powiedział, przenosząc wzrok na moje oczy, a ja pod jego intensywnym spojrzeniem czułam się jakby ulatywało ze mnie całe życie - A ja nie chce go nigdy więcej czuć – przełknął ślinę, przez co jego widoczne jabłko Adama poruszyło się delikatnie.

Jego słowa przecięły moją duszę na wylot, niczym lodowate ostrza, krwawiąc całe wnętrze. Poczułam jak chłodny powiew cholernego wiatru otula moją skórę, choć znajdowaliśmy się w środku domku. Na całym swoim ciele poczułam dziwne dreszcze, które raz za razem wstrząsały moją osobą. A ja nie chcę go nigdy więcej czuć. Osiem słów, dwadzieścia siedem liter i jedno zdanie, które uderzyło we mnie z potężną siłą. Co musiała zrobić ta dziewczyna, że on już nigdy w życiu nie chciał się zakochać? Pomyślałam i ani na sekundę nie spuściłam wzroku z jego zimnych oczu, które teraz przypominały czarną dziurę. Jeżeli zrobisz krok do przodu to wchłoną Twoją duszę, a Ty nie będziesz mógł uciec, zatracając się w nich do końca swoich dni.

Chłopak wyłączył swoje emocje. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, a mi samej zrobiło się niedobrze. Atmosfera między nami była tak cholernie ciężka jak jeszcze nigdy przedtem. To prawda, że moja ciekawość doprowadziła do takiego stanu, w którym trudno było złapać oddech.

- Miłość nie musi być przekleństwem - szepnęłam, jakbym się bała, że gdy powiem cokolwiek głośniej, to roztrzaskam wszystko w proch. Miałam wrażenie, że moje słowa były ciężkie, jakby ktoś zawiesił im na literkach ciężarki.

- Wiesz do czego można porównać miłość? - zapytał, patrząc w sufit, a później znowu wracając spojrzeniem do moich oczu - Do róży. Z zewnątrz jest piękna, ma urzekający zapach, ale gdy chcesz ją delikatnie złapać w palce i poczuć, jakby w końcu była Twoja - wydusił z siebie, a ja miałam wrażenie, że w pomieszczeniu zaczyna brakować tlenu - Nagle jej kolce przebijają twoją skórę na wylot, raniąc Cię do krwi – tłumacząc mi, podkreślając każde swoje słowo, jakby miały naprawdę ogromne znaczenie.

I wtedy zrozumiałam, że Alexander Walker w swoim życiu pokochał kogoś tak mocno, że ta miłość go zabiła, a ja żałuję że zadałam to cholerne pytanie, przez które wszystko zaczęło się komplikować. Stał przede mną, ale miałam wrażenie, że to nie ta sama osoba co zawsze. Wydawało mi się, że mam do czynienia z kimś martwym. Z kimś, kto nie wykazuje żadnych oznak życia. Chciałam stąd uciec, aby uwolnić się od jego bacznego spojrzenia. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila a jego czarne tęczówki podpalą moją osobę. Stanę w płomieniach, a on będzie miał świetny ubaw. Bo dla niego to była zabawa. Napawał się patrząc na mnie i widząc w moich oczach strach.

- Miała na imię Renesme - powiedział, a jego głos odbijał się echem po mojej głowie, która zaczęła pulsować od nadmiaru myśli, które pojawiały się z sekundy na sekundę - Została zgwałcona, a później brutalnie zamordowana - rozchyliłam delikatnie usta, które same z siebie zaczęły drzeć - Więc uwierz mi promyczku, miłość nie jest niczym dobrym, szczególnie gdy uczucie jest tak mocne, że niszczy wszystko wokół – dorzucił, po czym przetarł swoją twarz dużą dłonią, a ja miałam wrażenie, że jest jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej.

Postawił przede mną kubek z gorącą kawą oraz talerz z naleśnikami, po których rozlewał się syrop klonowy. Poczułam ich zapach, który przyjemnie drażnił moje nozdrza, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam się jakby ktoś rzucił na mnie jakieś zaklęcie, które sparaliżowało całe moje ciało. Chłopak pochylił się nad wyspą kuchenną i patrzył prosto w moje zielone oczy. W jego nie widziałam nic, pustka zaatakowała jego osobę, jakby tylko czekała na ten moment. Były martwe, obrabowane z jakichkolwiek emocji. Mroczne. Wyglądał jak Śmierć, która przyszła zabrać Cię w krainę bólu i cierpienia. Był uosobieniem piekieł, a ja nie uciekałam. Nie ruszyłam się nawet o krok, choć miałam wrażenie, że robię błąd. Nie uciekałam, bo nie bałam się jego jako osoby. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, przynajmniej to sobie wmawiałam.

- Dla swojego dobra - zaczął, skupiając całą swoją uwagę na mojej osobie - Nie próbuj mnie rozgryźć, nie wchodź mi w drogę i proszę Cię do cholery, jeśli nie chcesz, żebym Cię zniszczył, to nie wpierdalaj się w moje życie - powiedział, gdy nadal nic się nie odzywałam - Myślisz, że nie wiem co chodzi po Twojej głowie? - prychnął, marszcząc delikatnie swoje ciemne brwi i przybliżając swoją twarz do mojej jeszcze bardziej - Mój świat jest cholernie niebezpieczny, Ty żyjesz w bańce mydlanej i niech tak kurwa zostanie – wyjaśnił, mocno podkreślając ostatnie zdanie, jakby sam chciał przekonać mnie do tego, że nie powinnam z nim nawet rozmawiać.

Powiedział to i odszedł, zostawiając mnie samą w osłupieniu. Nie wiem dlaczego poczułam słone łzy, które płynęły powolnie po moich rozgrzanych policzkach. Uczucie pustki ogarnęło cały mój organizm, a ja chciałam krzyczeć tak mocno, żeby ktoś mnie usłyszał. Zedrzeć gardło tylko po to, żeby wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje. Została zgwałcona, a później brutalnie zamordowana. Dlaczego na świecie jest tyle okrutnych ludzi. I dlaczego coś takiego musiało spotkać właśnie jego. Szlochałam cicho, skulona na krześle. Z całej siły próbowałam odepchnąć od siebie demony, które zawładnęły całym moim ciałem. Wpuściłam je, po czym chciałam je wypędzić. Serce znów zaczęło mnie kłóć, a jeśli zaraz się nie uspokoję, to wiedziałam, że zaraz mogę mieć jeden z moich ataków paniki. Nie mogłam sobie wyobrazić przez co musiał przechodzić ten chłopak, ale chciałam do niego pobiec i po prostu go przytulić, nie zważając na żadne konsekwencje.

Gdy już odcięłam się od jednego Walkera, nagle w mojej głowie zaczął być drugi, co w ogóle mi się nie podobało. Jak miałam zapomnieć o tym nazwisku, gdy sama zapraszałam go do środka, czekając tylko na jego ruch. Byłam taka beznadziejna! Nie dość, że dowiedziałam się od jakiegoś psychopaty, że jest mordercą, to chciałam wiedzieć o nim więcej i więcej? To powinno się leczyć. Przecież to nienormalne! Ale jak mogłam go ignorować, gdy teraz przebywaliśmy w jednym domku, a on i tak będzie odwiedzał mojego brata. Jedynym wyjściem jakie było możliwe w tej całej popieprzonej sytuacji, było przeczekanie do rozpoczęcia studiów. To chyba nie mogło być aż tak trudne prawda? Co może się stać w ponad miesiąc?

- Cześć słoneczko - wesoły głos mojego przyjaciela wypełnił całą kuchnię, więc szybko otarłam oczy z łez, aby nie było po nich nawet śladu.

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w jego stronę. Czy wszyscy dzisiaj powariowali? Jest dopiero około siódmej, a już prawie każdy jest na nogach. Albo ja zaczynałam wariować, albo oni. Blondyn uśmiechnął się do mnie promiennie, co od razu odwzajemniłam. Wtulił się w moją osobą i ucałował w czoło. To było bardzo kochane. On był bardzo kochany. Był kompletnym przeciwieństwem Alexandra. Był definicją miłości, spokoju, stabilności. Gdybym miała powiedzieć ideał mężczyzny z charakteru, bez dwóch zdań wskazałabym Oliviera i wcale nie dlatego, że był moim najlepszym przyjacielem. Po prostu miał w sobie tyle energii, że potrafił rozświetlić każdy, nawet najgorszy dzień.

- Skąd masz naleśniki? - zapytał, patrząc to na mnie to na mój posiłek, z którego jeszcze unosiła się delikatna para i po chwili zastanowienia, skubnął kawałek, przymykając swoje oczy.

- Krasnoludki zrobiły - odpowiedziałam z przekąsem, na co ten przewrócił oczami, jakby moje słowa były kłamstwem.

- Co powiesz na mały spacerek po plaży? - zapytał, a ja bez żadnego sprzeciwu się zgodziłam.

I dobrze wiedziałam, że on wie, że nie jest ze mną za dobrze. Nie wiem jak chłopak to robił, ale umiał wyczuć moje emocje, jak się w danej chwili czuję. Ostatnio powiedział, że jestem jego bratnią duszą, ale to prawda. Nie wiem dlaczego i w jaki sposób, ale łączy nas coś cholernie silnego. Więzi, które stworzyliśmy są niczym diament. Nie do rozwalenia. Czasem mam nawet wrażenie, że w jakiś sposób porozumiewamy się telepatycznie. Myślimy o czymś, a druga osoba w danej chwili to mówi lub robi. Przerażające, lecz Olivier miał rację. Jesteśmy bratnimi duszami i nikt nie jest w stanie tego obalić. Tym bardziej, że chłopak był przy mnie gdy miałam złe dni, które czasem nawiedzały moją głowę.

Przebrani w luźne ciuchy, chodziliśmy boso obok linii oceanu. Ciepłe fale przyjemnie drażniły nasze gołe stopy. Jak zawsze nie mogłam sobie odpuścić schylania, gdy zobaczyłam jakąś piękną muszlę, co chłopak za każdym razem kwitował cichym śmiechem. Gdy byliśmy trochę dalej od domku, usiedliśmy na gorącym piasku i pozwoliliśmy, aby poranne słońce delikatnie muskało nasze skóry. Pogoda dziś była piękna i nic nie zwiastowało burzy, która miała zawitać już wieczorem. Z zamkniętymi oczami próbowałam wyciszyć swój umysł, ale to na nic. Miliony myśli latało po mojej głowie, wprawiając ją w lekki ból i zakłopotanie.

- Zerwałaś z Noah - stwierdził chłopak, a ja bez żadnego słowa skinęłam głową na potwierdzenie - Wszystko w porządku? – zapytał delikatnie, i złapał moją dłoń w swoją, splatając nasze palce w jedność.

- Tak, wydaje mi się w porządku – skinęłam głową i odwzajemniłam jego spojrzenie, które ewidentnie nie było przekonane do moich słów.

- Jednak coś jest na rzeczy - wywnioskował, a ja przygryzłam swoją dolną wargę - O co chodzi z Alexandrem? – przyglądał mi się z uwagą, próbując wychwycić każdą emocję z mojej twarzy, która mogłaby coś znaczyć.

- O nic, to dawny przyjaciel Bruno, ja przez przypadek zniszczyłam jego motor, przecież już Ci mówiłam - wzruszyłam ramionami, jakbym chciała przekonać samą siebie.

- Bella – jęknął, patrząc w błękitne niebo – Przecież widzę jak Ty na niego patrzysz i jak on patrzy na Ciebie - powiedział, a mi zrobiło się gorąco, choć mogłam się domyślić, że chłopak to wszystko zauważy, te nieistotne gesty - A dziś jak wychodziłem z pokoju, ten wracał wkurwiony z kuchni, jak się okazało Ty tam byłaś – klasnął w dłonie i znów na mnie spojrzał, tym okrutnie osądzającym wzrokiem, którego nie znosiłam – Cóż za zbieg okoliczności, nie uważasz? – zapytał, a ja miałam ochotę uciec, zostawiając go bez żadnej odpowiedzi. 

Nie wiem do czego Olivier dążył. Nic między nami nie ma i nigdy nie będzie. To, że patrzymy na siebie to chyba normalne? Tak samo ja patrzę na moich przyjaciół i tak samo patrzy Alexander na resztę. To, że czasem porozmawiamy to nic nie znaczy. Ludzie muszę rozmawiać, bo inaczej by zwariowali. Ty wariujesz rozmawiając z nim. Oh zamknij się, dzisiaj jesteś wystarczająco wkurwiający. Tym bardziej, że nie tylko ze mną rozmawiał brunet. Nie wiem czego Olivier ode mnie oczekiwał, ale jeżeli chciał żebym traktowała go jak powietrze, to tego nie zrobię. Jestem dorosła i umiem o siebie zadbać. Tak samo umiem zadbać o to, żeby nie zakochać się w kimś niewłaściwym, kim był Alexander.

- Nie wiem do czego dążysz - wzruszyłam ramionami i znów zamknęłam oczy, prostując głowę. Chciałam żeby chociaż on mi dał spokój, bo jak dla mnie temat bruneta jest bez sensu i nigdy nie znajdziemy nici porozumienia.'

- Bella wybacz, że to powiem, ale proszę Cię nie bądź tą tępą laską, która leci tylko na wygląd - jęknął, a ja przewróciłam oczami, bo zaczynało mnie już powoli to denerwować, zresztą jak chłopak mógł tak myśleć? - Dobrze wiesz, że takim jak on chodzi tylko o zabawę, a później Ty zostaniesz ze złamanym sercem - wytknął mnie palcem, a ja już żałuję, że zgodziłam się na ten przeklęty spacer - Może z Noah nie kochaliście się tak mocno, że przy zerwaniu byłaś załamana, ale Alexander to jego totalne przeciwieństwo, a ja wiem, że w kimś takim jest się łatwo zatracić, gorzej będzie z rozstaniem – wyjaśnił, kładąc swoją głowę na moim ramieniu, przez co jego blond loczki, lekko łaskotały moją skórę – Chyba pamiętasz jak byłem z Maxem? – zapytał, ale przez to, że milczałam, on kontynuował dalej – Nie muszę Ci przypominać jak to się skończyło, prawda? – mruknął, bawiąc się swoimi długimi palcami.

Tak, doskonale pamiętam jego związek z Maxem, który trenował karate, jeździł swoim czarnym mustangiem i wyglądał jakby miał za sobą przeszłość kryminalną. Co prawda, byli ze sobą dwa lata, ale to rozstanie bolało najbardziej. Olivier przepadł w tym chłopaku, choć ja go przed nim ostrzegałam, tak samo jak on mnie teraz przed Alexandrem. Nie zliczę ile nocy wypłakał w moje ramię, ale obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę, żeby mój przyjaciel przez kogoś tak bardzo cierpiał. Ta miłość była piękna, ekscytująca, pełna wrażeń, a zarazem bolesna i krwawa.

- Olivier - powiedziałam ostro, przez co ten od razu na mnie spojrzał - Nie wiem co się uroiło w Twojej pięknej głowie, ale przestań. Ja i Alexander to ogień i woda, nigdy nie będziemy razem, bo nawet tego nie chce - wyrzuciłam ręce w górę – I nie porównuj do tego swojego związku, bo to kompletnie co innego – syknęłam, czując w sobie narastającą złość. 

- Dobrze wiesz, że od nienawiści do miłości jest cienka linia - blondyn pogroził mi palcem, cały czas wpatrując się w moje oczy, które ciskało w niego piorunami - I jasne on jest kurewsko przystojny i chyba każdy w tym domu chciałby go przelecieć, ale mam wrażenie, że bije od niego dziwna energia, która nie za bardzo mi się podoba.

- Kocham Cię naprawdę mocno, ale uwierz mi, że ja nie chcę wchodzić w żaden związek, tym bardziej, że jeden niedawno zakończyłam - szepnęłam, przez co postawa mojego przyjaciela zrobiła się lekko łagodniejsza - A to, że czasem z nim porozmawiam, lub czasem na siebie zerkniemy, to normalne. Nie mogę go unikać, gdy teraz przebywamy w jednym domu – wytłumaczyłam i mam nadzieję, że dzięki temu rozwiałam wszystkie jego wątpliwości.

- Po prostu nie chce, żeby ktokolwiek złamał Twoje kruche serduszko – wytłumaczył, a ja przez jego słowa złagodniałam – I jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek między nami będzie, to obiecuję, że będę Cię w tym wspierać – przytulił mnie mocno, co od razu odwzajemniłam.

Po tych słowach fala przyjemnego ciepła, rozlała się po całym moim organizmie. Oboje wstaliśmy z piasku, otrzepując przy tym swoje krótkie, dresowe spodenki. Powolnym krokiem ruszyliśmy w kierunku naszego domku, zostawiając oceanowi nasze wszystkie słowa. Przekroczyliśmy próg i od razu udaliśmy się do kuchni. Na spółę wypiliśmy moją chłodną już kawę i zjedliśmy naleśniki, które przez ten czas zdążyły wystygnąć. Byliśmy całkowicie sami w pomieszczeniu, a z dworu dochodziły do nas śpiewy ptaków. Po całej rozmowie zrobiło mi się lżej. Czułam się jakby kamień, który był obwiązany o moje serce, w końcu lekko upuścił. 

- Słyszałem, że niedaleko jest wesołe miasteczko, może się wszyscy wybierzemy? - zapytał, zerkając na mnie znad swojego telefonu.

- Możemy - przytaknęłam głową, przeglądając portale społecznościowe - Ale to wieczorem, chcę się jeszcze dziś poopalać – powiedziałam z uśmiechem na twarzy, bo moja skóra nadal wydawała się zbyt blada.

- Mam nadzieję, że zapomnisz się wysmarować filtrem i też uśniesz na słońcu - wysyczał w moją stronę, przez co zaniosłam się głośnym śmiechem - I wiesz co wtedy zrobię? - zapytał, a ja zmarszczyłam delikatnie brwi, przystawiając do ust swoją dłoń - Nie kiwnę palcem, a Ty spłoniesz na tym cholernym słońcu - powiedział, a ja znów nie wytrzymałam.

- Daj spokój skarbie – wydusiłam, opanowując się lekko – Myślałam, że razem się poopalamy – puściłam do niego oczko, na co ten prychnął.

- Karma to suka, ale coś czuję, że się dogadacie - westchnął, a ja miałam ochotę rzucić go kubkiem po kawie prosto w te jego durną głowę, choć możliwe, że miał tutaj racje.

Po jakiś trzydziestu minutach, do kuchni wszedł mój brat razem z brunetem. Przywitali się z nami i zaczęli robić sobie kawę i śniadanie. Rozmawiali ze sobą, całkowicie nas ignorując i nie zwracając na nas uwagi, co mi odpowiadało. Nie musiałam rozmawiać z Alexandrem, bo po tym co mi powiedział, nie wiem czy byłabym w ogóle w stanie cokolwiek z siebie wydusić.

- Co powiecie, żeby wieczorem wybrać się do wesołego miasteczka? - zagadał Olivier, przez co chłopaki od razu na nas spojrzeli.

Alexander przeniósł na mnie wzrok i miałam wrażenie, że próbował odczytać jakoś moje emocje. Choć pewnie coś mi się uroiło w mojej chorej głowie, bo niby dlaczego w ogóle miałby to robić?

- Fajnie, tylko wieczorem, dziś będę opalał swoje boskie ciało - powiedział dumnie mój brat, co skwitowałam śmiechem - A Ty co się śmiejesz - spojrzał na mnie wrogo, przez co mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.

- Przypomniało mi się coś zabawnego - wzruszyłam ramionami z uśmiechem na twarzy.

- A mogłem Cię wywieźć do tego Psychiatryka - jęknął, przecierając swoją twarz dłońmi.

- Tak jak już mówiłam, lepiej nie ryzykuj, bo Ty byś poszedł w pakiecie - posłałam mu całusa w powietrzu. Chłopak go złapał i udawał, że wyrzuca przez okno, na co przewróciłam oczami. Jak dziecko...

Plan na dziś był jasny. Całe południe spędzamy na plaży. Wracamy do domu, jemy jakiś obiad, szykujemy się i idziemy do wesołego miasteczka. Wydawało się całkiem proste prawda? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro