11 - Kim naprawdę jestem?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niestety nie mogłem poświęcać mu całego swojego czasu. Nie tylko dlatego, że miałem treningi, czy jakieś inne obowiązki, ale też dlatego, że prowadziłem to drugie życie, w którym wciąż byłem zwyczajnym chłopakiem, trzymającym się z tymi, którzy nie tolerowali jakichkolwiek przejawów odmienności. Będąc w bliskiej relacji z kimś, kogo wśród znajomych ze szkoły ignorowałem lub obdarzałem niechętnm spojrzeniem, czułem się, jakbym miał dwie osobowości. Jakbym żył w dwóch równoległych rzeczywistościach, które za nic w świecie nie mogły zacząć się przenikać. To było jeszcze bardziej męczące niż "oswajanie" Žigi. I zdecydowanie bardziej przygnębiające, gdy patrzyłem na to, jak go traktują, nie mogąc nic z tym zrobić.

Powiedziałem mu, że tego wieczora nie będziemy się widzieć. Że spędzę go z Anže, Matejem i Gašperem w domku nad stawem. Nie chciałem tam iść, ich towarzystwo całkowicie przestało mi pasować, ale nie mogłem z nich zrezygnować. Za bardzo się liczyli, żebym tak po prostu się od nich odsunął.

Było tak jak zawsze. Ciepły wieczór, butelka wódki, muzyka, dziesiątki wypalonych papierosów, do których zapachu za nic nie mogłem się przyzwyczaić i rozmowy na różne tematy. Czasem ciężkie i życiowe. A czasem takie, które mogą być poruszane tylko przez największych degeneratów.

- No i gdzie ten kretyn? - Anže ze złością spojrzał na wejście do domku. Miał do nas dołączyć jeszcze Luka, choć nie wiem po co na niego z czymkolwiek czekaliśmy.

- Przyjdzie - zapewnił go Matej.

Ja jedynie wzruszyłem ramionami, wpatrując się w ekran swojego telefonu.

- A ty coś taki cichy? - spytał, patrząc na mnie.

- Zmęczony i tyle - odparłem, tłumacząc się wcześniejszym treningiem. Nie mogli wiedzieć, że po prostu nie pasuje mi przebywanie w ich otoczeniu.

Skończyłem pisać wiadomość do mamy, żeby nie czekała na mnie z kolacją i oparłem głowę o ścianę, przymykając oczy.

- Nie chcesz czegoś na pobudzenie? - spytał Anže.

W jego głosie usłyszałem, że się uśmiecha, więc spojrzałem na niego. Zmarszczyłem brwi obserwując, jak z zadowoleniem sięga do kieszeni bluzy, wyjmując z niej mały, plastikowy woreczek z białą zawartością. Nim zdążyłem o cokolwiek spytać, rzucił go w moją stronę. Chwyciłem go i dokładnie obejrzałem.

- Co to jest?

- Kokaina. Polepszy ci się.

- Zabierz to gówno - mruknąłem i odrzuciłem mu woreczek.

On jedynie się zaśmiał i nie naciskał dalej. Wiedział, że nie chwytam się tego typu rzeczy. Zawsze trzymałem się z dala od jakichkolwiek używek. A przynajmniej od ilości, które mogłby jakoś realnie wpłynąć na moje wyniki sportowe. Anže usypał sobie na ręce kreskę i wciągnął ją z zadowoleniem. Po nim to samo zrobił Matej. Gašper odmówił. Z nich wszystkich on zawsze wydawał mi się najporządniejszy.

Na efekty nie trzeba było czekać długo. Po kilku minutach te dwa ćpuny były już w fantastycznych nastrojach. Zaczęli mówić jakieś bezsensowne rzeczy i się wygłupiać, a my z Gašperem nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu, obserwując ich.

W końcu pojawił się też Luka sprawiając, że mój dobry humor ulotnił się bezpowrotnie.

- Patrzcie kogo złapałem - stwierdził z satysfakcją, wchodząc do środka i ciągnąc za sobą Žigę, który chociaż próbował się wyrwać, nie miał szans. Luka był od niego znacznie silniejszy.

Zamarłem. Nawet się nie zastanawiałem gdzie go dorwał i dlaczego Žiga o tej porze był poza domem, chociaż tyle razy go uprzedzałem, żeby nie chodził nigdzie sam wieczorami. Poczułem jak ogarnia mnie potworny, ciężki do opanowania stres, a w mojej głowie zaczęła krążyć w kółko jedna myśl. To nie miało prawa skończyć się dla niego dobrze.

Po kilku sekundach wpatrywania się jak kretyn w przerażoną twarz mojego chłopaka, spuściłem wzrok. Udawałem, że go nie widzę. Nie moglem się przed nimi zdradzić.

- O proszę - Anže uśmiechnął się szeroko i podszedł do Žigi, chwytając go za twarz. - Kto to nas dzisiaj odwiedził.

- Zostawcie mnie... - poprosił drżącym glosem, zamykając oczy.

- Nie nie, jak już przyszedłeś to się trochę pobawimy. Co ty na to? Będzie fajnie.

Luka i Matej zaśmiali się wrednie. Ja też się uśmiechnąłem, żeby stwarzać pozory i jedynie Gašper pozostał niewzruszony. Anže chwycił Žigę za kark i wepchnął wgłąb domku, odcinając mu drogę ucieczki. Ten cofnął się pod najbliższą ścianę i objął się rękami, okazując jedyną reakcję samoobronną, na jaką było go stać. I jednocześnie najgorszą, jaką mógł.

Stanęli w trójkę wokół niego i zaczęli się z niego naśmiewać. Poniżać go. W ogóle nie zwracali uwagi na to, jak bardzo się bał. Miałem cichą nadzieję na to, że dostanie od nich kilka razy i dadzą mu spokój, jak zawsze. Ale narkotyki robią z ludzkim umysłem potworne rzeczy. Tak samo jak człowiek pod ich wpływem robi potworne rzeczy innemu człowiekowi.

- Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest pieprzyć chłopaka?

Pytanie skierowane do każdego z nas, w połączeniu z reakcją Žigi, który zaczął płakać głośniej, zsuwając się po ścianie na podłogę, były dla mnie niczym uderzenie kijem baseball'owym w głowę. Kompletnie zgłupiałem. Nie miałem pojęcia co się dzieje, czy on mówi poważnie i przede wszystkim, jak mam się zachować.

- Od kiedy jesteś pedałem? - spytał Gašper, patrząc na Anže z zaskoczeniem.

- Ej, wypraszam sobie - zaśmiał się. - Jak wypijesz kieliszek wódki, to jesteś alkoholikiem? - spytał, a ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, przeniósł wzrok z powrotem na Žigę. - Chcę tylko spróbować czegoś nowego.

Dopiero po długiej chwili otrząsania się z początkowego szoku, zdobyłem się na obdarzenie go spojrzeniem pełnym udawanego obrzydzenia, którym próbowałem zakryć wewnętrzne przerażenie.

- Anže, co ty pierdolisz?

- No co? Przecież nikt się nie dowie, nie? Cokolwiek się tutaj dzieje, nie wychodzi poza to miejsce. Tak jak było z tamtą szmatą - stwierdził, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Luką.

I pewnie w ogóle nie zwróciłbym uwagi na to, co powiedział zakładając, że chodzi o Viki, albo inną puszczalską dziewczynę z naszej szkoły. Ale dobrze pamiętałem, kogo określał jako "szmatę". Pamiętałem jak miała na imię. Kim była. I co się z nią stało.

- Mówisz o... Tinie Križaj? - spytałem, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie.

- Nie wiem jak jej było. A co?

- Co jej zrobiliście?

- Przelecieliśmy - odparł, patrząc na mnie chłodno i wskazując na Lukę. - Żałujcie, że was nie było, ominęła was zajebista zabawa.

- Chciałeś powiedzieć 'zgwałciliście'? - spytał Gašper.

- Nazywaj to jak chcesz. Chętnie bym to powtórzył. Szkoda, że spierdoliła.

-Więc to dlatego ona... - wyjąkał nagle Žiga, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Tina... Zabiła się... Zabiła się przez ciebie...

- Oh, to ty ją znałeś? - spytał Anže, kucając przed nim, chwytając go za włosy i unosząc jego głowę do góry. - Cóż za ironia.

- Czy ty go słyszysz?! - wskazałem na Žigę. - Dziewczyna przez ciebie popełniła samobójstwo, to do ciebie nie dociera?!

- Widocznie wiedziała, że już jej nic lepszego w życiu nie spotka - zaśmiał się Luka.

Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Miałem nadzieję, że to jakiś chory koszmar, z którego zaraz się obudzę. Wymieniliśmy z Gašperem przerażone spojrzenia, bo tylko tak byliśmy w stanie przyjąć do wiadomości, że to co usłyszeliśmy, jest prawdą. Wiedziałem, że Anže jest popierdolony, a Luka zawsze chętnie go naśladuje, ale nie sądziłem, że byli skłonni posunąć się do gwałtu. Że mówili o tym z takim spokojem i w ten sposób zareagowali na informację o jej śmierci.

Miałem ochotę wstać i jak najszybciej stamtąd wyjść. Zostawić ich za sobą, wrócić do domu i nigdy więcej nie wracać do tego miejsca, ani tym bardziej nie utrzymywać z nimi kontaktu. Ale przecież nie mogłem tego zrobić, dopóki Žiga też tu był. Nie mogłem również zdobyć się na to, by go przed nimi obronić. Mogłem tylko siedzieć jak sparaliżowany i czekać na rozwój wydarzeń.

- To co? - spytał Anže, wstając. - Jeden wieczór w roli dziwki chyba nie zrobi ci różnicy, co nie? - mówił, jednocześnie szturchając Žigę nogą.

Luka się zaśmiał, wyrażając aprobatę dla tego pomysłu. Matej był chyba zbyt naćpany, żeby zrozumieć co się dzieje. Gašper po prostu siedział spokojnie, a ja na zmianę spinałem i rozluźniałem wszystkie mięśnie, nie mając pojęcia co robić.

Postanowili zdjąć z niego tę jego ulubioną, czarną bluzę. Ponieważ próbował protestować, dostał w twarz od Luki i później już tylko płakał, a oni zrobili swoje. Pod spodem miał zwykły, biały podkoszulek, którego biel prawie zlewała się z bladością jego skóry. Zaśmiałem się mimowolnie, na myśl, że to pierwszy raz, gdy widzę go w krótkim rękawku. To było chore, że doszło do tego w takiej sytuacji.

Patrzyłem na niego, nie mogąc oderwać zaciekawionego wzroku i nagle poczułem tę samą potrzebę co wtedy, gdy siedzieliśmy w moim pokoju. Znów go zapragnąłem. Do tej pory samokontrola podczas spędzania wspólnie czasu, nie stanowiła dla mnie większego problemu. Ale teraz, w tej sytuacji czułem, że coraz ciężej jest mi myśleć logicznie. Być może dlatego, że właśnie mogłem dostać to, czego od tylu tygodni sam nie byłem w stanie zdobyć. Być może to miejsce, które zawsze kojarzyło mi się z brakiem konsekwencji za popełnione czyny, tak na mnie zadziałało. A może życie, w którym byłem takim skurwysynem jak oni, było moim jedynym prawdziwym życiem. Być może ta zakochana, czuła i dobra wersja mnie powstała z konieczności, by osiągnąć cel, który sobie postawiłem.

Bluzę podpalili i wyrzucili na zewnątrz, gdzie przez padający obficie deszcz, szybko zgasła. Później Anže skupił swoją uwagę już w stu procentach na Židze, ale nie dobrał się do niego od razu. Najpierw chwilę się nim bawił. Wziął od Luki papierosa, zaciągnął się, po czym chwycił Žigę za twarz i wpił się w jego usta, wydychając dym z płuc. Ten momentalnie zaczął kaszleć, co okazało się dla nich wszystkich niesamowicie zabawne. Po chwili znów zaczął go całować, robiąc to z taką agresją, że wręcz sam poczułem jaki emocjonalny ból mu tym zadaje. Przeniósł pocałunki na szyję, przygryzając zębami jego skórę. Žiga wydawał się być całkowicie sparaliżowany, a ja patrzyłem na to wszystko, wyobrażając sobie siebie na miejscu Anže. I to była cholernie kusząca wizja.

- A to co? - spytał nagle, chwytając Žigę za nadgarstek i unosząc jego rękę do góry. Dopiero wtedy zauważyłem serię równoległych cięć, pokrywających jego skórę, od nadgarstków, aż po przedramiona.

Ten widok dość mocno mnie uderzył i wywołał ścisk w żołądku. Kurwa, miał na rękach kilkadziesiąt cięć po żyletce. Przez jakie gówno trzeba przejść w życiu, żeby zrobić sobie coś takiego?

- Zaznaczasz sobie ilu cię jebało? To się dołączę.

Zanim ktokolwiek zdołałby zareagować, Anže sięgnął po nóż, który zawsze gdzieś w tej ruderze leżał, i przesunął jego ostrzem po ramieniu Žigi, tnąc go dość głęboko. On syknął z bólu, Luka i Matej się śmiali, a moje dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści. Siedziałem na tej cholernej podłodze, spięty jak nigdy wcześniej, bezskutecznie próbując zmusić się do interwencji. Nie byłem w stanie tego zrobić. Gdy Žiga spojrzał na mnie wzrokiem błagającym o pomoc, ja spojrzałem w bok. I rozluźniłem się, czując że Gašper, siedzący kawałek dalej, również na mnie patrzy. Poczułem lekką ulgę na myśl, że to przetrwałem i się nie zdradziłem.

Ale to nie był koniec. 

***
Miłego dnia 😘😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro