31 - Pokaż mi różnicę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z racji tego, że we wtorek schrzaniłam sprawę, ten rozdział jest dwa razy dłuższy niż dotychczasowe i myślę, że znacznie ciekawszy ^^ Mam nadzieję,  że będzie Wam się miło czytało 💖

***

Powrót do szkoły po tym wszystkim nie należał do najłatwiejszych. Każdy wiedział co się stało, choć nikt nie znał szczegółów i dokładnych okoliczności, co sprzyjało powstawaniu najróżniejszych plotek, a nieobecność Žigi tylko to potęgowała. Większość osób ograniczała się do podejrzliwych i pytających spojrzeń rzucanych w moim kierunku, a jedynie nieliczni odważyli się podjąć próbę wyciągnięcia ode mnie jakichkolwiek informacji. Oczywiście bezskutecznie, bo ten temat był dla mnie zamknięty i nie rozmawiałem o tym z nikim. Nawet z Mają, która, choć była trochę zawiedziona, rozumiała moją decyzję.

Žigę odwiedzałem codziennie, tak jak obiecałem. I tak byłem zwolniony z treningów, więc zaraz po szkole jeździłem do szpitala, gdzie siedziałem przy nim do samego wieczora. Dużo czasu spędzaliśmy na nauce, bo zależało mi, żeby po wyjściu miał jak najmniejsze zaległości, i żeby jak najłatwiej było mu wrócić do normalnego życia. Dla niego skupiałem się na lekcjach zdecydowanie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, żeby jak najlepiej potrafić wytłumaczyć mu poszczególne rzeczy. A on bardzo się starał pojąć to wszystko, chociaż zdecydowanie nie byłem najlepszym nauczycielem na świecie.

Starałem się też jakoś zapewniać go, że teraz już wszystko jest dobrze. Że jest bezpieczny, że nic mu nie grozi i nic złego go więcej nie spotka, bo wciąż zdawał się nie mieć tej pewności. Nie był aż tak wystraszony, ale jednak odnosiłem wrażenie, że coś w jego głowie wciąż nie daje mu spokoju. Jakieś myśli i demony, które za nic nie chciały odpuścić. Martwiło mnie to. Każdy ten jego przejaw obojętności i pusty wzrok, który czasem zdradzał, był cholernie niepokojący, ale tłumaczyłem to tym, że jednak wciąż przebywał w miejscu, w którym na pewno nie czuł się dobrze. Noce i pierwszą połowę dnia spędzał samotnie, bez kogokolwiek bliskiego obok. Dla kogoś takiego jak on to na pewno było dość traumatyczne.

W końcu jednak rana się zagoiła, zdjęli mu szwy i na drugi dzień wypisali ze szpitala. Bardzo żałowałem, że nie mogłem wtedy przy nim być, ale chęć spędzenia czasu z chłopakiem, nie była żadnym usprawiedliwieniem na nieobecność w szkole. Gdy tylko lekcje dobiegły końca, poszedłem do domu Oblaków, wiedząc, że Žiga już tam jest, z zamiarem zostania z nim na noc. Byłem pewien, że chciał i potrzebował mojej bliskości i stęsknił się za tym co najmniej tak bardzo, jak ja stęskniłem się za nim.

- Dzień dobry - powiedziałem z uśmiechem, jak tylko Taya otworzyła mi drzwi. - Przyszedłem do Žigi i...

- Wiem, Tilen - powiedziała typowym dla siebie, łagodnym głosem, choć wyjątkowo się nie uśmiechała. - Bardzo mi przykro, ale dzisiaj nie możesz się z nim zobaczyć.

- Dlaczego? - spytałem, od razu poważniejąc i marszcząc brwi. - Co się stało?

- Ciężko mi powiedzieć - westchnęła. - Odkąd wrócił ze szpitala jest bardzo przygnębiony. Nie chciał nigdzie wyjść, ani nic zjeść. Powiedział także, że póki co, nie chce się z tobą widzieć.

- Nie rozumiem, przecież... - zacząłem, całkowicie zaskoczony jej słowami. - Wszystko było dobrze...

- Wiesz, że kiedy ma gorszy dzień, chce się odciąć od wszystkich - stwierdziła spokojnie. - Ostatnio dużo się wydarzyło... Może chce odpocząć, nabrać sił przed powrotem do szkoły. Proszę, daj mu ten czas, nie naciskaj na niego. Zależy mu na tobie, jestem pewna, że niedługo mu przejdzie i sam się do ciebie odezwie. A na razie, wróć do domu i nie martw się. Nic złego mu się tutaj nie stanie.

- No dobrze... - odparłem, nie kryjąc rozczarowania. - To... Niech mu pani powie, żeby zadzwonił, albo chociaż napisał cokolwiek. I proszę na niego uważać.

- Będziemy, możesz być spokojny.

Oczywiście, że nie mogłem być spokojny, chociaż próbowałem takiego udawać. Gdy Taya zamknęła drzwi, odwróciłem się i poszedłem w swoją stronę, na odchodne spoglądając w okno od jego pokoju. Niestety nie byłem w stanie dostrzec ani jego, ani niczego, co wskazywałoby na jego obecność. Przeszło mi przez myśl nawet, żeby w jakiś sposób dostać się na to pierwsze piętro i osobiście dowiedzieć się o co chodzi, ale szybko z tego zrezygnowałem. Nie miałem najmniejszego powodu, by nie ufać Tayi, zwłaszcza po tym wszystkim, co wraz z mężem zrobili dla Žigi.

Do domu wróciłem wyjątkowo przybity, z nisko spuszczoną głową, co od razu zwróciło uwagę mojej mamy.

- Co ty tu robisz? - spytała z zaskoczeniem. - Nie miałeś być u Žigi?

- Miałem - odparłem tonem bez jakichkolwiek emocji. - Ale on nie chce mnie widzieć.

- Dlaczego? - uniosła brwi, nie mniej zdziwiona niż ja, kiedy otrzymałem tę informację od Tayi.

- Nie wiem - przyznałem zgodnie z prawdą, kierując się do swojego pokoju.

- Tilen, zaczekaj - mama od razu ruszyła za mną, ale ja nawet się nie zatrzymałem, nie mówiąc już o wysłuchaniu tego, co miała mi do powiedzenia.

Ona jednak nie odpuściła i złapała mnie przed samymi schodami, chwytając mnie za ramię i odwracając do siebie. Dopiero wtedy zauważyła łzy w moich oczach, na widok których westchnęła głęboko i od razu mnie przytuliła.

- Nie wiem, co się dzieje... - wyjąkałem, tym razem nawet nie podejmując walki z chęcią rozpłakania się. - Nie rozumiem tego... Wszystko było dobrze, przecież... Ja nic złego...

- Synku, uspokój się - powiedziała łagodnie, przeczesując dłonią moje włosy. - Wiesz, że on jest bardzo wrażliwy. Spotkało go bardzo wiele złego i na pewno potrzebuje czasu, żeby się po tym podnieść. Widocznie chce sobie z tym poradzić sam i wróci do ciebie jak tylko mu się to uda.

- Boję się o niego... - powiedziałem, pociągając nosem. - Chcę tam być, z nim, pilnować go, żeby nic nie zrobił...

- Wiem Tilen, ale w tej sytuacji musisz poczekać. Jeżeli na siłę będziesz próbował się z nim spotkać, możesz tylko pogorszyć jego stan. Nic mu się nie stanie, przecież wiesz, że Oblakowie się nim zaopiekują. Daj mu czas. I sobie też. Dobrze?

Odsunąłem się od niej i przytaknąłem kiwnięciem głowy, po czym odwróciłem się i poszedłem do swojego pokoju, gdzie znów się rozpłakałem. Ta niemoc i bezsilność, a przede wszystkim niewiedza, zabijały mnie od środka. Nie miałem pojęcia, co się stało, a czekanie na jakikolwiek znak z jego strony było niesamowicie trudne i z każdą kolejną godziną jego milczenia, coraz bardziej bolesne.

Wieczorem zdecydowałem się wysłać mu wiadomość z prośbą, żeby się odezwał, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Kolejnego dnia nie pojawił się w szkole. Przez cały dzień nie dał znaku życia, a ja wiedziałem tylko, że jest u Oblaków i z jakiegoś powodu nie chce mnie widzieć. Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle, ani gdzie tym razem popełniłem błąd. Nie wiedziałem nic. Mogłem tylko czekać na... Nawet sam nie byłem pewien na co.

Po trzech dniach jego milczenia miałem już podejrzenia, że wcale go nie ma u Oblaków, tylko wrócił do Kranja i nikt mi nie powiedział. Albo co gorsze, umarł i też nikt mnie o tym nie poinformował. Byłem rozbity do tego stopnia, że nie byłem w stanie iść do szkoły i miałem gdzieś ewentualne problemy wynikające z mojej nieobecności. Zamiast tego, cały dzień przeleżałem w łóżku, nie odzywając się do nikogo, ignorując wiadomości od znajomych i obsesyjnie sprawdzając, czy Žiga nie odpisał na któregoś z pięciu sms'ów, jakie wysłałem mu w ciągu ostatnich dni.

I w ten sposób czas zleciał mi do wieczora, z paroma przerwami na jedzenie, kiedy z głodu już było mi niedobrze. Doceniałem to, że przez cały dzień miałem święty spokój i westchnąłem z poirytowaniem, gdy późnym wieczorem został on zakłócony przez otwierające się drzwi.

- Tilen, wychodzę.

- Gdzie? - spytałem, marszcząc brwi, a jednak wcale nie odwracając się od ściany, w którą wpatrywałem się od kilku godzin.

- Mówiłam ci, że mam dziś spotkanie integracyjne - odparła moja mama, z lekkim zniecierpliwieniem. - Wrócę jutro, poradzisz sobie?

- Nie mam wyjścia - mruknąłem. - Baw się dobrze.

W odpowiedzi jedynie westchnęła głęboko i wyszła, znów zostawiając mnie samego. Słyszałem wyraźnie, jak schodzi po schodach, otwiera drzwi wejściowe i rozmawia z kimś... Być może przez telefon, a może to był ktoś, kto po nią przyjechał. Chwilę później wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi, a moje nasłuchiwanie kolejnych odgłosów zostało przerwane przez dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko wziąłem telefon w dłoń, czując jak mój puls przyspiesza ze zdenerwowania i emocji wywołanych myślą, że to Žiga. Oczywiście zaraz po tym nastąpiło ogromne rozczarowanie i kolejny cios, gdy zobaczyłem, że sms jest od mamy. Ale jego treść była co najmniej zastanawiająca.

"Ogarnij się, masz gościa"

W chwili, w której przeczytałem to krótkie zdanie, usłyszałem jak ktoś naciska klamkę od drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę i wstrzymałem oddech, widząc tę jego chudziutką sylwetkę ubraną w moją bluzę i z kapturem zaciągniętym na głowę, spod którego widać było trochę niepewne i zagubione spojrzenie i usta, na których malował się nieśmiały uśmiech.

- Hej, Tilen...

- Žiga... - zerwałem się z łóżka i nie pozwalając mu powiedzieć nic więcej, podszedłem do niego i przytuliłem go z całych sił, czując jak kamień wielkości największej na świecie góry, spada mi z serca. - Co się z tobą działo? - spytałem, odsuwając się od niego i uważnie mu się przyglądając.

- Przepraszam... Musiałem pomyśleć... Sam... - tłumaczył, podczas gdy ja podwijałem rękawy jego bluzy, szukając jakichkolwiek dowodów na to, że znów się pociął lub zrobił sobie inną krzywdę. - Nie chciałem jeszcze wracać do szkoły po tym wszystkim. I nie chciałem, żebyś się martwił, widząc mnie z złym stanie, więc... Tilen, nic nie zrobiłem - powiedział, widząc, jak uważnie przyglądam się jego rękom.

- O czym musiałeś pomyśleć? - spytałem podejrzliwie.

- O tym, co... - odwrócił niepewne spojrzenie. - Co dalej ze mną będzie. Bo pani Taya i jej mąż chcą, żebym u nich został... Ty masz mnóstwo pomysłów na to, jak przeżyć swoje życie i w każdym z nich bierzesz mnie pod uwagę, ale... Ja nie wiem, czy sobie poradzę. Zrozum, nie chcę nikogo zawieść, ani rozczarować. Dlatego chciałem wrócić... Tam, do Kranja - stwierdził ostrożnie, po czym spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko. - Ale tutaj mam ciebie i dlatego postanowiłem, że zostanę z tobą już do końca.

Tymi słowami momentalnie wywołał uśmiech na mojej twarzy, choć w moich oczach znów pojawiły się łzy. Ale tym razem to były łzy wywołane szczęściem i ogromną ulgą, dlatego ignorując je, chwyciłem go oburącz za twarz i czule pocałowałem.

- Poza tym, przecież muszę ci oddać bluzę - stwierdził, odsuwając się ode mnie nieznacznie i zdejmując ją z siebie.

- Nie musisz - odparłem. - Powiedziałem, żebyś sobie ją wziął.

- Nie, jest twoja - zaprzeczył, wieszając ją na oparciu krzesła, po czym obdarzył mnie spojrzeniem, którego nie byłem w stanie do końca zinterpretować. - No i... Jestem ci winien coś jeszcze...

Zanim zdołałem zapytać o co chodzi, podszedł do mnie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, chwytając mnie za ramiona i zmuszając do zrobienia tych kilku kroków w tył, w kierunku łóżka. Gdy poczułem za sobą materac, usiadłem na nim, a Žiga momentalnie znalazł się na moich kolanach, jednym, sprawnym ruchem bioder przysuwając się maksymalnie blisko mnie. Nie byłem w stanie zareagować na to w żaden sposób, bo jego usta i język pracowały tak zachłannie, że mogłem jedynie oddawać ten pocałunek, całkowicie przez niego zdominowany. Dopiero gdy chwycił za brzeg mojego podkoszulka i odsunął się, by go ze mnie zdjąć, udało mi się chwycić go za nadgarstki i powstrzymać.

- Žiga, nie jesteś mi nic winien - powiedziałem, starając się utrzymywać opanowany ton głosu. - Nie musisz tego robić.

- Obiecałeś, że pokażesz mi różnicę... - powiedział, patrząc na mnie przenikliwie. - Że będziesz się ze mną kochał. Dotrzymaj słowa.

Spojrzałem mu w oczy, doszukując się jakiegokolwiek sygnału mówiącego, że nie powinienem. Zamiast tego napotkałem pożądanie i pewność siebie, której nie widziałem u niego nigdy. To pozwoliło mi wyłączyć myślenie i po prostu działać, nie myśląc o konsekwencjach. Dlatego rzuciłem mu czuły uśmiech i sam przejąłem inicjatywę, najpierw krótko całując go w usta, a następnie to jego koszulkę zdejmując jako pierwszą. Przesunąłem dłońmi po jego torsie, przyglądając mu się uważnie, po czym objąłem go mocno i ostrożnie położyłem na łóżku, siadając mu na biodrach. Dopiero wtedy sam zdjąłem swój podkoszulek i nachyliłem się nad nim, całując go namiętnie.

Jego dłonie zaczęły błądzić po całym moim ciele, chwytając za moje włosy, pieszcząc skórę na plecach i klatce piersiowej i co jakiś czas zaciskając się na moich pośladkach. W końcu jedną pewnie wsunął do moich spodni, a ja wydałem z siebie ciche mruknięcie, prosto w jego usta, czując jak zaczynam się rozpływać z przyjemności.

Zsunąłem się niżej, muskając wargami jego brodę, szczękę i w końcu szyję, którą naznaczyłem kilkoma wyraźnymi malinkami. Następnie przeniosłem pocałunki na jego tors, starannie i powoli całując go od obojczyków, aż do niższych partii brzucha, zatrzymując się chwilę dłużej przy nowej, zabliźnionej już, ranie po nożu. Jego powolny, głęboki oddech, wskazujący na odczuwaną przyjemność, podniecał mnie jeszcze bardziej i dodawał odwagi do zrobienia kolejnych kroków. Dlatego rozpiąłem jego czarne dżinsy i, przełamując kolejną barierę istniejącą między nami, jednym stanowczym ruchem zsunąłem je z niego. Gdy znów się nad nim nachyliłem, zrobił to samo z moimi spodniami, więc pozostaliśmy w samej bieliźnie, której cienki materiał nie przeszkadzał aż tak bardzo w odczuwaniu przyjemności przez sam dotyk.

Chociaż najchętniej pominął bym ten wstęp, nie chciałem się z niczym spieszyć. Mieliśmy dla siebie bardzo dużo czasu, a obserwowanie jego reakcji na moje działanie, było bardzo satysfakcjonujące. Wręcz domagał się tego dotyku, bliskości naszych ciał, moich ust, dłoni zaciskającej się na jego udzie, albo kroczu, czego dowodem były nieszczególnie ciche westchnięcia i jęki, które z siebie wydawał. Poza tym, chciałem, żeby to on zadecydował o tym, kiedy wykonamy następny krok. Żeby sam, z własnej woli podjął tę decyzję, zwalniając mnie z tej odpowiedzialności, która w tym przypadku była wręcz niewyobrażalna. Bo gdybym zrobił cokolwiek nie tak, zraniłbym go bardziej, niż kiedykolwiek przez całą naszą znajomość.

Wbrew temu, czego się spodziewałem, Žiga nie zwlekał długo. Zaledwie po kilku minutach wzajemnego pieszczenia naszych ciał, zdjął ze mnie bokserki, dając mi jasne sygnały, żebym zrobił to samo. Więc zrobiłem. I chociaż obaj byliśmy nadzy, ze świadomością, że za chwilę zdarzy się coś, co od początku tworzyło między nami mur nie do przeskoczenia, tym razem czułem się z tą myślą calkowicie swobodnie. Nie było żadnej krępacji, zbędnego myślenia, albo wyrzutów sumienia, mówiących mi, że nie powinienem. Było tylko wzajemne pożądanie, połączone z niesamowicie silnymi uczuciami, jakie do siebie żywiliśmy.

Wydawał się być trochę zaskoczony, kiedy sięgnąłem ręką do szafki, wyjmując z niej prezerwatywę i lubrykant. Jeszcze bardziej, kiedy prz użyciu żelu przygotowałem go do tego decydującego momentu. Choć nic nie powiedział i pozwolił mi na wszystko, jego oczy wyraźnie zdradzały, że nie do końca wie, co i po co robię. Tak samo, gdy zakładałem prezerwatywę. Obserwował to uważnie, ale nie pytał o nic. Być może wstydził się swojej niewiedzy, albo po prostu mi ufał i wierzył, że nie chcę go w żaden sposób skrzywdzić. Tak, czy inaczej, jego zachowanie tylko dawało mi lepsze wyobrażenie na temat tego, przez co przeszedł w dzieciństwie.

Kiedy już byłem gotowy, wsunąłem dłoń pod jego biodra i czekałem na ten jeden, decydujący znak od niego. Na jakikolwiek gest, mówiący, że mogę. Że on tego chce. Zamiast tego, napotkałem spojrzenie pełne niepewności i niezrozumienia.

- Nie chcesz, żebym się odwrócił? - spytał.

Zamarłem. W pierwszej chwili miałem ochotę zapytać "dlaczego", ale powstrzymałem się. Przecież doskonale wiedziałem. On nie miał pojęcia, czym jest seks z miłości. Nie wiedział, że z tego się czerpie jakąkolwiek przyjemność i satysfakcję. Zawsze był tylko przedmiotem, zabawką, o której uczucia i doznania nie dbano. I chociaż rzeczywiście, w ten sposób byłoby wygodniej, w odpowiedzi uśmiechnąłem się i pokręciłem przecząco głową.

- Nie - odparłem. - Chcę na ciebie patrzeć i widzieć, że jest ci dobrze.

Tym razem to on lekko się uśmiechnął, oparł dłoń na moim karku i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a ja, nie mogąc już dłużej czekać, wszedłem w niego. Powoli, bez pośpiechu i bez żadnych gwałtownych ruchów. Žiga jęknął znacznie głośniej, spinając wszystkie mięśnie swojego ciała, więc zatrzymałem się jakoś w połowie i sięgnąłem dłonią do jego krocza. Zacząłem go powoli masować i nie przestałem, dopóki się nie rozluźnił. Wtedy wszedłem głębiej, czując jak jego dłonie zaciskają się na moich plecach.

Po kilku sekundach trwania w bezruchu, żeby oswoić go, i siebie, z tym uczuciem, zacząłem się w nim powoli poruszać. Ale bardzo delikatnie, wykorzystując całą swoją silną wolę, żeby powstrzymać się przed mocniejszym działaniem. Jednocześnie całowałem go, co jakiś czas wydając z siebie ciche mruknięcia. Žiga był zdecydowanie głośniejszy i, miałem wrażenie, odczuwał to wszystko znacznie intensywniej, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, jego rekację odbierałem jako największy komplement.

Pchnięcia wykonywałem płynnie, ale jednak powoli, nie mając pojęcia gdzie jest ta granica pomiędzy tym, co zaliczało się do jego największych traum, a tym, co poznawał teraz, ze mną. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, by w którymkolwiek momencie skojarzył sobie mnie ze swoim ojcem. Nie mogłem na to pozwolić. To nie miało być kolejne, wymuszone, działanie tylko po to, żeby mnie zadowolić. To miał być ten najważniejszy i wyjątkowy pierwszy raz. Mój w ogóle. Nasz wspólny. I jego pierwszy raz z miłości, z uczuciem i troską o tą drugą osobę.

Chwyciłem go za ręce i przyparłem je do łóżka tuż nad jego głową, splatając razem palce naszych dłoni, które zaciskały się w rytm ruchu bioder. Oparłem się swoim czołem o jego i przez chwilę po prostu na niego patrzyłem, dopóki nie odchylił głowy, biorąc głęboki oddech. 

- Mocniej... - szepnął.

Zareagowałem praktycznie od razu, kolejne pchnięcie wykonując zdecydowanie energiczniej, co sprawiło, że obaj jęknęliśmy dużo głośniej. Próbował uwolnić swoje ręce, a ponieważ nie pozwoliłem mu na to, oplótł mnie nogami, synchronizując ich ruchy z moimi.

Zaśmiałem się, zachowując to szybsze tempo, które najwyraźniej bardziej mu się podobało. Na tyle, że po kilku minutach zaczął oddychać znacznie szybciej i nierówno, jęcząc znacznie głośniej i częściej. Widząc to, pocałowałem go namiętnie i, nie zwalniając ani trochę, znów sięgnąłem dłonią do jego krocza, ale tym razem nie po to, by się rozluźnił, a żeby pomóc mu osiągnąć orgazm, co z resztą wkrótce się stało. Wtedy objął mnie mocno, wyrywając mi się z pocałunku i odchylając głowę do tyłu. Jednocześnie spiął wszystkie mięśnie swojego ciała, co przy okazji u mnie spowodowało doznania tak silne, że nawet gdybym chciał, nie wytrzymałbym dłużej, więc skończyliśmy prawie w tym samym czasie.

A gdy to błogie uczucie przeminęło i obaj doszliśmy do siebie, z uśmiechem złożyłem czuły pocałunek na jego ustach, później czole, a później ostrożnie z niego wyszedłem, zdjąłem prezerwatywę i położyłem się obok, na plecach, starając się wyrównać oddech. Kiedy już w miarę udało mi się to osiągnąć, przeczesałem dłonią włosy i spojrzałem na niego. Chociaż sam czułem się fantastycznie, powstrzymywałem się przed jakimiś zbędnymi emocjami, zwłaszcza że Žiga zdecydowanie ich nie podzielał. Leżał z głową odwróconą w drugą stronę, jedną rękę trzymając pod głową, a drugą na klatce piersiowej. I właśnie za tą dłoń go chwyciłem, zwracając na siebie jego uwagę.

- Myszko... - zacząłem, nieco niepewnie. - Wszystko w porządku?

Spojrzał na mnie, jakby zaskoczony tym, że w ogóle się odezwałem. Później spojrzał na moją dłoń, w której trzymałem jego własną i wziął głęboki oddech.

- Žiga, jeżeli coś zrobiłem źle... - zacząłem, podnosząc się na ręce i nachylając nad nim.

Przerwał mi pocałunkiem, jednocześnie przykładając dłoń do mojego policzka. A kiedy się odsunął, zobaczyłem, że się uśmiecha, co momentalnie uspokoiło wszystkie moje obawy.

- Podobało ci się? - spytał.

- A tobie?

- Bardzo - odparł, przewracając mnie z powrotem na plecy. - Dziękuję.

Zaskoczony przez jego pewność siebie, potrzebowałem chwili, żeby zareagować. Zwłaszcza kiedy wtulił się we mnie, przekładając nogę przez moje biodra, a ja poczułem bliskość jego nagiego ciała. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego i sądziłem, że on będzie potrzebował na to znacznie więcej czasu. Dopiero po kilku długich sekundach objąłem go, palcami dłoni muskając skórę na jego plecach.

- Przecież obiecałem - stwierdziłem cicho.

- Kochasz mnie teraz mocniej?

- Kocham cię tak samo i nie da się już mocniej - odparłem, całując go w głowę. - Tylko proszę cię, nie znikaj już tak bez słowa.

- Dobrze - zaśmiał się. - Już zawsze będę przy tobie, obiecuję. Ale pod warunkiem, że pójdziemy na tą starą kładkę nad stawem.

- Dlaczego chcesz tam iść? - spytałem, marszcząc brwi.

- Zawsze lubiłem to miejsce, a teraz już nic nam nie grozi, więc... Chciałbym się tam jutro przejść.

Rezygnując z próby zrozumienia go, zgodziłem się i na tym zakończyła się nasza rozmowa. Później już tylko leżeliśmy w swoich objęciach, ciesząc się tą wyjątkową bliskością. Žiga zasnął pierwszy, podczas gdy ja jeszcze długo myślałem nad tym wszystkim, co się wydarzyło. I myśli na ten temat napawały mnie dumą z samego siebie, bo ostatecznie wygrałem. Pokonałem jego demony. Może nie wszystkie, ale na pewno te największe. Odbiłem go z ich łap, sprawiłem, że zaufał mi maksymalnie i w końcu uwierzył w szczerość moich uczuć. Nie mogłem chcieć niczego więcej.

***
Ktoś się spodziewał, czy jednak żodyn? 🤔

Podobało się? 😂

Pamiętajcie, że to jeszcze nie koniec 😊 Został nam jeszcze jeden, ostatni rozdział, który ostatecznie zaspokoi Waszą ciekawość i, mam nadzieję, nie rozczaruje 😜

Miłego dnia Wam życzę 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro