4 - Dlaczego się nim przejmuję?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejnego dnia, idąc szkolnym korytarzem, minąłem Žigę stojącego przy ścianie i otoczonego przez Anže, Mateja i Lukę. Widząc co się dzieje, przystanąłem i podjąłem walkę z samym sobą, by zamiast kazać im go zostawić, po prostu się przywitać.

Po rzuceniu obojętnego "cześć", poszedłem dalej w kierunku klasy udając, że nie zwracam uwagi na to, co robią. Poza tym, miałem wrażenie, że Jelar był gotowy odpowiedzieć mi razem z nimi. To zdecydowanie mogłoby zasiać w nich ziarno wątpliwości, a tego chciałem uniknąć za wszelką cenę.

Anže pozytywnie mnie zaskoczył tym, że na mój widok odpuścił dręczenie sieroty i po chwili już stał obok mnie, mając na twarzy pełen satysfakcji uśmiech. Idiota i przydupas przyszli za nim, a ja dopisałem sobie uratowanie Žigi jako kolejny punkt na mojej wyimaginowanej liście dobrych uczynków. Odkąd się pojawił, znacznie przekroczyłem miesięczną normę.

- Czemu wczoraj nie przyszedłeś? - spytał podejrzliwie Luka.

- Przyszedłem, ale nikogo nie było. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż samotne przesiadywanie w tej żulowni - odparłem chłodno.

- Żałuj, dorwaliśmy dziwoląga - stwierdził Anže, kiwnięciem głowy wskazując na Jelara.

- Serio? - udałem zaskoczonego. - I co?

- Nic, trochę się z nim pobawiliśmy, poszliśmy po fajki, a kiedy wróciliśmy, już go nie było.

- Niesamowite - odparłem tonem pełnym ironii. - Kto normalny ucieka, mając ku temu okazję?

- Śmiej się, jakbyś go wczoraj widział, to miałbyś inne zdanie - wtrącił się Matej, spoglądając niechętnie na obiekt naszej aktualnej rozmowy. - Nie wyrywał się, nie bronił, nie krzyczał, potem już nawet nie ruszał.

Czemu mnie to nie dziwi.

- Prawda, jest wyjątkowo popierdolony - dodał Anže. - Pamiętasz tą szmatę z równoległej klasy sprzed roku? Nawet ona miała więcej charakteru i siły, niż on.

Zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć o kim on mówi i udało mi się to dopiero po kilku chwilach. Rzeczywiście, była taka jedna dziewczyna. Też z sierocińca, ale do naszej szkoły trafiła nie przez Oblaków, a w jakiś tam inny sposób. Podobnie jak Žiga, wyraźnie wyróżniała się swoim wycofaniem. Nie rozmawiała z nikim, więc nikt nic o niej nie wiedział. Szybko z resztą zniknęła ze szkoły i z Domžale. Chyba już po miesiącu.

- Mówisz o tej... - zacząłem, próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek informację na temat tej dziewczyny. - Jak jej było... Tina?

- Tina Križaj - powiedział Luka, tym razem już naprawdę wprawiając mnie w zaskoczenie.

- Skąd wiesz?

Wyraźnie chciał mi odpowiedzieć na pytanie, być może nawet szczerze, ale zanim to zrobił, Anže rzucił mi dość tajemniczy uśmiech i westchnął głośno, znów spoglądając na Jelara.

- Następnym razem nie puszczę go tak łatwo - stwierdził, i poszedł do klasy, ciągnąc Lukę za sobą.

Zaśmiałem się, by sprawiać pozory, choć w rzeczywistości nie mogłem uwierzyć, że otaczam się takimi ludźmi. A potem nie mogłem uwierzyć, że pomyślałem o nich w ten sposób. To znaczy, nigdy nie uważałem ich za porządnych chłopaków wartych jakiegokolwiek zaufania, ale też nie myślałem o nich źle. Ich działania, słowa i przekonania były mi obojętne. Starałem się być ponad tym. Ale odkąd Žiga stał się ich główną ofiarą, zaczynało mi to przeszkadzać. Niedobrze. Musiałem się od tego odciąć.

Przez cały dzień w szkole nie miałem z nim żadnego kontaktu. Z resztą, siedziałem w ławce z Gašperem, więc nie było mowy o tym, by Jelar próbował choćby zagadać. Omijałem też korytarze, w których był zaczepiany wiedząc, że przechodząc obok niego i jego potencjalnego oprawcy, nie potrafiłbym być obojętny. To unikanie go wychodziło mi całkiem nieźle.

Przynajmniej do końca lekcji, bo jak tylko wyszedłem ze szkoły, od razu rzucił mi się w oczy. Tym razem dla odmiany był otoczony przez Viki i jej przyjaciółki. Dziewczyna coś do niego krzyczała, ale byłem za daleko, by cokolwiek zrozumieć. Przystanąłem, żeby na to popatrzeć i być może zareagować, gdyby sytuacja zrobiła się zbyt poważna. Z jednej strony to byłoby dziwne, gdyby dał się pobić dziewczynom, z drugiej... Nie byłbym szczególnie zaskoczony takim rozwojem wydarzeń.

Po wiązance przekleństw i szyderczym śmiechu, w końcu zaczęła go przepychać. Podszedłem więc bliżej i zauważyłem, że Žiga trzyma w rękach zeszyt, który mocno przyciskał do klatki piersiowej. Viki bezczelnie mu go zabrała i z wyraźnym zadowoleniem zaczęła przeglądać i komentować, cokolwiek się tam znajdowało. Później usłyszałem tylko jak stwierdziła, że zeszyt już należy do niej, a Jelar ma "wypierdalać". On przez chwilę patrzył na nią błagalnie, pewnie mając nadzieję, że odzyska swoją własność, ale gdy zrozumiał, że nie, po prostu odwrócił się i poszedł, prawdopodobnie do domu.

Wtedy podszedłem do dziewczyny, stanąłem za nią i wyrwałem jej z ręki nową zdobycz.

- Oddawaj to, Bartol! - warknęła. - To nie jest twoje!

- Twoje też nie - odparłem i ominąłem ją, po prostu idąc w swoją stronę.

Próbowała odebrać mi zeszyt, ale wystarczyło, żebym podniósł rękę do góry i już nie miała szans. Była sporo niższa ode mnie. I słabsza, więc przepchnąć, albo boleśnie uderzyć też nie dałaby rady i wiedziała o tym, dlatego w końcu odpuściła. Wróciła do swoich koleżanek, zwyzywała mnie z góry na dół i wszystkie trzy poszły na autobus. Cholerne, patologiczne atomówki.

Wróciłem do domu i odgrzałem sobie obiad przygotowany wcześniej przez mamę, która wracała z pracy dopiero późnym popołudniem. Siedząc przy stole z talerzem, z ciekawości zacząłem przeglądać ten jego zeszyt, który okazał się szkicownikiem. Znajdowały się tam ładne, choć częściowo niepokojące rysunki. Przedstawiające jakieś niewyraźne postaci, których nie byłem w stanie zinterpretować. Co ciekawe, pośród tych mrocznych szkiców, można było znaleźć jakieś normalne rzeczy. Krajobrazy, obiekty, nawet skocznię narciarską znalazłem. Nie tę starą, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy. Tę, na której miałem treningi. Nawet tam już zawędrował.

- Masz talent... - mruknąłem sam do siebie, uważnie przyglądając się każdemu kolejnemu rysunkowi.

Może to nie było zgodne z zasadami dobrego wychowania, ale raz, że nikt nie widział jak przeglądam nie swoją rzecz, a dwa, nie umiałem się powstrzymać. Ciekawiło mnie, co oznacza każdy z tych rysunków. Pomyślałem, że jeśli je rozszyfruję, być może uda mi się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Może poznam jego historię i dowiem się, co go spotkało.

A może po prostu miał schizofrenię, albo jakieś inne dziwactwo, chociaż to było raczej mało prawdopodobne.

Gdy już zjadłem obiad i poddałem się w interpretacji dzieł zdrowo jebniętego artysty, poszedłem do salonu i położyłem się na kanapie, włączając telewizję. Przez chwilę udawałem, że skupiam się na pierwszym lepszym filmie, który znalazłem. Gdy już dotarło do mnie, że nie potrafię, spróbowałem z meczem, a ostatecznie z programem kulinarnym, jednak za każdym razem kończyło się na tym, że moje myśli były całkowite poświęcone Jelarowi. Intrygował mnie. Miał w sobie wiele niewiadomych, które z jakiegoś powodu miałem ochotę poznać.

Westchnąłem głęboko i położyłem sobie poduszkę na twarz, jako karę za swoje idiotyczne postępowanie. W ten sposób przeleżałem do powrotu mamy, która gdy tylko mnie zauważyła, przystanęła i prawdopodobnie rzuciła mi zaskoczone spojrzenie.

- Coś się stało, Tilen? - spytała, niby obojętnie, choć wyczułem w jej głosie troskę.

- Zabij mnie... - wymamrotałem spod poduszki.

Podeszła bliżej i wzięła mi ją z twarzy, patrząc na mnie ze zdziwieniem.

- Dlaczego?

Wtedy oparłem się na łokciach i spojrzałem na nią z poważną miną.

- Jelar, ten nowy, jest dręczony przez każdego, kogo tylko spotka. Podejrzewam, że jakby go wpuścili do klatki z najsłodszymi, najmilszymi i najbardziej puchatymi kociakami i szczeniaczkami, to one też zrobiłyby z niego ofiarę i chłopca do bicia.

- Denerwuje cię to?

- Tak! - podniosłem głos przez złość na samego siebie, zmieniając pozycję na siedzącą. - Ale jeszcze bardziej denerwuje mnie to, że mnie to denerwuje! Przecież ja się nie mogę przejmować takimi rzeczami, mam ważniejsze sprawy na głowie. Jak zacznę się nim interesować, nie wiem, stanę raz, drugi, czy trzeci w jego obronie, to skończę tak jak on. Zrób coś, żebym przestał się nim przejmować.

Mama westchnęła głęboko i uśmiechnęła się, siadając obok i układając dłonią moje włosy.

- Synku, to że mu współczujesz, bardzo dobrze o tobie świadczy.

- Serio..? - spytałem ironicznie. - I właśnie to masz mi do powiedzenia? Nawet nie próbujesz mnie zrozumieć...

Wstałem z kanapy i zacząłem krążyć po pokoju, czując jak podnosi mi się ciśnienie.

- I wiesz co? - zacząłem patrząc na nią ze złością. - To jest twoja wina! Musiałaś mnie wychować na takiego frajera? Nie mogłaś zająć się pracą, a mnie olewać? Albo pić, palić, sprowadzać sobie jakichś dziwnych facetów i dawać mi najgorszego przykładu? Nie, nie mogłaś. Tylko musiałaś mnie wyprowadzić na ludzi. I tak to się właśnie kończy, że teraz przejmuję się kimś, kim zdecydowanie nie powinienem. Wszystko przez ciebie. - powiedziałem, siadając z powrotem na kanapie z założonymi rękami i głową odwróconą w drugą stronę.

Gdybym powiedział to do kogokolwiek innego, prawdopodobnie dostałbym w pysk. Ale moja mama wiedziała, że nie mówię poważnie i nawet nie myślała, by brać to do siebie. Dobrze wiedziała, że jestem jej cholernie wdzięczny za wszystko, co dla mnie robiła.

Parsknęła tylko śmiechem i przesunęła dłonią po moich plecach. Po chwili nachyliła się nade mną.

- Jesteś lepszy od nich wszystkich. I dobrze o tym wiesz - powiedziała półszeptem i poszła do kuchni, by rozpakować zakupy i przygotować coś na kolację.

Oczywiście, że wiedziałem. Może nie byłem z całkiem innej półki, niż Anže, Luka, czy Matej, ale jednak nie byłem taki jak oni. Byłem kimś pomiędzy tym, za kogo uważała mnie moja mama, a tym, za kogo uważali mnie oni. Wciąż lepszy, ale jednak daleki od miłosiernego samarytanina, pomagającego każdej napotkanej ofierze losu. 

***

Dzień dobry 😊

Tak jak obiecałam, wrzucam kolejny rozdział.

Jak Wam się póki co podoba? Macie jakieś przemyślenia? Chętnie poczytam 😁

Kolejny już we wtorek!

Miłego dnia 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro