Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeongin westchnął głęboko, stukając skuwką długopisu o blat biurka i przeklinając w myślach nauczyciela angielskiego.

Była sobota, a więc czas najwyższy na wizytę Seungmina w mieszkaniu obok. Chłopak spakował wszystkie potrzebne książki i zeszyty do plecaka, żeby było mu łatwiej je przenieść, po czym zadzwonił do sąsiednich drzwi. Szarowłosy otworzył mu niemal od razu, by z szerokim uśmiechem wpuścić gościa do środka.

Jednak teraz, kiedy Yang siedział już drugą godzinę nad ćwiczeniami z angielskiego, stwierdził, że po raz pierwszy w życiu niepotrzebnie cieszył się na widok Kima Seungmina, a raczej tego, co chłopak ze sobą przyniósł.

Szczerze powiedziawszy, do szatyna nic nie miał. Chodziło o te pięćdziesiąt zadań z angielskiego, które wymagały dłuższych i bardziej czasochłonnych odpowiedzi.

— Pan Kwon specjalnie nadał takie tempo, bo mnie nie ma? Czy zawsze tyle zadawał, tylko nigdy aż tak tego nie odczuwałem? — mamrotał pod nosem, sam nie wiedział, czy bardziej do siebie, czy jednak do kolegi z klasy. — Przynajmniej z matematyki nie było aż tyle do nadrobienia.

— Wydaje mi się, że to drugie — odpowiedział Seungmin, przeglądając swój zeszyt od koreańskiego, żeby upewnić się, czy aby na pewno podał Jeonginowi wszystkie notatki. — To dlatego, że zaczynamy nowy dział. W przyszłym tygodniu będziesz musiał rozwiązać drugie tyle zadań. A za dwa tygodnie-

— Wiem, mam przekichane — jęknął, opadając bez sił na oparcie krzesła. — Przysięgam, zaraz mi ręka odpadnie.

— Zrób sobie przerwę — polecił szatyn, posyłając przyjacielowi zmartwione spojrzenie. — I od pisania, i od angielskiego. Siedzisz nad tym już ponad godzinę — zauważył trafnie. — Chodź, zrobię ci herbatę.

— A czy to nie ja powinienem robić herbatę? — zapytał Yang z uśmiechem na ustach. — To ty jesteś gościem. Siadaj, ja to zrobię.

— Nie, ja — powiedział spokojnym, lecz stanowczym głosem. — Mogę być twoim gościem, ale to nie zmienia faktu, że to ty miałeś wypadek i mimo wszystko powinieneś na siebie uważać.

— Ale-

— Żadne „ale" — prychnął Kim, wychodząc z pokoju szarowłosego.

Jeongin odprowadził go wzrokiem, śmiejąc się.

Chociaż o tym nie mówił, był bardzo wdzięczny za to, że ma w swoim życiu kogoś takiego, jak Seungmin.

Od zawsze myślał, że znajomości zawarte we własnej klasie nie przetrwają dłużej, niż trwa edukacja w danej szkole. Ale chociaż jemu i Kimowi brakowało jeszcze sporo czasu, zanim będą mogli stwierdzić, czy ich relacja jest trwalsza, wiedział, że jest szczera. Nie chodziło tylko o to, że Seungmin pomagał mu z lekcjami, bo pomagał każdemu, kto go o to poprosił. To świadczyło jedynie o tym, że szatyn jest dobrym i miłym kolegą z klasy, który zaoferuje pomocną dłoń, jeśli będzie trzeba.

Chodziło coś innego; o te małe, niemalże nic nieznaczące drobiazgi. O pocieszający uśmiech przed pójściem do szkoły, o przytulenie, kiedy nie chcieli wracać na pieszo i czekali na autobus na zimnie, o zwykłe pytania: „Co u ciebie?".

To były nieliczne przykłady zachowań, które sprawiały, że jeszcze bardziej cenił Seungmina. Z jakiegoś powodu takie małe gesty najbardziej kojarzyły mu się z szatynem. Czy to dlatego, że właśnie w taki sposób Kim lubił okazywać uczucia? Czy może przez to, że mimo pozornie niewielkiego znaczenia takich gestów, Seungmin zawsze wkładał w nie całe swoje serce?

Nie wiedział, która odpowiedź była poprawna. Może obie były? Ale jednego był pewien — nie zasługiwał na niego.

Być może takie myślenie nie miało sensu, ale właśnie tak czuł. Starał się być jak najlepszym wsparciem dla szatyna.

Był dla niego zawsze, gdy ten go potrzebował; często ułatwiał to fakt, iż mieszkali po sąsiedzku, więc odwiedzenie Kima w środku nocy nie było zbyt dużym problemem. Ale mimo, że miał tak łatwo, za każdym razem chciał dać z siebie wszystko, bo Seungmin zasługiwał na wszystko, co najlepsze.

A jednak miał wrażenie, że nie jest dla niego tak samo dobry.

Czy to przez fakt, iż rzadko kiedy decydował się na powiedzenie mu o swoich problemach? Czy to nie brzmiało, jakby nie ufał szatynowi w stu procentach? Jeongin nie mógł nic na to poradzić — i chociaż wyrzuty sumienia nie dopadały go często, teraz miał w głowie tak dużo negatywnych myśli, że te same się mnożyły.

I właśnie dlatego odetchnął z ulgą, gdy Seungmin wrócił z dwoma kubkami z gorącą herbatą, biegnąc szarowłosemu na pomoc, by oderwać go od bałaganu, który chłopak miał w swoim umyśle.

***

Leżąc w ciemności i wpatrując się w sufit, nie mógł powstrzymać myśli, które męczyły go od kilku dni. Wcześniej udało mu się odsunąć je na bok, a przynajmniej częściowo zignorować, ale teraz... Siedząc samotnie w mroku, ucieczka przed nimi była niemożliwa.

Czuł, że dzisiaj nie zaśnie i kolejną noc spędzi na myśleniu o rzeczach, które nie powinny zabierać mu snu. Znowu i jeszcze bardziej zakopie się w bałaganie własnego umysłu, raniąc samego siebie jeszcze mocniej.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, odkąd zgasił światło i położył się do łóżka. Nie dotykał telefonu, który leżał niedaleko i co jakiś czas rozświetlał pomieszczenie delikatną poświatą. Nie wiedział, kto do niego dzwoni. Nie miał nawet siły, by sprawdzić.

Jednak dzięki irytacji zdobył się na wystarczającą ilość motywacji, by sięgnąć po urządzenie i odebrać połączenie bez patrzenia na to, kto dzwonił.

— Halo? — wychrypiał, przecierając oczy dłonią.

Czyli nie śpisz. Wiedziałem — odezwał się Hyunjin, przez co Jeongin niemalże poderwał się na równe nogi.

— Po co dzwonisz? — zapytał ze złością. — Mówiłem, żebyś-

...więcej nie wracał. Nie mówiłeś nic o dzwonieniu — zauważył blondyn. — Poza tym, sam odebrałeś. Nie zrobiłem tego za ciebie.

Yang przygryzł wargę, wiedząc, że chłopak ma rację.

— W takim razie... — zaczął niepewnie. — Po co dzwonisz o tej godzinie?

Usłyszał po drugiej stronie długie i głębokie westchnienie.

Zastanawiałem się, czy już śpisz. Wczoraj wyglądałeś, jakbyś nie sypiał dobrze, więc stwierdziłem, że nie zaszkodzi sprawdzić... — mruknął. — Myślałem, że może nie możesz zasnąć przez myślenie o tym wszystkim... i chyba miałem rację, co?

Szarowłosy nie odpowiedział.

Chcesz o tym pogadać czy... czy wolisz może po prostu posiedzieć w ciszy, jak zawsze wolałeś?

Słysząc to pytanie, Jeongin poczuł, jak do jego oczu napływają łzy. Z trudem zdobył się na wyszeptanie odpowiedzi:

— Posiedzieć w ciszy.

I pękł, podobnie jak poprzedniego dnia, pozwalając sobie na chwilę słabości przed osobą, która potrafiła pocieszyć go samą ciszą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro