Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Westchnął głęboko, patrząc na ekran telefonu. Nie wiedział, czy powinien napisać do Hyunjina, czy nie. Zastanawiał się nad tym od kilku minut i wciąż nie był w stanie się zdecydować.

Gdyby miał być szczery, najchętniej by nie napisał. Ale bał się pójść sam. Nie chciał martwić matki, więc nie mógł jej poprosić, by go odprowadziła. Wiedział, że nie da rady przejść tych kilku ulic sam. W szczególności, że miał do pokonania parę przejść dla pieszych.

Obiecał mamie, że pójdzie do mieszkania Hwangów, ale naprawdę nie miał pojęcia, jak tam dotrze. Nawet nie chciał myśleć o samotnej podróży. Przed wypadkiem nie miał z tym najmniejszego problemu, ale teraz? Po ostatnim wyjściu ledwo się pozbierał; zrobił to tylko i wyłącznie dzięki pomocy Hyunjina. Gdyby nie on, zapewne zemdlałby na chodniku.

Nie chciał do niego pisać. Nie miał pojęcia, jak sformułować pytanie. Ale co miał zrobić? Obiecał, a skoro kobieta zgodziła się na rozmowę, chciał dotrzymać tej obietnicy.

Przygryzł wargę, obracając telefon w dłoni.

Nie chciał prosić blondyna o pomoc. Nie chciał być mu cokolwiek winien, nie chciał nawet go widzieć. Ale wspomnienie obietnicy nie dawało mu spokoju, tak samo jak to, że tylko Hyunjin wiedział, w jaki sposób Yang reagował na widok samochodów.

W końcu odblokował urządzenie i wybrał odpowiedni numer.

Nie musiał długo czekać, aż chłopak odbierze.

Halo? — usłyszał głos Hwanga w słuchawce.

— Um... miałem do ciebie przyjść... — zaczął niepewnie, przygryzając wargę. Złapał za rąbek swojej koszulki i zaczął go miętosić w palcach, by uspokoić nerwy.

Wiem. Mama mówiła, że cię zaprosiła — mówił blondyn, a w tle dało się słyszeć, jak chłopak coś przestawia. — Przygotowałem parę rzeczy dla nas. O której będziesz?

— Uch... — jęknął, niezbyt wiedząc, co powiedzieć.

Och — mruknął Hyunjin, jakby coś mu się przypomniało. — Poczekaj na mnie, powinienem być za piętnaście minut, okej?

— Okej — wymamrotał szarowłosy, spuszczając głowę.

Hwang rozłączył się niemal od razu, ale zanim to zrobił, Jeongin mógł usłyszeć, jak nastolatek krzyczy do swojej mamy, że wychodzi.

Rzucił telefon na bok i schował twarz w dłoniach. Czuł się źle. Cholera, czuł się okropnie. Wydawało mu się, że ktoś właśnie uderzył go w twarz.

Może to za dużo powiedziane, ale w tamtym momencie miał ochotę znienawidzić siebie za to, że zadzwonił do Hyunjina. Wiedział, że to konieczność i nawet nie poprosił go o nic, ale... cholera, to tak bolało.

Chciał być silny, ale nie potrafił. Po raz kolejny.

Miał wrażenie, że jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie wyrzuci Hwanga ze swojego życia.

***

Siedzieli na balkonie w ciszy, wpatrując się w nocną panoramę Seulu. Mimo, że kończył się już październik, ta noc była wyjątkowo ciepła. Tegoroczna jesień też taka była; obaj w duchu dziękowali naturze, że mogli spędzić czas na zewnątrz, chociaż żaden się do tego nie przyznawał.

Patrzyli na poświatę, która sprawiała, że nie byli w stanie dostrzec gwiazd. O tej porze miasto było niemal tak samo jasne, jak podczas dnia. Delikatny wiatr oplatał ich twarze i targał włosy, co od czasu do czasu wywoływało irytację u Hyunjina, który nie mógł związać wszystkich kosmyków w kucyk.

Odkąd przyszli do mieszkania, niewiele rozmawiali. Podczas kolacji Jeongin wymienił kilka zdań z matką blondyna, która dopytywała o stan jego zdrowia i cieszyła się, że nastolatek już wydobrzał, a pan Hwang narzekał na nieuważnych kierowców. Po posiłku chłopcy zostali wygonieni z kuchni, bo rodzice Hyunjina byli przekonani, że nocowanie na balkonie jest czymś, za czym obaj tęsknili.

I w istocie tak było. Chociaż nigdy w życiu nie powiedzieliby tego na głos, to naprawdę za tym tęsknili. Niestety, nie tęsknili za tym samym.

Dla Jeongina wystarczyłby wieczór na balkonie, ale blondyn pragnął wrócić do ich późnych rozmów, do wygłupiania się, kiedy im się nudziło, nawet do szukania gwiazd na niebie...

Hyunjin westchnął głośno, ale szarowłosy nawet nie drgnął.

Odwrócił głowę w stronę Yanga, korzystając z tego, że chłopak wpatrywał się w oświetlony Seul. Na jego twarzy dostrzegł wyraźne znaki wskazujące na to, że nastolatek miał dużo na głowie. Nie potrafił ich dokładnie nazwać, ale widział, że Jeongin z pewnością nie pozwalał sobie na oderwanie myśli od swoich problemów.

Wcześniej zawsze był w stanie to zrobić, pomyślał Hwang, przypominając sobie poprzednie wieczory spędzone na balkonie. Kiedyś obiecali sobie, że nieważne, jak ciężko będzie, gdy tylko przekroczą próg, zamkną za sobą szklane drzwi i zostawią za nimi wszystkie swoje problemy.

Ale tym razem żaden z nich nie był w stanie tego zrobić.

Było cicho, odrobinę za cicho. Panujące między nimi milczenie nie było jednak aż tak niezręczne, jak wcześniej. Czy to dlatego, że w ciągu ostatnich dni spędzili tyle czasu razem? Nie, gdyby nic między nimi się nie zmieniło, atmosfera pozostałaby taka sama.

Odwrócił wzrok, przygryzając wargę.

Czuł się nieswojo; nie miał zielonego pojęcia, co ze sobą zrobić. Widok Seulu nocą zawsze go uspokajał, ale teraz oprócz tego odczuwał także niepewność. Nie wiedział, skąd się to wzięło ani jak pozbyć się tego wrażenia.

Po raz kolejny spojrzał na Jeongina.

Chciał wiedzieć, co kryje się w umyśle chłopaka. Czy radzi sobie z tym wszystkim, czy próby pomocy ze strony Hyunjina są chociaż trochę skuteczne. Nie mógł jednak o to zapytać. Zresztą, Yang i tak by nie odpowiedział.

Ale było coś, co zastanawiało go od dłuższego czasu.

— Dlaczego przez ostatnie miesiące tak bardzo starałeś się ze mną spotkać i porozmawiać, chociaż prawie wcale się do ciebie nie odzywałem? — zapytał niepewnie, bawiąc się swoimi palcami.

Szarowłosy westchnął cicho.

— Zawsze tak robiłeś, kiedy miałeś trudny czas: odcinałeś się od wszystkiego i wszystkich, powoli usuwając powiązania z otoczeniem — mówił, wciąż nie odwracając wzroku od panoramy miasta. — Zamykałeś się w sobie i wiedziałem, że jeśli nie będę dobijał się do drzwi wystarczająco mocno, sam nigdy mi nie otworzysz.

Hwang spuścił głowę.

— I nie otworzyłeś, chociaż dobijałem się tak często i dużo intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej — kontynuował Jeongin. W jego głosie dało się wyczuć smutek... bardzo dużo smutku.

Hyunjin nie wiedział, co powiedzieć. Czuł się... winny. Już wcześniej tak się czuł, ale teraz...? Jego wyrzuty sumienia były jeszcze większe. Yang tak bardzo się starał, a on po prostu...

Poczuł, jak łzy napływają do jego oczu.

Naprawdę wszystko zepsuł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro