Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; nasz lovestay boy dzisiaj wraca!

***

Powolnym krokiem poszedł do kuchni, gdzie zobaczył przykryte śniadanie na blacie razem z karteczką. Podniósł ją i przeczytał, pocierając oczy.


Zjedz śniadanie, gdy wstaniesz. Nie zapomnij o lekach! Na szafce zostawiłam lekarstwa i rozpiskę, żebyś wiedział, co i kiedy wziąć. W lodówce masz drugie śniadanie i przekąskę, mam nadzieję, że wystarczy ci to do obiadu. Powinnam wrócić dziś wcześniej, więc zjemy razem i ugotuję ci coś pysznego.

Gdyby coś się działo, zadzwoń. Możesz zadzwonić, nawet jeśli nic się nie dzieje. Postaram się odebrać. Odpocznij, kochanie. Pamiętaj, żeby się nie przemęczać!

Kocham cię,

mama


Jeongin uśmiechnął się delikatnie, opierając się o szafkę kuchenną. Miło było zobaczyć, jak kobieta stara się dla niego. Tak naprawdę zawsze to robiła, za co chłopak był jej niezmiernie wdzięczny. Wiedział, że miał ogromne szczęście, mając tak kochającą matkę.

On też bardzo ją kochał. Nie była tylko jedną z najważniejszych osób w jego życiu, ale też jego autorytetem. Była silna i opiekowała się swoimi bliskimi, wkładając w to całe swoje serce, a Jeongin marzył, by stać się właśnie taki. Wytrwały i dodający innym otuchy w najtrudniejszych chwilach, potrafiący pocieszyć za pomocą szczerego uśmiechu. Takim człowiekiem chciał być, jednak... nie we wszystkich kwestiach zgadzał się z tym, co robiła jego matka.

Westchnął głęboko, odkładając kartkę na szafkę. Nie powinien zajmować swoich myśli jeszcze tym. Miał na głowie wystarczająco dużo zmartwień i bez tego.

Zjadł śniadanie i wziął leki, po czym napisał do mamy wiadomość. Na początku chciał zadzwonić, ale stwierdził, że nie ma sensu zabierać jej czasu w pracy, skoro miała dość surowego szefa. Wiadomość mogła zobaczyć w wolnej chwili, nie musiała robić tego teraz.

Stanął na środku mieszkania i ponownie westchnął. Wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale właśnie dotarło do niego, że, tak właściwie, nie miał pojęcia, co powinien ze sobą zrobić.

Nie mógł się nadwyrężać, więc nie powinien dużo ćwiczyć, co czasami robił z nudów. Lekarz pozwolił mu tylko na delikatne ćwiczenia rozciągające, ale nic zbyt obciążającego. Wciąż istniało ryzyko, że pojawią się skutki uboczne wypadku, kiedy wróci do domu i do swojej codziennej rutyny. Wszyscy mieli nadzieję, że tak się nie stanie, ale w końcu nigdy nie zaszkodzi być trochę bardziej ostrożnym.

Kiedy skończył rozciąganie, poczuł, że ogarnia go zmęczenie. Teraz nie miał ani ochoty, ani motywacji, by zrobić cokolwiek, więc po prostu wrócił do łóżka.

Wydawało mu się to trochę śmieszne, że wcześniej tak bardzo chciał wydostać się z łóżka szpitalnego, a teraz z nudów wracał do swojego.

Naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie miał pojęcia, jak długo po prostu leżał i wpatrywał się tępo w sufit ani jak długo przeglądał coś na telefonie. W końcu zasnął, nie wiadomo, czy bardziej ze zmęczenia, czy z nudów.

Obudził go irytujący dźwięk budzika, który ustawił sobie na kwadrans przed czasem, kiedy miał wziąć leki. Jęknął, pocierając oczy. Nawet nie zauważył, że zasnął z telefonem w ręku (poczuł to dopiero, gdy urządzenie zaczęło wibrować). Zamrugał parę razy, wzdychając leniwie.

Nie chciało mu się wstać.

— Pod tym względem wolałem szpital — mruknął pod nosem, przekręcając się na drugi bok z telefonem w dłoni.

Nie odblokował go, po prostu bawił się nim, przygryzając wargę i wbijając wzrok w ścianę. Nie myślał o niczym konkretnym, szczerze powiedziawszy, starał się nawet odgonić wszystkie zalążki myśli, które mogłyby zakłócić jego chwilowy spokój.

W końcu jednak odblokował urządzenie i kliknął na ikonkę wiadomości, po czym...

Zamknął oczy.

Cholera.

Dlaczego musiał to zrobić? Dlaczego musiał wejść w konwersację z nim? Dlaczego fakt, że zrobił to nieświadomie, z przyzwyczajenia, stał się nagle tak wyraźny?

Poczuł, jak do oczu napływają mu łzy. Zacisnął mocniej powieki i przygryzł wargę, jakby chciał w ten sposób odwrócić swoją uwagę.

Wiedział, że Hyunjin tak łatwo nie zniknie z jego życia. Wiedział to, bo osiemnastoletni blondyn był zbyt dużą częścią świata Jeongina, by tak po prostu i nagle zniknąć. Naprawdę to wiedział, ale czy to sprawiało, że zobaczenie czegoś przypominającego mu o Hwangu bolało mniej? Chciałby, żeby tak było.

Zachłysnął się powietrzem, starając się uspokoić. Nie był pewien, czy sam nie nakręca problemu, ale teraz nie był w stanie tego stwierdzić. Jego serce bolało zbyt bardzo, by mógł skupić się na czymś innym niż rozdzierające go od środka uczucie.

Poderwał się do pozycji siedzącej tak szybko, że zakręciło mu się w głowie, przez co poczuł się jeszcze gorzej. Zapłakał, chowając twarz w dłoniach. Telefon rzucił gdzieś na pościel, nie chcąc go widzieć na oczy.

Oddychał ciężko, łapiąc chaotycznie powietrze. Jego serce biło szybko, a ciało drżało jak jesienny liść. Czuł się źle, ale wciąż było to coś lepszego niż tamta podróż samochodem.

Być może właśnie dlatego powtarzał sobie zachrypniętym głosem, że musi się uspokoić. Jednak dźwięki opuszczające jego usta nie brzmiały jak słowa i zamiast pomagać mu się opanować, przez jakiś czas powodowały jeszcze większy chaos.

Nie wiedział, jak długo był w takim stanie, ale w końcu opadł na poduszki. Siły go opuściły, przez co nie mógł zmusić się do utrzymania w pozycji siedzącej. Oczy same mu się zamykały, jednak nie z chęci zaśnięcia, a ze zmęczenia.

Leżał w ciszy, którą przerywały jego spokojne już oddechy. Wydawały się być ciężkie i przepełnione zbyt dużą ilością zmartwień, z którą Jeongin nie mógł sobie poradzić, nieważne jak bardzo tego chciał.

Czuł się bezsilny. Nie potrafił ruszyć się nawet o centymetr, a co dopiero wstać i pójść do kuchni, by wziąć leki; sama myśl o tak zwykłej czynności przyprawiała go teraz o mdłości.

Nienawidził tego uczucia. Zawsze uważał, że powinien być w stanie zapanować nad tą częścią swojego życia, na którą miał wpływ. Czymś takim była właśnie ta bezsilność, przez którą nie mógł podnieść się i pójść po leki, co naprawdę musiał zrobić. Fakt, że nie potrafił zmusić się do wstania, przyprawiał go o dodatkową frustrację.

Dlaczego musiał być taki delikatny? Dlaczego nie mógł po prostu się ogarnąć? Dlaczego?

Zaklął pod nosem, kiedy poczuł, że łzy napływają mu do oczu po raz kolejny. Nie chciał płakać, a nie nie potrafił tego powstrzymać.

W końcu poddał się i pozwolił słonym kroplom płynąć. Przedzierały się przez barierę rzęs powoli, jakby chciały w ten sposób jeszcze bardziej zdenerwować chłopaka. Mokry ślad, który pozostawiały za sobą na jego policzkach, wydawał się wręcz palić skórę.

I Jeongin załkał cicho, żałując, że obok nie ma nikogo, kto mógłby otrzeć jego łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro