Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; zgadnijcie, jaka postać w końcu wraca

***

Ostatnie dni były dla Hyunjina katorgą. Mogło brzmieć to dziwnie, zważywszy, że to Jeongin był ofiarą wypadku. W porównaniu do niego powinien czuć się dobrze i nie narzekać, skoro był cały i zdrowy, ale...

Właśnie, ale.

Chociaż fizycznie było z nim wszystko w porządku, wewnątrz jego umysłu panowała burza, której nie potrafił opanować. Nawet nie próbował tego zrobić; wiedział, że zasługuje na każdą z tych negatywnych myśli, więc nie bronił się przed nimi i pozwolił im atakować.

Dobrze rozumiał, że w ten sposób dobijał się jeszcze bardziej, przez co nie był w stanie wyjść z dołka emocjonalnego, w który wpadł, ale naprawdę nie narzekał.

Nie był pewien, czy miał wystarczająco dużo siły, by walczyć. Nie myślał o tym. Jego myśli okupował zupełnie inny temat, który wydawał się chodzić za nim niczym cień nieodstępujący go nawet na sekundę.

Kiedy ubierał się do szkoły, był dziwnie cichy i nieco markotny. Nie wyspał się, bo poprzedniej nocy, tak jak każdej innej od dnia wypadku, nie mógł zasnąć; do późna przekręcał się z boku na bok i myślał o swoim przyjacielu.

Czy miał w ogóle prawo dalej go tak nazywać? Był niemal w stu procentach pewien, że nie, ale... jak inaczej miał określać ich relację, jeśli nie mianem przyjaźni? Nie chciał nazywać jej zakończoną, jakby próbował sam siebie okłamać.

Jeongin wyraźnie powiedział, że nie chce go już nigdy więcej widzieć. Blondyn nie zdziwiłby się, gdyby chłopak mówił szczerze, w końcu po tym wszystkim... sam zapewne nie byłby w stanie wybaczyć.

Przecież nie umiesz sobie wybaczyć, zauważył, przygryzając wargę.

Racja, nie potrafił sobie wybaczyć. Jak mógł to zrobić? W jakich okolicznościach mógłby chociażby rozważyć wybaczenie sobie zniszczenia swojej jedynej przyjaźni, którą swego czasu tak cenił?

Tylko dlaczego nie cenił jej wtedy równie mocno, jak cenił ją teraz? Dlaczego musiał okazać się takim idiotą? Dlaczego, do jasnej cholery?

Zamrugał szybko powiekami, chcąc odgonić łzy. Nie mógł teraz płakać. Musiał iść do szkoły, a tam nie powinien pokazywać, że coś jest nie tak. Nie, gdy Jisung i Felix już wcześniej pytali, czy wszystko w porządku, bo wyglądał blado. Naprawdę nie mógł pozwolić sobie na chwile słabości.

W końcu wszyscy byli pewni, że on i Yang dalej się przyjaźnią.

Szczerze powiedziawszy, jedynie na początku zdziwił się, że nikt nie wie o całym zdarzeniu sprzed wypadku. Kiedy Kim Seungmin z klasy szarowłosego zapytał go, czy wie, że w soboty Jeongin chce nadrabiać materiał, został zbity z tropu. Dlaczego chłopak mu o tym mówił? Dopiero po chwili zrozumiał — szatyn myślał, że Hyunjin przesiadywał u Yanga codziennie po szkole i że to właśnie dlatego ten zdecydował się na spotkania z Kimem w soboty. Odpowiedział mu, że wie i szybko odszedł, żeby uniknąć kolejnych pytań.

Nie miał zamiaru wyprowadzać nikogo z błędu. Z jednej strony było to bardzo egoistyczne, bo korzystał z tego, że wszyscy uważali ich za przyjaciół, by dowiedzieć się czegoś o chłopaku, ale z drugiej... mógł go wydać, prawda? Mógł powiedzieć, że wcale ze sobą nie rozmawiają i poprosić, by więcej nie pytali o szarowłosego.

Ale nie chciał tego robić. Skoro Jeongin nie chciał nikomu mówić o wydarzeniach sprzed wypadku, to jakim prawem on miał to zrobić? Wiedział, że chłopak wolał pozostawiać część rzeczy w tajemnicy, traktując swoje problemy jako tylko i wyłącznie jego. Rzadko kiedy mówił o nich innym, tłumacząc się, że sam powinien się nimi zająć. Tak też zapewne było i tym razem.

Jednak, jak to mówią, od każdej zasady jest wyjątek. Takim wyjątkiem był Hyunjin — tylko jemu Yang mówił o swoich problemach, jeśli chciał się wygadać lub pomyśleć na głos.

Teraz, kiedy nie było go przy nim, mógł jedynie wyobrażać sobie, jak bardzo cierpiał szarowłosy. Był pewien, że osiemnastolatek dusi to wszystko w sobie. A sam dobrze wiedział, że to mogło być najgorszym, co Jeongin może zrobić.

To był jeden z powodów, dla których zdecydował się pójść do niego wieczorem. Tak, wiedział, że Yang nie chciał go widzieć. Ale mimo wszystko nie mógł pozwolić mu na pogrążanie się we wspomnieniach wydarzeń sprzed wypadku. Wolał już, by chłopak go uderzył. Cokolwiek, byleby dzięki temu poczuł się lepiej.

Kiedy stał przed drzwiami jego mieszkania, wziął kilka głębokich wdechów, zanim zapukał. W myślach powtarzał sobie, że będzie okej. Musiało być — specjalnie przyszedł właśnie teraz, bo wiedział, że mama osiemnastolatka powinna być w domu, więc z pewnością go wpuści.

Zdawał sobie sprawę z faktu, że wykorzystywanie wiedzy na temat państwa Yang było nieodpowiednie, ale w tamtym momencie nie widział lepszego wyjścia.

Musiał chociaż spróbować coś zrobić, inaczej zapewne oszalałby ze zmartwienia.

— Och? — W progu stała matka jego przyjaciela ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

— Dobry wieczór — przywitał się szybko. — Mogę wejść?

— Tak, tak, oczywiście — powiedziała, przepuszczając go w drzwiach. — Nie wiedziałam, że przyjdziesz. Jeongin jest u siebie — dodała, posyłając mu uśmiech.

Odwzajemnił gest i skierował swoje kroki w stronę pokoju chłopaka.

Szczerze powiedziawszy, jego serce biło w tamtym momencie tak szybko, że miał wrażenie, iż zaraz wyskoczy mu z piersi. Przed oczami zobaczył siebie płaczącego na szpitalnej posadzce i szarowłosego leżącego na łóżku. Dlaczego przypomniało mu się to akurat teraz?

Westchnął cicho i policzył w myślach do trzech.

Zapukał.

— Proszę! — odpowiedział Yang, a blondyn wszedł do środka od razu, nie pozwalając sobie na nawet chwilę zastanowienia.

— Um... hej — odezwał się niepewnie, jakby bał się, że jeśli powie coś za głośno, chłopak wyrzuci go za drzwi.

— Co ty tu robisz? — Jeongin poderwał się z łóżka i spojrzał na swojego rówieśnika ze złością w oczach. — Mówiłem, żebyś-

— Przynieść wam coś do jedzenia? — zawołała pani Yang, a jej głos robił się coraz głośniejszy; po chwili stanęła w progu pokoju syna.

— Nie, nie trzeba — powiedział Hyunjin. Zrobił to specjalnie. Znowu wykorzystał to, że kobieta go znała. Cholera, zasługiwał na spalenie się w piekle za to wszystko.

— Na pewno?

— Nie trzeba, naprawdę — zaśmiał się cicho.

Pani Yang przytaknęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Kiedy tylko usłyszał dźwięk jej kroków w korytarzu, uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że teraz Jeongin go nie wyrzuci. Cóż, przynajmniej nie od razu.

Ciszę przerwał ostry jak brzytwa głos szarowłosego:

— Po co tutaj przyszedłeś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro