Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było koło siedemnastej, kiedy Jeongin usłyszał pukanie. Zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę drzwi, czekając, aż ktoś zacznie znowu pukać. Z początku myślał, że to pomyłka, w końcu jego rodzice znali kod, a nikogo się nie spodziewał — Seungmin powinien być teraz na zajęciach dodatkowych, a Changbin zawsze uprzedzał go wcześniej o swojej wizycie.

Kiedy pukanie się powtórzyło, westchnął głośno i niechętnie wstał z kanapy. Był zmęczony, chociaż dzisiaj również nic nie zrobił, ale miał wiele rzeczy do przemyślenia i w dodatku poprzedniej nocy źle spał. Nie miał ochoty na żarty dzieci sąsiadów albo cokolwiek innego.

Ale gdy tylko otworzył drzwi, poczuł krew gotującą się w jego żyłach.

Próbował zatrzasnąć je przed oczami przybysza, ale ten był szybszy i przytrzymał je ręką, stając w progu mieszkania.

— Wynoś się stąd — warknął, po raz kolejny bezskutecznie próbując pozbyć się gościa.

Hyunjin wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

— Nie — powiedział twardo blondyn. — Nie mogłem wczoraj wytłumaczyć, dlaczego przyszedłem, więc-

— Już ci mówiłem, nie chcę twoich tłumaczeń, daj mi spokój.

— Daj mi w końcu możliwość, żeby cokolwiek powiedzieć, to naprawdę dam ci spokój — obiecał, chociaż bardzo dobrze wiedział, że nie dotrzyma tej obietnicy. W końcu właśnie o to chodziło: by nie pozwolić Jeonginowi na samotną walkę z własnymi problemami.

Szarowłosy westchnął głośno, opierając przedramię o ścianę. Naprawdę nie miał siły na kłótnie z Hyunjinem. Szczerze powiedziawszy, wszystko było mu już obojętne. Chciał po prostu, by chłopak jak najszybciej stąd wyszedł.

Dlatego koniec końców zgodził się, by blondyn powiedział to, co chciał powiedzieć. Jeongin nie planował słuchać jego słów ze skupieniem, a jedynie przeczekać, aż skończy swój monolog i następnie wypchnąć go za drzwi.

Gdyby tylko wiedział, że pozostanie w mieszkaniu państwa Yang było celem Hwanga...

Usiedli na kanapie w salonie, głównie ze względu na szarowłosego, który w duchu miał nadzieję, że mniejszy dystans do drzwi wyjściowych pomoże mu w pozbyciu się Hyunjina z apartamentu.

— Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie — zaczął blondyn, nerwowo pocierając swoje dłonie. Yang usiadł jak najdalej mógł od niego. — Dlatego nie mam zamiaru o nie prosić ani oczekiwać, że zdecydujesz się mi wybaczyć. Wiem też, że przeprosiny nic nie dadzą, więc nie będę już przepraszał... — Przygryzł wargę, zastanawiając się, czy kontynuowanie tej wypowiedzi to na pewno dobry pomysł. — Ale chcę ci pomóc, być może nawet w pewnym sensie zadośćuczynić, nie dla spokoju ducha, a po to, żebyś nie musiał cierpieć w samotności. Bo wiem, że teraz bardzo cierpisz, Jeongin — dodał, podnosząc wzrok na chłopaka. Ten nie odwzajemniał spojrzenia. — Proszę, pozwól mi zrobić chociaż tyle.

Na chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza. Hyunjin czuł się, jakby jego serce miało zaraz wybuchnąć z nerwów. Był zdenerwowany; nie miał pojęcia, jak zareaguje Yang. Zgodzi się? Znowu będzie próbował wypchnąć go za drzwi?

— Po co miałbym ci na to pozwolić? — mruknął po kilku minutach osiemnastolatek. — Nie chcę twojej pomocy. Ba, nie chcę cię nawet widzieć na oczy, a co dopiero pozwalać ci na coś takiego.

Blondyn przygryzł policzki od środka.

— Rozumiem. Ale pomyśl, czy masz teraz kogoś, kto wie o... o naszej relacji? O tym, co dzieje się między twoimi rodzicami?

— Ty naprawdę masz tupet — prychnął Yang. — Myślałem, że masz w sobie chociaż tyle godności, żeby nie wykorzystywać moich problemów przeciwko mnie.

— Jeongin, ja naprawdę chcę ci pomóc — powiedział, wstając z kanapy. — Zrozum, proszę...

Podchodził w stronę szarowłosego, który nagle poderwał się na równe nogi. Na jego twarzy Hyunjin mógł dostrzec złość, taką samą, jaką widział poprzedniego dnia.

— Wynoś się — warknął Yang, popychając chłopaka w stronę wyjścia.

— Jeongin... — Złapał go za ramiona, by uchronić się przed kolejnymi popchnięciami. — Uspokój się.

Szarpali się przez kilka minut, a z ust szarowłosego niemal co chwilę padały coraz to głośniejsze i przepełnione irytacją przekleństwa. Ale Hyunjin się nie poddawał — chociaż wiedział, że nie powinien być z tego dumny i wielokrotnie zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby odpuścić.

W końcu Jeongin wyszeptał ostatnie przekleństwo i... rozpłakał się.

Miał dość. Miał tak cholernie dość.

Chciał wyrzucić Hwanga z mieszkania, chciał zostać sam, chciał ukryć przed nim wszystkie swoje słabości, ale... nie potrafił. Był zbyt słaby, by to zrobić. Nie widząc żadnego dobrego wyjścia, po prostu pozwolił sobie na niemal całkowite opadnięcie z sił i wpadł prosto w ramiona chłopaka, którego miał ochotę uderzyć ze złości za każdym razem, gdy widział go na oczy.

Nie powstrzymywał już łez, które nagle zakryły mu pole widzenia. Nic już go nie obchodziło; ostatnie dni wymęczyły go psychicznie tak bardzo, że nie miał sił na udawanie silnego.

A Hyunjin objął go mocno, żeby nie upadł na podłogę. Przyciągnął do siebie trzęsące się ciało osiemnastolatka i przygryzł wargę, wsłuchując się w jego płacz — cichy i rozrywający serce blondyna na kawałki.

To, co wydarzyło się między nimi przez ostatnie miesiące, nie miało najmniejszego znaczenia. Teraz liczyło się tylko to, by Jeongin się wypłakał. Zrzucił z siebie ten ogromny ciężar, który musiał nieść sam przez tak długi czas.

Dla Hyunjina liczyło się tylko to.

***

Obudził się dwie godziny później. Słońce zdążyło już zajść, więc ktoś zapalił światło w salonie, by zapobiec zapadnięciu całkowitej ciemności. W pomieszczeniu było... cicho. Niemal całkowicie cicho.

Zamrugał kilka razy, wzdychając. Wciąż był senny i szczerze powiedziawszy... najchętniej wróciłby do spania.

Ale nagle usłyszał szept:

— Śpisz?

Niemal od razu poderwał się do pozycji siedzącej.

— Co ty tutaj robisz? — zapytał zachrypniętym głosem.

— Zasnąłeś w moich ramionach, co miałem zrobić? Nie chciałem cię budzić — wytłumaczył Hyunjin, drapiąc się po karku. — W dodatku twoja mama wróciła jakiś czas temu do domu i kazała mi zostać na kolację. Nie mogłem odmówić.

Jeongin jęknął, przecierając twarz dłonią. Jak mógł zasnąć? Cholera, on nawet nie pamiętał, kiedy przestał płakać. Naprawdę był aż tak zmęczony?

— Po kolacji wychodzisz stąd i więcej nie wracasz — powiedział ostro, patrząc na blondyna spode łba. — Jasne?

— Jak słońce — odpowiedział Hwang, unosząc ręce do góry w geście poddania się.

Szarowłosy spojrzał na niego spod przymrużonych oczu, nie do końca wierząc w szczerość słów nastolatka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro