Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie był pewien, czy nie potrafi go wyrzucić ze swojego życia, bo był za bardzo do niego przywiązany, czy może z jakiegoś innego powodu. Ale wiedział, że z pewnością był na to zbyt słaby.

Czy to właśnie dlatego w pewnym momencie się poddał? Zresztą, co innego miał zrobić? Nieustannie próbować, wiedząc, jak to się znowu skończy? Nie miał na to sił. Był po prostu zbyt zmęczony, by nawet o tym myśleć.

Przez ostatni tydzień Hyunjin był u niego codziennie. Przychodził od razu po szkole, nie wstępował nawet do siebie, żeby przebrać się z mundurka. W weekend pojawiał się przed południem i siedział do wieczora, z wyjątkiem soboty, kiedy wracał do swojego domu kilka godzin wcześniej.

I Jeongin nikomu by się do tego nie przyznał, ale z czasem zaczynał coraz lepiej znosić obecność blondyna. Wciąż go irytował i kilka razy reagował podobnie, jak wcześniej: próbował wypchnąć go z pokoju, ale ostatecznie poddawał się i zaczynał płakać, bo jego ciało ogarniała niemoc, której nie potrafił znieść.

Pewnej nocy, gdy po raz kolejny nie był w stanie zmrużyć oka, zauważył coś, czego nie potrafił dostrzec wcześniej przez irytację i zdenerwowanie.

Hyunjin robił to specjalnie. Z premedytacją wywoływał w szarowłosym złość, a to wszystko po to, by Yang pozwolił sobie na wybuch złych emocji. Dzięki temu miał szansę na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co ciągnęło go w dół, czy to za pomocą pięści, czy łez.

— No tak — mruknął sam do siebie. — W końcu mówił, że nie chce pozwolić mi na bycie samemu ze swoimi problemami.

Prychnął, przekręcając się na drugi bok.

Hwang był czasami tak łatwy do przejrzenia... a może szarowłosy po prostu zbyt dobrze go znał? Chłopak już wcześniej mówił Jeonginowi, że przed nim nie miał żadnych przyjaciół, więc może chciał, by Yang tak dobrze go poznał?

Nie mógł zaprzeczyć, że jego przyjaźń z Hyunjinem była wyjątkowa. Rozkwitła szybciej niż kwiaty wiśni podczas ostatniej wiosny. Była szczera i pełna zaufania, ale zupełnie innego niż to, którym Jeongin darzył Changbina czy Seungmina. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale przy blondynie czuł się zupełnie inaczej, jakby był niemal całkowicie... wolny.

Może gdyby wciąż byli przyjaciółmi, nic by mu nie przeszkadzało. Ale ich relacja uległa zmianie i właśnie dlatego Yanga przerażało to, jak dobrze Hyunjin go znał.

W końcu jak inaczej Hwang wpadłby na pomysł, że zamiast czekać na wyznania ze strony szarowłosego, lepiej będzie zmusić go do działania, nawet jeśli będzie to oznaczać kilkukrotne próby pobicia i litry łez wylane na podłogę?

***

Pani Yang zapukała we framugę drzwi, stając w progu.

— Może zamiast tyle siedzieć w książkach, wyjdziecie na spacer, hm? — zasugerowała, posyłając chłopcom uśmiech.

— Mamo... — jęknął szarowłosy, wywracając oczami.

— Siedzisz już zbyt długo w domu, powinieneś się przejść dla zdrowia — skarciła syna. — Pójdziesz z nim, Hyunjin? — spytała, odwracając się do nastolatka.

— Oczywiście, pani Yang — odpowiedział z uśmiechem na ustach. — Jeongin, chodź, wyjdziemy na trochę.

— Nie chcę...

— Idź, niedługo zrobi się zimno i nie będziesz chciał wychodzić — dodała kobieta, kiwając głową w stronę drzwi, żeby pospieszyć syna. — Za pięć minut was tutaj nie widzę, jasne?

Szarowłosy przytaknął niechętnie, nie mając ochoty na sprzeczki z mamą. Nie chciał się do tego przyznać, ale wiedział, że kobieta ma rację. To jednak nie sprawiało, że miał ochotę na wyjście gdziekolwiek.

Chwilę później stali już przed budynkiem.

— Gdzie chcesz iść? — zapytał Hyunjin.

— Nigdzie.

Blondyn westchnął głęboko.

— Daj spokój, możemy się przejść i niedługo wrócimy — powiedział, chcąc zachęcić chłopaka do spaceru. — No chodź.

Jeongin ponownie wywrócił oczami, ale ostatecznie poszedł za nastolatkiem, nic nie mówiąc.

Szli chodnikiem, mijając tłum ludzi. Chociaż wydawało mu się, że przechodniów jest więcej niż zawsze, w rzeczywistości ich liczba była podobna do tej, którą widział na ulicach codziennie. Cóż, naprawdę dawno nie wychodził z domu i nic dziwnego, że taki tłum wyglądał na ogromny.

Słysząc jadące samochody, czuł się nieswojo. Nawet nie zwrócił na to uwagi, ale instynktownie odsuwał się od jezdni, jakby chciał uciec jak najdalej stąd.

Ale było w porządku. Nie zaczął panikować, więc wszystko powinno być okej, prawda?

I było, dopóki nie stanęli przed przejściem dla pieszych.

Światło sygnalizacji zmieniło się na czerwone, przez co samochody zaczęły zwalniać. Jeden z pojazdów, ten, który znajdował się po lewej stronie Yanga, zahamował dużo później.

Słysząc pisk hamulców, Jeongin odwrócił głowę ku źródłu dźwięku.

Poczuł, jak kolana się pod nim uginają.

Cholera, cholera, cholera.

Ludzie ruszyli w stronę przejścia dla pieszych, potrącając chłopaka przez przypadek. A on stał jak wryty, nie odrywając wzroku od maski samochodu.

Świat zawirował mu przed oczami.

To ten sam samochód, to ten sam samochód, to jest ten sam samochód...

Zakręciło mu się w głowie.

Poczuł delikatny dotyk dłoni Hyunjina, które złapały go za ramiona.

Ale nie słyszał jego wołań. Do uszu Yanga nie docierały żadne dźwięki z zewnątrz.

Słyszał swój przyspieszony oddech. Głośne bicie serca, które boleśnie odbijało się od jego żeber, przez co miał wrażenie, że zaraz pękną. Świst powietrza, które z trudem przepływało przez gardło chłopaka. Ciche jęki wywołane wrażeniem, że ktoś go dusi.

Miał mroczki przed oczami. Obraz już dawno mu się rozmazał, a on nie miał pojęcia, czy to skutek pojawienia się łez, czy czegoś innego.

Czuł, że zaraz straci przytomność.

Ktoś pociągnął go na bok, wywołując u chłopaka jeszcze większe zawroty głowy. Nogi się pod nim ugięły i omal nie upadł kolanami na chodnik.

Ale w tamtym momencie wokół niego zapanowała ciemność i usłyszał bicie czyjegoś serca.

***

Hyunjin nie wiedział, jak długo kucał obok Jeongina na chodniku i przytulał go do siebie, kołysząc lekko. Czuł na sobie spojrzenia przechodniów, ale nie zwracał na nie uwagi. W tamtym momencie liczyło się tylko to, by uspokoić szarowłosego.

Szczerze powiedziawszy, sam trząsł się z emocji. Kiedy zobaczył, że z chłopakiem jest coś nie tak i nie odpowiada ani na zawołania, ani na dotyk, bardzo się przestraszy. Omal nie wpadł w panikę, nie mając pojęcia, co zrobić.

Odciągnął osiemnastolatka na bok i ściągnął swoją kurtkę, by okryć nią chłopaka, a następnie przyciągnąć go do swojej piersi, kołysząc lekko.

Nie wiedział, czy robi dobrze, ale to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy.

Później, kiedy Jeongin trochę się uspokoił, zaprowadził go do parku znajdującego się niedaleko, cały czas podtrzymując, żeby nie upadł.

Posadził Yanga na ławce i pobiegł szybko do sklepu, by chwilę potem wrócić z czymś do picia.

— Wypij — powiedział, podając chłopakowi odkręconą butelkę wody. — Powoli.

Ukucnął przed szarowłosym, kładąc rękę na jego kolanie w nadziei, że to pomoże mu się uspokoić.

Jeongin wypił prawie połowę zawartości butelki na raz, po czym odłożył ją na bok i westchnął głęboko.

Spojrzał Hyunjinowi w oczy.

— Dzięki — szepnął tak cicho, że Hwang prawie go nie usłyszał.

— Nie ma za co — powiedział blondyn, posyłając mu delikatny uśmiech i gładząc kciukiem jego kolano. — Chcesz już wracać?

— Za chwilę — odpowiedział i w chwilowym przypływie strachu na samą myśl o przejściu obok samochodów położył swoją dłoń na tej Hwanga. Niemal od razu to zauważył i speszył się, ale z jakiegoś powodu nie zabrał ręki. — Wróćmy za chwilę.

Hyunjin przytaknął, ściskając delikatnie rękę chłopaka.

I siedzieli tak przez kilka kolejnych minut, nie odzywając się do siebie i co jakiś czas patrząc sobie w oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro